Spojrzałem na niego zdumiony; jemu na serio się to podoba? Zawsze był dziwakiem i osobą absolutnie dla mnie niezrozumiałą, no ale cóż.
- Może, może. Ale już starczy. - spojrzał na mnie zdziwiony - Mam plany na dzisiejszy dzień, nie chcę przeleżeć całego południa w łóżku.
- A że tak się spytam: co chcesz robić innego? Co jest lepsze od leżenia tu ze mną? - miałem wrażenie, że nie tylko ja nie mogłem zrozumieć Williama, ale on również nie rozumiał mnie.
- Przejdę się do przetrzebionych przez pająki szeregów Genowefy. - uśmiechnąłem się wesoło - Chcesz iść ze mną? - zaproponowałem.
- Kiedyś ci przyleję.. - warknął -..i to tak bardzo mocno. Tak, że się kurwa nie pozbierasz. Nie wiem w co ci walnę, ale..
- Dostanę za to pieniądze i razem pójdziemy na lody i gofry z bitą śmietaną i truskawkami.. - szepnąłem mu do ucha -..nie mów, że ich nie lubisz.. - przekręcił się i wtulił twarz w poduszkę. Za sekundę usłyszałem stłumiony krzyk złości, dobywający się z tamtej strony. - Co ci nie odpowiada?
- Sporo rzeczy. - mruknął - Sporo.
- No tak.. - westchnąłem - Dobrze wiedzieć. - odwróciłem go ku sobie i przytuliłem - Teraz ty chcesz być na górze, hm? - jakoś nie zachwycała mnie ta myśl, ale może wybaczy mi to co zrobiłem.. cokolwiek to było.
William? :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz