Nie ma to jak wakacje w Świecie Demonów. Siedziałam sobie na balkonie
wieży zamkowej i wpatrywałam się w umęczone dusze, palące się w ogniu.
Mojej tam nie było. Kiedy dobrowolnie i z uśmiechem oddałam mą
wspaniałą, przesiąkniętą nienawiścią duszę, która już zaczynała gnić,
nie została skazana na męczenie przez wieczność, lecz znajduje się w
najciemniejszym lochu. Przywiązana do ściany z kolcami, mimo, iż jest
rzeczą niby nie materialną, wszystko czuje. Zamiast krzyczeć jak
wszystkie inne - śmieje się. Co się dziwić, w końcu to ja. Oczywiście
nie siedziałam tam jako wilk, lecz postać ludzko podobna; demon.
-Musisz już wracać - usłyszałam za sobą - Siedzisz tutaj już tydzień.
Może Cię zepchnąć? Nie zapomnij, że demony mogą Cię zabić - zachichotał
wesoło. Powoli wstałam po czy stwierdziłam, że już lecę do swojego
świata. Było mi tutaj jednak naprawdę dobrze, cieszyłam się z pobytu w
domu. Ziewnęłam. Rozłożyłam skrzydła, po czym spytałam, nie odwracając
się:
- Odwiedzisz mnie, prawda?
- Głupia, idę do tamtego świata, aby Cie monitorować. Zawsze będę za
Tobą, jak taki cień. Mi także się to nie uśmiecha, ale rozkazy wypełniać
muszę. Chociaż.... Może nie będzie tak nudno... - popchnął mnie mocno,
po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do komnaty. Ja zaś zaczęłam
spadać. Po chwili rozłożyłam skrzydła i poleciałam w stronę wyjścia. Nie
lubię wracać do tamtego świata - ba, ja nawet tamtego świata nie lubię.
Tego, rzeczywistością zwanego. W piekle jest dużo zabawniej. Zaraz to
już byłam na Ziemi. Przeleciałam nad lasem, śmiejąc się psychopatycznie.
Szukałam z lotu ptaka nowej ofiary. Wtem, doszedł mnie przyjemny zapach
krwi. Poleciałam w tamtą stronę, ale ujrzałam tylko konającą samicę.
Nudne... Kopnęłam ją z obrzydzeniem, a ta zaraz już nie żyła. Ruszyłam w
stronę polany, gdzie zamieniłam się w wilka. Położyłam się i zamknęłam
oczy, ale nie spałam. Zbliżał się wieczór - czas, gdy jestem pobudzona,
aktywniejsza i mam jeszcze bardziej wyczulone zmysły. Czułam wzrok dwóch
demonów - braci i co ciekawe bliźniąt. Wyglądali prawie identycznie,
można ich było rozróżnić tylko po strojach. Siedzieli na drzewie i
nudzili się, tak jak ja. Cóż, nic ciekawego nie robiłam. Wtem,
usłyszałam szmer. Rzuciłam się na, jak to się okazało, poznanego
wcześniej samca.
- Co Ty tutaj robisz, Kakashi? - warknęłam niezadowolona, zapominając o nadzorze.
- Spacer, czy to nie oczywiste...? - stwierdził bardziej niż zapytał. Prychnęłam głucho, po czym zeszłam z basiora.
- Znowu Ty, przymule... - westchnęłam, wracając na wcześniejsze miejsce i usiadłam, wpatrując się w zachodzące powoli słońce.
Kakashi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz