Słońce zaczynało już zachodzić. Otworzyłam oczy i szybko zeskoczyłam z drzewa. Czułam naprawdę ostry ból. Spojrzałam na plecy, z których krew lała się strugami. Cicho przeklnęłam, po czym ruszyłam chwiejnym krokiem przez las. Potknęłam się o wystający korzeń dębu. Padłam na ziemię, nie mogąc się podnieść. Obok mnie, znikąd pojawił się jeden z demonów, po czym z obrzydzeniem mnie kopnął. Zaczęłam próbować się podnieść, ale ponownie uderzył swą nogą w krwawiące plecy. Syknęłam cicho. O co chodzi.... Dobrze wiedziałam. Pomogłam... Pomogłam anielicy. Obok napastnika pojawił się jego brat, który zaśmiał się.
- Demon, do którego należałaś, mianowicie Licorn, już Cię nie chce. Dawno też nie zabijałaś, co widać po oczach. Twoja dusza stała się znów brudna, a nawet jeszcze ciemniejsza. Żeby zdradzić demona.... Naprawdę jesteś taką idiotką? Myślałem, że choć trochę oleju w głowie masz - stwierdził. Na jego twarzy malował się wyraz całkowitego rozbawienia tą sytuacją. Oparł się o pień drzewa i zamilkł. Z jego twarzy jednak nie znikał uśmiech. Pomachał ręką z dumą, po czym ciężko westchnął i z pogardą prychnął.
- Niechże mi się nie dziwi. Nie powiem, jak traktowana byłam - warknęłam z ironią w głosie. Liczyłam, że ów bracia się zirytują. Przeliczyłam się. Oboje głośno się zaśmiali, po czym jeden uklęknął i wycelował mi ręką w twarz. Zaśmiał się, specjalnie mnie prowokując. Zaczęłam się zastanawiać, po co tutaj przybyli. To chyba nie....?!
- Moment.... Ja teraz do nikogo nie należę, prawda? Czyli, jesteście tu...- zbladłam, widząc jeszcze szersze uśmiechy. Podniosłam się szybko i, choć z wielkim trudem, zaczęłam uciekać. Byłam w postaci ludzko podobnej, ale skrzydła... Musiały zostać odcięte. Na ręce, coś zaczynało mi rozrywać skórę. Po chwili pojawił się napis: "Dobranoc...". Wystraszyłam się, przyznam to sama. Odkąd poznałam umiejętności demonów, zrozumiałam, że naprawdę nie mają sumienia. "Boli... BOLI...!! Będę już posłuszna, tylko niech moje serce tak nie płacze! N-nie...! NIE!!!" - serce mieć, to naprawdę wielki ból. Wyrzekłam się serca i oddałam je demonom, które skaziły je bólem i rozpaczą. Teraz przyszedł czas na to, aby się oddać w te ciemne łapy. Chciałabym być wolna, jak ptak. Choć nawet i on nie ma wolności. Upadłam na zimną ziemię, lekko zadrżałam. Ja umrę. Ja umrę, choć podobno nie miałam umrzeć. Miałam żyć wiecznie. Miałam być szczęśliwa... Nie, ja właśnie tego chciałam. Chciałam umrzeć i wyzwolić się od tego świata, na rzecz Endu. A teraz... Jak takie ścierwo, leżałam z ciemną duszą. Mimo to, nadal byłam dobrym towarem. Nie było jeszcze śmiertelnika, który stał się demonem. A teraz ten śmiertelnik zdradził pana... Znowu będzie to samo, co kiedyś - nawet nie spałam, gdyż zaraz pojawiał się anioł lub demon. Dla aniołów byłabym niezłą atrakcją - próby nawrócenia, cisze... Demony tego nie mają. Obok mnie znów pojawili się bracia. Od razu się podniosłam, lecz nie miałam siły, żeby z nimi walczyć - byłam naprawdę osłabiona walką próbowania ocalić moją duszę przed zniszczeniem. Walkę tą wygrałam, choć to jeszcze nie koniec... Demony korzystając z mojego braku sił, postanowili się pobawić, zanim zwiążą mnie Modlitwą Demona. Jeden z nich wyjął sztylet i zaczął mi go powoli wbijać. Przez moment nawet nic nie mogłam powiedzieć, tak wyczerpana byłam.
- Przestań... Obrzydzasz mnie. A gdybym ja wbijałam Ci sztylet? - syknęłam, co znów rozbawiło demony. Oni się naprawdę dobrze bawili. Wystarczyły mi rany na plecach....
- Ja bym się wtedy naprawdę świetnie bawił. Ale wiesz, co by się stało, gdybyś coś takiego uczyniła... - zachichotał, po czym bez wahania wtopił broń w moje ciało - w ramię. Jęknęłam cichutko, po czym o mało co nie padłam na ziemię. Wydawało mi się, że ten drugi jest zdecydowanie normalniejszy, jednak nie wiedziałam, co mówię. Gdy wyrwałam się jednemu z braci, warknął:
- Auger, starczy tej sielanki. Może czas się prawdziwie zabawić?
Źrenice rozszerzyły mi się. Co....? To było...? Nie zgadzało mi się to. Natychmiast odbiegłam od demona, Augerem zwanego. Moment.... Augerem? On był moim obserwatorem! Wyglądał teraz inaczej, miał uszy i ogon całe złote, tak samo jak oczy, które stały się bardziej głębokie, choć widać w nich było tylko rozbawienie, ale nic na to nie poradzę. Oczy te naraz to rozbłysły. Drugi z nich musiał być demonem, bliźniakiem Augera, także znany z okrucieństwa - Mejojo Von Garibaldi. Gdy obaj powoli podeszli, uderzyłam rękę Mejoja. Niby przypadkiem, choć bardzo chciałam zrobić to wcześniej. Wtem, zaniepokoiło mnie coś w zachowaniu demona. Złapał on najprawdziwszy, skórzany bat. Przez jeden szybki, acz bardzo bolesny ruch broni upadłam na ziemię i już kompletnie opadłam z sił. Nie miałam siły krzyczeć. Wydyszałam tylko "Pomocy... Nie rób tego, błagam..." po czym już nawet nic nie mówiłam. Cicho krzyczałam na odczucie coraz ostrzejszego bólu. Wreszcie nie wytrzymałam, byłam pewna, że zaraz zemdleję. Krew była wszędzie wokół, broń demona także ociekała świeżą krwią.
- Jesteś nasza, należysz do nas i tylko do nas, tak? - warknął Mejojo z uśmiechem na ustach.
- Tak, należę tylko do was...Obiecuję - wysyczałam, po czym zamknęłam oczy i kończąc ten jakże wspaniały wieczór pełen zabaw - zemdlałam.
~~*~~
Następny dzień, poranek
~~*~~
Zbudziłam się. Podniosłam się z ziemi krwią naznaczonej, choć z wielkim trudem. Rozejrzałam się nerwowo, ale nigdzie sadystów nie ujrzałam. Odetchnęłam z ulgą. Naraz to, poczułam coś dziwnego - dotknęłam ręką pleców. Pomiędzy ranami, miałam jakby tatuaż skrzydeł. Czułam ją w każdym calu, nie ma co się dziwić, skoro lekko piekła. Spojrzałam przy okazji na moje ręce - była jakaś bardziej blada niż codziennie. Wtem, doszło do mnie, że wyglądam inaczej. Także włosy były białe jak śnieg. "Blisko gdzieś, powinno być jezioro" - pomyślałam, po czym pobiegłam na południe. Obejrzałam się w tafli wody, ale od razu skamieniałam. Wyglądałam co najmniej jak... Zima... Pobiegłam polną drużką. Po godzinie biegów byłam już zmęczona, ale naprawdę chciałam odetchnąć. "Gdybym tylko miała skrzydła... Białe jak dusze aniołów. Gdybym je miała, powiedziałabym - Żwir..." - pomyślałam. Nagle wyrosły mi wielkie, białe skrzydła. Oniemiałam. To musiał oznaczać ten tajemniczy tatuaż. Dopiero teraz zdałam sobie też sprawę z mojego stroju. Była to na przodzie krótsza, a z tyłu dłuższa sukienka, z ozdobnymi elementami. Czy wczorajsze zdarzenia to mógł być sen? Nie... Miałam pełno ran na nogach, plecach, szyi, a nawet z trzy na twarzy. Rozpostarłam skrzydła, wyprostowałam lotki i wzniosłam się do góry. Zdecydowanie szybciej mi się podróżowało. Po jeszcze paru godzinach, dotarłam do miasta. Było niezwykle daleko od naszego miejsca zamieszkania. Z 160 kilometrów - co najmniej. Tak odosobnione miejsca są naprawdę wspaniałe. Co z tego, iż był środek południa... Machnęłam skrzydłami i szybko wleciałam do sklepu, zbijając przednią szybę. Zabrałam kartki i cztery pióra, po czym wróciłam na tereny watahy. Opadłam zmęczona, ale od razu zabrałam się za pisanie. Skrzydła od razu zniknęły, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Pozostał tylko tatuaż. Co chciałam zrobić teraz? Chciałam napisać i wyrzec się tego, co właśnie czułam. Jedynym moim przyjacielem były w tym momencie kartki papieru. W codzienności nie mam nikogo, dla nikogo nic nie znaczę i nigdy znaczyć nie będę. Zamiast łzy, poleciała mi z oczu krew. Zapewne wyglądała pięknie w połączeniu z bladą cerą i białymi włosami. Przestałam myśleć. Jakby owładnięta myślami o śmierci i samobójstwie napisałam:
"A każdego dnia siedemnastu z nas
z parapetu okna skoczy zatrzaskując oczy..."
- Auger, starczy tej sielanki. Może czas się prawdziwie zabawić?
Źrenice rozszerzyły mi się. Co....? To było...? Nie zgadzało mi się to. Natychmiast odbiegłam od demona, Augerem zwanego. Moment.... Augerem? On był moim obserwatorem! Wyglądał teraz inaczej, miał uszy i ogon całe złote, tak samo jak oczy, które stały się bardziej głębokie, choć widać w nich było tylko rozbawienie, ale nic na to nie poradzę. Oczy te naraz to rozbłysły. Drugi z nich musiał być demonem, bliźniakiem Augera, także znany z okrucieństwa - Mejojo Von Garibaldi. Gdy obaj powoli podeszli, uderzyłam rękę Mejoja. Niby przypadkiem, choć bardzo chciałam zrobić to wcześniej. Wtem, zaniepokoiło mnie coś w zachowaniu demona. Złapał on najprawdziwszy, skórzany bat. Przez jeden szybki, acz bardzo bolesny ruch broni upadłam na ziemię i już kompletnie opadłam z sił. Nie miałam siły krzyczeć. Wydyszałam tylko "Pomocy... Nie rób tego, błagam..." po czym już nawet nic nie mówiłam. Cicho krzyczałam na odczucie coraz ostrzejszego bólu. Wreszcie nie wytrzymałam, byłam pewna, że zaraz zemdleję. Krew była wszędzie wokół, broń demona także ociekała świeżą krwią.
- Jesteś nasza, należysz do nas i tylko do nas, tak? - warknął Mejojo z uśmiechem na ustach.
- Tak, należę tylko do was...Obiecuję - wysyczałam, po czym zamknęłam oczy i kończąc ten jakże wspaniały wieczór pełen zabaw - zemdlałam.
~~*~~
Następny dzień, poranek
~~*~~
Zbudziłam się. Podniosłam się z ziemi krwią naznaczonej, choć z wielkim trudem. Rozejrzałam się nerwowo, ale nigdzie sadystów nie ujrzałam. Odetchnęłam z ulgą. Naraz to, poczułam coś dziwnego - dotknęłam ręką pleców. Pomiędzy ranami, miałam jakby tatuaż skrzydeł. Czułam ją w każdym calu, nie ma co się dziwić, skoro lekko piekła. Spojrzałam przy okazji na moje ręce - była jakaś bardziej blada niż codziennie. Wtem, doszło do mnie, że wyglądam inaczej. Także włosy były białe jak śnieg. "Blisko gdzieś, powinno być jezioro" - pomyślałam, po czym pobiegłam na południe. Obejrzałam się w tafli wody, ale od razu skamieniałam. Wyglądałam co najmniej jak... Zima... Pobiegłam polną drużką. Po godzinie biegów byłam już zmęczona, ale naprawdę chciałam odetchnąć. "Gdybym tylko miała skrzydła... Białe jak dusze aniołów. Gdybym je miała, powiedziałabym - Żwir..." - pomyślałam. Nagle wyrosły mi wielkie, białe skrzydła. Oniemiałam. To musiał oznaczać ten tajemniczy tatuaż. Dopiero teraz zdałam sobie też sprawę z mojego stroju. Była to na przodzie krótsza, a z tyłu dłuższa sukienka, z ozdobnymi elementami. Czy wczorajsze zdarzenia to mógł być sen? Nie... Miałam pełno ran na nogach, plecach, szyi, a nawet z trzy na twarzy. Rozpostarłam skrzydła, wyprostowałam lotki i wzniosłam się do góry. Zdecydowanie szybciej mi się podróżowało. Po jeszcze paru godzinach, dotarłam do miasta. Było niezwykle daleko od naszego miejsca zamieszkania. Z 160 kilometrów - co najmniej. Tak odosobnione miejsca są naprawdę wspaniałe. Co z tego, iż był środek południa... Machnęłam skrzydłami i szybko wleciałam do sklepu, zbijając przednią szybę. Zabrałam kartki i cztery pióra, po czym wróciłam na tereny watahy. Opadłam zmęczona, ale od razu zabrałam się za pisanie. Skrzydła od razu zniknęły, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Pozostał tylko tatuaż. Co chciałam zrobić teraz? Chciałam napisać i wyrzec się tego, co właśnie czułam. Jedynym moim przyjacielem były w tym momencie kartki papieru. W codzienności nie mam nikogo, dla nikogo nic nie znaczę i nigdy znaczyć nie będę. Zamiast łzy, poleciała mi z oczu krew. Zapewne wyglądała pięknie w połączeniu z bladą cerą i białymi włosami. Przestałam myśleć. Jakby owładnięta myślami o śmierci i samobójstwie napisałam:
"A każdego dnia siedemnastu z nas
z parapetu okna skoczy zatrzaskując oczy..."
Od razu wstałam i rozejrzałam się nerwowo, gdy usłyszałam szmery. Jakby wybudzona z transu, choć cały czas kurczowo trzymając pióra i notatnik. To mały króliczek skakał w okolicy. Ruszyłam przez lasy i łąki, nucąc sobie cichutko:
Dzieje się ze mną coś niedobrego
śni mi się mięso
śni mi się krew
chciałabym wyjąć serce spod żeber
i połknąć z nim cały mój lęk
Dzieje się ze mną coś bardzo dziwnego
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
śni mi się tajga przez tajgę biegnę
i bardzo męczy mnie już ten bieg
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
śni mi się mięso
śni mi się krew
chciałabym wyjąć serce spod żeber
i połknąć z nim cały mój lęk
Dzieje się ze mną coś bardzo dziwnego
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
śni mi się tajga przez tajgę biegnę
i bardzo męczy mnie już ten bieg
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
i he he...
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
śnią mi się wilki i śnieg
Dzieje się ze mną coś niedobrego
śni mi się mięso
śni mi się krew
chciałabym wyjąć serce spod żeber
i połknąć z nim cały mój lęk
Dzieje się ze mną coś bardzo pięknego
śni mi się zamieć
śni mi się mróz
przez zjednoczone stany lękowe
w śmierć zaprzężony ciągnie mnie wóz
śni mi się zamieć
śni mi się mróz
śni mi się śnieg
śnią mi się wilki i śnieg
Dzieje się ze mną coś niedobrego
śni mi się mięso
śni mi się krew
chciałabym wyjąć serce spod żeber
i połknąć z nim cały mój lęk
Dzieje się ze mną coś bardzo pięknego
śni mi się zamieć
śni mi się mróz
przez zjednoczone stany lękowe
w śmierć zaprzężony ciągnie mnie wóz
śni mi się zamieć
śni mi się mróz
i he he...
śni mi się zamieć
śni mi się mróz
śni mi się zamieć i mróz
śni mi się mróz
śni mi się zamieć i mróz
Szłam przez lasy i łąki, cały czas jednakowo otumaniona. Co się dzisiaj działo? Co się działo wczoraj? Jakby urwał mi się film. Wczoraj... zbankrutował mi, cały świat. Teraz wiem, jak się traci na giełdzie rozpaczy. Ogień w głowie mam. A w sercu siwy dym. Wszyscy opuścili mnie. Urwał mi się film... Wtem, przede mną znikąd pojawił się wilk. Był z watahy, bo nieraz obserwowałam go z góry z ciekawością. Wtedy chciałam go zabić. Na te myśli i przypomnienia, poczułam delikatne ukłucie w okolicach uda. Spojrzałam zdziwiona, co się stało. Na nodze pojawił się malutki znaczek - uśmiechnięta buźka. Dotknęłam jej zdziwiona. Gdy "poczuła" zimno mojej dłoni, tatuaż zamienił się w ciemnoszary pas i opasł moją nogę. Przejechałam po nowym przedmiocie ręką, po czym powiedziałam "lęk" - naraz to do pasa został przymocowany jasnoniebieski sztylet, z pozłacaną rączką. Spojrzałam na niego pustymi, błękitnymi oczyma. Był śliczny. Głośno westchnęłam, po czym rozłożyłam skrzydła, aby odlecieć. Wilk jednak zatrzymał mnie, pytając
- Poczekaj! Kim Ty jesteś...? - zapytał z naprawdę głęboką ciekawością. No cóż, nie codziennie się widzi anioła, który upadł tak nisko.
- Ja nie-dobro watahy, ja pod skórą drzazga... Samo mięso duszy, ja miazga. Ja czarny kot, ja wściekły pies, ja chwast i ja blizna. Ja niechcianym słów, jedyna ojczyzna... - powiedziałam praktycznie bez uczuć, po czym spiorunowałam wilka lodowatym wzrokiem i odleciałam. Uśmiechnęłam się do siebie, było mi naprawdę miło. Mogłam latać wysoko i dotykać chmur... Wtem, poczułam coś zimnego na ręce. Zerknęłam w tamtą stronę, widząc czerwony łańcuch. Nadchodzi Droga Rozpacz. Nadchodzi mój gniew. Nadchodzi koniec. Krwisty szał zaatakuje świat.
Nadchodzi Czas Globalnej Niepogody...
_____________________
By Lileith
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz