Odwróciłem się od wadery.
Szedłem dalej, nie myśląc nic zmierzałem na północ.
Droga była spokojna, nie było żadnych nie przewidzianych zdarzeń.
Robiło się coraz ciemniej, księżyc był w pełni.
Po kilku godzinnej wędrówce uznałem że czas odpocząć.
Zatrzymałem się przed ogromnym dębem, który rósł obok dróżki.
Oparłem się o jego gruby pień i wyciągnąłem książkę.
Zacząłem ją czytać, kilkanaście minut później zasnąłem.
Obudziłem się wcześnie rano, słoneczko jeszcze spało.
Ruszyłem w dalszą drogę.
Po długiej wędrówce, napotkałem strumień.
Uklęknąłem przed nim, spuściłem maskę i zacząłem pić zimną wodę.
Po chwili maska znalazła się na swoim miejscu.
Wstałem od strumienia, powróciłem na szlak.
Lileith?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz