Nie chciałem wychodzić bez niego, ale znałem go i wiedziałem, że moje marudzenie nic nie zmieni. Ludzie nigdy nie spędzali ze mną dużo czasu, bo mówili że jestem przytłaczający i wyjątkowo nieczuły. Możliwe, że właśnie to dokucza teraz Williamowi, ale nie byłem w stanie tego zmienić, nawet dla niego. Nie dlatego, że nie chciałem. Nie dlatego, że mi się to podobało. Tylko po prostu nie wiedziałem jak.
Ubrałem się, wpuściłem Puchatego i wyszedłem z domu. Zebrały się chmury i jakoś tak zimno było na dworze, powinienem zainwestować w grubszy szalik. Może Willowi też coś kupię? Ale z czego on mógłby być zadowolony? W tym stanie na wszystko będzie kręcił nosem, ale jeśli nic nie zrobię, to wyjdzie na to, że jestem bezduszną mendą. Może Gefa mi coś poradzi, ona zawsze była w tych sprawach lepsza ode mnie.
Ruszyłem do Miasta. Jego ciężką aurę czuć było z odległości kilometra. Nie znosiłem tego miejsca. Było pełne ludzi; ludzi którzy brali chodź nie dawali nic w zamian, ludzi egoistycznych i wewnętrznie zepsutych. Bardziej nieczułych niż ja. A to trudne!
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem po przejściu przez bramę, był nie kto inny jak Gefa. Chodziła opatulona w szalik i zimową kurtkę, ściskając jakiś papierek i co chwile zaczepiała ludzi. Podszedłem bliżej ciekaw co tym razem się stało.
- Genowefa! - niebiesko włosa kobieta odwróciła do mnie wzrok.
- Phantom. - rzekła neutralnie, wcale się nie ciesząc. Aż mnie zdziwiła. Zawsze, chodź poważna i chłodna, uśmiechała się trochę na mój widok i rozpościerała ramiona. Tym razem nie brzmiało to nawet jak powitanie, a mruknięcie do samej siebie i przyjęcie wiadomości, że tutaj jestem.
- Coś się stało? - spytałem zdziwiony. - Wydajesz się przytłoczona.. - jak wszyscy dzisiaj, pomyślałem.
- Ah.. - wydała się trochę nieobecna i mocniej ścisnęła kartkę - ...to nic. - podszedłem bliżej i zerknąłem na to, co trzymała, ale nie zdążyłem się przypatrzeć nadrukowi - Mówię, że nic! - krzyknęła i krzyżując ręce na piersi zaczęła iść w jakąś stronę - Dam ci jakąś robotę i zmiataj stąd.
- Gefa, co się stało? - wyprzedziłem ją i zacząłem iść tyłem patrząc na jej smutny wyraz twarzy - Widzę, że to nie jest nic.
- Łał, niesamowite. Potrafisz odgadnąć czyjeś uczucia. Nie spodziewałam się tego po tobie.. - nikt mnie dzisiaj chyba nie kochał, wszyscy łazili przybici, a ja po raz pierwszy w takim dobrym humorze.. seks jednak naprawdę był przyjemny i pozytywnie wpływał na organizm. - I co cię to obchodzi?
- Obchodzi. - zatrzymałem się i spojrzałem wgłąb jej kaptura - Gefa..?
- Eh. - warknęła, ale chyba udało mi się ją rozbroić. - Chodzi o to, że.. - wyciągnęła kartkę i spojrzała na nią. - Chodzi o Jamesa. - przekrzywiłem głowę. James był jej kumplem z pracy, może kochankiem, nie wnikałem. W każdym razie lubiłem go, wielokrotnie korzystaliśmy z moich zapasów wódki spod podłogi (jak to wczoraj uczynił również William). Był raczej człowiekiem nieśmiałym, ale gdy spędzał czas z ludźmi, których dobrze znał i lubił, stawał się bardzo otwartym i miłym człowiekiem. Właśnie takimi istotami jak James powinna zaludnić się Ziemia. - Bo.. on nie wrócił. - spojrzałem na nią pytająco - Już trzy dni go nie ma. Nie było wiadomości, nie ma go w domu, nikt go nie widział.. chodziłam po ludziach i pytałam się, czy nikt go nie widział.. ale.. - głos zaczął jej się załamywać - Nikt.. - łzy zaczęły spadać jej na wydruk, którym było zdjęcie poszukiwanego. - Widzisz, potwory polują na nas. Ostatnio zabiły piątkę naszych. Zabijamy też mutanty.. co jeśli ktoś postanowił się zemścić? I padło akurat na niego.. - spojrzałem na nią smutnym wzrokiem, to naprawdę była zła wiadomość. Podszedłem do niej i objąłem ją, ale nie rozpłakała się. Zawsze była taka silna.
- Ale nie znaleziono go. - rzekłem i spojrzałem na nią - Więc może i został porwany, ale żyje? - spojrzała na mnie zaszklonymi oczami.
- Tak sądzisz? - spytała, a ja kiwnąłem głową - Może.. - przytuliła się jeszcze do mnie - ..oby.. - nagle dało się słyszeć huk i obróciliśmy się w tamtą stronę z której dochodził.
William?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz