Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

31 października 2014

Od Yassel c.d. Axel'a

Milczek z tego chłopaczka. Miałam nadzieję, że będę miała okazję pogadać sobie z kimś wesołym i rozmownym, ale tym bardziej oddalaliśmy się od las, tym większe odnosiłam wrażenie, że rośnie między nami jakiś rodzaj napięcia. Nie mogłam na to pozwolić, o nie!
- A więc mówisz, że nazywasz się Axel.. - zaczęłam, nie będąc nawet do końca pewną, co chcę powiedzieć -  Skąd jesteś?
- Z daleka. - rzekł po prostu, a ja westchnęłam. Trząsł się też jakoś dziwnie. Wzrok miał zamglony. Ogólnie wyglądał jak ćpun na odwyku. Ciekawe.
- Coś się stało? - spytałam wprost - Mam wrażenie, że nie wszystko jest w porządku z twoimi rękami. - wskazałam na jego drżące palce.

<Axel?>

30 października 2014

Od Axel'a Cd. Yassel

Pokręciłem głową. Iść z oprawcą czy nie iść? Oto jest pytanie.
- Okey..idę z tobą. - powiedziałem po krótkim zastanowieniu.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
Ruszyliśmy w miasto. Przez całą drogę czułem jak krew pulsowała mi w żyłach.
Schowałem ręce do kieszeni kurtki. Zaczęło brakować mi zapachu lasu.
Miałem ataki, ale nie tak silne. Wiedziałem że nie mogę tak ''wybuchnąć'' przy Yassel.
Różowo włosa zerkała na mnie kątem oka. Udawałem że nic się nie dzieje, drogę odbywaliśmy w ciszy.

Yassel?

28 października 2014

Od Yassel c.d. Axel'a

Biedaczek, zmasakrowałam go, łeb mu na środku drogi rozbiłam. Nie mogłam go zostawić tak zupełnie samego, było by to nieodpowiednie.
- Zmierzałam do miasta.. - mruknęłam koncentrując się na przemywaniu rany - ..muszę kupić kakałko.
- I tylko po to idziesz do miasta? - zdziwił się trochę - Po jedno kakałko?
- A czemu nie~? - uśmiechnęłam się i przykleiłam chłopakowi opatrunek z gazy - Chyba powinno być już dobrze. - przyjrzałam się krytycznie memu dziełu. W końcu co prawda... zaraz, zaraz. Nadal mam na sobie ten strój pielęgniarki, jaki wdziałam na siebie dla Tsugaru. Muszę wyglądać jak jakaś marna praktykantka w szpitalu, dobrze, że przynajmniej miałam ten długi płaszczyk, zasłaniał mi to i owo - I jak się czujesz.
- Całkiem dobrze, pani doktor. - uśmiechnął się, a ja zastanawiałam się, czy powiedzieć mu, że tak naprawdę nie jestem lekarzem. No ale "pani doktor" brzmiało tak ślicznie, że nie miałam serca`!
- Potowarzyszysz pani doktor w drodze do miasta? - uśmiechnęłam się - Bardzo chętnie bym się z kimś przeszła, a wolę mieć cię na oku!

<Axel?>

28 października 2014

Od Axel'a Cd. Yassel

Idziesz sobie spokojne a to pac! I leżysz na ziemi.
- Nic Ci nie jest? - spytałem pomagając dziewczynie wstać.
- Chyba nie, ale twój łuk brwiowy.
Dopiero wtedy zorientowałem się że z brwi napieprza mi krew.
- To nic. Coś się stało? Wydawało mi się że przed kimś uciekałaś.
- Nic mi nie jest i nic mi się nie stało. A co do twojej brwi trzeba ją odinfekować. - stwierdziła.
- Nic nie trzeba, przeżyję bez tego. - odpowiedziałem.
Dziewczyna westchnęła. Złapała mnie za rękaw i zaciągnęła do pobliskiej Apteki.
- Siad płaski! - wskazała na nie wielki murek i weszła do pomieszczenia.
Wyszła po pięciu minutach z jakimiś gazikami, nie gazikami. Miał tego chyba od zesrania.
- Nie ruszaj się to trochę za szczypie. - zaczęła przemywać moją ranę wodą utlenioną.- Tak poza tym jestem Yassel. - przedstawiła się.
- Axel. - odpowiedziałem krótko. - A więc panno Yassel można wiedzieć gdzie zmierzałaś?

Yassel?

27 października 2014

Od Williama c d Phantom'a

Nie śniło mi się nic i w sumie to się wcale nie wyspałem mimo że gdy mnie obudzono zbliżał się ranek. Byłem obolały i zdrętwiały ale cieszyłem się, że to Phantom mnie obudził.
Spojrzałem na niego nieprzytomnie.
- Nic mi nie jest.- dotknąłem jego ręki i zacząłem go głaskać.- Jak się czujesz? Przynieść ci coś?
- Jestem... zdezorientowany i obolały.- westchnął.- Ale chyba żyje...
- Przepraszam cię...- szepnąłem.
- Z tego co wiem to już to mówiłeś kilka razy.- zaśmiał się i położył mi dłoń na głowie.- Nie rozumiem tylko jak ty się tam znalazłeś...
- Przypadkiem dowiedziałem się że Mihawk jest w mieście i chciałem załatwić z nim kilka spraw.- westchnąłem i wygodniej się ułożyłem.- Od dawna na mnie poluje i nie chciałem by się doczepił do watahy.
- Trzeba mi było powiedzieć.- przytuliłem się do jego ręki bo raczej na łóżko nie mogłem wejść.
- Nie... Nie chciałem by coś ci się stało, no i nie wyszło.
- Przesadzasz, ty też nie jesteś w lepszym stanie, jesteś pobity, nie masz mięśni ramienia bo jakiś pająk ci odgryzł i wyglądasz jak najebany.
- Pielęgniarki dały mi jakieś leki na uspokojenie...- mruknąłem.- I nie porównuj mnie do siebie.
- Niby dlaczego? Ja też się o ciebie martwię.
- Ale to ty prawie umarłeś.- spojrzałem na niego zły.
- A ty to bliski nie byłeś?- warknął.
- Będziemy się teraz tak licytować?
Jakiś pacjent leżący w tej sali podniósł głowę i otworzył oczy kierując od razu wzrok na nas.
- Możecie być cicho? Nie da się spać.
- Dobrze, przepraszam.- szepnąłem i podniosłem się.- Idź spać Phan, ja pójdę do domu zobaczyć co ze zwierzakami i powiem by Genowefa poszła do siebie.- chłopak przytaknął.- Przyniosę ci kilka rzeczy.- nachyliłem się nad nim, pocałowałem go w czoło i uśmiechnąłem się smutno.- Miłych snów.
Odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia. Pójdę do domu i spakuję też siebie by nie sprawiać Phantom'owi więcej kłopotów. Jego ukochaną Krystynę przyniosę do szpitala, a Puchatego dam Tsu by się nim zajął.

[Phan?]

27 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Cały czas miałem ciemność przed oczami, co chwile jednak słyszałem jakieś niewyraźne szmery i szumy. W pewnym momencie jednak wszystko się uspokoiło i otworzyłem oczy po to, aby przywitało mnie rażące światło żarówki. Chwile zajęło mi analizowanie sytuacji i miejsca w jakim się znalazłem, jednak po chwili odgadnąłem, że leżę w szpitali, bo byłem postrzelony. Obok mojego łóżka ktoś drzemał sobie, prawie półleżąc na mojej nodze, a okazał się to nie kto inny jak William. Dlaczego śpi?! Powinien z przejęciem oczekiwać mojego powrotu, nie? Oh.. okropne.
- Will.- szepnąłem niewyraźnie. - Will.. - powiedziałem głośniej - Will! - poruszyłem lekko ręką, a chłopak otworzył zaszklone oczy - Jak się czujesz? - uśmiechnąłem się niewyraźnie.

<Will?>

27 października 2014

Od Yassel c.d. Tsugaru

Aż mnie chłop zaskoczył. Czyżby wreszcie okazał odrobinę słabości i odsłonił się ze swojej zbroi, a ja muszę trafić w ten słaby punkt i przedostać się przez jego defensywę? Już mam milion pomysłów na to, jak..
 - Wiesz.. - oderwał nagle swoje usta od moich i pogłaskał mnie po głowie - ..zrozum, że powstrzymuje cię przed pochopnymi decyzjami dla twojego dobra. I koniec. - fuknęłam, a on zaśmiał się i szturchnął mnie tym swoim zawszonym łbem. Ja tu już miałam nadzieję, a ten co?
- No dobra. - burknęłam niezadowolona - Idziemy wypić jakieś ciepłe kakao?
- A nie przyniesiesz mi go do łóżeczka~? - spytał, naśladując moje wcześniejsze podniecenie.
- Nie. Rusz dupę, bo się zastaniesz.. - parsknął i mimo, że był niewidomy, na pewno się domyślił, że się też uśmiechnęłam.
Skierowaliśmy swe kroki do kuchni, gdzie pięknie pachniało, stojącą na oknie młodą szałwią. Podeszłam do kuchennej szafki i stanęłam na palcach, by dosięgnąć najwyższej pułki, gdzie zwykło umościć się kakałko. Niestety, gdy tylko uniosłam barwne opakowanie zorientowałam się, że jest puste.
- Oh nie! - krzyknęłam, a Tsu poderwał się z miejsca, które uprzednio zajął przy stole - Kakałka nie ma.. - odetchnął z ulgą i znowu usiadł. - Ktoś niecnie wychłeptał ostatnią porcję i zamiast wyrzucić pudło do kosza, perfidnie schował je do szafy.. Tsu..? - spytałam nachylając się ku niemu.
- Nic ci to nie da. - mruknął - Może ten sposób, na detektywa, działał u twoich rodziców i niedorobionego rodzeństwa, ale w tym domu żyje tylko jedna osoba, która po sobie nie sprząta. I to nie jestem ja, Yas.
- Ohoho... - zaśmiałam się z lekkim pąsem na twarzy - ..to wcale nie tak... - wyrzuciłam śmieć do kosza. - No to teraz pytanie: cóż poczniemy bez kakałka?
- Wypijemy herbatę. - rzekł spokojnie Tsu - Poproszę be..
- Ne! - rzekłam kładąc z hukiem ręce na stole - Nie wyrażam zgody! - mężczyzna uniósł pytająco brew - Ja wyraźnie widzę, że ty pragniesz kakałka!
- Ale skoro kakałka nie ma.. - kontynuował dobitnie - ..to bardzo chętnie..
- Nie! - przerwałam mu znowu - Ja pójdę do miasta po to kakałko! To twój dzień i dziś dostaniesz wszystko, na co masz ochotę. - uśmiechnęłam się niecnie - Więc jakbyś miał chcicę to mnie zawołaj.. - dodałam szeptem nachylając się nad jego uchem.
- Pfff.. - jego jasne włosy poszybowały ku górze - ..ty niewyżyty zboczuszku. I nie, nigdzie nie idziesz. Kakałko kupi się przy okazji większych zakupów, nie ma sensu byśmy dreptali taki kawał po jedno, głupie kakałko. Koniec i kropka.
- A kto powiedział, że my.. - zaśmiałam się - Ty się kurujesz! Ja idę. - spojrzał na mnie oburzony. - Już teraz wyruszam, nie zatrzymasz mnie, nie zdążysz! - krzyknęłam rozbawiona i porywając płaszcz z wieszaka wystrzeliłam z domu i biegiem ruszyłam w stronę miasta.
Gdy tak biegłam, obejrzałam się jeszcze, czy ten uparty gościu mnie nie goni. Na moje nieszczęście właśnie w chwili, gdy odwracałam głowę, uderzyłam o coś i poleciałam na ziemię.
- Ał.. - usłyszałam obok siebie jęknięcie - ..co to?

<Axel?>

27 października 2014

Od Lileith - "Będę już posłuszna, tylko niech moje serce tak nie płacze..."

Słońce zaczynało już zachodzić. Otworzyłam oczy i szybko zeskoczyłam z drzewa. Czułam  naprawdę ostry ból. Spojrzałam na plecy, z których krew lała się strugami. Cicho przeklnęłam, po czym ruszyłam chwiejnym krokiem przez las. Potknęłam się o wystający korzeń dębu. Padłam na ziemię, nie mogąc się podnieść. Obok mnie, znikąd pojawił się jeden z demonów, po czym z obrzydzeniem mnie kopnął. Zaczęłam próbować się podnieść, ale  ponownie uderzył swą nogą w krwawiące plecy. Syknęłam cicho. O co chodzi.... Dobrze wiedziałam. Pomogłam... Pomogłam anielicy. Obok napastnika pojawił się jego brat, który zaśmiał się.
- Demon, do którego należałaś, mianowicie Licorn, już Cię nie chce. Dawno też nie zabijałaś, co widać po oczach. Twoja dusza stała się znów brudna, a nawet jeszcze ciemniejsza. Żeby zdradzić demona.... Naprawdę jesteś taką idiotką? Myślałem,  że choć trochę oleju w głowie masz - stwierdził. Na jego twarzy malował się wyraz całkowitego rozbawienia tą sytuacją. Oparł się o pień drzewa i zamilkł. Z jego twarzy jednak nie znikał uśmiech. Pomachał ręką z dumą, po czym ciężko westchnął i z pogardą prychnął.
- Niechże mi się nie dziwi. Nie powiem, jak traktowana byłam - warknęłam z ironią w głosie. Liczyłam, że ów bracia się zirytują. Przeliczyłam się. Oboje głośno się zaśmiali, po czym jeden uklęknął i wycelował mi ręką w twarz. Zaśmiał się, specjalnie mnie prowokując. Zaczęłam się zastanawiać, po co tutaj przybyli. To chyba nie....?!
- Moment.... Ja teraz do nikogo nie należę, prawda? Czyli, jesteście tu...- zbladłam, widząc jeszcze szersze uśmiechy. Podniosłam się szybko i, choć z wielkim trudem, zaczęłam uciekać. Byłam w postaci ludzko podobnej, ale skrzydła... Musiały zostać odcięte. Na ręce, coś zaczynało mi rozrywać skórę. Po chwili pojawił się napis: "Dobranoc...". Wystraszyłam się, przyznam to sama. Odkąd poznałam umiejętności demonów, zrozumiałam, że naprawdę nie mają sumienia. "Boli... BOLI...!! Będę już posłuszna, tylko niech moje serce tak nie płacze! N-nie...! NIE!!!" - serce mieć, to naprawdę wielki ból. Wyrzekłam się serca i oddałam je demonom, które skaziły je bólem i rozpaczą. Teraz przyszedł czas na to, aby się oddać w te ciemne łapy. Chciałabym być wolna, jak ptak. Choć nawet i on nie ma wolności. Upadłam na zimną ziemię, lekko zadrżałam. Ja umrę. Ja umrę, choć podobno nie miałam umrzeć. Miałam żyć wiecznie. Miałam być szczęśliwa... Nie, ja właśnie tego chciałam. Chciałam umrzeć i wyzwolić się od tego świata, na rzecz Endu. A teraz... Jak takie ścierwo, leżałam z ciemną duszą. Mimo to, nadal byłam dobrym towarem. Nie było jeszcze śmiertelnika, który stał się demonem. A teraz ten śmiertelnik zdradził pana... Znowu będzie to samo, co kiedyś - nawet nie spałam, gdyż zaraz pojawiał się anioł lub demon. Dla aniołów byłabym niezłą atrakcją - próby nawrócenia, cisze... Demony tego nie mają. Obok mnie znów pojawili się bracia. Od razu się podniosłam, lecz nie miałam siły, żeby z nimi walczyć - byłam naprawdę osłabiona walką próbowania ocalić moją duszę przed zniszczeniem. Walkę tą wygrałam, choć to jeszcze nie koniec... Demony korzystając z mojego braku sił, postanowili się pobawić, zanim zwiążą mnie Modlitwą Demona. Jeden z nich wyjął sztylet i zaczął mi go powoli wbijać. Przez moment nawet nic nie mogłam powiedzieć, tak wyczerpana byłam.
- Przestań... Obrzydzasz mnie. A gdybym ja wbijałam Ci sztylet? - syknęłam, co znów rozbawiło demony. Oni się naprawdę dobrze bawili. Wystarczyły mi rany na plecach....
- Ja bym się wtedy naprawdę świetnie bawił. Ale wiesz, co by się stało, gdybyś coś takiego uczyniła... - zachichotał, po czym bez wahania wtopił broń w moje ciało - w ramię. Jęknęłam cichutko, po czym o mało co nie padłam na ziemię. Wydawało mi się, że ten drugi jest zdecydowanie normalniejszy, jednak nie wiedziałam, co mówię. Gdy wyrwałam się jednemu z braci, warknął:
- Auger, starczy tej sielanki. Może czas się prawdziwie zabawić?
Źrenice rozszerzyły mi się. Co....? To było...? Nie zgadzało mi się to. Natychmiast odbiegłam od demona, Augerem zwanego. Moment.... Augerem? On był moim obserwatorem! Wyglądał teraz inaczej, miał uszy i ogon całe złote, tak samo jak oczy, które stały się bardziej głębokie, choć widać w nich było tylko rozbawienie, ale nic na to nie poradzę. Oczy te naraz to rozbłysły. Drugi z nich musiał być demonem, bliźniakiem Augera, także znany z okrucieństwa - Mejojo Von Garibaldi. Gdy obaj powoli podeszli, uderzyłam rękę Mejoja. Niby przypadkiem,  choć bardzo chciałam zrobić to wcześniej. Wtem, zaniepokoiło mnie coś w zachowaniu demona. Złapał on najprawdziwszy, skórzany bat. Przez jeden szybki, acz bardzo bolesny  ruch broni upadłam na ziemię i już kompletnie opadłam z sił. Nie miałam siły krzyczeć. Wydyszałam tylko "Pomocy... Nie rób tego, błagam..."  po czym już nawet nic nie mówiłam. Cicho krzyczałam na odczucie coraz ostrzejszego bólu. Wreszcie nie wytrzymałam, byłam pewna, że zaraz zemdleję. Krew była wszędzie wokół, broń demona także ociekała świeżą krwią.
- Jesteś nasza, należysz do nas i tylko do nas, tak? - warknął Mejojo z uśmiechem na ustach.
- Tak, należę tylko do was...Obiecuję - wysyczałam, po czym zamknęłam oczy i kończąc ten jakże wspaniały wieczór pełen zabaw - zemdlałam.

~~*~~
Następny dzień, poranek
~~*~~

Zbudziłam się. Podniosłam się z ziemi krwią naznaczonej, choć z wielkim trudem. Rozejrzałam się nerwowo, ale nigdzie sadystów nie ujrzałam. Odetchnęłam z ulgą. Naraz to, poczułam coś dziwnego - dotknęłam ręką pleców. Pomiędzy ranami, miałam jakby tatuaż skrzydeł. Czułam ją w każdym calu, nie ma co się dziwić, skoro lekko piekła. Spojrzałam przy okazji na moje ręce - była jakaś bardziej blada niż codziennie. Wtem, doszło do mnie, że wyglądam inaczej. Także włosy były białe jak śnieg. "Blisko gdzieś, powinno być jezioro" - pomyślałam, po czym pobiegłam na południe. Obejrzałam się w tafli wody, ale od razu skamieniałam. Wyglądałam co najmniej jak... Zima... Pobiegłam polną drużką. Po godzinie biegów byłam już zmęczona, ale naprawdę chciałam odetchnąć. "Gdybym tylko miała skrzydła... Białe jak dusze aniołów. Gdybym je miała, powiedziałabym - Żwir..." - pomyślałam. Nagle wyrosły mi wielkie, białe skrzydła. Oniemiałam. To musiał oznaczać ten tajemniczy tatuaż. Dopiero teraz zdałam sobie też sprawę z mojego stroju. Była to na przodzie krótsza, a z tyłu dłuższa sukienka, z ozdobnymi elementami. Czy wczorajsze zdarzenia to mógł być sen? Nie... Miałam pełno ran na nogach, plecach, szyi, a nawet z trzy na twarzy. Rozpostarłam skrzydła, wyprostowałam lotki i wzniosłam się do góry. Zdecydowanie szybciej mi się podróżowało. Po jeszcze paru godzinach, dotarłam do miasta. Było niezwykle daleko od naszego miejsca zamieszkania. Z 160 kilometrów - co najmniej. Tak odosobnione miejsca są naprawdę wspaniałe. Co z tego, iż był środek południa... Machnęłam skrzydłami i szybko wleciałam do sklepu, zbijając przednią szybę. Zabrałam kartki i cztery pióra, po czym wróciłam na tereny watahy. Opadłam zmęczona, ale od razu zabrałam się za pisanie. Skrzydła od razu zniknęły, jakby rozpłynęły się w powietrzu. Pozostał tylko tatuaż. Co chciałam zrobić teraz? Chciałam napisać i wyrzec się tego, co właśnie czułam. Jedynym moim przyjacielem były w tym momencie kartki papieru. W codzienności nie mam nikogo, dla nikogo nic nie znaczę i nigdy znaczyć nie będę. Zamiast łzy, poleciała mi z oczu krew. Zapewne wyglądała pięknie w połączeniu z bladą cerą i białymi włosami. Przestałam myśleć. Jakby owładnięta myślami o śmierci i samobójstwie napisałam:

"A każdego dnia siedemnastu z nas
z parapetu okna skoczy zatrzaskując oczy...
"


Od razu wstałam i rozejrzałam się nerwowo, gdy usłyszałam szmery. Jakby wybudzona z transu, choć cały czas kurczowo trzymając pióra i notatnik. To mały króliczek skakał w okolicy. Ruszyłam przez lasy i łąki, nucąc sobie cichutko:

Dzieje się ze mną coś niedobrego
śni mi się mięso
śni mi się krew
chciałabym wyjąć serce spod żeber
i połknąć z nim cały mój lęk

Dzieje się ze mną coś bardzo dziwnego
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
śni mi się tajga przez tajgę biegnę
i bardzo męczy mnie już ten bieg
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
i he he...
śnią mi się wilki
śni mi się śnieg
śnią mi się wilki i śnieg

Dzieje się ze mną coś niedobrego
śni mi się mięso
śni mi się krew
chciałabym wyjąć serce spod żeber
i połknąć z nim cały mój lęk

Dzieje się ze mną coś bardzo pięknego
śni mi się zamieć
śni mi się mróz
przez zjednoczone stany lękowe
w śmierć zaprzężony ciągnie mnie wóz
śni mi się zamieć 
śni mi się mróz
i he he...
śni mi się zamieć 
śni mi się mróz
śni mi się zamieć i mróz

Szłam przez lasy i łąki, cały czas jednakowo otumaniona. Co się dzisiaj działo? Co się działo wczoraj? Jakby urwał mi się film. Wczoraj... zbankrutował mi, cały świat. Teraz wiem, jak się traci na giełdzie rozpaczy. Ogień w głowie mam. A w sercu siwy dym. Wszyscy opuścili mnie. Urwał mi się film... Wtem, przede mną znikąd pojawił się wilk. Był z watahy, bo nieraz obserwowałam go z góry z ciekawością. Wtedy chciałam go zabić. Na te myśli i przypomnienia, poczułam delikatne ukłucie w okolicach uda. Spojrzałam zdziwiona, co się stało. Na nodze pojawił się malutki znaczek - uśmiechnięta buźka. Dotknęłam jej zdziwiona. Gdy "poczuła" zimno mojej dłoni, tatuaż zamienił się w ciemnoszary pas i opasł moją nogę. Przejechałam po nowym przedmiocie ręką, po czym powiedziałam "lęk" - naraz to do pasa został przymocowany jasnoniebieski sztylet, z pozłacaną rączką. Spojrzałam na niego pustymi, błękitnymi oczyma. Był śliczny. Głośno westchnęłam, po czym rozłożyłam skrzydła, aby odlecieć. Wilk jednak zatrzymał mnie, pytając
- Poczekaj! Kim Ty jesteś...? - zapytał z naprawdę głęboką ciekawością. No cóż, nie codziennie się widzi anioła, który upadł tak nisko. 
- Ja nie-dobro watahy, ja pod skórą drzazga... Samo mięso duszy, ja miazga. Ja czarny kot, ja wściekły pies, ja chwast i ja blizna. Ja niechcianym słów, jedyna ojczyzna... - powiedziałam praktycznie bez uczuć, po czym spiorunowałam wilka lodowatym wzrokiem i odleciałam. Uśmiechnęłam się do siebie, było mi naprawdę miło. Mogłam latać wysoko i dotykać chmur... Wtem, poczułam coś zimnego na ręce. Zerknęłam w tamtą stronę, widząc czerwony łańcuch. Nadchodzi Droga Rozpacz. Nadchodzi mój gniew. Nadchodzi koniec. Krwisty szał zaatakuje świat.

Nadchodzi Czas Globalnej Niepogody...

_____________________
By Lileith

26 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Starałem się robić wszystko jak najszybciej mogłem, dotarcie do szpitala na szczęście nie zajęło nam wiele czasu ale podczas tej podróży Phantom stracił przytomność i jeszcze więcej krwi.
Łzy mi z oczu spływały i prawie cały czas patrzyłem się na jego twarz. To przeze mnie to się stało, zawsze sprowadzam kłopoty i on też ucierpiał... A jak z tego nie wyjdzie? A co jeśli się już nie obudzi?
Nawet nie chcę o tym myśleć.
Po wejściu do szpitala od razu wzięli go na salę operacyjną. Nie mogłem usiedzieć na miejscu, gdy wypełniałem jego kartę to ręka mi się trzęsła jakbym miał Parkinsona. Genowefa siedziała ze mną i co jakiś czas coś do mnie mówiła ale nawet nie wiedziałem co. Pierwszy raz tak bardzo mi na kimś zależy... tak się kimś przejmuje, tak kogoś kocham...
Potem podeszła do mnie jakaś pielęgniarka z zapytaniem czy opatrzeć mi rany, w ogóle zapomniałem że jakieś mam... powiedziałem kobiecie że nie chcę ale ona tak się upuerała że w końcu zaciągnęła mnie do zabiegowego.
Po pięciu godzinach z sali operacyjnej wyszedł doktor, podszedł do mnie, a ja spojrzałem na niego ospale bo pielęgniareczka wcisnęła mi też leki na uspokojenie.
- Co z nim..?- szepnąłem i mocniej ścisnąłem butelkę z wodą którą kupiła mi Genowefa.
- Żyje i będzie żył jeszcze naprawdę długo.- lekarz uśmiechnął się szeroko, a ze mnie wręcz uciekło całe powietrze. To była niewyobrażalna ulga i miałem wrażenie że właśnie lecę wśród chmur.
- Mogę do niego iść?
- Uważam że powinien pan iść do domu i odpocząć, niech przyjdzie Pan jutro, pacjent powinien się już wtedy obudzić.
- Racja Will.- dziewczyna wzięła mnie pod rękę.- Chodź...
- Nie chce, chcę do niego iść.- wyrwałem się i spojrzałem na lekarza.
- No... No dobrze.- westchnął i wskazał mi salę w której leży Phantom.
Poszedłem tam sam bo Genowefie powiedziałem by zajęła się Krystyną i Puchatym. Po wejściu do sali uderzył we nnie ten blask jarzeniówek i biel ścian. Na samym środku sali leżał Phan, jego włosy rozsypywały się na białej poduszce a maszyna rejestrująca pracę serca pikała miarowo. W sali było też dwoje innych pacjentów ale dla mnie ważny był tylko jeden.
Podszedłem do łóżka ukochanego i usiadłem na krześle, wziąłem jego dłoń w którą był wbity welflon i pocałowałem lekko.
- Przepraszam jeszcze raz...- szepnąłem i ogarnąłem mu włosy z czoła.- Już nie długo nie będziesz się tak ze mną męczyć.- pocałowałem go w usta i spojrzałem na zamknięte oczy. Pewnie gdyby teraz nie spał to by zapytał się po co tak się podlizuje.
Usiadłem spowrotem na krzesełku i położyłem głowę na pościeli, jego dłoń nadal trzymałem i zamknąłem oczy. Nue trzeba było długo czekać byn zasnął.

[Phantom?]

26 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Ból, który przeszył moje ciało, był nieznośny. Padłem na ziemię i sięgnąłem do swojej klatki piersiowej, usiłując wydobyć z ciała kulę. Moje starania jednak nie poskutkowały i po chwili straciłem czucie w rękach, które kurczowo do siebie przycisnąłem. Z rany buchnęła kaskada szkaradnej posoki i zaczęła torować sobie drogę przez brudną podłogę. Usłyszałem cichy chichot i zgadłem, że to morderca się śmieje. Szybko jednak umilkł, bo śmignął do niego niebiesko włosy kształt i zaczęła się między nimi szamotanina. Poza tym ktoś doskoczył do mojego boku i zasłonił mi całą resztkę akcji.
- Phan! - rozciął liny, które uniemożliwiły mi poprzednio wyciągnięcie naboju, teraz i tak już nie potrafiłem tego zrobić - Nie umieraj, zaraz pójdziemy do szpitala tylko nie zamykaj oczu i patrz się na mnie.- wstał i zaczął mnie szarpać ku górze, a ból w klatce eksplodował i nasilił się jeszcze bardziej niż uprzednio. - Przepraszam Phan...- ujrzałem, że do czerwonej kałuży na kafelkach, wpadają przeźroczyste krople. Czyżby ten gnojek płakał? .- Przepraszam cię... Nie zostawiaj mnie... - słychać było, że się rozkleja, chociaż nie miałem siły podnieść głowy i spojrzeć na niego.
- Nigdzie nie idę.. - mruknąłem i lekko uśmiechnąłem się - ..w takim stanie ci nie ucieknę. - uklęknął przy mnie i włożył ręce pod mój bok, starając się mnie unieść - Wiesz, tak sobie pomyślałem, że w sumie gdyby nie ta przykra sprawa, to moglibyśmy się gdzieś razem wybrać. Wiesz, mimo wszystko, gdy jeździliśmy z tym sernikiem,  zbliżyliśmy się do siebie, nie? - szarpnął mnie mocniej, to taki minus tego, że jestem wysoki. Trudno mnie unieść. - Szkoda, że już nie uda się tego powtórzyć.
- Nie pierdol mi tu! - krzyknął - Nie po to staram się ci pomóc, abyś mi na rękach zdechł. - usłyszałem kroki i huk, po czym czyjeś silne ręce chwyciły mnie za ramiona i wciągnęły na nosze.
Po jednej stronie niósł mnie William, który zatroskany zerkał ciągle, czy mam otwarte oczy. Mówił coś, ale słabo było go słychać, jak reportera radiowego, gdy gubi się sygnał. Potem ogólnie wszystko zaczęło się ruszać tak ospale i świat zaczął wirować, a dźwięki przerodziły się w irytujące, głębokie popiskiwania. Aż pewnym momencie zapadła totalna ciemność.

<William?>

26 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Mihawk krzyknął a ja odsunąłem się od niego by nie dostać strzykawką lub czymś innym.
- Ty gnido!- warknął i wyjął sobie nóż z oka.- W końcu cię złapie i zamorduje!
- Nikogo nie zamordujesz.- niebieskowłosa lasia spojrzała na niego i wyjęła kajdanki, w drugiej dłoni miała broń.- Zostajesz aresztowany.
- Z tego co wiem to ty się tym nie zajmujesz.- mruknął i zza swojego płaszcza pistolet. Nawet nikogo nie ostrzegł, skierował broń w stronę Phantoma i pz zaso prostu strzelił.
Rozszerzyłem oczy z zaskoczenia i poczułem ukłucie w klatce piersiowej, przecież miałem do tego nie dopuścić, jemu miało się nic nie stać... to wszystko moja wina! Genowefa rzuciła się na zabójcę a ja jak najszybciej podniosłem się i pobiegłem do swojego ukochanego.
Leżał i ciężko oddychał, dostał w klatkę piersiową ale na szczęście nie w serce.
- Phan...!- rozciąłem liny którymi był związany i pogłaskałem go po policzku.- Nie umieraj, zaraz pójdziemy do szpitala tylko nie zamykaj oczu i patrz się na mnie.- wstałem i próbowałem go podnieść.- Przepraszam Phan...- do oczu naleciały mi łzy.- Przepraszam cię... Nie zostawiaj mnie...

[Phantom?]

26 października 2014

Ankieta i nowe formularze

Z wyników naszej kochanej ankiety wynika, że
 - 10 osób (-1 bo ja, aby zobaczyć wyniki) popiera wprowadzenie różnorodności,
- 2 osoby się nie zgadzają,
- 4  mają to gdzieś, ale miały potrzebę zagłosować.

Nowy formularz wszedł w życie już jakiś czas temu. Jak chcecie zmienić postać, to wyślijcie zmieniony formularz, jak nie to skopiujcie podpunkty ze starego i wklejcie w odpowiednie miejsca. Ale prosiłabym o ten biedny formularz.
Bo jak na razie, przysłała mi go jedna osoba. c: no więc...

Drugą sprawą jest to, że pojawiły się 3 nowe bannery z aktualną nazwą. Stare oczywiście złe nie są, o ile przenoszą do naszej strony. Po prostu mówię, że są inne. Tak dla pewności, abyście wiedzieli.

Pozdrawiam, Alfa :>

26 października 2014

Od Kakashiego Cd. Lileith

Odwróciłem się od wadery.
Szedłem dalej, nie myśląc nic zmierzałem na północ.
Droga była spokojna, nie było żadnych nie przewidzianych zdarzeń.
Robiło się coraz ciemniej, księżyc był w pełni.
Po kilku godzinnej wędrówce uznałem że czas odpocząć.
Zatrzymałem się przed ogromnym dębem, który rósł obok dróżki.
Oparłem się o jego gruby pień i wyciągnąłem książkę.
Zacząłem ją czytać, kilkanaście minut później zasnąłem.
Obudziłem się wcześnie rano, słoneczko jeszcze spało.
Ruszyłem w dalszą drogę.
Po długiej wędrówce, napotkałem strumień.
Uklęknąłem przed nim, spuściłem maskę i zacząłem pić zimną wodę.
Po chwili maska znalazła się na swoim miejscu.
Wstałem od strumienia, powróciłem na szlak.

Lileith?

25 października 2014

Ogólna prośba

- Od Koro - do kogoś.

 Dokończy ktoś może to opowiadanie? Byłoby miło ^^" takie samotne leży w dziale niedokończonych opowiadań. A autorka ma opcję moderatora i jestem pewna, że szybko wstawi odpowiedź.

20 października 2014

Od Lileith c.d. Kakashi'ego

Nie ma to jak wakacje w Świecie Demonów. Siedziałam sobie na balkonie wieży zamkowej i wpatrywałam się w umęczone dusze, palące się w ogniu. Mojej tam nie było. Kiedy dobrowolnie i z uśmiechem oddałam mą wspaniałą, przesiąkniętą nienawiścią duszę, która już zaczynała gnić, nie została skazana na męczenie przez wieczność, lecz znajduje się w najciemniejszym lochu. Przywiązana do ściany z kolcami, mimo, iż jest rzeczą niby nie materialną, wszystko czuje. Zamiast krzyczeć jak wszystkie inne - śmieje się. Co się dziwić, w końcu to ja. Oczywiście nie siedziałam tam jako wilk, lecz postać ludzko podobna; demon.
-Musisz już wracać - usłyszałam za sobą - Siedzisz tutaj już tydzień. Może Cię zepchnąć? Nie zapomnij, że demony mogą Cię zabić - zachichotał wesoło. Powoli wstałam po czy stwierdziłam, że już lecę do swojego świata. Było mi tutaj jednak naprawdę dobrze, cieszyłam się z pobytu w domu. Ziewnęłam. Rozłożyłam skrzydła, po czym spytałam, nie odwracając się:
- Odwiedzisz mnie, prawda?
- Głupia, idę do tamtego świata, aby Cie monitorować. Zawsze będę za Tobą, jak taki cień. Mi także się to nie uśmiecha, ale rozkazy wypełniać muszę. Chociaż.... Może nie będzie tak nudno... - popchnął mnie mocno, po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do komnaty. Ja zaś zaczęłam spadać. Po chwili rozłożyłam skrzydła i poleciałam w stronę wyjścia. Nie lubię wracać do tamtego świata - ba, ja nawet tamtego świata nie lubię. Tego, rzeczywistością zwanego. W piekle jest dużo zabawniej. Zaraz to już byłam na Ziemi. Przeleciałam nad lasem, śmiejąc się psychopatycznie. Szukałam z lotu ptaka nowej ofiary. Wtem, doszedł mnie przyjemny zapach krwi. Poleciałam w tamtą stronę, ale ujrzałam tylko konającą samicę. Nudne... Kopnęłam ją z obrzydzeniem, a ta zaraz już nie żyła. Ruszyłam w stronę polany, gdzie zamieniłam się w wilka. Położyłam się i zamknęłam oczy, ale nie spałam. Zbliżał się wieczór - czas, gdy jestem pobudzona, aktywniejsza i mam jeszcze bardziej wyczulone zmysły. Czułam wzrok dwóch demonów - braci i co ciekawe bliźniąt. Wyglądali prawie identycznie, można ich było rozróżnić tylko po strojach. Siedzieli na drzewie i nudzili się, tak jak ja. Cóż, nic ciekawego nie robiłam. Wtem, usłyszałam szmer. Rzuciłam się na, jak to się okazało, poznanego wcześniej samca.
- Co Ty tutaj robisz, Kakashi? - warknęłam niezadowolona, zapominając o nadzorze.
- Spacer, czy to nie oczywiste...? - stwierdził bardziej niż zapytał. Prychnęłam głucho, po czym zeszłam z basiora.
- Znowu Ty, przymule... - westchnęłam, wracając na wcześniejsze miejsce i usiadłam, wpatrując się w zachodzące powoli słońce.

Kakashi?

20 października 2014

Od Kakashiego Cd. Lileith

Wadera ruszyła w las.
Wyciągnąłem książkę i ruszyłem do domu.
~~
Jak zawsze chodziłem na łąki, trenować. Jednak nie spotkałem tam Lileith.
Może to i dobrze? Jednak chciałbym wiedzieć, jakby mnie zabiła. To naprawdę miłe, że taka sobie ona che mnie zabić. Mijały kolejne dni i tygodnie, ale nadal nie zobaczyłem wadery.
Mało tego, nawet nie słyszałem jej śmiechu psychopatki.

Lileith? Gdzie jesteś?

20 października 2014

Od Lileith c.d. Kakashi'ego

Nie no, teraz to już w ogóle rozbawiona, nie mogąc powstrzymać śmiechu, odparłam:
- Co ja zamierzam zrobić... Wiesz, aż się sama muszę zastanowić - parsknęłam - Zamierzam Cię zabić, ewentualnie pociąć. Mnie takie zabawy bawią, a że tak bardzo Cię nienawidzę, problemu mieć nie będę. Dlatego łaskawie też go nie miej i za jakiś czas daj mi się zabić. Oczywiście chcę, abyś się stawiał, inaczej nie byłoby zabawnie. Z drugiej strony więcej zabawy mam z mordowaniem aniołów, a nie z przygaszonym pierwotniakiem. - zachichotałam przy końcu, po czym przybrałam lodowaty wyraz twarzy.
- Za co Ty mnie nienawidzisz? Za to, że jestem sobą? - stwierdził z takim spokojem, że wszystko się we mnie gotowało.
- Widzisz, ja nienawidzę wilków. To zdradliwe chamy, wykorzystujące wszystkich jak idzie. Dlatego ja wyrzekłam się bycia wilkiem. Poza tym, Twój charakter jest naprawdę... Zachowujesz się jak ktoś kto został wpierdziel przez mamuta i zapomniał kim jest. Także weź przetań mnie irytować... - nie zdążyłam dokończyć, gdyż nic nie mogłam powiedzieć. Za co to kara, to nie wiedziałam, ale niezywkle mnie to bolało. Cofnęłam się o parę kroków do tyłu, chwiejnie, bo chwiejnie, ale.... Po chwili znów stanęlam normalnie, choć kątem oka wciąż obserwowałam las. "Nie zabijaj go...." - nie no, dlaczego akurat teraz?! Tak bardzo chcę go zamordować.
- Basiorze Kakashi - zwróciłam się ciężko do samca, a mój głos zmienił się na nieczuły, wręcz wyprany ze wszelkich uczuć - Wiesz o mnie wszystko co musisz, a ja o Tobie, moja ofiaro, nie wiem nic. Może byś coś dodał o sobie? - syknęłam.
- Nie, nic nie dodam - odparł. Uśmiechnęłam się, po czym stwierdziłam, że jego odpowiedź bardzo mnie cieszy. Chciałam jak najszybciej umknąć w las, toteż umilkłam na moment.
- Dobra, idę. Miej tą satysfakcję, że zabiję Cię ja, a nie ktoś inny - stwierdziłam i wstałam.

Kakashi?

19 października 2014

Od Tsugaru c.d Yassel

- Nie mówię tego.- odparłem spokojnie.- Uważam po prostu że nie powinnaś się we mnie zakochać.
- Ale mogę zakochać się w kim chcę!- krzyknęła.- I kocham ciebie!- słyszałem jak wstała i zaraz czułem jej obecność obok siebie.
- Ale nie jestem w stanie dać ci wszystkiego...
- No i co? Wybrałam cię wiedząc że tak będzie.- przytuliła mnie.
Dotknąłem jej twarzy, miała mokre policzki, czyli płakała przeze mnie... zarysowałem dokładnie kciukami jej oczy i pocałowałem ją.
- Ale...- szepnąłem.
- Żadnych "ale" Tsu. Ty też masz prawo być szczęśliwym, jesteś człowiekiem takim jak inni ludzie.
Nie chciało mi się jakoś w to wierzyć, ale kochałem strasznie moją księżniczkę i chciałem przy niej być. Zaryzykuję, będę z nią, będę się starał, a jeśli jej się znudzę to nie będę jej zatrzymywał i będzie mogła odejść.
Jedną ręką dotknąłem jej włosów, a drugą położyłem na biodrze. Przybliżyłem twarz do jej i delikatnie złączyłem nasz usta, jednak zaraz pogłębiłem pocałunek wsuwając język do jej ust.

[Yas?]

19 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Westchnąłem. W co on nas znowu wpakował?
- Jak przeżyję, to oczywiście, że będę. - szepnąłem, a William uśmiechnął się - Ale obawiam się, że nie zginiemy tak szybko.
- A skąd ta pewność, kretynie?! - ten co nas porwał, ten na M jak miłość, uderzył mnie w twarz.
- Intuicja. - mruknąłem i poczułem, jak mi policzek puchnie.
- Co?! - Will spojrzał na mnie teatralnie, ta mina zdradzała, że musi sobie kupić trochę czasu - Phatuś, ty przecież nie posiadasz intuicji! Nigdy nie potrafisz zorientować się w sytuacji ani wyczuć intencji innych ludzi. Pod tym względem jesteś absolutnie upośledzony!
- Masz rację. - rzekłem i kiwnąłem głową - Ale mam jakieś dziwne przeczucie, że wyjdziemy stąd razem i to żywi. Tak w ogóle to dowiedziałem się kto podrzucił nam ten piekielny sernik.. - William spojrzał na mnie zaskoczony - To była Nizmi. Nocna Zmora, duch który śpiewał na cmentarzu w dniu, w którym się spotkaliśmy. Okazało się, że jest naszą fanką.. - burknąłem i zacząłem się zastanawiać, czy dzisiaj rano również u nas była. Niewyżyty bachor.
- No to sprawa wyjaśniona.. - zachichotał - ..jestem popularny~! A powiedz mi..
- Skończcie! - facet ze strzykawką się wydarł, a my spojrzeliśmy na niego zdziwieni - Pieprzycie o pierdołach! Ostatnie słowa się skończyły pierdylion słów temu, czas zacząć przedstawienie!
- Spokojnie, nerwowy z ciebie osobnik. - burknąłem.
Nagle usłyszeliśmy huk i do środka wleciała senna zjawa, która zatoczyła łuk po piwnicy i przysiadła sobie na żyrandolu.
- Nie pozwolę skrzywdzić mojej ukochanej, pedalskiej parki~! - puściła nam buziaka. 
W tym samym momencie do środka wdarła się Gefa z kimś jeszcze, William przeciął liny i wpakował nóż w oko prześladowcy, a sto metrów od nas dziecko upuściło lizaczek.

<William?>

19 października 2014

Od Yassel c.d. Tsugaru

Te słowa jakoś mnie tak dźgnęły prosto w serce. Przecież skoro go kocham, to oznacza, że wybrałam go sobie i będę szczęśliwa spędzając z nim swój czas. Nie ważne, że nie widzi. W czym to była przeszkoda? Potknie się, rozwali coś od czasu do czasu, może nie pójdzie ze mną wszędzie tam gdzie chcę, ale to nie oznacza, że nie będę szczęśliwa.
- Bo widzisz.. - wyrwał mnie z zamyślenia - ..szczerze powiedziawszy myślę, że twoja miłość do mnie jest tymczasowa.. - uniosłam brew z niedowierzaniem - ..typowa dla ludzi w twoim wieku. Pierwszy raz zobaczyłaś kalekę na oczy i jesteś tym podniecona, być może uaktywnił ci się instynkt opiekuńczy, ale to, że chcesz o mnie dbać o nie wszystko.. bo widzisz... - wyrwałam się z jego uścisku.
- Czyli o to chodzi? - spytałam - Wątpisz, że cię kocham, tak?!
- Nie. - warknął - Chodzi o to, że jesteś młoda i piękna. Zaczekaj te parę lat i zwiąż się z kimś, kto da ci szczęście, a nie z kimś, kto będzie jedynie dla ciebie utrapieniem, rozumiesz? - poczułam, jak łezka mi się kręci w oku - Widzisz? Nie wiem jak reagujesz na moje słowa, ponieważ nie widzę twojej twarzy. - usiadł - To taka najmniejsza moja wada. Czy nie czułabyś się lepiej, gdy po powrocie do domu spotkasz kochającego męża, który od razu zauważy, że coś ci się stało i się tobą zaopiekuje, niż kalekę, który przejdzie obok obojętnie? - westchnął - Tak się zastanawiam.
- Rozumiem. - rzekłam, a on zaskoczony odwrócił się w moją stronę - Czyli mam odejść, tak?

<Tsugaru?>

19 października 2014

Od Kakashiego Cd. Lileith

Westchnąłem.
- Możesz zwać to jak chcesz. - odparłem.
Moje słowa zirytowały waderę.
- Zawsze jesteś taki? - zapytała zirytowana.
- Jaki?
- Taki drętwy. Jestem pewna że nie umiesz się zabawić. - stwierdziła.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie rób tak! To mnie wkurwia!
- Eee! Uważaj do kogo mówisz! - powiedziałem.
- Będę mówić tak jak mi dusza zapragnie!
- Tak właściwie to co chcesz zrobić?


Lileith?

19 października 2014

Od Tsugaru c.d Yassel

- Nie wiem Yassel. Jesteś jeszcze młoda i...
- Ale kochasz mnie?- jęknęła kładąc się na moich plecach.
Zamknąłem oczy i westchnąłem, nie miałem bladego pojęcia dlaczego tak się podobam dziewczynie, przecież jestem niepełnosprawny i nie jestem w stanie zapewnić jej niektórych rzeczy np. Nie zobaczę jej nowej fryzury lub tego jak pięknie wygląda w sukience.
- Kocham.- odparłem szczerze.
- To dlaczego nie chcesz się ze mną kochać?- skrzeknęła z wyrzutem i znów zaczęła mnie masować.
Muszę przyznać że to mi na prawdę pomogło, mimo że nadal bolały mnie plecy to już o wiele mniej.
- Uważam że masz na to za mało lat.
W tym momencie poczułem duży ból rozchodzący się po całym kręgosłupie, coś strzyknęło, a ja krzyknąłem.
- Przepraszam!- Yas pogłaskała mnie po plecach.- Ale musiałam ci tak zrobić by cię nie bolało więcej.- zsunęła się ze mnie i położyła obok.- I nie jestem za młoda na miłość z tobą.- przytuliła się do mnie, od razu ją objąłem i pocałowałem delikatnie w usta.
- Na taką miłość nie jest jeszcze czas.- zamknąłem oczy.- Teraz odpoczniemy.
- Ale Tsuuuu~!- dźgnęła mnie w brzuch.- Ja chcę teraz! Dlaczego nie chcesz?! Dlaczego, dlaczego, dlaczego..?!
Westchnąłem i zakryłem jej usta swoją ręką by nie marudziła tak dużo.
- Po prostu nie chcę cię zawieść.
- Fyli?- mruknęła.
- Yassel... Jakoś mi się nie chce wierzyć że będziesz szczęśliwa z kaleką.

[Yassel?]

18 października 2014

Od Lileith c.d. Kakashi'ego

Obserwowałam jeszcze chwilę wilka. Wyobrażałam sobie samca zalanego krwią, krzyczącego z bólu. Nagle wybuchłam głuchym śmiechem. Jak mnie to rozbawiło, to moje. Usiadłam na trawie. Czekałam, aż basior wybuchnie. Nie trzeba było nudzić się długo, zaraz to przerwał trening, pytając:
- O co Ci chodzi? Jesteś nienormalna? - warknął na tyle, iż rozbawiło mnie to jeszcze bardziej. Po chwili wstałam przewracając oczami ostentacyjnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- A i owszem. Masz śliczne, długie futro.... - stwierdziłam po chwili, znów wyobrażając sobie inne psychiczne sytuacje.
- A gdyby tak to futro splamić krwią, byłoby jeszcze piękniejsze! - stwierdziłam nagle, po czym rozcięłam sobie skórę na łapie i machnęłam nią, plamiąc futro samca. - Oh, jak ślicznie! Dobra, starczy tej zabawy. Do zobaczenia! - pożegnałam się, po czym chowając nóż, odwróciłam się i nawet nie sycząc i nie kuśtykając z powodu rany, najnormalniej na świecie poszłam łąką w stronę jeziora. Gdzieś za 4 minuty miała tam dojść ciężarna wadera. Wesoło będzie ją zamordować.
- Kim ona jest...? - mruknął cicho do siebie. Usłyszałam to. Odwróciłam się i z cynizmem w głosie odparłam:
- Zwę się Lileith. Jestem tą, która pozbawi Cię życia, gdy nadejdzie ten czas - syknęłam, po czym zapytałam - A Ty jesteś?
- Kakashi - odparł spokojnie.
- Panie Kakashi, ciąłeś się kiedyś? - zadałam pytanie, które zadaje każdemu wilkowi, z którym rozmawiam.

<Kakashi? Wiem, nie jest zbyt dobre xd>

17 października 2014

Od Kakashiego

Już przed wędrówką słońca po niebie, trenowałem na łące. Treningi, treningi można chyba powiedzieć że jestem od nich uzależniony.
Ostatnio nic nadzwyczajnego nie dzieje się w moim życiu, może to i dobrze?
~~
Trening skończyłem po południu. Zjadłem coś, poczytałem książkę. Trochę to monotonne, co zrobić? Takie życie. Pod wieczór, znowu poszedłem na łąkę potrenować.
Gdy tak sobie trenowałem, nagle ze strony lasu wyszła niebieskooka włosa dziewczyna.
Nuciła sobie coś pod nosem, patrzyła jak trenuje psychopatycznie się przy tym śmiejąc.


Lileith?

16 października 2014

Od Yassel c.d. Tsugaru

Tsu posłusznie ułożył się na łóżku, a ja zadowolona uklękłam na nim okrakiem i zaczęłam masować mu plecy.
- I jak? - rzekłam po chwili - Dobrze?
- Dobrze.. - mruknął - ..możesz kontynuować. - uśmiechnęłam się, trochę szkoda, że już mnie nie widzi, ale cóż.. teraz znowu jest sobą, więc mogę go śmiało i bez wyrzutów macać.
- Co byś chciał dzisiaj robić? Oczywiście w łóżeczku.. - zaśmiałam się.
- Poleżeć. - mruknął - Poleżeć, pospać i odpocząć. W twoim towarzystwie.. - zachichotałam.
- Tsuuu~.
- Słucham? - otworzył oko i skierował je w moją stronę, chodź było już błękitne i bezużyteczne. - Czego moje kochanie pragnie?
- Mam pytanie. Kiedy wreszcie będziemy się kochać~? - westchnął - No co?
- Jesteś niewyżyta - zaśmiał się - Nie wiem kiedy, co to za pytanie.
- A chciałbyś tak w najbliższej przyszłości~?

<Tsugaru?>

16 października 2014

Od Tsugaru c.d Yassel

Racją było że odczuwałem spory ból w kręgosłupie i też innych partiach ciała. Miłym było też to, że Yassel chciała się mną zająć, nie musiała oczywiście zakładać takiego stroju (swoją drogą wyglądała w nim uroczo), ale skoro już... dręczyło mnie to że traktuje mnie jak kalekę, nie jestem jeszcze ślepy i nie umieram więc dziewczyna za bardzo się stara.
- No dawaj Tsu.- znów dorwała się do mojego kimona.- Pomogę ci.
- Yas, nie trzeba, sam sobie ze wszystkim poradzę.
- No ale...- w jej oczach pojawiły się łzy, od razu zmiękło mi serce.- Ty mnie nie lubisz! Nie chcesz bym ten jeden raz ci pomogła, a ty zawsze pomagasz mi! Jesteś okropny!
- No... No dobrze.- westchnąłem i przytuliłem ją.- Przepraszam cię, nie płacz i nie smuć się.- pocałowałem ją w głowę.
- Jaj~!- pisnęła i zaczęła rozwiązywać moje kimono.- A teraz idziesz do łazienki się umyć bo śmierdzisz pająkami.
Zostałem w samych bokserkach i dziewczyna zaciągnęła mnie do łazienki. Czułem się trochę skrępowany tym że o ja muszę się rozebrać ale nie chciałem by moja księżniczka była zawiedziona więc postanowiłem spełniać tego dnia jej zachcianki i polecenia.
Yassel odkręciła wodę by wanna się napełniła, wlała tam jakiś żel i kazała jak najszybciej tam włazic.
- A...- już chciałem zdjąć bokserki gdy nagle mi się coś przypomniało. - Przecież wyglądam jak twój brat... chcesz go widzieć nago?
- W sumie racja.- skrzywiła się i odwróciła.- Właź do wanny, jest piana więc nie będę nic widzieć.
Westchnąłem, rozebrałem się i wlazłem do gorącej wody. Od razu moje mięśnie się rozluźniły i połóżyłem się w tej wannie. Zamknąłem oczy i poczułem jak Yassel dość lekko dotyka moją skórę swoimi dłońmi. Trochę mnie masowała, ale potem raczej zajęła się myciem mnie. Podczas szorowania mojej głowy w pewnym momencie przestała.
- Coś się stało?- powiedziałem cicho, było mi naprawdę dobrze.
- Tsu... Otwórz oczy.- pogłaskała mnie po policzku, a ja wręcz od razu otworzyłem oczy.
Nadal jednak nic nie widziałem.
Pustka, ciemność, czerń. Znów to samo, zaklęcie minęło i jestem sobą. Wiedziałem że to kiedyś minie, ale fajnie było chociaż przez chwilę odzyskać wzrok. Dotknąłem swoich oczu by sprawdzić czy są otwarte i były.
- Szkoda że tak szybko...- westchnąłem.- Ale przynajmniej cię widziałem.
- Nie smuć się Tsu.- pocałowała mnie w policzek i zaczęła płuakać włosy z piany.
- Nie smucę się.- uśmiechnąłem się lekko.- To kiedyś musiało się stać.
Gdy zostałem cały wypłukany to dziewczyna pomogła mi wyjść z wanny i wytrzeć się. Musiałem sobie przypomnieć funkcjonowanie gdy nic nie widzę chociaż od razu poczułem że słyszę lepiej i dotyk mam czulszy.
Założyłem na siebie bokserki i dresy, a potem zostałem zaprowadzony do sypialni.
- To co teraz?- starałem się mieć skierowany wzrok w jej stronę ale nie wiem czy mi wyszło.
- Teraz masaż~!- mogłem przysiąc że się uśmiecha.

[Yassel?]

15 października 2014

Od Yassel

Świt wstał piękny; zaznaczył się płomienną łuną na horyzoncie, a później, niczym rodzący się w oddali pożar lasu, zaczął rosnąć w siłę i kolory. Jego ciepłe promyki zaczęły chciwie lizać uśpiony świat, w tym moją twarz, całkowicie odsłoniętą na ich działanie. Gdy tylko się obudziłam, spostrzegłam że leżę obok Tsugaru. Miał sporo sińców na ciele i w sumie nie mogłam sobie przypomnieć o co chodziło, ale potem coś zaczęło mi świtać. Wojna! Pająki! Ciach, ciach! Tsu jest biedny i zmęczony, powinnam o niego zadbać. W tej właśnie chwili przyszedł mi do głowy pomysł.
Tsu otworzył fioletowe oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Westchnął i z lekkim westchnięciem wstał z łóżka. W tej samej chwili wkroczyłam do akcji.
- Dzień dobry, Tsugaru~! - pojawiłam się ze srebrną tacką, zastawioną jadalnymi różnościami, od szyneczek do sałaty - Śniadanie czeka~. Nie musisz wstawać, a jak cię będą ręce bolały to osobiście cię nakarmię.
- Yass..? - obejrzał się na mnie ospale i wytrzeszczył oczy, odskakując lekko - Co ty na sobie masz?!
- Ah, widzisz.. - muszę przyznać, że o wiele bardziej było się skupić na opiekowaniu się nim, gdy miało się na sobie taki strój - ..pomyślałam, że dzisiaj będę twoją osobistą pielęgniarką..~!
- One mają takie dekolty i krótkie spódniczki? - spytał zaskoczony. Jak mu się nie podoba, to czemu mnie tak dokładnie lustruje - Nie wiedziałem..
- Bo nigdy nie patrzyłeś, głuptasie.. - usiadłam obok niego - ..a teraz pod kołderkę hop! Nie ma dzisiaj wstawania z łóżeczka. Jesteś moim bohaterem i musisz odpoczywać i się zregenerować. - uśmiechnęłam się, ale Tsu wyglądał tak, jak spłoszony kot, który zaraz mi ucieknie. Nie mogłam na to pozwolić! To był jego dzień i już ja zadbam o to, aby mu się podobało. - Jaką chcesz.. - wskazał tą z serem i już miał ją sobie wziąć, gdy porwałam mu ją sprzed nosa, zatoczyłam nią kółeczko i zatrzymałam się przy jego ustach - A teraz aaaaa!
- Yass.. - mruknął patrząc na mnie dziwnie - ..ja umiem samodzielnie jeść. Nie umieram. Potrafię to zrobić.
- Uh.. - fuknęłam. - No dobra. Jak musisz.. - przejął kanapkę i zajął się opróżnianiem reszty tacki. Muszę przyznać, że miał spust: w sumie przygotowałam mu takie pole wyboru, żeby mógł sobie zrobić kanapki z czym chce. Nie spodziewałam się, że zje wszystko.
- Dziękuję.. - rzekł zadowolony. - Było bardzo dobre. A teraz wybacz mi, ale muszę pilnie udać się na stronę.. - opuścił sypialnię w trybie pośpiesznym, a ja w tym czasie odłożyłam naczynie i przygotowałam się mentalnie na resztę mojej roboty przed lustrem. Poprawiłam sobie czepek i usiadłam na łóżku, czekając na mojego ukochanego.
Wrócił po chwili, uśmiechnął się do mnie, po czym zaczął zmierzać do szafki z ubraniami, które kupiliśmy ostatnio w Mieście. Oburzona przerwałam mu ten haniebny dla mnie proceder.
- No coś ty! - zwróciłam mu uwagę - Chyba nie będziesz się dzisiaj gdzieś wybierał, ćo? - spojrzał na mnie ciut zaskoczony.
- No.. raczej nie, ale.. - wskazał na swoje znoszone kimono - ..chyba nie spędzę w tym całego dnia, czyż nie? Walczyłem w tym i.. - podeszłam do niego i zaczęłam mu je rozwiązywać - Co ty kobieto robisz?!
- Pomagam ci się rozebrać. - uśmiechnęłam się - Nie widzisz~? Przyniosę ci jakieś lekkie dresy w zamian.. - złapał mnie za ręce i odjął je od swojego ubrania.
- Myślę, że sam sobie poradzę.. - mruknął - ..nie musisz pomagać mi we wszystkim. Jestem obolały, ale nie jestem kaleką..
- Czym ty się krępujesz? - spytałam uśmiechając się - Przecież widziałam cię już bez niczego.. - na jego jak zwykle poważnej twarzy pojawił się rumieniec, na wspomnienie w tamtej chwili, gdy wlecieliśmy razem do wanny - ..więc nie stresuj się tak.. Więc jak? Ubierzesz się i wymasuję ci plecki, bo widzę, że krzywisz się przy każdym ruchu. - spojrzałam na niego uroczo. On to zawsze miał jakieś ale.. czyżby mój strój mu się nie podobał?!

<Tsugaru?>

15 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Było zimno i ciemno, do tego plecy zaczęły boleć i nawyrężone ramię. Mimo tego usilnie szukałem jakiegoś sposobu na wydostanie się. W bucie miałem mały nożyk ale nie miałem jak go wyjąć więc uparcie szorowałem sznury jakimś ledwie ostrym kamieniem. Miałem wrażenie że moja akcja powoli posówa się do przodu i że zaraz będę wolny.
Straciłem tą nadzieję gdy drzwi znów się otworzyły i wszedł Mihawk z czymś wielkim na ramieniu. Jak się okazało to był człowiek który został zwalony na ziemię i tam dalej spał. Wiedziałem kto to ale nie chciałem tego sobie mówić.
- Masz tu swojego kochasia.- mężczyzna się zaśmiał.
- Nie znam go.- prychnąłem i odwróciłem głowę. Jak zwykle on się musi we wszystko mieszać.
- Nie znasz?- łowca kopnął z całej siły Phantom'a w brzuch, tak że się obudził i jęknął z bólu, ja za to szarpnąłem się chcąc się wyrwać. Jednak nie udało się.
Mój ukochany zakaszlał kilka razy i trochę się podniósł.
- Co się...?- nie zdążył nawet dokończyć a dostał w głowę. Prawdopodobnie ogłuszyło to i w tym czasie Mihawk związał go.
- Witamy drogiego Phantom'a.- mężczyzna się zaśmiał.- Już za chwilę zacznie się przedstawienie!- wyjął strzykawkę i odwrócił się do mnie.
- Wypuść to ścierwo.- mruknąłem.- To nic ci nie da, on się nie przejmuje się mną i ja mam go gdzieś.
- William?!- usłyszałem krzyk Phantom'a.- Miałeś być w domu gnido! Co tu się dzieje?
- Wiesz co?- Mihawk się zaśmiał i odwiązał mnie z krzesła, potem rzucił na ziemię i związał tylko ręce.- Zaryzykuje.- próbowałem jakoś walczyć, szarpałem się, używałem mocy ale nic nie skutkowało.
- A może ostatnie życzenie?- zagadałem gd igła niebezpieczne zbliżała się do mojego ramienia.
- Tylko szybko, teraz.- Mihawk spojrzał mi w oczy i zatrzymał igłę strzykawki.
Bałem się, cholernie się bałem, nie tylko o siebie ale też o Phantom'a.
- Phan...? - uniósłem głowę by na niego spojrzeć.- Fajnie było, nie~?- zachichotałem i skuliłem się trochę, byłem bliski sięgnięcia nożyka z buta.
- Będziesz mi kwiatki przynosił~?

[Phantom?]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Ile takie jedno, martwe dziecko może gadać? Rozumiem; nazbierało jej się przez te kilkanaście lat, ale żeby wyrzucać mi każdą spędzoną z Williamem chwilę? I to przy Genowefie? Sądzę, że to trochę przesada.
- Nizmi.. - mruknąłem przerywając jej fascynującą opowieść, gdy to razem z moim chłopakiem byliśmy w domu tej zboczonej, grubej baby. - ..sądzę, że naprawdę starczy.. - Genowefa i zjawa spojrzały na mnie zdumione, one najwyraźniej dobrze się bawiły. Pozwoliłem duchowi odtajnić trochę mojego życia prywatnego dlatego, aby dziewczyna się uśmiechnęła, w końcu zaginął nasz przyjaciel. Ale nie zamierzałem aby dowiedziała się o mnie wszystkiego, każdy ma prawo mieć sekrety. - Jestem zdania, że powinniśmy przerwać to spoufalanie i zająć się sprawą przesłuchania.
- Ohhhh! - zmora przewróciła ciemnymi oczami i wzniosła się w górę, odpychając się od krzesła i płynąc tak powoli do tyłu - Kiedy mi się nie chce!
- Wielu rzeczy mi się nie chciało, ale je robiłem. - westchnąłem - O co tak dokładnie chodzi?
- Była światkiem morderstwa. - Gefa podsunęła mi pod nos artykuł z porannej gazety - I uparcie nie chce powiedzieć, co takiego się tam stało.
- Nizmi.. - zjawa spojrzała na mnie pytająco - ..może pójdziemy na spacerek? I ładnie mi wszystko opowiesz, co? - pokręciła głową - A co byś chciała robić.
- Chciałabym pójść na plac zabaw! - stanęła na ziemi, zacisnęła piąstki i z podnieceniem zaczęła podskakiwać - Proszę, proszę, proszę~!
- Zgoda. - uśmiechnąłem się - Możemy iść. - pisnęła - Poczekaj aż się ubiorę.
Założyłem płaszcz i szalik, po czym wyszedłem na dwór. Teoretycznie była już wiosna, ale na ziemi i tak leżała jeszcze mokra plucha, w dodatku temperatury nadal przeważnie były ujemne. Westchnąłem i ruszyłem za ucieszonym duchem, który dla zabawy rozbryzgiwał lodowatą maść na zaskoczonych przechodniów. Wyglądała jak zwyczajna, trochę za bardzo blada, nastolatka, więc nie uciekali z krzykiem, ale na pewno była dziwnym zjawiskiem w Mieście. W dodatku chyba jej się to podobało, bo to wywalała język, to podcinała nogi, to kogoś szturchała i za każdym razem głośno się śmiała. Szedłem zatem trochę dalej z miną "ja jej nie znam".
Nagle coś trzasnęło i cała ulica stanęła w brunatnej chmurze, która mocno szczypała i powodowała kaszel. Upadłem na ziemię i zaryłem w breję, a Nizmi pisnęła obok mnie.

William?

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Jakoś tak nic mi się nie śniło, kilka razy zasypiałem przez gaz, ale za każdym razem nic a nic mi się nie śniło, to trochę frustrujące.
Obudził mnie zimny kubeł wody wylany prosto na twarz. Siedziałem na krześle w jakimś pomieszczeniu przypominającym piwnicę. Miałem z tyłu związane ręce i nogi przywiązane do krzesła przez co nie mogłem wstać. Nic kompletnie nie widziałem prucz Mihawka stojącego przede mną.
- Jak się czujesz Will?
- Znakomicie, dzięki za troskę~!- zachichotałem.
- Słyszałem że miałeś bliskie spotkanie z pająkiem...
- No niestety, trochę wyszedłem z wprawy, ale~...- wtedy mężczyzna zamachnął się i uderzył mnie w twarz tak że mi pękła warga i poleciałem z krzesłem na podłogę.
- Nadal za dużo gadasz..- warknął i kopnął mnie kilka razy w brzuch.- Ale nie zabiję cię jeszcze. Chcę żeby to widział ten twój Phantom.
- Jaki Phantom?- prychnąłem chociaż zalała mnie fala strachu, po co on chce mieszać w to Phantusia!?- To zwykła zabaweczka~!- zachichotałem.
- Oj ty zawsze tak dobrze kłamiesz!- zaśmiał się i zalała mnie fala wściekłości, od razu użyłem swojej mocy o dość wysokim natężeniu ale to nawet na niego nie podziałało.- Buty z gumową podeszwą!- uśmiechnął się i znów mnie skopał.- Przyprowadzę go tu i zobaczy jak będziesz się męczył umierając w powolnych agoniach.- pokazał mi strzykawkę z jakimś płynem.- Dostaniesz całą dawkę jak będziesz grzeczny, ja niedługo wracam.
Schował strzykawkę i zaczął się wycofywać, gdy zamknął za sobą drzwi to zacząłem się szarpać i próbowałem szukać czegoś czym mogę przeciąć liny. Noże mi zabrał ale tu się może coś znajdzie...

[Phantom?]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Biegliśmy w stronę skąd dochodził huk. Problem stanowiły uciekające z piskiem osoby, przez które kilkakrotnie prawie się wywróciliśmy. W końcu jednak dobiegliśmy do małej uliczki, akurat w chwili gdy jakaś postać w masce znikała za drugim budynkiem. Odruchowo ruszyłem biegiem w jej stronę, ale Gef złapała mnie za rękę w okolicy przedramienia i mocno szarpnęła do tyłu, pozbawiając mnie tchu.
- Zostaw. - rzekła po prostu, a ja odwróciłem się pytająco w jej stronę. - To Mihawk. Zwykły człowiek urządzający sobie rzezie na ulicach miasta.
- Skoro tak, to dlaczego go nie gonimy? - spytałem nie rozumiejąc.
- Ponieważ my eliminujemy potwory, Phantomie. - spojrzała na mnie znacząco - A to jest człowiek. Zajmuje się nim policja, to nie jest nasza działka. My już jesteśmy wystarczająco przetrzebieni i zapracowani, nie pozwolę ci narobić jeszcze większego kłopotu.
- Nie sądzisz, że facet który zabija ludzi dla zabawy, jest jakimś typem potwora..? - spytałem wskazując dach, za którym zniknął.
- Może. - rzekła - Ale to nie nasza działka. - westchnąłem, całe szczęście, że Will jednak został w domu. Znając życie zaraz wpakowałaby się w jakieś kłopoty związane z jego niejasną przeszłością, a tak to przynajmniej posiedzi w domu z Puchatym i Mieczysławem. O, już wiem! Kupię kakao i wypijemy je sobie razem po powrocie. Może to poprawi mu humor. - Idziesz do kwatery głównej? - kiwnąłem głową i podążyłem za kobietą, nadal zerkając w miejsce na dachu, jakby zaraz miał wyskoczyć stamtąd jakiś szaleniec z bronią.
Kwatera główna została przemieszczona na drugi koniec miasta, ponieważ komisarze byli wybijani przez pająki i musieli się ukryć. Gdy tylko weszliśmy do środka zaraz uderzył mnie mocny zapach mielonej kawy, charakterystyczny dla jednego z tutejszych pracowników. Dzięki niemu od razu poczułem się jak w siebie w domu. Nowym za to widokiem był Rotkier, wspólnik Genowefy, chodzący niespokojnie po całej sali. Był mężczyzną w starszym wieku, miał coś około pięćdziesiątki. Teoretycznie nie powinien już tu pracować, ale nie mógł usiedzieć w domu, więc przygarniano go tu do roboty. Zawsze był spokojny i opanowany, dziwną rzeczą było spotkać go w takim stanie.
- Phantom, Gefa! - krzyknął z ulgą gdy tylko zobaczył nas w progu - Jak dobrze, że jesteście. Ta mała gnida nie chce mówić! - uniosłem brew, ciekawe o kogo chodziło.
- Naprawdę? - rzekła kobieta, wyraźnie pogrążona w rozmyślaniach - Nie mamy nic co moglibyśmy jej zaoferować w zamian.. ani nic czym moglibyśmy grozić. Phatuś.. - spojrzała na mnie - ..chodź, może ty na nią podziałasz.. - pociągnęła mnie w stronę drzwi.
To co zobaczyłem za nimi przerosło wszelkie moje oczekiwania. Za skromnym biurkiem siedziała dziewczynka i wymachując wesoło nogami patrzyła w róg pomieszczenia, śledząc pająka. Nie byłoby pewnie nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że..
- Nocna Zmora?! - krzyknąłem zdumiony, a zjawa odruchowo spojrzała na mnie - Co ty tutaj robisz?!
- Phatuś! - uśmiechnęła się i wzleciała w górę, by z gracją wylądować przede mną - I nie "Nocna Zmora". Teraz jestem Nizmi! - krzyknęła i spojrzała na mnie z uśmiechem - Jak jest bardziej cool i słegowo.
- Nie, nie, nie.. - pokręciłem głową - ..tylko nie bądź drugą Yassel, proszę cię..
- Czekałam na ciebie. - rzekła i wzięła się pod boki, teraz dopiero zauważyłem, że jej wygląd bardzo się zmienił. Wyglądała tak.. tak.. nastoletnio. Nie jak dziecko zamordowane kilkadziesiąt lat temu. - Czekałam cierpliwie aż się zjawiłeś. No, opowiadaj co tam u was. - znowu wzleciała w górę i usiadła na biurko.
- U nas? - uniosłem brew jeszcze bardziej zaskoczony.
- U ciebie i Willa. - uśmiechnęła się - A kto jest moją ulubioną, pedalską parą..~? - Genowefa dziwnie na mnie spojrzała, ja ja tylko czerwony odwróciłem wzrok - Oj weź, nudziło mi się na cmentarzu, już od dawna śledzę wasze poczynania. Podrzuciłam wam nawet sernik jakieś czarownicy..
- To twoja sprawka?! - krzyknąłem i wlepiłem w nią zaskoczony wzrok.
- Nie, samo się zrobiło. - uniosła ręce, jakby chciała powiedzieć "medżik", bo to tak słegowo - A co myślałeś? A tak w ogóle to chcę się do was przeprowadzić! Jakiś mały nagrobek wystarczy.. i misia też chcę! Jakiego jakiego ma William!
- Gefa. - usiadłem na krześle z boku wyraźnie osłabiony psychicznie - Daj mi proszę kawy.

William?

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Ruszyłem zdeterminowany do miasta, musiałem się pozbyć tamtego gościa bo naprawdę narobi kłopotów. Nie mówię tu już o sobie, ale też i o innych. Mihawk zrobi wszystko by osiągnąć cel jaki sobie wyznaczył, kiedyś było nim zabicie mnie, ale teraz nie byłem pewien, ostatnio się wcale nie wychylałem.
Dotarłem do miasta jakąś boczną bramą i od razu skierowałem się do pewnego lokalu w którym Mihawk czułby się jak w domu.
Zszedłem powoli po śliskich schodkach do zaciemnionego pomieszczenia w którym głośno grała muzyka i wszędzie kręciły się skąpo ubrane dziwki.
Usiadłem przy barze i zamówiłem wodę. Nie to że będę teraz na niego czekać bo to by była szybka śmierć, ale chciałem się co nieco dowiedzieć.
- Yo Will.- dosiadł się do mnie wysoki blondyn w garniturze i czerwonym szalu zawiniętym na szyi.- Dawno tu cię nie było.
- Potrzebuję informacji...- mruknąłem nie spuszczając z niego wzroku, nikomu nie można ufać.
- William nie umie zdobyć ich na własną rękę?- pochylił się nad stolikiem.- Wyszedłeś z wprawy?
- Mam za mało czasu.- westchnąłem.- Gadaj.- pokazałem mu że mam pistolet.- Chodzi o Mihawka.
- Jest w mieście i cię szuka.- zaśmiał się.- Nie musisz mnie straszyć pukawką.
- Gdzie go znajdę?
- Czasem tu przyłazi ale czasem lubi też sobie pochodzić po mieście...
Westchnąłem i podniosłem się, on mi nic więcej nie powie, a pewnie teraz pogorszyłem swoją sytuację. Wyszedłem z lokalu i ruszyłem przez miasto, muszę jakoś go znaleźć.
Nagle usłyszałem huk i coś przeleciało mi tuż obok twarzy. Wytężyłem wzrok i spojrzałem w górę, na dachu stał wysoki mężczyzna z czarnymi włosami, w płaszczu z wielkim mieczem i kapeluszem w którym było czerwone pióro.
- Mihawk...- warknąłem i zaczęłem strzelać w jego stronę. On sam schował broń, wyjął coś zza paska i rzucił do mnie. To był czarna kulka z której zaczął się wydobywać gaz.
- Kurwa..!- syknąłem, zasłoniłem usta i nos rękawem i nadał strzelając w górę zacząłem uciekać od zasięgu gazu. Inni ludzie już dawno uciekli w popłochu.
Zacząłem kaszleć i łzawiły mi oczy, zaraz potem nogi miałem nogi jak z waty i upadłem na zimny śnieg który zaczynał już topnieć.
Przekręciłem się na plecy i spojrzałem na Mihawka ktory stał nade mna w masce.
- Witaj Will, dziś łatwo poszło.
- Jeszcze zobaczymy~!- zaśmiałem się i poczułem jak mężczyzna mnie podnosi. Zaraz potem zasnąłem.
Dobrze że Phantom nic nie wie, chcę to załatwić sam, tak by nic mu się nie stało.

[Phantom? ]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Nie chciałem wychodzić bez niego, ale znałem go i wiedziałem, że moje marudzenie nic nie zmieni. Ludzie nigdy nie spędzali ze mną dużo czasu, bo mówili że jestem przytłaczający i wyjątkowo nieczuły. Możliwe, że właśnie to dokucza teraz Williamowi, ale nie byłem w stanie tego zmienić, nawet dla niego. Nie dlatego, że nie chciałem. Nie dlatego, że mi się to podobało. Tylko po prostu nie wiedziałem jak.
Ubrałem się, wpuściłem Puchatego i wyszedłem z domu. Zebrały się chmury i jakoś tak zimno było na dworze, powinienem zainwestować w grubszy szalik. Może Willowi też coś kupię? Ale z czego on mógłby być zadowolony? W tym stanie na wszystko będzie kręcił nosem, ale jeśli nic nie zrobię, to wyjdzie na to, że jestem bezduszną mendą. Może Gefa mi coś poradzi, ona zawsze była w tych sprawach lepsza ode mnie.
Ruszyłem do Miasta. Jego ciężką aurę czuć było z odległości kilometra. Nie znosiłem tego miejsca. Było pełne ludzi; ludzi którzy brali chodź nie dawali nic w zamian, ludzi egoistycznych i wewnętrznie zepsutych. Bardziej nieczułych niż ja. A to trudne!
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem po przejściu przez bramę, był nie kto inny jak Gefa. Chodziła opatulona w szalik i zimową kurtkę, ściskając jakiś papierek i co chwile zaczepiała ludzi. Podszedłem bliżej ciekaw co tym razem się stało.
- Genowefa! - niebiesko włosa kobieta odwróciła do mnie wzrok.
- Phantom. - rzekła neutralnie, wcale się nie ciesząc. Aż mnie zdziwiła. Zawsze, chodź poważna i chłodna, uśmiechała się trochę na mój widok i rozpościerała ramiona. Tym razem nie brzmiało to nawet jak powitanie, a mruknięcie do samej siebie i przyjęcie wiadomości, że tutaj jestem.
- Coś się stało? - spytałem zdziwiony. - Wydajesz się przytłoczona.. - jak wszyscy dzisiaj, pomyślałem. 
- Ah.. - wydała się trochę nieobecna i mocniej ścisnęła kartkę - ...to nic. - podszedłem bliżej i zerknąłem na to, co trzymała, ale nie zdążyłem się przypatrzeć nadrukowi - Mówię, że nic! - krzyknęła i krzyżując ręce na piersi zaczęła iść w jakąś stronę - Dam ci jakąś robotę i zmiataj stąd.
- Gefa, co się stało? - wyprzedziłem ją i zacząłem iść tyłem patrząc na jej smutny wyraz twarzy - Widzę, że to nie jest nic.
- Łał, niesamowite. Potrafisz odgadnąć czyjeś uczucia. Nie spodziewałam się tego po tobie.. - nikt mnie dzisiaj chyba nie kochał, wszyscy łazili przybici, a ja po raz pierwszy w takim dobrym humorze.. seks jednak naprawdę był przyjemny i pozytywnie wpływał na organizm. - I co cię to obchodzi?
- Obchodzi. - zatrzymałem się i spojrzałem wgłąb jej kaptura - Gefa..?
- Eh. - warknęła, ale chyba udało mi się ją rozbroić. - Chodzi o to, że.. - wyciągnęła kartkę i spojrzała na nią. - Chodzi o Jamesa. - przekrzywiłem głowę. James był jej kumplem z pracy, może kochankiem, nie wnikałem. W każdym razie lubiłem go, wielokrotnie korzystaliśmy z moich zapasów wódki spod podłogi (jak to wczoraj uczynił również William). Był raczej człowiekiem nieśmiałym, ale gdy spędzał czas z ludźmi, których dobrze znał i lubił, stawał się bardzo otwartym i miłym człowiekiem. Właśnie takimi istotami jak James powinna zaludnić się Ziemia. - Bo.. on nie wrócił. - spojrzałem na nią pytająco - Już trzy dni go nie ma. Nie było wiadomości, nie ma go w domu, nikt go nie widział.. chodziłam po ludziach i pytałam się, czy nikt go nie widział.. ale.. - głos zaczął jej się załamywać - Nikt.. - łzy zaczęły spadać jej na wydruk, którym było zdjęcie poszukiwanego. - Widzisz, potwory polują na nas. Ostatnio zabiły piątkę naszych. Zabijamy też mutanty.. co jeśli ktoś postanowił się zemścić? I padło akurat na niego.. - spojrzałem na nią smutnym wzrokiem, to naprawdę była zła wiadomość. Podszedłem do niej i objąłem ją, ale nie rozpłakała się. Zawsze była taka silna.
- Ale nie znaleziono go. - rzekłem i spojrzałem na nią - Więc może i został porwany, ale żyje? - spojrzała na mnie zaszklonymi oczami.
- Tak sądzisz? - spytała, a ja kiwnąłem głową - Może.. - przytuliła się jeszcze do mnie - ..oby.. - nagle dało się słyszeć huk i obróciliśmy się w tamtą stronę z której dochodził.

William?

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

No ja z nim po prostu nie wytrzymam, nie dość że popsuł cały romantyzm to jeszcze chce sobie stąd iść. Do tego chce mnie zabrać ze sobą! Bo ja kurwa nie mam nic lepszego do roboty.
- Willuś?- pomiział mnie nosem po policzku.
- Idź mnie stąd bo ci jebne.- mruknąłem i położyłem się na łóżku odkrywając kocem.
- No William... o co się boczysz?- położył się obok mnie i przytulił.
- O nic, jestem zmęczony i boli mnie tyłek.- mruknąłem.- Idź se sam do tej Genowefy.- odwróciłem się do niego plecami.- Ja idę spać.
- Na pewno...?
- Tak.- westchnąłem.
Poczułem po chwili jak mężczyzna podnosi się z łóżka i słyszałem jak się ubiera. Sądziłem że nasz pierwszy raz będzie inaczej wyglądał, będzie więcej miłych emocji i razem spędzimy cały dzień ciesząc się że jesteśmy razem. Chciałem żeby było tak jak w filmie, ale życie z Phantom'em to nie film, chociaż czasem zdarzają się jakieś bajkowe prześwity.
Pocałował mnie w głowę i wyszedł z sypialni. Widocznie będę musiał się przyzwyczaić do tego i jakoś to ścierpieć.
Gdy usłyszałem jak drzwi domu się za nim zamknęły to wstałem, ubrałem na siebie jakieś dresy i poszedłem do salonu. Runąłem na fotel i wziąłem do ręki dzisiejszą gazetę, a Puchaty którego pewnie Phantom wpuścił wskoczył mi na kolana.
Na początku nie było nic ciekawego w codziennej prasie ale zainteresowało go pewne zdjęcie. Był na nim tłum ludzi stojący wokół jakiś zwłok i w tym tłumie wypatrzyłem jego. Starego znajomego który od zawsze miał n mnje chrapkę. Oczywiście chodzi tu o zabicie mnie i zdobycie poparcia wśród wyżej postawionych szych w kraju. Zanim tu dołączyłem to byłem dość... niebezpieczny i raczej każdy chciał, a nawet dalej chce mnie zabić.
Odłożyłem gazetę, wstałem z kanapy zarzucając kota z kolan i poszedłem do sypialni by się przebrać. Zaraz potem wyszedłem uzbrojony w pistolety i noże z domu zostawiając Phantom'owi kartkę że niedługo wrócę.

[Phantom?]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Spojrzałem na niego zdumiony; jemu na serio się to podoba? Zawsze był dziwakiem i osobą absolutnie dla mnie niezrozumiałą, no ale cóż.
- Może, może. Ale już starczy. - spojrzał na mnie zdziwiony - Mam plany na dzisiejszy dzień, nie chcę przeleżeć całego południa w łóżku.
- A że tak się spytam: co chcesz robić innego? Co jest lepsze od leżenia tu ze mną? - miałem wrażenie, że nie tylko ja nie mogłem zrozumieć Williama, ale on również nie rozumiał mnie.
- Przejdę się do przetrzebionych przez pająki szeregów Genowefy. - uśmiechnąłem się wesoło - Chcesz iść ze mną? - zaproponowałem.
- Kiedyś ci przyleję.. - warknął -..i to tak bardzo mocno. Tak, że się kurwa nie pozbierasz. Nie wiem w co ci walnę, ale..
- Dostanę za to pieniądze i razem pójdziemy na lody i gofry z bitą śmietaną i truskawkami.. - szepnąłem mu do ucha -..nie mów, że ich nie lubisz.. - przekręcił się i wtulił twarz w poduszkę. Za sekundę usłyszałem stłumiony krzyk złości, dobywający się z tamtej strony. - Co ci nie odpowiada?
- Sporo rzeczy. - mruknął - Sporo.
- No tak.. - westchnąłem - Dobrze wiedzieć. - odwróciłem go ku sobie i przytuliłem - Teraz ty chcesz być na górze, hm? - jakoś nie zachwycała mnie ta myśl, ale może wybaczy mi to co zrobiłem.. cokolwiek to było.

William? :*

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Ja mu dam kurwa... tak się poświęcam a jemu się odechciało! Z nim to każda kobieta by płakała i to kilka razy dziennie.
- Maruda.- fuknąłem na niego.- Już starczy możesz działać.
- I to mi bardziej odpowiada.- uśmiechnął się, wyjął palce i zaczął powoli we mnie wchodzić czymś większym.
Pomińmy fakt że przez niego cały romantyzm szlag trafił, na razie nie było tak tragicznie, bolało ale wiedziałem że będzie lepiej.
Zaciskałem dłonie na jego ramionach, a on pochylony nade mną zaczął się poruszać. Najpierw oczywiście powoli bym się przyzwyczaił a potem szybciej by nam obu było dobrze.
Tak też się stało, po kilku pchnięciach zacząłem czuć rozkosz i przyjemność, powstrzymywałem się od jęków jak najbardziej mogłem, ale tempo niewyżytego Phantusia czasem wygrywało i wydałem z siebie ten żenujący dźwięk.
Mężczyźnie też się chyba podobało, nie zaburzał tempa, sapał czasami, trzymał mocno moje biodra i od czasu do czasu schylał się by mnie pocałować.
W pewnym momencie objąłem jego szyję i wplotłem dłoń we włosy.
- I jak Phan~?- jeknąłem uroczo.- Może być~? Bo dla mnie możesz nie przerywać nigdy~.- wysapałem.
Złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.

[Phantom?]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Hm, chyba wolałem, jak to kobieta pode mną jęczy. Nie było to tak obrzydliwe. Chyba się zawiodłem; po minie Williama widziałem, że to nic przyjemnego i aż mi się go żal zrobiło. Tymczasem babka zawsze jest zadowolona i można przejść od razu do rzeczy, bez zbędnych ceregieli. No cóż. Zawsze są jakieś wady, co nie.
- Na następny raz przyniosę miskę i ścierkę do wycierania palców.. - mruknąłem i pokręciłem głową.
- Nie zniechęcaj się tak od razu. - spojrzał na mnie oburzony - Przed chwilą nie miałeś jeszcze nic przeciwko.
- Cicho. - burknąłem - Nie pamiętasz? Jestem ten zły, któremu procesy zawsze się nie podobają.
- Pfff..! - zdmuchnął motyla, który przez otwarte okno niefortunnie tutaj wleciał - Tak, ty zawsze marudzisz. Ale zobaczysz, będzie dobrze. - przekręciłem głowę - Chcesz dostać poduszką w łeb? Ja tu się poświęcam a ty co?
- A mi ciebie żal.. - popatrzyłem na niego zmartwiony - ..aż mi się odechciało.
- CO?! - dostałem pierzem przez łeb - Chyba żartujesz. - spojrzał na mnie jednym okiem - Kobieta też czasem płacze na początku.
- Ale.. - westchnąłem - ..eh. Dobra.

William? :P

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

W końcu udało mi się ściągnąć jego gacie, a zaraz potem poleciały bokserki, w sumie to nawet nie wiem po co my się po kąpieli ubraliśmy.
Oblizałem usta na widok członka Phantom'a i chciałem zacząć go pieścić ale chłopak złapał moją rękę i zaśmiał się.
- Nie ma...- ściągnął mi spodnie i zaraz też bieliznę.
- Dlaczego?- dopiąłem swego i złapałem jego sprzęt. Zacząłem sprawiać mu przyjemność i sapnięcia Phantom'a sprawiały mi niemałą satysfakcję~!- A zajęczysz dla mnie jeszcze~?- zacmokałem i zacząłem całować jego tors.
- Ty zaraz będziesz jęczał.- spojrzał mi w oczy i rozłożył moje nogi.
- Co? Nie! Czekaj!- widziałem jak się do mnie zbliża rozochocony.- Jak już mam być na dole to mnie chociaż przygotuj! Ja nie baba, nie rozciągam się w te i we wte!- odepchnąłem go lekko.
Mężczyzna westchnął i pokręcił głową, chyba mu się nie spodobałi że nue może jeszcze we mnie wejść. To aż śmieszne że z biegiem czasu Phantuś tak się do mnie przekonał, a raczej pokochał mnie. Kiedyś na mnie krzyczał i odpychał mnie, a teraz? Normalnie inny człowiek.
Włożył we mnie powoli dwa palce. Zagryzłem dolną wargę i jęknąłem cicho, to zawsze na początku tak boli... a jeszcze gorzej jest jak wejdzie coś większego, ale chcę tego. Chcę mojego Phantusia~.

[Phantuś~? :*]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

- Oczywiście, że nie fair. - odsunąłem swoje usta od jego - Życie nie jest sprawiedliwe. - Will skrzywił się.
- Ale pozwolisz mi pobyć troszeczkę na górze..~? - spytał błagalnie i zrobił taką słodziutką minkę - Proszę..~.
- Hm..hm.. - zacząłem się zastanawiać. - No nie wiem. - spojrzał na mnie oburzony - To zależy od tego, czy będziesz grzeczny.
- Wal się. - fuknął i znowu zaczęliśmy się całować.
Znowu nawróciłem myślami do chwilach spędzonych z Krystyną. Ciekaw byłem czy gdyby żyła.. hm. Nie, lepiej nie myśleć o takich rzeczach. Teraz miałem Williama i trzeba się skupić na nim. Co jak znowu straci pamięć? Trzeba wykorzystać jego potencjał, puki go posiada.
- Gdzie te twoje łapy wędrują? - zaśmiałem się i rozpiąłem jego spodnie. - No gdzie?
- A co, nie chcesz, aby tak wędrowały..? - uniósł brew.
- Czy ja powiedziałem coś takiego? - poczułem, jak mi spodnie z tyłka zjeżdżają.

William? A masz! :P

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Phantom jak zwykle uciekł gdzieś myślami ale na szczęście niedługo wrócił. Zacząłem poruszać biodrami by pobudzić jego sprzęt a jego ręce powędrowały na mój tors.
- Nie jest tak źle~.- zachichotałem całując znów jego tors.- Przynajmniej nie jesteś kłodą~.
- Mogę być jak chcesz.- zaśmiał się i ściągnął ze mnie koszulkę.
- Nie~e! Nie ma takiej opcji kochanie.- zrobiłem mu kilka malinek na torsie i szyi, potem dokładnie rysowałem językiem jego mięśnie. Chłopakowi chyba się podobało bo zamknął oczy i zaczął cicho mruczeć.- Nie znałem cię od tej strony Phantuś~!- zachichotałem i włożyłem rękę do jego spodni.
- Hej, hej, z tego co wiem to ty masz być na dole.- otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Chyba śnisz~.- prychnąłem i zacząłem go pieścić.
Phantom sapnął cicho, złapał mnie za ramiona i zwalił mnie tak bym był pod nim. - Heeej...!- jeknąłem z pretensją.- To nie fair!
Rozpiąłem jego spodnie i znów zacząłem go całować.

[Phantom? Nie wiem jak dużo mogę napisać...]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

- Tak. - westchnąłem z uśmiechem - W końcu się doczekałeś..
Jak tak dłużej się nad tym zastanowić, to nasz, że tak to ujmę, związek przetrwał baardzo wiele. Jak sobie przypomnieć relacje jakie łączyły nas na początku, moją wściekłość, jego namolność.. to aż się kąciki ust wyginają. Kiedyś wydawało mi się to okropne, William był plagą, która ciągnęła się za mną krok w krok i nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś będę się z tego śmiał. A teraz..? Wydawało się to naprawdę zabawne. A nasze uciekania przed tym clownem? To dopiero komedia.. kto by pomyślał, że takie nieprawdopodobne przygodny nas połączą. A mogłem zostać w klanie, gnijąc ze smutku i rozpaczy po Krystynie.. no właśnie, powinienem udać się wkrótce na jej grób. Niedługo druga rocznica.
- Gdzie ty jesteś myślami? - William liznął mnie po policzku i znowu poczułem, że jestem w sypialni - Masz się zajmować mną, a nie..
- Zajmuję przecież. - rzekłem rozbawiony, on zawsze miał taki pretensjonalny ton - Co ja mam tutaj robić, jestem niedoświadczony, musisz mnie nauczyć..
- Oho, z przyjemnością.. - na jego twarz wpełzł ten niecny uśmieszek, którym zwykł obdarzać ludzi, gdy do łebka przychodził mu jakiś naprawdę chytry plan. Ciekawe cóż takiego zrodziło się w tej jego rozczochranej łepetynie.

William? Widzisz? Nie było krótko xD

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Już miałem biec do sypialni kiedy przypomniałem sobie że muszę jeszcze umyć zęby. Szybko dorwałem się do swojej szczoteczki którą kiedyś tu przyniosłem i zacząłem myć swoje kiełki.
- I kto tu będzie pierwszy?- usłyszałem jego prychnięcie i objął mnie od tyłu.
- Ja!- mruknąłem niewyraźnie i wyplułem pastę i wypłukałem usta.
- Zobaczymy.- zaśmiał się i pocałował mnue w kark.
Zaraz potem ruszył do drzwi biegiem, zacząłem go gonić i próbowałem wyprzedzić ale wynikiem tego było że oboje w tym samym czasie rzuciliśmy się na łóżko.
- No dobra remis~..- usiadłem okrakiem na jego brzuchu i zacząłem go całować. Najpierw delikatnie ale potem wsunąłem język do jego ust. Pochylałem się nad nim i mocno trzymałem jego ramiona, a jego ręce,  co bardzo mnie zdziwiło, wsuwały mi się pod koszulkę.
Musieliśmy zrobić przerwę na oddech, ale zaraz potem znów nasze usta się złączyły się w żarliwym pocałunku.
- W końcu się doczekałem tej chwili~.- uśmiechnąłem się i zdjąłem jego koszulkę.

[Phantom?]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

- Chyba śnisz. - parsknąłem - Jestem ciekaw jak się dostaniesz na górę.. - chichocząc wywalił język na wierzch - ..no ale podobno fantazjowanie uwalnia hormon szczęścia, który wpływa pozytywnie na samopoczucie i przyćmiewa ból, poza tym uwalnia się on również przy śmiechu i wpływa na cały organizm. W twoim przypadku się do przyda.
- Hihi~! - William wyszczerzył się uroczo - Będę nieśmiertelny~! - parsknąłem - A gdybym faktycznie był niezniszczalny, to jak myślisz: spędziłbyś ze mną całą wieczność?
- Zważywszy na twój charakter, to wykończysz mnie o wiele szybciej, niż ta wieczność minie.. - westchnąłem i sięgnąłem po ręcznik - ..dobra, wyłazimy. Woda szybko stygnie. - jęknął niechętnie i wyciągnął ręce czekając, aż podam mu ręcznik w białe kotki - Tak w ogóle to przeprowadzamy się tutaj, tak?
- Tak.. - kiwnął głową zadowolony i wyskoczył z wanny - Będę pierwszy! I wygrzeję ci łóżeczko..~! - zaczął szybko się wycierać i ubierać, widać, że tabletka działa.

William?

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Zachichotałem szczęśliwy że Phan się rozbiera, tak dawno się razem nie kompaliśmy~.
Gdy tylko wszedł do ciepłej wody to przytuliłem się do niego mocno. Tabletki zaczęły działać i ból głowy zaczął ustępować, z resztą na ramię też to podziałało.
- Tak dawno już się nie byliśmy w wannie razem.- pogłaskałem go po torsie, wziąłem jego żel i wylałem sobie na dłonie.- Ale teraz już możemy~!
- Ano możemy.- zaśmiał się a ja zacząłem go myć.- Jak się czujesz?
- Dobrze~!- uśmiechnąłem się i namydliłem mu buźkę.- Zamknij oczka bo ci naleci i zaczniesz się na mnie drzeć~.
- Już nie przesadzaj.- złapał gąbkę i gdy opłukiwałem mu twarz to zaczął mnie myć.
- Nie przesadzam, z ciebie po prostu jest niedelikatna maruda.- mruknąłem gdy czułem jak szokuje moją skórę.
- A ty jesteś gnojek i menda.- zaprzestał swoich ruchów i zbliżył usta do mojego ucha.- Którą kocham.
Zrobiłem się cały czerwony i uśmiechnąłem się uroczo.
- Jak słodko Phan~..! Ale i tak ty będziesz na dole~!- zacmokałem.

[Phantom?]

14 października 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

- A zdołasz z takim bólem głowy..? - przekrzywiłem głowę i spojrzałem na niego ciut krytycznie - Pokładam w to wątpliwość.
- Już nic mnie nie boli, już nic mnie nie boli..~! - William zaczął się zarzekać, ale momentami na twarzy nadal miał ten kwaśny wyraz - A jak mi umyjesz plecki to już kompletnie wszystko mnie przejdzie.
- Kąpać się z tobą pójdę.. - obiecałem - ..ja mówiłem o tym twoim drugim pomyśle.
- Jestem w pełni dysponowany! - zapewnił mnie - Tylko trochę nieprzytomny po nocy, rozruszam się i zaraz mi przejdzie, zobaczysz.. - westchnąłem niepewny co powinienem zrobić, ale w końcu podążyliśmy w stronę łazienki, zobaczymy co będzie jak chłopak wygrzeje się w ciepłej wodzie, może mu to pomoże. - Daj truskawkowy.. - rzekł gdy sięgnąłem na półkę z płynami kąpielowymi - Uwielbiam go. - odkręcił kurek gorącej wody i zaczął się rozbierać - O, jak cieplutko się zaraz zrobiło. Rozbieraj się Phatuś.
- Ja nie.. tylko pomogę ci się wykąpać..- wlałem płyn i zakręciłem.
- Ty też, wczoraj się nie kąpałeś! - krzyknął oburzony - Śmierdzisz pająkami. - westchnąłem, z nim nie ma się co sprzeczać. Poza tym faktycznie, byłem tak wykończony, że zasnąłem od razu. Zacząłem więc zdejmować z siebie ubrania, a William wydał triumfalny pisk.

William?

14 października 2014

Od Williama c.d Phantom'a

- Nie ignoruje cię.- usłyszałem jego głos i poczułem jak głaszcze mnie po biodrze.- Ale chcę iść spać.
- To spadaj na bambus prostować banany.- mruknąłem.
Czułem się trochę lepiej niż kilka chwil wcześniej, nadal jednak bolała mnie głowa i było mi niedobrze, a Phantom się nawet mną nie interesuje, na pewno specjalnie naszykował tą wódkę.
Wypłukałem usta wodą którą chłopak mi wczoraj zostawił na szfce. Ułożyłem się wygodniej w łóżku i zamknąłem oczy, byłem wręcz wykończony.

Obudziłem się kilka godzin później, łeb mi pękał ale przynajmniej mdłości przeszły.
Przetarłem oczy i potem ramię bo coś zaczęło nieźle mi dokuczać. Rozejrzałem się i odkryłem że nie ma tu Phantom'a.
- Phan?- ziewnąłem i usiadłem na łóżku.
- Jestem.- wszedł do pokoju ze szklanką wody i tabletkami.- To na kaca.
Wziąłem od razu dwie tabletki i zwlokłem się z łóżka i przytuliłem lekko do chłopaka.
- Chyba muszę się umyć.- ziewnąłem.
- No chyba musisz.- prychnął.
- A umyjesz się ze mną~?- uśmiechnąłem się lekko.- Może się potem zabawimy~?

[Phantom?]