O, mocno spałem. Śniło mi się piękne, nocne niebo w które wpatrywałem się przez cały czas, a po gwiazdach latały ciemne kształty, cienie o których nic nie wiedziałem. Ale niebo było wspaniałe.
Promienie słońca połaskotały mnie po twarzy i spokojnie otworzyłem oczy, by przystosować je do otaczającego mnie półmroku. Zaraz gdy stan odrętwienia po sennego minął, zaczęły mi dziwnie ciążyć kolana, jakby ktoś na nich siedział. Ale kto? Nie miałem kota ani..
Wstałem gwałtownie, że William spadł na ziemię i jęknął gdy jego twarz spotkała się z ziemią. No teraz to już przesadził... robi to już drugi raz!
- Wypierdalasz stąd! - krzyknąłem na półprzytomnego chłopaka - Wylatujesz..! - wziąłem go pod pachę, wziąłem tą jego wielką pandę i wywlokłem z mojego mieszkania. - I nie wracasz do cholery! Ja byłem uprzejmy, zająłem się tobą, a ty mi się tak odpłacasz? -zostawiłem go na mostku prowadzącym do jego mieszkania.
- Nie uważasz, że twój foch jest zbyt pochopny?! - rzucił za mną moje własne słowa - Może należałoby to spokojnie przemyśleć..
- Milcz! - zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Przytuliłem słoik z Krystyną która popatrzyła na mnie swoimi smutnymi oczami i zamachała lekko płetwą. Chociaż ją miałem.. chociaż ona mi pozostała..
<Williamku, mówiłam że robisz za duże susy, mówiłam.. xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz