Zjedliśmy w spokoju ten posiłek, rozkoszując się zjadliwością tego posiłku (o moich daniach nie można było tego już powiedzieć), ale ciągle rozmyślałem nad tą niezwykłą miną Williama. Swoją drogą: my się jeszcze nie pogodziliśmy czy już był między nami rozejm? Chyba się w tym wszystkim pogubiłem.. nawet jeśli, to wyglądało na to, że chłopak był wyraźnie wstrząśnięty.. delektowałem się tym stanem rzeczy, ale po chwili zacząłem też brać pod uwagę fakt, że pójdę do niego i z nim porozmawiam poważniej na ten temat..
- Dziękuję za posiłek, dawno czegoś tak dobrego nie jadłem - uśmiechnąłem się uprzejmie do dziewczyny, która odwzajemniła ten uśmiech - Ale muszę chyba iść pogadać z tym małym.. - uniosła brew - ..Williamem. - wstałem i ubrałem płaszcz, bo na zewnątrz nadal trochę padało - Jak przyjdę to pozmywam.. przepraszam, że dzisiaj nie odprowadzę cię do domu.. - wyszedłem z mieszkania i ruszyłem w stronę domku tej mendy.
Miałem już zapukać do jego drzwi, gdy zobaczyłem że stoi na jednym z mostków i marznie cały mokry. Wyglądał na smutnego, spojrzał w moją stronę pytająco z miną typu "po cholerę tu przylazłeś, zostaw mnie" i odwrócił się ponownie patrząc na wodę. Westchnąłem i ruszyłem ku niemu spokojnie.
- William! - byłem już całkiem blisko gdy nagle poślizgnąłem się na śliskich deskach i uderzyłem prosto w chłopca, który zatoczył się i runął w wodną taflę.
Złapałem go za koszulę, próbując go zatrzymać, ale guziki ustąpiły i biedak wysunął się z niej i wpadł do jeziora. Oniemiałem i wpatrywałem się zdziwiony w kółka na wodzie, ściskając jego przemoczone ubranie, a potem serce ścisnęła mi panika.
- Zabiłem go?! - przypomniałem sobie scenę, gdy ten ostatnio pływał, nie wyglądał na jakiegoś dobrego nurka - O Boż.. - nagle wyłonił się łeb kaszlącego i drżącego chłopaka, a ja bez namysłu chwyciłem go za ramiona i wciągnąłem na molo. - Żyjesz..? - zaczął się trząść, ale kiwnął głową, zimno było.
Wziąłem go na ręce tak jak wtedy na cmentarzu i pognałem do domu mijając zdziwioną Beatrice. Położyłem biedaka na kanapie i nakryłem go stertą koców, zrobiłem gorącej herbaty i przyniosłem termometr. Miałem nadzieję, że się nie zaziębił, to by oznaczało, że będę musiał się nim zajmować puki nie wydobrzeje. Po chwili już miał rozpalone czoło i nie miałem wątpliwości. Otworzył oczy i spojrzał na mnie, miał sine cienie pod oczami.
<Williamku? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz