- Pomysł? W sumie nie było pomysłu.. - spojrzała na mnie pytająco - ..po tym jak rodzina wyrzuciła mnie z klanu, odszedłem jak najdalej można było i znalazłem to miejsce. Gniłem tu samotny, do puki nie zjawił się William.. - mruknąłem i nagle nasunęły mi się wszystkie niezłe chwile z nim spędzone, jak się o nim tak mówi to wygląda na takiego miłego i słodkiego gościa, ale jak się idzie przez miasto z nim, przy boku niosącego wielką pandę, to już od razu inaczej się to wspomina - Wtedy gdy wyłowiłem go z jeziora, pomyślałem że miłym uczuciem jest posiadanie rodziny i zdecydowałem, że zrobię coś by dać ją innym, odrzuconym, uciekinierom - spojrzałem na nią znacząco - Czy też osobom które nigdy jej nie miały. Dlatego postanowiłem założyć tą watahę, stowarzyszenie czy jakkolwiek by to nazwać. - przystanąłem - Swoją drogą to czy nikt z tego internatu cię nie szuka? - spochmurniała - Nawet jeśli była to kiepska szkoła, to zapewne miałaś jakiegoś opiekuna który był za ciebie odpowiedzialny. Nikt za tobą nie tęskni?
<Beatrice?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz