Wyglądało na to.. że udało się nam w końcu wkurzyć i urazić Willusia, no proszę.. jeszcze chwilę temu ja niosłem go na rękach gdy był zupełnie bezbronnym i ślepym oraz skazanym na wieczną tułaczkę po cmentarzu człekiem, a teraz zostawił mnie tutaj samego, w tej czarnej i gorącej dziurze.. nie to że poczułem się oburzony, przynajmniej było cicho, ale z jakiś powodów kamień zaciążył mi na sercu. Mimo wszystko pocieszne było z niego stworzenie..
Wyszedłem razem z resztą z tego głupiego dołu i od razu ruszyłem do mojego domu, nakarmić Krystynę. Potem planowałem pójść i pocieszyć Williamka, ale ten najwidoczniej zabarykadował się w swoim mieszkaniu.. no cóż, niech poczeka, aż to ja mu strzelę takiego focha! Ciekawe jak długo wytrzyma na odwyku, od przytulania i upokarzania mnie. I znowu nie to, że mi tego jakoś brakowało..
Nakarmiłem moją złotą rybkę, a ona zaczęła merdać radośnie płetwą ogonową i wszamała wszystko co spadło na dno słoja. Usiadłem też spokojnie na fotelu który wcześniej zdążył już wyschnąć od mokrości ubrań Willa i miałem zamiar się trochę zdrzemnąć. Wtem usłyszałem pukanie do drzwi.
<William, Lucy, Kurumi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz