- Nie, nie siostra. Moje rodzeństwo było całkiem spoko, nie mieli nic do mnie. To rodzicom odbiło. Ale.. - westchnąłem - To nie jest ciekawa historia.. zanudziłbym cię po kilku minutach. - otworzyłem oczy i spojrzałem na nią.
Jakiś czas jeszcze gawędziliśmy sobie, aż nagle poczułem na nosie ciężką krople deszczu. Zerwaliśmy się zaraz i nie czekając aż przyjdzie huragan popędziliśmy do Domu. Jednakże wiadomo; leje, leje, więc poczułem się wręcz w obowiązku dać Beatrice swój płaszcz, nawet nie dlatego, że byłem dżentelmenem czy tam innym nienormalnym, co po prostu nie chciałem aby się zaziębiła. Potem musieliśmy się nią opiekować, a ja miałbym mniej czasu dla Kryśki.
Gdy w końcu w tym szaleńczym biegu dotarliśmy na mosty, zobaczyłem nadbiegającego Williama. Zatrzymał się cały mokry patrząc na nas i mierząc nie tyle dziewczynę, co mój płaszcz jakimś ognistym i złowieszczym wzrokiem. Wiedziałem, że będzie draka, ale że wolałem aby nie rozgrywała się przy nowej i chyba zupełnie normalnej (chwalcie Boga) członkini, pomachałem mu z podłym uśmieszkiem i pobiegliśmy dalej, zostawiając oburzonego chłopaka na deszczu. Wpadliśmy do mojego mieszkania bo było najbliżej, rozebraliśmy płaszcze i przytuliliśmy się do kaloryfera. Ale ten błogi spokój nie trwał długo, zaraz rozległy się ciężkie kroki i do środka wpełzło to małe, wredne. William cały mokry siadł mi na fotelu (dlaczego to właśnie mój ulubiony mebel najbardziej cierpi?) i nie odzywał się.
<William, Beatrice?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz