- Bo jesteś.. - odchyliłem się i wbiłem mu paznokieć w czoło, odchylając jego głowę - ..jako gnojek, ale jako przyjaciel nie jest tak z tobą źle.. przeszkadzają mi tylko te twoje pedalskie zaloty w moją stronę..
- A sam do mnie przyłazisz - fuknął i powrócił do sprzątania - Czyli że chcesz się zaprzyjaźnić, tak? Po co?
- Jakoś tak.. lepiej jest być w przyjaźni z osobami które ma się w składzie, niż robić sobie z nich wrogów, czyż nie? - podniosłem się z ziemi i otrzepałem - Różnimy się od siebie, William. Ja jestem dla ludzi miły, ponieważ gdy nie są do ciebie wrogo nastawieni, przynoszą ci korzyści. Ty jedynie się nimi bawisz, widzisz w nie puste, sztuczne zabawki, ja widzę istoty które mogą mi w przyszłości w czymś pomóc. Zauważyłeś już przecież, że nie warto być zawsze dla wszystkich wrednym skurwielem. Zginął byś już dawno, gdybym nie niósł cię wtedy na rękach, gdy duchy odebrały ci wzrok. Zawsze dobrze mieć jakiegoś sojusznika, jeśli już tam bardzo lubisz irytować wszystkich dokoła, bo gdy cię zostawią, zawsze masz ostatnią deskę ratunku...
- Ale ładnie powiedziane! - zaklaskał mi - No brawo, Phantomku!
- Ja mówię poważnie. Wtedy na cmentarzu, nie było ci tak do śmiechu.
- Przecież jestem poważny - oburzył się - I mówię poważnie; sprzątam, nie mam czasu, wyjdź. - wzruszyłem ramionami i posłusznie opuściłem mieszkanie.
<William, dziewczyny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz