Cudowna cisza podczas cudownego snu. Już dawno się tak nie wyspałem i Phantom nie pozwolił mi na więcej, rankiem, jak tylko się naszykował złapał mnie za nogę i ściągnął z łóżka.
- Wstajemy!- zwalił się na mnie na tej podłodze.
- Najgorsza pobódka jaką miałem..- jęknąłem otwierając oczy, mózg miałem dalej zamulony, słońce raziło mnie w oczy.- Dlaczego mi to robisz?
- Bo jedziemy do domu, ubieraj się i jedziemy.
- A moja nagroda za wczoraj?
Chłopak zaśmiał się i cmoknął mnie w usta. Zmarszczyłem czoło, nadal mi o to nie chodziło, chciałem czegoś więcej, w końcu wczoraj się namęczyłem za dziesięciu.
- Na razie tyle, reszta wieczorem.- podniósł się ze mnie i pomógł mi wstać.- Ubieraj się i idziemy.
- A śniadanie?- jęknąłem sunąc w stronę swoich ciuchów które zostawiłem na fotelu. Tak w sumie to też chciałbym być już w domu, przytulić się do Puchatego i napić się gorącej czekolady.
- Zjemy coś na mieście i tak trzeba zrobić zakupy.
- Widzę, że chcesz stąd uciekać jak najszybciej.- ubrany wszedłem do łazienki i poprawiłem sobie włosy. Będę musiał też kogoś zabić w mieście.
- To chyba jasne.- westchnął.- Długo jeszcze?
- No już, już.- wyszedłem z łazienki.- Rusz się.- złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą.
Nie mieliśmy tu nic, więc nie byliśmy zmuszeni do dźwigania toreb czy innych takich.
- Kiedy będziesz miał ogonki?- uśmiechnąłem się ale Phantom nie zdążył odpowiedzieć bo cały harem dzieci wbiegł w nas.
Cieszyły się normalnie jakby były święta i widziały Mikołaja który utknął w kominie. Kilkoro wskoczyło na mnie i zaczęło zapraszać do zabawy, ale niestety musiałem odmówić.
- Przepraszam dzieciaki, ale będziemy wracać do domu.- pogłaskałem niektóre po głowie. Od razy zaczęły mieć smutne minki.- Ale przyjedziemy do was jeszcze na pewno~! Nie smutajcie, bo Willuś też będzie płakał, a tego nie chcemy~.
Phantom uśmiechnął się lekko spoglądając na mnie, odpowiedziałem mu tym samym. Zrobiliśmy kilka kroków przez korytarz otoczeni przez dzieciaki gdy nagle zza zakrętu wyszła gospodyni. Jej włosy znów były upięte w kok, tym razem jednak miała na sobie coś luźniejszego, coś w stylu dresów a jednak to nie było to. Zdałem sobie sprawę że muszę nakupować sobie nowych ubrań bo moje stare albo zostały podarte, albo są na nich plamy którym nawet vanish nue da rady.
- Opuszczacie nas już?- złapała mnie za kosmyk włosów jakby chciała mu się dokładnie przyjżeć.- Wielka szkoda.
- Bywa.- mruknąłem.- Rusz się Phan.
[Phantom?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz