Wstałam dość wcześnie. Promyki słońca nieśmiało przebijały się przez
ciężkie chmury. Nad ranem padał deszcz. W powietrzu nadal można było
poczuć wilgoć. Delikatny wietrzyk rozwiał moje włosy. Nabrałam haust
świeżego powietrza i popatrzyłam w niebo. Takie poranki już od małego
uważałam za cudowne na przechadzki.
Szłam parkiem patrząc na drzewa wypuszczające młode pąki. Małe zielone
listki wyróżniały się wśród szarości miasta. Były jednym z niewielu
wesołych akcentów szarego świata, przyrody, która dopiero niedawno
obudziła się do życia po zimie. Wszystko jest takie cudowne!
Popatrzyłam na zegarek. Muszę już chyba wracać.
Poszłam powolnym krokiem w kierunku mojego domu, a zarazem sklepiku
zielarskiego. Po drodze obserwowałam ludzi, którzy spieszyli się do
pracy.
Pamiętam, że do 8 roku życia byłam wychowywana przez matkę jak zwyczajny
człowiek. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem czarownicą, w
moim życiu nagle pojawiła się babcia. Zaczęła pokazywać mi księgi, w
których opisywane były różne zaklęcia, klątwy tajniki alchemiczne.
Matka, gdy się o tym dowiedziała po prostu odeszła... Nie wiedziałam co
takiego zrobiłam. Została mi tylko moja babcia. Od tamtego momentu nie
uczyłam się już w zwykłej szkole. Wtedy dopiero zaczęłam czuć się sobą.
Wiedziałam, że to czego się uczę jest moim dziedzictwem.
Doszłam do domu. Otworzyłam drzwi najpierw kluczem, potem zaś
wyszeptałam cicho zaklęcie zdejmujące blokadę z drzwi. Przeszłam przez
sklepik i drzwi prowadzące do domu. Zerknęłam szybko na piętro. Babcia
nadal spała. Poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie gorącej czekolady i
zjedzenia ciasteczka. Były to moje wczorajsze wypieki, z których
została już tylko połowa z powodu tego, że w naszej rodzinie, chyba
wszyscy kochają domowej roboty słodycze i ciasta. Patrzyłam za okno na
pomieszczenie przypominające szklarnię. Rosły tam zioła i inne rośliny.
Nagle zadzwonił dzwonek do sklepiku. Dopiłam więc szybko resztki
ciepłego napoju i wybiegłam z kuchni prawie wpadając na klienta.
Zdziwiłam się, bo nigdy ta twarz mi się nigdzie nie przewinęła, a zwykle
przychodziły tu osoby, które były że tak to określę "stałymi
klientami".
- Ech, przepraszam... - mruknęłam - W czym mogę pomóc?
< Ktoś odpisze? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz