Ja, cudowny ja byłem tak skupiony na moim pysznym posiłku że nie przejmowałem się zbytnio otoczeniem. Bo co niby ważniejszego jest od jedzonka? Nic~!
- No leć!- Phantom znów mnie pchnął. W sumie to nie mogłem załapać o co mu chodzi, gadał coś o jakiejś wodzie święconej i księdzu.
- Ale gdzie...?- zdziwiłem się, szykuje się bitka? Jeśli tak to nigdzie nie idę.
- No do lasu!
- A ty?- zamrugałem. Ten facet w czarnej sutannie zaczął coś do nas krzyczeć i biec w naszym kierunku. Poczułem jakiś obrzydliwie słodki zapach od którego od razu mi się robiło niedobrze i kły same się wysuwały.
- Ja zaraz do ciebie dołączę!- Phan co jakiś czas patrzył w stronę klechy.
- Ale ja chcę ci pomóc~!- wyjąłem z kieszeni nóż i uśmiechnąłem się ukazując ostre jak brzytwa, długie siekacze.
Ksiądz rzucił pierwszą buteleczką które miętosił w dłoniach i rozbiła się ona prosto na głowie mojego chłopaka. Jego mina była bezcenna, gdyby nie ta sytuacja w której byliśmy to wybuchnąłbym śmiechem i zaczął się tarzać po ziemi, jednak tylko ja tak mogę robić Phantusiowi więc ta zniewaga krwi wymaga!
- Nienawidzę Kościoła.- syknąłem.- Jest taki mały...- wystawiłem język odsunąłem trochę Phantusia bym miał miejsce.
[Phantom? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz