Wzdrygnąłem się: czyli jednak go nie oszczędziła. Przeklęta małpa.
- W dodatku miałem wrażenie, że bardzo chce zachęcić mnie do spożycia jakieś jej części. - westchnął - Chyba chce być wampirzycą.
- Ah, w to akurat śmiem powątpiewać. - zastanowiłem się - Ojciec dobierał konkubiny ze wzgląd na to, że były one zmiennokształtne, ponieważ sądził, że dzięki temu dzieci mają większą szansę przejąć gen recesywny i stać się kitsune. Gdyby Brieth została wampirem jej moce by zanikły i stałaby się dla ojca bezwartościową partnerką. Zachowałby ją tylko dlatego, że jest matką kilku jego dzieci, ale tak poza tym nie łatwo by już jej było zaciągnąć go do łóżka. - westchnąłem - Nie zaryzykowałaby.
- Hm..? - William wyraźnie próbował zmusić szare komórki do myślenia - Wyglądało na to, że bardzo chciała, abym jej spróbował.
- Pewnie chciała wywołać u ciebie pragnienie krwi, a potem wykorzystać cię do jakiś swoich niecnych celów..- zastanowiłem się - ..ona nieustannie coś knuje. Ale jutro już wyjeżdżamy: wracamy do domku letniego po rzeczy, a później do Domu. Martwię się o Yass, Tsu, Krystynę, Jeremiasza i resztę brygady. No i chcę zobaczyć, by Genowefa odnalazła Joe'a. Byłoby niezbyt milutko, gdyby okazało się, że został zjedzony przez te ghule, które ostatnio wycinaliśmy.
- Hmm.. - mruknął sennie - A jak rozmowa z tatusiem?
- Na początku chciałem go zamordować, ale na końcu wyciągnął brandy i się współweseliliśmy. Ale spokojnie, nie jestem pijany. Ani trochę. Już mi chyba przeszło.
- Chociaż trochę pachniesz alkoholem - zbliżył nos do moich ust i poniuchał trochę - Czyli ogólnie jest dobrze, tak?
- No. Dowiedziałem się trochę na temat ewentualnych mocy jakie mogą u mnie występować, kto może mnie chcieć zabić i takie tam.. - nie zamierzałem mu mówić o sprawcach śmierci prawdziwej Krystyny. William nie lubił jak wspomniałem o mojej poprzedniej narzeczonej. Poza tym: ojciec przekonał mnie żebym teraz skupił się bardziej na Williamku. - Chcę do domu. - owinąłem się kołdrą i położyłem na poduszce - Dobranoc.
- Yhym... - też się położył i zamknął oczy, ale cisza nie trwała długo - Phatuś..?
- Tak..? - mruknąłem.
- Nie dostanę żadnej nagrody za to, że opiekowałem się twoim rodzeństwem? - zapytał dziwnym głosem - Wiesz, taka robota jest strasznie wyczerpująca.. chyba należy mi się odrobina relaksu..- jego dłonie pod kołdrą zaczęły wędrować w stronę moich pleców. - Hm..?
- Oh, niewątpliwie. - rzekłem sennie - Kupię ci jutro watę cukrową w nagrodę.
- Hę!? - poderwał się i spojrzał na mnie z wyrzutem - Ale ja nie to miałem namyśli!
- Śpij. - burknąłem - Rano pomyślimy o nagrodach. - fuknął i obrócił się do mnie plecami.
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz