Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

31 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Wszystko zasnuła gęsta mgła, świat stał się dla mnie niewidzialny. Znowu byłem słaby, a moje umiejętności zanikały. Zdawało mi się też, że tracę wspomnienia: dni spędzone z Williamem, czarownica, Yass... wszystko nagle stało się takie odległe, aż w końcu po prostu zniknęło. Poczułem wokół siebie okropną pustkę, jakby nie istniało już dla mnie nic poza tym nieprzeniknionym mrokiem. I wtedy właśnie otworzyłem oczy.
- Phan..? - ujrzałem przed sobą twarz młodego mężczyzny, któremu jebało z pyska czymś metalicznym (krew..?). Wyglądał na naprawdę niezadowolonego moją nieprzytomnością, bo potrząsał mną i krzyczał, jakby nie wiadomo co się działo. Nie znałem twego człowieka. - Phatuś, ty żyjesz! - uściskał mnie - Taaak!
- Mamo! - wrzasnąłem przerażony nie na żarty. Ręce tego chłopaka powędrowały na moje plecy i odsłonięte ramię, a ja sam zostałem wręcz zgnieciony o jego twarde mięśnie klatki piersiowej - Jakiś zboczeniec się do mnie dobiera! - zacząłem się wić i wyrywać, ale mężczyzna sam mnie puścił i odskoczył z dziwnym wyrazem twarzy.
- C-co? - spytał zdziwiony - O-oczym ty mówisz, jaki zboczeniec! To ty się migasz ciągle od seksu! - poczułem, że mam łzy w oczach. A zatem to prawda?! Że jak jest się niegrzecznym, to przychodzi taki pan pederasta i porywa do swojego domu?
- Mamo! - rzuciłem się na łóżko - Ja obiecuję, że ja już zawsze będę grzeczny! - zalałem się łzami - Tylko mnie uratuj! - facet przypatrywał mi się bezradnie, jakby był autentycznie zbity z tropu. A co, myślał, że od tak wyskoczę ze spodni? Nigdy! Mama na pewno mnie nie zostawiła, na pewno jest przed drzwiami - Mamo! - poderwałem się z pościeli i zacząłem pędzić w stronę drzwi, uderzając o różne obiekty - Mamo, jesteś tam?
- Phantom! - usłyszałem, że biegnie za mną - Co ty wyprawiasz?!

<William?>

30 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Ta kąpiel był naprawdę przyjemna, taka cieplutka i ładnie pachniało~. Może to i lepiej że ten jeden jedyny raz tego mojego zgreda tu nie ma, mam całą wannę dla siebie~!
Gdy Phantom wyszedł z łazienki to zamknąłem oczy i postanowiłem dalej się relaksować. W końcu należy mi się za te wszystkie trudy świata.
Nie powiem, trochę mnie zaniepokoiło huknięcie dochodzące z kuchni ale sądziłem że chłopak coś upuścił i zaraz przyniesie mi tą herbatę. Jednak długo nie przychodził... do tego nie słyszałem jak się krząta po domu... panowała kompletna cisza jakbym był sam.
- Phantom? Przynieś tu tą herbatę!- krzyknąłem siadając ake nie było żadnego odzewu.- Phan?!
Odczekałem chwilę by usłyszeć odpowiedź ale tak się nie stało. Wyskoczyłem z wanny, owinąłem ręcznik w pasie i wyjąłem korek by wypuścić wodę. Potem zaniepokojony wyszedłem z łazienki.
- Phantom..?- ruszyłem do kuchni i zdębiąłem gdy zobaczyłem że on leży w progu. Jeszcze większym szokiem było to że był... o wiele mniejszy! Jakby był dzieckiem,  małym słodkim, nieprzytomnym dzieckiem.
Uklękłem obok niego i zacząłem klepać go po policzku. Dlaczego to się stało? Dlaczego on jest dzieckiem?! To przez tą starą babę czy..? Hijo? Kurwa.
- Phantom... Budzimy się.- owinąłem go ręcznikiem w którym leżał i wziąłem go na ręce.- Phan!- potrząsłem nim lekko ale dalej się nie budził.
Zaniosłem go do sypialni i położyłem na łóżku. Muszę go w coś ubrać, ale przecież nie mam takich małych ciuchów. Chociaż... kiedyś Phantom robił pranie i wszystkie ubrania się skurczyły. Nie wiem dlaczego wtedy tego nie wyrzuciłem, ale to dobrze.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem jakieś skurczone dresy i koszulkę. Nawet bokserki znalazłem~!
Wytarłem Phantom'a dokładnie i ubrałem go, potem zarzuciłem coś luźnego na siebie.
Co za chora sytuacja... usiadłem na łóżku i znów zacząłem go klepać lekko po policzku.
- Phantom, budź się. Wstajemy...

[Phantom~?]

30 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

- To idź. - mruknąłem - Ja idę pod prysznic i szybko tu wracam. Jestem strasznie głodny.. - zrzedła mu mina.
- Jak ty możesz jeść w takiej chwili - walnął mnie całkiem mocno w pierś, aż dech straciłem - Ja to przez następne kilka dni nie będę mógł nic przełknąć przez ten widok.. - czy on musi przypominać.
- Ci... - przyłożyłem palec do ust - ..udajmy, że tego tam.. nie było.- podążyłem w stronę łazienki, a mój chłopak ruszył za mną.
W tym domu nie mieliśmy cynamonowych świec, więc musieliśmy się obejść bez (nieee.. ;_;). Rozebraliśmy się, ja wskoczyłem pod prysznic, a William, tak jak powiedział, nie oszczędzał sobie ciepełka i napuścił całą wannę wody, wziął mydełko i rozłożył się na całą pojemność wanny. Wyszedłem z kabiny, owinąłem się ręcznikiem i spojrzałem na niego z uśmiechem.
- Nie za dobrze ci? - rzuciłem przyjaźnie.
- Tobie też mogłoby tak być, ale nie chciałeś. - wywalił język na całą długość.
- Nie mamy tak dużej wanny, byśmy mogli obydwaj się w niej rozłożyć. Korzystaj z tego, że mnie tam nie ma.. - już chciałem wyjść, gdy nagle coś mi się wspomniało - Mogę ci zadać krępujące pytanie?
- Hm..? - otworzył oczy i spojrzał na mnie pytająco - Krępujące?
- No. Tylko nie pomyśl o mnie źle, że się o to pytam. - spojrzałem na niego badawczo - To po prostu czysta ciekawość. - Will patrzył na mnie wyczekująco - Kto był lepszy w łóżku: ja czy Hijo?
- Phantom..! - William wywinął orła oczami i znowu się położył - Nie spodziewałem się po tobie takiego kretyńskiego pytania. Idź i zrób swojemu księciu herbaty. - rzekł władczo - Ale jeśli chodzi o twoje pytanie.. - ku mojemu zaskoczeniu wrócił do tego - ..to nie ma znaczenia. Tak czy siak jestem z tobą i z tobą być zamierzam, więc po co rozpamiętywać przeszłość? - uśmiechnął się - Zapomnij o nim. Był kretynem i fałszywą gnidą, zostawił mnie gdy byłem potrzebujący. Ty byś mnie nigdy nie zostawił. - puścił mi buziaczka, a ja uśmiechnąłem się lekko i podążyłem zrobić "mojemu księciu" herbaty.
Poszedłem więc do kuchni i w chwili, gdy przekroczyłem próg, poczułem się bardzo dziwnie. Coś było.. nie tak. Nagle świat zaczął się robić duży, wszystko szare, poczułem straszną niemoc w ciele. A potem zemdlałem.

<William?>

30 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Wybiegliśmy pędem z tej łazienki, miałem wrażenie że oczy mi się palą. Ten widok... nigdy więcej, nigdy! Złapałem Pohantom'a za rękę i wtuliłem w nią twarz.
- Chodźmy stąd... Błagam... Mogę być nawet na dole do końca życia! Ale chodźmy stąd!!!- pisnąłem i pociągnąłem go do sypialni. Wydawał się być zastygły twardy jak kamień.- Phan! Zmieniaj się w lisa i idziemy stąd! Haloooooo!!!!- krzyknąłem mu do ucha.
- Will.. Czy ty też to widziałeś?- spojrzał na mnie naprawdę dziwnym wzrokiem.
- Nie przypominaj mi...- jeknąłem i założyłem na siebie koszulkę.- Możesz mi pomóc, a nie stoisz jak osioł?!
Jejku on chyba doznał szoku... Ja jakoś starałem się trzymać, ale nie sądziłem że Phan jest taki czuły. 
Przecież zanim on się ruszy to ta baba tu przyjdzie!
- Ogarnij się Phan i chodź!- wziąłem wszystkie torby.- Bierz to na plery, schudniesz i nabierzesz mięśni.- nadal nic, stał jak stał.- Mów do słupa, a słup stoi jak dupa.. Dobra, to ja dzwonię po Hijo żeby mi pomógł.- wyjąłem komórkę z kieszeni.
Dopiero to zadziałało.
- Że niby gdzie dzwonisz?!- warknął i wziął ode mnie kilka toreb.- Idziemy.
Ufff... a już myślałem że zostaniemy tu do końca życia, ale wtedy to by był problem bo ta baba by się tu panoszyła.
Wyszliśmy z sypialni i od razu natknęliśmy się na czarownice. Phantom stanął za mną a ja uśmiechnąłem się głupio.
- Już sobie idziemy... Przepraszamy za kłopot~.
- Pomogę wam.- warknęła i otworzyła portal.- Nie przyłaźcie tu więcej, a jak już to zawiadomcie mnie najpierw.
- Tak, tak~. Dziękuję bardzo.- uśmiechnąłem się szeroko i pociągnąłem Phantom'a do portalu.
Jakie szczęście że tak bardzo się chciała nas pozbyć że ułatwiła nam powrót do domu. Jak dobrze być na starych śmieciach. Chociaż nie powiem... Trochę kurzu tu było.  - Trzeba tu posprzątać...- westchnąłem i położyłem torby na fotelu w salonie.
Podszedłem do Phantom'a i przytuliłem się do niego.- Ale to jutro, teraz idziemy się myć i potem pobawić w łóżku.- wspiąłem się na palce i pocałowałem go w usta.- Chodź~! Bo już chcę się wygrzać w wodzie~!- złapałem go za pasek od spodni i zacząłem ciągnąć w stronę łazienki.

[Phantom?]

30 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Nie żebym szczególnie chciał przywłaszczyć sobie Williamowe istnienie, ale mimo wszystko te włosa sprawiły mi jakąś taką przyjemność. W dodatku mina tego gościa była taka cudowna, że od razu wrócił mi humor.
Zadowoleni ruszyliśmy więc do domu mego ojca. William jednak zbuntował się przy schodach, stwierdził, że nie ma możliwości aby chodził na nie ponownie. Poświęciłem się więc i zmieniłem w lisa (co spowodowało 10 minut opóźnienia, z racji tego, że musiał mi zmacać ogonki) po czym po prostu zacząłem skakać co kilkanaście schodków, mając bagaże i Willa na grzbiecie. Może i dla niego to było fajne, ale gdyby tak nie podskakiwał, to naprawdę byłoby mi łatwiej. Oczywiście wszelkie skargi do niego nie docierały: albo je zagłuszał, albo twierdził, że zrobiłem się opasły i powinienem zrzucić trochę sadła. Oburzające, ja tłusty? To futerko jest puszyste :<
Dotarliśmy w końcu na szczyt, w sumie umierałem gdy chłopak ze mnie zeskoczył. Naturalnie nie dało mu się jednak wytłumaczyć, że potrzebuję odpoczynku i po prostu złapał mnie za wielkie ucho i pociągnął za sobą w stronę domu. Zipiąc, idąc obładowany jak koń transportujący węgiel z kopalni i to w jukach, dotarłem za nim do wejścia, gdzie czekali na nas już wszyscy (łącznie z wiecznie uśmiechniętą Brieth). Portal był już gotowy, pomachaliśmy dzieciom na pożegnanie i weszliśmy w fioletowe wrota: prosto pod domek letni.
- O rany! - William rzucił zakupy na kanapę i przeciągnął się - Ależ jestem wykończony.
- Ty.. ty jesteś wykończony.. - mruknąłem - Ty co tylko na mnie siedziałeś.
- Nie wiesz, że jeździectwo jest wykańczające? - puścił mi buziaczka - Przez to łażenie po schodach śmierdzę potem. Co ty na to, aby wykąpać się jeszcze razem przed podróżą? - w sumie kąpiel by się przydała - Hm..? Przy okazji odrobimy to z wieczora, bo pewnie jak wrócimy to będziemy zmęczeni.
- No.. dobra, nie mam nic przeciwko. - zdjąłem z siebie koszule i położyłem na stole, przynajmniej pozbyłem się tego zapachu - Jak miło...
- Zapalamy świeczki..? - zachichotał - Gdzieś powinny być cynamonowe.. - od razu poczułem, jak świat staje się jeszcze piękniejszy - Chyba są w łazience. Chodź. - pociągnął mnie za rękaw - Ja pozapalam a ty napuścisz wodę.
- A nie możemy najpierw się umyć.. - przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem - ..a potem zabawić się w łóżku? - przypomniało mi się, jak to ostatnio było w wannie. Te wspomnienia nie były takie miłe - Bo wiesz, że ja opacznie jestem nastawiony do twardej porcelany.
- Eeee..? - jęknął - To nie ma po co zapalać cynamonowych świeczek.
- Oh, nie, nie! - uśmiechnąłem się - Po prostu zapalimy je w sypialni.
- Hm... - William zrobił minę smutnego kotka, najwidoczniej nie podobało mu się przeniesienie tego na później - Ale za karę ty będziesz na dole.
- Hm? - intuicyjnie złapałem się za tyłek - Nie ma.. ty jesteś na dole. Masz w tym większe doświadczenie itp.. - puściłem mu buziaczka.
- Phi, większe doświadczenie.. - powtórzył to z miną, jakby właśnie na truskawkowym deserze wylądowała mu ryba - ..ty... eh. - machnął ręką i podążył w stronę łazienki, a ja udałem się za nim z triumfalną miną.
W końcu w ciągu tych kilku metrów ustaliliśmy, że na górze będzie ten, kto pierwszy wejdzie do wanny. Popędziliśmy zatem do łazienki, zamknęliśmy drzwi i... NIE MOŻE BYĆ!
Czarownica, w pełnym relaksie, leżała sobie w wannie, w pianie, naokoło latały bąbelki, pachnidła pachniały.. ogólnie okropności. Pisk, zarówno nasz jak i czarownicy, był tak głośny, że szyby w oknie wyleciały. Nie dość, że czułem się tak, jakby ktoś właśnie zgwałcił moje oczy, to czarownica zrobiła się cała czerwona z gniewu i zaczęła w nas rzucać różnymi sprzętami codziennego użytku. Wypadliśmy z łazienki jak poparzeni.

<William?>

30 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Męczyła mnie już ta sytuacja i Hijo i humor Phantom'a.
- Nie mogę już.- odłożyłem widelec na talerz.- Chodźmy do domu Phan, Puchaty pewnie tęskni.
- Puchaty?- zaśmiał się Hijo.
- Kot.- wytłumaczyłem i spiorunowałem wzrokiem chłopaka który znów mnie klepnął w tyłek.
Phantom też wstał i wziął torby które on niósł, ja wziąłem swoje. Białowłosy poszedł zapłacić i wtym czasie gdy go nie było pocałowałem Phantoma lekko w usta. Gdy spojrzałem mu w oczy miał wzrok gorszy niż wcześniej.
- Przepraszam, zapomniałem, że ty nie lubisz...- spuściłem wzrok.- Chodźmy już.- wziąłem torby w jedną dłoń, a drugą wziąłem ukochanego pod rękę.
Nic nie mówił, przez to nie wiedziałem jak się czuje i o co mu dokładnie chodzi. Dobra... Może wieczorem go jakoś rozweselę.
Miałem nadzieję, że Hijo już się do mnie nie przyczepi, był bardzo denerwujący, kiedyś nawet bardziej... Tak w sumie... To czy ja nie jestem taki dla Phantom'a? Hmmm... Później się go o to zapytam.
- Hej Will! Idziesz tak bez pożegnania?- złapał mnie od tyłu i odwrócił do siebie.
Czułem że chce mnie pocałować, zbliżał twarz do mojej i wiedziałem, że nawet się nie zawacha.
- Tego już za wiele!- udeżyłem go pięścią w twarz. Tak, że upadł i chyba był w szoku.- Odwal się w końcu! Należę do Phantom'a, nie do ciebie!- warknąłem.- Twój czas minął. I jego kocham!
Usłyszałem jego parsknięcie i zobaczyłem ten dobrze mi znany cwaniacki uśmiech.
- Jeszcze zobaczymy.- i nagle znikł.
Westchnąłem i wziąłem torby do rąk.
- Chodźmy już.

29 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Choć miałem chwilę przewagi, to Hijo i tak szybko odzyskał przewagę. Zadawał ciosy poniżej pasa, nie byłem w stanie dopieprzyć mu na tyle, by się od nas odczepił. W dodatku głaskał, przytulał i pieścił Williama gdzie mu się podobało, a mój kochanek nie reagował, jakby to było normalne. Może i był przyzwyczajony do takich zachowań, ale teraz ma mnie, trochę asertywności.
- To nie tak, że o niego nie dbam. - warknąłem - Nie widzisz, że po prostu nie chce więcej? - mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie - Jest dorosły, nie potrzebuje, by ktokolwiek go karmił. Potrafi to zrobić sam. - nawinąłem makaron na widelec i skonsumowałem trochę. Fakt, że było to jedzenie, które to zamówił ten imbecyl, od razu pogarszało mi smak w ustach. Ale w sumie czym się martwiłem? Najbardziej mnie wkurwiał ten brak oporu ze strony Willa, może po prostu się cieszy, że ktoś poświęca mu tyle uwagi. Tak wygląda normalna para? Obmacują się przy stole w różnych miejscach i gadają albo o seksie, albo o zabójstwach? Woli to, niż spędzanie czasu ze mną? Spać też by wolał z nim?
- Phatuś, przestań. - mruknął William, całkiem nie zwróciłem uwagi na to, że zacząłem przyciskać widelec do talerza. Pisk musiał być paskudny, więc od razu wróciłem do jedzenia.
- Wyczuwam wkurw... - zaśmiał się Hijo i szturchnął nosem Williama.
- Jak się domyśliłeś? - warknąłem.

<Willliam?>

29 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Zacząłem powoli jeść chociaż czułem, że dużo w siebie nie wepchnę, może to przez to że jestem wampirem?
- Co masz taką minkę?- poczułem jak mnie Hijo głaszcze po udzie.- Stało ci się coś?
Drugą ręką pogłaskał mnie po policzku, nie wiedziałem czy robi to bo coś do mnie czuje, czy po złości. Prawdopodobnie to drugie. Zastanawiałem się też dlaczego Phan nie reaguje, jak dalej tak pójdzie to Hijo mnie jeszcze pocałuje.
- Daj mi zjeść w spokoju, hm~?- uśmiechnąłem się i przenisołem jego dłoń na stoli.- Poopowiadaj czy nadal jesteś w zawodzie, bo ja ostatnio ze swojego trochę wypadłem.
- Ty wypadłeś ze zleceń?- prawie się zaksztusił.- Pierwszy raz słyszę coś takiego. Ja w swoim jestem nadal.
- Chciałem trochę odsapnąć~.- nawinąłem kluseczki na widelec i włożyłem do ust.- Zająć się związkiem.- uśmiechnąłem się.
- Jaki słodziak z ciebie!- Hijo zaśmiał się, złapał mnie i przytulił mocno do siebie, tak że prawie oddychać nie mogłem.
- Puść!- pisnąłem i złapałem głęboki oddech gdy mnie puścił.
- Co tak mało zjadłeś? Phantom, ty wcale nie dbasz o tego kociaka.- złapał mój widelec.- Nakarmię cię.
- Nie wiem czy dam radę zjeść, od niedawna gustuję w innych przysmakach.- delikatnie pokazałem mu kły.
- Interesujące, ale jeść i tak musisz.- zaśmiał się i zaczął nawijać kluski na widelec.- Mieszkacie w tym mieście?
- Nie.- warknął Phantom.- Mieszkamy w innym. Daleko stąd.
- I tak się z tobą skontaktuje Will.- puścił mi buziaka.

[Phantom?]

29 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Postanowiłem, że nie poddam się, że spędzę tyle czasu i usłyszę tyle uwag ile trzeba, żeby choć raz wymyślić i tego gada pojechać. Jednakże to było już po prostu ohydne. Wspominać o tym przy mnie? To już nie była kwestia debilizmu, to była zwyczajna złośliwość.
- Hmm.. - spojrzałem na niego - ..a to dziwne. William czasami mówił mi o swoich kochankach, ale o tobie nie słyszałem ani razu. - wzruszyłem ramionami - Ciekawe dlaczego.... może po prostu nie było się czym pochwalić.. - Will przenosił spojrzenie to na Hijo, to na mnie. Chyba zwyczajnie był skołowany i absolutnie nie wiedział co ma zrobić.
- To przez zwykłą skromność.. - mruknął mężczyzna, aczkolwiek jego uśmiech nie był już taki na pół ryja.
- Domyślam się. - uśmiechnąłem się i z apetytem spojrzałem na zamówienie, które właśnie przyniósł jakiś kelner. - No to smacznego. - nie udław się.

<William?>

29 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

- No jacha Phantuś~!- zachichotałem do niego. Fioletowowłosy szedł z tyłu dlatego mogłem z nim rozmawiać twarza w twarz z racji tego że byłem niesiony.
- No to idziemy coś wszamać!- Hijo się zaśmiał przyspiszając kroku.- Co się u ciebie działo Will przez ten czas?
- Wiele rzeczy, naprawdę wiele~!- zachichotałem przyglądając się Phantom'owi. Wydawał się być przygaszony i obojętny, tylko z jakiego powodu? Powiedziałem coś nie tak? A może to z powodu Hijo? Phan jest zazdrosny? To raczej do niego nie podobne.
- U mnie też się sporo działo.- weszliśmy do jakiejś restauracyjki i usiedliśmy przy stoliku przy oknie, torby spoczeły na podłodze.- Tylko szkoda że ciebie nie było, w łóżku trochę marzłem.- pogłaskał mnie po podbródku.
- Już przestań gadać takie ckliwe gadki, sam mnie zostawiłeś na pastwę Mihawka.- parsknąłem.- Kasa była ważniejsza ode mnie.
- Wróciłbym po ciebie.- puścił mi buziaka.- Ale dowiedziałem się że sam sobie poradziłeś.
Westchnąłem i spojrzałem na Phantom'a, minę miał obojętną ale oczy wykazywały chęć mordu.
- Ja chcę spaghetti.- mruknąłem.- A ty Phan~?
- To samo.
Hijo się uśmiechnął i wstał by podejść do baru i złożyć zamówienie.
W tym czasie spojrzałem na Phantoma i uśmiechnąłem się lekko.
- Nie smutaj Phan~. Miałeś taki przyjemny humorek, a teraz się popsuło.
- Nie smutam.- burknął.- Kim on w ogóle dla ciebie jest?
- On jest...- zamyśliłesm się chwilę i przygryzłem wargę.- Moim byłym..
Wetedy wrócił Hijo i usiadł obok mnie. Miał uśmiech od ucha do ucha, od razu objął mnie jedną ręką i poczochrał mi włosy.
- Ty to masz szczęście Phantom że ta menda się do ciebie przyczepiła.- zniżył trochę rękę.- Bardziej napalonej osóbki w łóżku nie miałem.- uśmiechnął się lubieżnie.
Zdębiałem od tego co usłyszałem, ja wiem że Hijo to debil ale żeby gadać o czymś takim?

[Phantom?]

29 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Obserwowałem całą tą scenę z obojętnym wyrazem twarzy, ale wewnątrz mnie szalała nieposkromiona burza. Dlatego go klepnął? Dlaczego głaszcze go po głowie? Dlaczego się do niego przytula i przerzuca go sobie przez ramię? Nie mówcie mi, że ten dupek jest..
- Tak w ogóle jestem Hijo.- uśmiechnął się bezczelnie.
- Phantom. - burknąłem i podaliśmy sobie ręce. Powinienem mu ją wyrwać już w chwili, gdy nasze opuszki się zetknęły, przynajmniej nie mógłby jej użyć do ponownego klepnięcia protestującego Willa. On ma jakąś obsesję?
- Nawet twoje imię brzmi ponuro.. - zaśmiał się i zachwiał się niebezpiecznie w przód i w tył, a mój chłopak pisnął gdy z torby wyleciała mu bagietka, na szczęście w porę ją złapał - ..rodzice cię nie kochali?
- Hm..? - nie żebym tak lubił to imię, ale było moje, nosiłem je i żaden wypierdek nie ma prawa się z niego naśmiewać - Co to niby ma znaczyć? - nie miałem pojęcia jak pojechać po jego imieniu. Oznaczało mężczyznę po francusku.. albo hiszpańsku.. nie rozróżniam tych języków. W każdym razie nie oznaczało nic głupiego.
- No wiesz, musiałeś być brzydki od urodzenia, że matka cię urodziła, wzięła na ręce i od razu pomyślała "ha, będziesz się nazywał Upiór". - wybuchnął śmiechem, a William trochę bardziej zaczął się kręcić - Ale dość o imionach, to idziemy? - spytał zaskakująco uprzejmie, jak na osobę tak irytującą. Mają z Willem coś wspólnego.
- Oczywiście. - zmieniłem ton głosu na bardziej opanowany - Jak ty stawiasz to my bardzo chętnie, nie Will? - mruknął coś niewyraźnego.

<Will?>

29 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Zakupy były naprawdę ciekawe i przyjemne, byłem zdziwiony, że Phantom był taki wesoły i pozytywnie nastawiony do życia. Wszystko mu się chciało, reagował uśmiechem i miłymi słowami. Śniło mu się coś że jest taki radosny? Patrzył się też na mnie jakoś inaczej... Ciekaw jestem jaki będzie wieczór~. Już się doczekać nie mogę~!
Do tego postąpiłem pierwszy krok do "polubienia" ryb. Phantuś kupił mi słodki bryloczek do telefonu, właśnie z rybką, mówiłem mu, że wolę pandę, ale się uparł. Tak w sumie to bryloczek mi chyba nic nie zrobi, hm?
Gdy już wracaliśmy, obładowani torbami to poczułem jak ktoś mnie klepnął w tyłek. Na początku sądziłem, że to Phantom, ale usłyszałem głos który już dawno nie rozbrzmiewał w moich uszach. Gdy go słyszałem to ciarki przechodziły mi po plecach, a jego obecność zwiastowała albo kłopoty albo coś gorszego.
- William!-  Hijo zmierzwił mi włosy.- Jak leci?
Spojrzałem na niego z uśmiechem, jak ja dawno go nie widziałem... Prawie wcale się nie zmienił, miał może trochę dłuższe włosy i więcej mięśni.
- Ooo~! Hijo~!- zachichoyałem.- Kope lat~!
- No, ile to my się już nie widzieliśmy? Ze trzy lata? Dwa?
- Coś koło tego, co tu porabiasz?
- Will, sądzę że musimy już iść.- Phantom złapał mnie za łokieć, jego głos nagle był taki... Ponury? No cóż znów mu pewnie humor przeszedł, tak jak zwykle.
- A to kto niby?- Hijo spojrzał na mojego chłopaka.- Od kiedy zadajesz się z takimi ponurakami?
- To mój chłopak.- zaśmiałem się.- Ale chyba ma racje, musimy już iść.
- Ej halo, halo...- Hijo złapał mnie i przytulił do siebie, a potem przewiesił mnie sobie przez ramię. Nie obchodziło go że trzymam torby.- Myślisz że znów mi tak szybko uciekniesz? Może macie trochę czasu? Chodźmy do jakiejś knajpki, ja stawiam. Trzeba trochę podtuczyć tego chuderlaka.
Podszedł trochę bliżej Phantom'a i wyciągnął dłoń w jego stronę.
- Tak w ogóle jestem Hijo.- uśmiechnął się.

[Phantom?]

29 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Muszę przyznać, że od kiedy moja krew zrobiła się niebieska, to wszystko stało się zupełnie inne. Miałem więcej energii, większy refleks, a po rozmowie z ojcem nabyłem też trochę dystansu do świata. Nawet kolory, kiedyś przytłumione i szare, stały się nagle wyraźniejsze i milsze dla oka. Coś było w tym świecie nowego, zaczął się robić.. fascynujący. W końcu było tyle rzeczy, których nigdy nie doświadczyłem, tyle jedzenia, którego nie jadłem, no i tyle herbaty, której nigdy nie zdołałem wypić. Patrząc na fakt, że kitsu są długowieczne, nagle minęło to takie ponure fatum i zastąpiła je czysta ekscytacja. No bo w końcu miałem okazję, aby spróbować wszystkiego  po trochu. Wcześniej nie miałoby to żadnego sensu.
To nie tak, że nie rozumiałem i wcale nie chciałem spełnić potrzeb Williama. Po prostu spał gdy się obudziłem, spał gdy żegnałem się z konkubinami ojca i spał gdy jadłem śniadanie. Spał i nie wyglądało to tak, jakby chciał się obudzić, więc nudziłem się cały ranek, bolejąc nad straconym czasem. Nie miałem sumienia go jednak obudzić; doskonale wiem, jak życie z Brieth i dzieciakami jest męczące, po prostu potrzebował tego odpoczynku. Jednak... byłoby uprzejme z jego strony, gdyby otworzył ślepka. W końcu poszedłem do ojca, który zaczął mnie uczyć kontrolowania lisiej formy.
Było już po południu, gdy wróciłem do sypialni, a on nadal SPAŁ. Jak zabity. W dodatku chrapał. Czas naszego powrotu do domku nie był jakoś ściśle określony, ojciec był gotów otworzyć portal w każdej chwili, jednakże najpierw chciałem iść do miasta i coś kupić, między innymi tą obiecaną watę cukrową. W tym czasie on wyraźnie robił mi na złość, więc w końcu ściągnąłem go z tego łóżka na ziemię. Wreszcie się obudził.
Wesoło pośpieszyliśmy zatem (William trochę mniej, ale wesoło) do miasteczka. Po pokonaniu tysiąca schodów i usłyszeniu, że po zakupach będziemy musieli przebyć ten dystans ponownie, Willuś stwierdził, że bolą go nóżki i chce abym go niósł. Ku jego zaskoczeniu nie miałem nic przeciwko, więc zadowolony siodłał mnie aż dotarliśmy do miasta; tam akurat musiał iść już o własnych siłach. Ja natomiast związałem włosy w kok i naciągnąłem na twarz czarny kaptur, nie miałem zamiaru dopuścić, by mnie tutaj rozpoznano. Jakby nie było, to właśnie ci tradycjonaliści mnie stąd wygnali. Will chyba nie do końca rozumiał o co z tym chodzi, ale puki pozwałem bawić mu się tymi "dzyndzyłkami" od płaszcza, za pomocą których się zwęża otwór kaptura, nie zadawał żadnych niepotrzebnych pytań.
Weszliśmy zatem i w tłum i zaczęliśmy robić podstawowe zakupy. Artykuły żywnościowe, breloczek z rybką dla Willusia do komórki (jego mina taka bezcenna), wata cukrowa, kilka kosmetyków i innych środków chemicznych. Gdy byliśmy już obładowani pakunkami i była najwyższa pora aby powrócić do domu, ktoś nagle podszedł i klepnął MOJEGO chłopaka w tyłek. Spojrzałem na przybysza trochę dziwnie, ale zdawał się w ogóle mnie nie zauważyć.
- William! - krzyknął i zmierzwił jego czarne włosy. Niech zabiera od niego łapy...- Jak leci?

<William?>

29 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Cudowna cisza podczas cudownego snu. Już dawno się tak nie wyspałem i Phantom nie pozwolił mi na więcej, rankiem, jak tylko się naszykował złapał mnie za nogę i ściągnął z łóżka.
- Wstajemy!- zwalił się na mnie na tej podłodze.
- Najgorsza pobódka jaką miałem..- jęknąłem otwierając oczy, mózg miałem dalej zamulony, słońce raziło mnie w oczy.- Dlaczego mi to robisz?
- Bo jedziemy do domu, ubieraj się i jedziemy.
- A moja nagroda za wczoraj?
Chłopak zaśmiał się i cmoknął mnie w usta. Zmarszczyłem czoło, nadal mi o to nie chodziło, chciałem czegoś więcej, w końcu wczoraj się namęczyłem za dziesięciu.
- Na razie tyle, reszta wieczorem.- podniósł się ze mnie i pomógł mi wstać.- Ubieraj się i idziemy.
- A śniadanie?- jęknąłem sunąc w stronę swoich ciuchów które zostawiłem na fotelu. Tak w sumie to też chciałbym być już w domu, przytulić się do Puchatego i napić się gorącej czekolady.
- Zjemy coś na mieście i tak trzeba zrobić zakupy.
- Widzę, że chcesz stąd uciekać jak najszybciej.- ubrany wszedłem do łazienki i poprawiłem sobie włosy. Będę musiał też kogoś zabić w mieście.
- To chyba jasne.- westchnął.- Długo jeszcze?
- No już, już.- wyszedłem z łazienki.- Rusz się.- złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą.
Nie mieliśmy tu nic, więc nie byliśmy zmuszeni do dźwigania toreb czy innych takich.
- Kiedy będziesz miał ogonki?- uśmiechnąłem się ale Phantom nie zdążył odpowiedzieć bo cały harem dzieci wbiegł w nas.
Cieszyły się normalnie jakby były święta i widziały Mikołaja który utknął w kominie. Kilkoro wskoczyło na mnie i zaczęło zapraszać do zabawy, ale niestety musiałem odmówić.
- Przepraszam dzieciaki, ale będziemy wracać do domu.- pogłaskałem niektóre po głowie. Od razy zaczęły mieć smutne minki.- Ale przyjedziemy do was jeszcze na pewno~! Nie smutajcie, bo Willuś też będzie płakał, a tego nie chcemy~.
Phantom uśmiechnął się lekko spoglądając na mnie, odpowiedziałem mu tym samym. Zrobiliśmy kilka kroków przez korytarz otoczeni przez dzieciaki gdy nagle zza zakrętu wyszła gospodyni. Jej włosy znów były upięte w kok, tym razem jednak miała na sobie coś luźniejszego, coś w stylu dresów a jednak to nie było to. Zdałem sobie sprawę że muszę nakupować sobie nowych ubrań bo moje stare albo zostały podarte, albo są na nich plamy którym nawet vanish nue da rady.
- Opuszczacie nas już?- złapała mnie za kosmyk włosów jakby chciała mu się dokładnie przyjżeć.- Wielka szkoda.
- Bywa.- mruknąłem.- Rusz się Phan.

[Phantom?]

29 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Wzdrygnąłem się: czyli jednak go nie oszczędziła. Przeklęta małpa.
- W dodatku miałem wrażenie, że bardzo chce zachęcić mnie do spożycia jakieś jej części. - westchnął - Chyba chce być wampirzycą.
- Ah, w to akurat śmiem powątpiewać. - zastanowiłem się - Ojciec dobierał konkubiny ze wzgląd na to, że były one zmiennokształtne, ponieważ sądził, że dzięki temu dzieci mają większą szansę przejąć gen recesywny i stać się kitsune. Gdyby Brieth została wampirem jej moce by zanikły i stałaby się dla ojca bezwartościową partnerką. Zachowałby ją tylko dlatego, że jest matką kilku jego dzieci, ale tak poza tym nie łatwo by już jej było zaciągnąć go do łóżka. - westchnąłem - Nie zaryzykowałaby.
- Hm..? - William wyraźnie próbował zmusić szare komórki do myślenia - Wyglądało na to,  że bardzo chciała, abym jej spróbował.
- Pewnie chciała wywołać u ciebie pragnienie krwi, a potem wykorzystać cię do jakiś swoich niecnych celów..-  zastanowiłem się - ..ona nieustannie coś knuje. Ale jutro już wyjeżdżamy: wracamy do domku letniego po rzeczy, a później do Domu. Martwię się o Yass, Tsu, Krystynę, Jeremiasza i resztę brygady. No i chcę zobaczyć, by Genowefa odnalazła Joe'a. Byłoby niezbyt milutko, gdyby okazało się, że został zjedzony przez te ghule, które ostatnio wycinaliśmy.
- Hmm.. - mruknął sennie - A jak rozmowa z tatusiem?
- Na początku chciałem go zamordować, ale na końcu wyciągnął brandy i się współweseliliśmy. Ale spokojnie, nie jestem pijany. Ani trochę. Już mi chyba przeszło.
- Chociaż trochę pachniesz alkoholem - zbliżył nos do moich ust i poniuchał trochę - Czyli ogólnie jest dobrze, tak?
- No. Dowiedziałem się trochę na temat ewentualnych mocy jakie mogą u mnie występować, kto może mnie chcieć zabić i takie tam.. - nie zamierzałem mu mówić o sprawcach śmierci prawdziwej Krystyny. William nie lubił jak wspomniałem o mojej poprzedniej narzeczonej. Poza tym: ojciec przekonał mnie żebym teraz skupił się bardziej na Williamku. - Chcę do domu. - owinąłem się kołdrą i położyłem na poduszce - Dobranoc.
- Yhym... - też się położył i zamknął oczy, ale cisza nie trwała długo - Phatuś..?
- Tak..? - mruknąłem.
- Nie dostanę żadnej nagrody za to, że opiekowałem się twoim rodzeństwem? - zapytał dziwnym głosem - Wiesz, taka robota jest strasznie wyczerpująca.. chyba należy mi się odrobina relaksu..- jego dłonie pod kołdrą zaczęły wędrować w stronę moich pleców. - Hm..?
- Oh, niewątpliwie. - rzekłem sennie - Kupię ci jutro watę cukrową w nagrodę.
- Hę!? - poderwał się i spojrzał na mnie z wyrzutem - Ale ja nie to miałem namyśli!
- Śpij. - burknąłem - Rano pomyślimy o nagrodach. - fuknął i obrócił się do mnie plecami.


<William?>

27 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Zachichotałem i wzuąłem jego rękę by wylizać ranę. Mimo że krew była ochydna to nie powinna się zmarnować.
- Nie spinaj się tak bo ci żyłka dupna pęknie~.- podciągnąłem się i pocałowałem go w policzek.- Już idę po bandaż, ale nie wgryzłem się tak głęboko.
Chłopak wywrócił oczami i położył się na łóżku, ja za to wstałem i ruszyłem do łazienki, tam powinien być jakiś opatrunek.
- A chciałbyś chłopca czy dziewczynkę?- krzyknąłem z łazienki szukając bandaża i wody utlenionej.
- Nie wiem, nie chcę mi się nad tym myśleć o pierwszej w nocy.
- A ja bym chciał bliźniaki~!- wziąłem wszystko i ruszyłem do sypialni.
- Oszałałeś? Toż to będzie apokalipsa! I jak mu je niby rozróżnimy? I do tego trzeba będzie je utrzymać...
- Damy radę~!- usiadłem na łóżku i zacząłem opatrywać mu nadgarstek. Krzywił się trochę i wstrzymywał oddech z bólu ale jakoś się udało.- Twoja macocha dała radę z tyloma dziećmi to my damy z dwójką. No ale co ja planuje? Najpierw ślub~!- uśmiechnąłem się i pocałowałem go w nosek.
- Zaczynasz mnie przerażać...
- To pewnie dlatego że jestem zmęczony~.- zachichotałem i położyłem się obok Phantomka.
- A właśnie, jak tam czas spędzony z Breith?
- Głównie bawiłem się z dziećmi.- złapałem kosmyk jego włosów i zacząłem się nim bawić.- Ale próbowała mnie zepchnąć ze schodów, uderzyć rurką, udusić, oblać wodą i w sumie udało jej się tylko mnie wywalić i trzasnąć biczem po plecach...

[Phantom?]

27 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

- Williamie! - wrzasnąłem i wyrwałem mu rękę z pyszczka - Mogę wiedzieć co ty z dłonią moją poczynasz?
- Od razu lepiej... chociaż nie, zaraz zwymiotuję. - nadął policzki i zasłonił sobie usta ręką - Nie mogę tego znieść... dlaczego ty musisz być aż tak paskudny w smaku?
- Czy to nie dobrze? - spytałem wstając i spoglądając bezradnie na krwawiącą dłoń - Dzięki temu mnie nie zjesz. To taka skuteczna forma zabezpieczenia.
- Hmm? - spojrzał na mnie, a po chwili na jego twarzy wymalował się dziwny uśmiech - Właśnie, w temacie zabezpieczania... kiedy będziemy mieli dzieci, co?
- Czo...? - spojrzałem na niego dziwnie - Chcesz adoptować jakiegoś biednego bachora? Mało ci dzieci w tym domu? Jak chcesz to możemy zabrać ich na wakacje, wszyscy się ucieszą.
- Ale mi chodzi o własne, nie adoptowane...~! - objął moją rękę i przytulił się do mnie - Wiesz, genetycznie spokrewnione.
- Williamie kochany.. - objąłem go i spojrzałem mu w oczy - ..może ci mamusia nie tłumaczyła tego, w jaki sposób się poczynają dzieci, więc powiem ci coś w sekrecie.. Pod tym względem jesteśmy kompletnie bezpłodni. Przykro mi.
- Eeeee, nie... - zaczął się trzepać na wszystkie strony - ..Phatuś, pierdół nie gadaj, nie o to mi chodziło. - pacnął mnie w ramię - Ogarnij się. - spojrzałem na niego dziwnie - Ja tu myślałem o czymś z zastosowaniem magii, wiesz...
- Nie, nie wiem. Poza tym: nie jestem pewien, czy świat byłby bezpieczny, gdyby stąpało po nim nasze dziecko. Z twoim charakterkiem i moimi mocami? To byłaby totalna rozpierducha.
- Jeszcze go nie ma, a już jestem dumny - zachichotał. - Mówię ci, kiedyś ono powstanie.
- Oczywiście. - mruknąłem - A teraz won po bandaże, bo jak umrę to trupa będziesz miał, a nie dziecko.

<William?>

27 grudnia 2014

Od Karitori c.d. Clarrisy

Leśna ścieżka sprowadziła nas na polanę, na której siedział młody chłopiec. Wpatrywał się w nas uważnie. W jego oczach widziałam pustkę i nienawiść. Uśmiechnął się psychopatyczne w naszym kierunku, wyciągając rączki, pozbawiona palców. Sparaliżowało mnie. Owszem widziałam wiele razy duchy, ale jeszcze nigdy demona.
- Oddajcie mi mojego misia. - zapłakał po czym, rzucił się w naszym kierunku. Clarrisa zrobiła unik, a chłopiec wpadł na drzewo. Obrócił głowę o sto osiemdziesiąt stopni i wpatrywał się w nas.
- Clarrisa, jesteś czarownicą, prawda? - zapytałam. Dziewczyna odpowiedziała twierdząco głową. - Posiadasz jakieś moce, więc ich użyj.
- Dobra. - zawołała. Wyciągnęła przed siebie dłoń, stając w stabilnej pozycji. Patrzyłam na nią z uwagą. Z jej dłoni w stronę chłopczyka wystrzelił promień. W oczach demona dostrzegłam pogardę. Promień uderzył w niego, ale nic mu nie zrobił. Może ledwie go drasnął, ale nie zrobił nic więcej.
- Jak mamy go pokonać? - zapytała dziewczyna. - Nawet moja magia na niego nie działa.
- Musimy go pochować. Nie ważne gdzie. - odpowiedziałam, po chwili namysłu. Demon był coraz bliżej.
- Oddajcie mi misia. - wołał  rozpaczliwie. Nagle mnie olśniło. Do spoczynku demon zawsze potrzebował rzeczy, której rozpaczliwie szukał na ziemi. W przypadku tego chłopaka to był miś.
- Clarrisa, ja odciągnę jego uwagę, a ty poszukaj czy nie ma tu pluszowego misia. - poleciłam. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.
- Pluszowego misia?
- Ten demon potrzebuje tego do spoczynku. - wyjaśniłam krótko, robiąc unik przed kolejnym natarciem ducha.

< Clarrisa? ;3 Znajdziesz czy nie znajdziesz pluszaka? xd Masz bardzo ważne zadanie '.' >

27 grudnia 2014

Od Jeremiaszka c.d. Emily

Śniłem o lasach dziewiczych, o puszczach i altankach wśród dzikich kwiatów. O motylach i reszcie niebezpiecznej dziczyzny, hasającej beztrosko po lasach... w sumie nie wiem, dlatego akurat to mi się śniło. Nie działo się nic ciekawego, więc postanowiłem się obudzić.
To był błąd. Powitał mnie tępy ból w całym ciele, jakby ktoś co chwile uderzał mnie trzonkiem siekiery. Trzeba było zostać w dziewiczych lasach, tam przynajmniej nie byłem zamknięty w pokoju bez okien, bez światła, w paskudnej ciemności, na zarzyganej podłodze... w domu bez wódki! Gdzie jest moja wódka? I dlaczego nie jestem w swoim domu? Pachniało znajomo, chyba kawa, ale tak poza tym to nic do mnie nie przemawiało. W dodatku czuć było kobiecymi perfum, czy to możliwe, że wreszcie mnie jakaś przeleciała? Neee... zawsze odstraszałem panienki, zawsze brały mnie za geja. Łajjjj?!
Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wpełzło odrobinę światła. Za nim weszła też jakaś jasnowłosa panna, której twarz ściągnięta w nieustającym grymasie coś mi mówiła. Chyba ją wczoraj spotkałem. Chyba.
- Gdzie ja jestem i czemu łeb mnie tak napierdala..? - spytałem. Zazwyczaj, nawet jeśli wódka była konkretna, jednak tak bardzo się nie rozkładałem. Pewnie mi coś dosypała! Tak teraz patrząc na samego siebie widzę, że jestem w sumie nagi, tylko to miejsce co powinno jest zakryte. Już wiem! Spoiła mnie, a potem rozebrała, aby podziwiać moje urodziwe, męskie piękno! To na pewno było tak..
- Jesteś u mnie w domu i byłeś nawalony, więc się nie dziw. - usiadła obok mnie, starannie wymijając kałuże odmętów żołądkowych - Jak się czujesz?
- Zimno, źle, boli, chcę do domu.. - mruknąłem i ściągając kołdrę z jej łóżka, owinąłem się nią i dalej siedziałem, opierając się o łóżko - ..nie wiem kim jesteś, ale jednego jestem pewien: w każdym domu jest wódka, daj mi...
- Eeee, nie. - uśmiechnęła się i pokręciła głową - Wczoraj byłeś tak pijany, że upierałeś się, że ukradłam twój dom i przeniosłam na drugi koniec miasta. Więc myślę, że wódki ci na ten tydzień starczy.
- Na jaki tydzień? - odwróciłem się do niej gwałtownie i od razu poczułem, że głowa zaraz mi eksploduje - Przecież jest dopiero sobota..!
- No, owszem. A dodam ci, że musisz posprzątać moją łazienkę i odpokutować za to, że próbowałeś mnie nieudolnie uwieść.
- A w to akurat nie uwierzę. - spojrzałem na nią krytycznie - Obawiam się, że nie jesteś w moim typie. - jakoś mało kobiet było w moim typie, dlatego często brały mnie za geja. Jednakże nie, panowie mnie ani trochę nie pociągali. Chociaż myleniu mnie z inną orientacją zapewne winne były też te dziwne włosy, no ale co tam, podobały mi się.
- Jesteś pedałem? - to mi dowaliła - Że nie jestem w twoim typie?
- Nie, nie o to chodziło. - spochmurniałem i odwróciłem się do niej plecami - Poza tym naruszasz moją strefę magnetyczną, a przez to jeszcze bardziej mnie łeb boli, sio! - zamachnąłem się ręką do tyłu i zacząłem nią chaotycznie machać - Sio, sio, sio..! - nagle się o coś obiłem, o coś bardzo miękkiego i dziwnego. Chcąc zbadać co to było, zamachnąłem się jeszcze raz w tamtą stronę i odwróciłem głowę, dopiero wtedy pojmując skalę mojego błędu. Tym miękkim czymś okazała się bowiem prawa pierś dziewczyny. Emily, bo tak bodajże miała na imię moja gospodyni, piorunowała mnie wzrokiem, więc bardzo posłusznie puściłem jej walory i ponownie się odwróciłem, jakby nic się nie stało. Mam nadzieję, że mnie nie zabije.

<Emily? Tylko ni bij go za mocno xD >

26 grudnia 2014

Od Clarissy C.D. Karitori

Przyjrzałam się bliżej młodej dziewczynie. Miała dość poważny wzrok jak na swój wiek. Ile może mieć lat z czternaście, może piętnaście?
-Szukam wilczego ziela.
Wilcze ziele? Zastanowiłam się. Powinno być gdzieś w zapasach. Przejrzałam półki w poszukiwaniu potrzebnej rośliny zastanawiając się po co jest potrzebna tej osóbce.
Efekty "wykopalisk" nie były zachwycające. Skończyło się. Prawdopodobnie rosło go trochę na tyłach domu, albo babcia ususzyła sobie trochę. Używała go jednak dość często więc raczej nie oddałaby go nieznajomej.
Z rezygnacją powiedziałam to dziewczynie.
- Dobrze. W takim razie dziękuję. - rzuciła czarnowłosa niemal przy drzwiach.
Zatrzymałam ją jednak, bo ciekawość nie dawała mi spokoju. Zresztą, zwykle nie umiałam się powstrzymywać od zadawania pytań.
- Przepraszam, a po co dokładnie ci te ziele?
- Do pogrzebu.- odpowiedziała zwięźle.
Grabarz? To by pasowało. Tylko ten strój. No, ale cóż. Nie mi osądzać. Tak właściwie to nie miałam nigdy bliższych kontaktów z tą rasą.
-Aha. Rozumiem. Jesteś grabarzem. Wybacz, że nie zauważyłam tego na początku, ale nie często spotyka się was ubranych w inny odcień niż czarny.- uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.- A wiesz w ogóle gdzie znaleźć te ziele?
- Nie.- przyznała szczerze - Chcesz pomóc mi szukać?
- Czemu nie? - odpowiedziałam. - Napiszę tylko babci wiadomość, że mnie nie będzie.
Poszłam do kuchni i szybko wyskrobałam na kartce krótką informację, po czym założyłam na siebie płaszcz.
Dziewczyna popatrzyła na mnie.
- Można znaleźć dużo wilczego ziela na północ od miasta. - powiedziałam.
Wyszłyśmy ze sklepiku i skierowałyśmy się na północ.
- Od zawsze zastanawiałam się czemu te uliczki są takie kręte. - powiedziałam, gdy skręciłyśmy już chyba w kilkunastą z rzędu. - A, właśnie. Chciałam się już o to spytać wcześniej. Jak masz na imię?
- Karitori. A ty?
- Clarissa.
Nastąpiła dość długa chwila ciszy.
- Ile właściwie potrzebujesz tego wilczego ziela?
Karitori zamyśliła się.
- Pytam się, bo o tej porze może nie być go bardzo dużo. Miałam nadzieję, że zbiorę coś dla siebie.
- Trochę muszę mieć, ale na pewno coś powinno zostać dla ciebie. - odpowiedziała po chwili.
Po chwili byłyśmy już na przedmieściach. Zaprowadziłam ją na leśną ścieżkę. Prowadziła ona na polanę...
< Bardzo chętnie ^.^. Przepraszam za takie masło maślane, ale nie wiedziałam co napisać ;P>

26 grudnia 2014

Od Emily c.d. Jeremiaszka

To był już szczyt wszystkiego. Czy ten facet jest aż tak popierdolony?! Stał tam jak kołek przed moimi drzwiami, patrzą, a to raz na mnie, a to na drzwi, a to raz na mnie, a to raz na drzwi. Paczał tak chyba jakieś pięć minut. Myślałam, że zaraz krew mnie zaleje i będzie... no po prostu będzie. Postanowiłam jednak się uspokoić. Przy tym oglądaniu mnie i tych przepięknych drzwi mego domu zobaczyłam, że Jeremiasz buja się na wszystkie strony, ledwo utrzymując równowagę. On jest pijany? Czemu wcześniej tego nie zauważyłam? Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego.
- To być mój dom. To nie być twój dom. Wypitalaj! - Wytłumaczyłam.
Może tak mu uświadomię? Nie! Ten nadal stoi jak słup tym razem wpatrując się tylko we mnie. Zaczęłam walić głową o ścianę mojego domu. Czułam, że zaraz dostanę nerwicy i wezmą mnie do psychiatryka. Waliłam tą głową i waliłam, aż wreszcie zaczęło świtać. Nie byłam ani trochę zmęczona. Już.
- Właź. - dałam sobie spokój - Wytrzeźwiejesz to pogadamy.
Na szczęście dzisiaj nie będę polowała, bo mam tyle zapasów, że mi się w lodówce nie mieści. Mogę mieć na niego oko. Otworzyłam mu drzwi i wskazałam ręką, że może wejść. Wpadł tam jak wichura.
- Przebierz się i idź spać. Pogadamy jak będziesz trzeźwy lub chociaż mniej pijany. - Wskazałam na drzwi do łazienki, a potem na moje łóżko.
- Dobra. - Spuścił głowę i poszedł do łazienki.
Ja w tym czasie zabrałam wszystkie butelki piwa i wódki jakie tylko miałam w domu i wywaliłam do kosza. Było mi ich strasznie żal. Mogłam je wypić. Usłyszałam skrzypienie drzwi od łazienki. Odwróciłam się do tyłu. Zobaczyłam go w samym bokserkach opartego o futrynę drzwi.
- No chodź mała. - Zaczął bezczelnie flirtować.
Wybuchnęłam śmiechem. Kiedy już się ogarnęłam popchnęłam go do sypialni i zamknęłam na klucz.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie wytrzeźwiejesz! - Krzyknęłam.
Na szczęście w sypialni nie było okien, dlatego nie mógł wyjść. Kluczyk schowałam w szufladzie ze sztućcami w kuchni. Kiedy przechodziłam do łazienki, żeby zobaczyć jak tam sprawy się mają usłyszałam już tylko chrapanie. Spał. Podreptałam do łazienki. Kiedy zobaczyłam jej stan walnęłam się w głowę tym razem własną ręką. Była cała zaszczana! Co on celować nie potrafi? Musiałam przebrać się w kuchni. Przy okazji miałam wrażenie, że ktoś mnie podgląda przez okno. Nie myliłam się. To był listonosz, który gwałci każdą dziewczynkę, nastolatkę lub kobietę, która odbierze pocztę. Mi jeszcze nigdy się to nie przydarzyło, bo zawsze udaję, że nie ma mnie w domu i wrzuca mi do skrzynki. Dzisiaj nie mogłam odebrać poczty, bo nie byłabym już dziewicą. Chociaż podobało mi się jak na mnie patrzył przez to okno. Postanowiłam mu zrobić mały występ, ale tylko w staniku i stringach. Kiedy już się ubrałam ona nagle zniknął, a ja zobaczyłam pod drzwiami mały liścik. Podniosłam go, a tam tekst: "Ty będziesz następna. Zobaczysz, jeszcze cię dopadnę.". Wywaliłam go do kosza. Reszta dnia minęła mi jak zwykle tylko bez polowania i bez wchodzenia do sypialni. Dzisiaj musiałam spać na kanapie w salonie. Na drugi dzień jeszcze w piżamie i moich ciapciach otworzyłam drzwi sypialnie. Zobaczyłam Jeremiasza siedzącego pod kołdrą i gładzącego się po głowie.
- Gdzie ja jestem i czemu łeb tak mnie napierdala? - Spytał.
- Jesteś u mnie w domu i byłeś nawalony, więc się nie dziw. - Odparłam siadając koło niego.
<Jeremiasz? Gotowy na popisanie z normalną bądź zboczoną Emily? XD>

26 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Spało mi się naprawdę miło do czasu gdy nie obudziło mnie własne burczenie w brzuchu i ból gardła. Otworzyłem oczy i i rozejrzałem się po pokoju, było ciemno, leżałem w rozgrzebanym łóżku i wyraźnie czułem obecność Phantom'a. Zapach jego krwi roznosił się po całym pokoju ale w łóżku go nie było. Przeturlałem się by wyjrzeć za krawędź, mój kochany leżał na podłodze przytulony do poduszki. Słodko wyglądał, to miło że nie chciał mnie budzić.
- Phantom...- szturchnąłem go stopą po czym zsunąłem się na niego, dopiero wtedy się obudził.
- Co się stało...?- jęknął otwierając powoli oczka.
- Głodny jestem... I to tak strasznie...
- Co mam ci na to poradzić?- westchnął i przeczesał sobie włosy dłonią.- Chodź na łóżko, rano coś wymyślimy.
- Nie wytrzymam do rana.- oblizałem usta.
Chyba zdał sobie sprawę co chciałem zrobić ale zdołałem go wyprzedzić. Złapałem jego rękę i wgryzłem się w żyły, niech się cieszy, że kontrolowałem się na tyle by nie wybrać szyi.
Jego krew ukoiła gardło i nawilżyła język ale potem poczułem jej dotkliwy, ochydny smak. Ale teraz to nie ważne, chcę się najeść.

[Phantom?]

26 grudnia 2014

Od Yassel c.d. Tsugaru

Kiwnęłam głową i ruszyliśmy w stronę lasu. Zmieniłam się w kotka i dzielnie przemykałam się na zwiad, aby dowiedzieć się kto nas zaatakował. I wiecie co zobaczyłam? Dziwy nas dziwy. Jakaś dziwaczna lampa!
- Tsu! - krzyknęłam piskliwym, kocim głosikiem - Tutaj jest COŚ!
- Ciii, Yass.. - warknął - ktoś przecież może cię..
- Nikogo tutaj nie ma. - zapewniłam - Myślę, że to nie był atak.. - podeszłam do lampy i otworzyłam liścik, który był doń przytwierdzony - "Moja droga córeczko, z wiadomych źródeł dowiedziałem się, że żyjesz sobie z pewnym osobnikiem. Otóż na Phantoma czekają teraz mroczniejsze i ciężkie czasy, nie chciałbym aby jego przeznaczenie zepsuło wasz miesiąc miodowy. Jestem szczęśliwy, że w końcu sobie kogoś znalazłaś, dlatego postanowiłem ci podarować najcenniejszy i najdroższy skarb, jaki posiadam, czyli moją miłość :3, no i tę lampę, w której mieszka dżin. Na jedno z was przypadają 3 życzenia, mądrze je wykorzystajcie. To tyle, papatki, tatuś kochany~!". - skończyłam czytać i spojrzałam na Tsu. - Lampa?
- Dżin? - łypnął oczami i oboje dopadliśmy do złotego kształtu - Pocieraj Yass, pocieraj!
- Przecież miziam, miziam! - pisnęłam i nagle z lampy buchnęła niebieskawa para i nad nasze głowy wzniósł się wielki kształt, który przybrał postać bardzo grubego pana. - Jejjjj.. - zmieniłam się w człowieka i stanęłam przy Tsu - Tata to wie, jakie prezenty robić.
- Czego pragniecie, waszmoście..?  - zagrzmiało pytanie ze strony dżina, a my z Tsu szturchnęliśmy się nosami.
- Chcielibyśmy żyć razem w pięknym  miejscu, które byłoby tylko nasze, bezpieczne, ciepłe ale nie za bardzo, z jeziorkami i miasteczkiem nieopodal.. - rzekliśmy jednocześnie.
- No dobrze. - rzekł - No to lecimy! W waszą nową, wielką przygodę! - nagle zrobiło się jasno i w jednej chwili zniknęliśmy ze świata, którego znaliśmy. Phatuś będzie musiał poradzić sobie sam. Adios~!

I tak oto odchodzą dwie postaci administratorek, które zostaną zastąpione innymi. Adios dla Tsu i Yassel :)

26 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

- O czym ty mówisz..? - wychrypiałem, bo już czułem, jak mi się zwęża gardło i blokuje mi mówienie - Jakieś pierdoły o równowadze, wspólnocie rzeczy, niewinnych ludziach... to Krystyna była niewinna! - krzyknąłem dotknięty do żywego i poczułem, jak łzy kręcą mi się w kącikach oczu - Jakim prawem ja mam myśleć o ich bliskich, gdy oni zabili ją z zimną krwią? Niech zdychają! Niech zdychają oni i ich wstrętne dzieci, ich matki i żony i gówno mnie obchodzi kto jeszcze, niech wszyscy zdychają! - nagle poczułem jakiś ostry ból i zrozumiałem, że ojciec właśnie mnie spoliczkował. Dalej siedział niewzruszony, patrząc na mnie z tym samym wyrazem twarzy, wyrażającym obojętność i ciutkę litości. Wwiercałem w niego wzrok starając się dojrzeć choćby nutkę pocieszenia, nie wiem, czegokolwiek, ale on tylko siedział i się gapił. Choć z drugiej strony czego mogłem się po nim spodziewać?
- Odchodzę. - mruknąłem i wstałem z ziemi na miękkich nogach - Nie zamierzam tu więcej wracać. - otarłem sobie łzy rękawem i skierowałem się do wyjścia - Nie potrzebuję litości wielkiego pana Kitsune.
- Phantom. - podniósł się i spojrzał w ślad za mną - Stój. Stój, mówię, masz się zatrzymać i to w tej chwili! Słyszysz dziecko? - dalej brnąłem do drzwi - Co za bachor.. - warknął i ruszył za mną. Złapał mnie za rękaw, a gdy chciałem trzasnąć go w pysk aby się odczepił, ten tylko jakoś dziwnie mnie złapał i w jednej chwili już leżałem na podłodze, przywalony jego ciężarem. Co jak co, ale ojciec się nie starzał, nadal był tak samo sprawny jak lata temu. Przeklęta krew Kitsune.. - Phantom, jesteś już na ziemi?
- Zjeżdżaj. - warknąłem - Spieprzaj i nie wracaj. Wiedziałeś kto ją zabił i milczałeś.. nigdy nic mi nie powiedziałeś. Pewnie wcale nie chciałeś mi powiedzieć. - głos mi się w tej chwili już kompletnie załamał i poczułem, że mam mokre policzki - Nie chciałeś...
- I to byłoby takie złe..? - westchnął - Nie wiedziałem tak od razu, dowiedziałem się trochę po tym jak odszedłeś. Poza tym dowiedziałeś się, bo spodziewałem się odrobiny odpowiedzialności i dojrzałości, ale zastałem zasmarkanego dzieciaka. - westchnął - No już, przestań... - zszedł ze mnie i usiadł obok - Ej, żyjesz? - szturchnął mnie.
- Zostaw! - krzyknąłem i obróciłem się na bok - Nie widzisz, że mam chwilowego doła? Nie ma w tobie ani odrobiny zrozumienia?
- Chyba nie. - uśmiechnął się - Masz to po mnie, czyż nie? - w sumie jakby się nad tym zastanowić, to było w tym sporo prawy. Sam nigdy też nie umiałem ludzi pocieszać, nie rozumiałem ich zachowania gdy byli smutni, ani nie umiałem odgadnąć co ich trapi. A więc z ojcem było podobnie..
Nie czekając zatem na chwilę, gdy sobie po prostu pójdzie, podniosłem twarz z ziemi, po czym przyczołgałem się do niego i objąłem. Nie protestował specjalnie, choć wydawał się tym dość zaskoczony. Na pewno uważał, że muszę tutaj sobie trochę sam poryczeć i on nie powinien w to ingerować, sam bym tak myślał. Zawsze wolałem wmawiać sobie, że to nie moja sprawa i usuwać się z miejsca, w którym ktoś rozpaczał. Dlatego też zrozumiałem ojca. Po prostu trzeba było mu pokazać co ma robić, bo sam za Chiny się nie domyśli. No cóż. Jak już tu jest, to może się na coś przydać. Niech jego szata pokutuje za te lata, w których udawał, że mnie nie ma.

.....................................................

Wsunąłem się cicho do pokoju i dostrzegłem rozwalonego nań Williama, w jakieś naprawdę nienaturalnej pozie, z głową wtuloną w pościel. Wystraszyłem się, że zemdlał, ale oddychał dosyć miarowo i wyglądało na to, że śpi. Możliwe, że tak wykończyły go dzieci Brieth i reszty konkubin, więc nie chcąc go budzić, ściągnąłem sobie poduszkę z łóżka i położyłem się na ziemi. Niech ma trochę odpoczynku, sam wiedziałem, jak te bachory potrafią wymęczyć człowieka. Najwyraźniej wampir też nie podołał. Jutro sobie pogadamy.

<William?>

26 grudnia 2014

Od Jeremiaszka c.d. Emily

Przemierzałem ciemne zaułki w poszukiwaniu domu: miejsca, gdzie mógłbym się spokojnie glebnąć i z podłogi kontemplować nad sensem otaczającej nas rzeczywistości. W końcu był to temat bardzo wymagający, nie mogłem go realizować w jakimś pierwszym lepszym rowie. To byłoby obraźliwe dla sensu świata, jeszcze by strzelił focha i się przede mną ukrył! I co by wtedy było? Wódka już mi się skończyła, nie miałem nic czym mógłbym zapić smutek po odejściu sensu istnienia. A takie przeżywanie zdecydowanie szkodzi na zdrowiu. Szkodzi na zdrowie... albo zdrowiu. Powoduje uszczerbek na zdrowiu. O, właśnie to chciałem powiedzieć.
Zataczałem się więc od progu do progu i szukałem mojego lokalu. Wygrzebałem nawet klucz z kieszeni.. ah, jakie tam były skarby! Nawet granat bez zawleczki znalazłem~! I nie wybuchł. Szkoda... byłoby fajne bum.
I właśnie wtedy, gdy byłem już naprawdę zrezygnowany, ujrzałem je; drzwi piękniejsze niż wszystkie inne, za którymi brzmiała anielska muzyka, a światłość wylewała się zeń strumieniami. Wołały mnie, moja podłoga mnie wołała. Tak, to zdecydowanie była TA podłoga, pożądała mnie chciwie. Nie mogłem przynieść jej rozczarowania, więc w kilku skokach pokonałem schody (swoją drogą, od kiedy przed moim domem są schody?) i dobrałem się do drzwi. Zdawało mi się, że powinny być zamknięte, więc wydobyłem klucz i spróbowałem włożyć do dziurki. Ale klucz nie pasował. I co ja teraz miałem zrobić.. ktoś podpierdzielił mi mój klucz i zastąpił innym? Nee.... to nie to. To na pewno ja źle wkładam. Pewno musi być odwrotnie... tak, zdecydowanie... no gdzie?! Gdzie lecisz, ty głupi, wstrętny kluczu, nie zostawiaj mnie!
- Dzień dobry? - usłyszałem nagle jakiś głos, który zdawało mi się, że słyszałem już chwilę temu. Nie zwróciłem wtedy na to uwagi, ale tym razem mógłby to być oprawca prawdziwego klucza od domu, no nie? Musiałem się przejąć.
- Dobry wieczór. - poprawiłem - A w sumie to dobranoc. Teoretycznie. Bo jest noc, ale nikt z nas chyba nie idzie jeszcze spać, no nie? To okropne, że nie wymyślili powitania, które można by wypowiadać w nocy, bez obawy, że ktoś cię źle zrozumie. Dyskryminacja ludzi, którzy pracują na nocną zmianę, przeklęci szowiniści... - pokręciłem głową. To było naprawdę straszne.
- Aha... - mruknęła, bo była to dziewczyna. Dziewczyna bądź kobieta, zależy jakby na to popatrzeć. Była dojrzała fizycznie, było to widać, nie powiem, że nie zauważyłem, ale czy była pełnoletnia? W sumie to dorosłość osiąga się w wieku 21 lat.. nie, to dojrzałość się w takim wieku osiąga. A dorosłość chyba w wieku 25 lat. To oznacza, że jestem dorosły? Omg.. jak ten czas szybko leci.. - Znamy się..?
- Bardzo możliwe. - przyznałem - Aczkolwiek nie kojarzę twojej buźki, a skoro ty się o to pytasz to znak, że ty mnie też nie kojarzysz. A jeśli tak, to nawet jeśli się znamy, to nasza znajomość nie ma sensu, ponieważ się nie poznajemy. Zatem poznajmy się: Jeremiasz! - dumny z mojego piknego i wyrafinowanego imienia wyciągnąłem dłoń do dziewcz... do stworzenia płci przeciwnej o niewiadomej dacie urodzenia.
- Emily...? - podała mi dłoń, ale w jej głosie wyczuwałem niepewność. Jak to? Nie miała pewności jak się nazywa? To okropne.. - Mogę się spytać co tutaj robisz?
- Właśnie zamierzałem wejść do mojego domu. - poklepałem futrynę - Ale okazało się, że mój klucz nie pasuje. Czary, no nie?
- To mój dom. - spojrzała na mnie dziwnie - Więc nic dziwnego, że nie pasuje.
- Jak twój dom? - spytałem zaskoczony - Niemożliwe... wyraźnie pachnie jak mój. - zaciągnąłem się - Tak, to zdecydowanie mój.
- Nie, to mielona kawa.. - rzekła, ale znowu niepewnie - ..i jestem pewna, że to ja tutaj mieszkam, więc przykro mi, ale..
- Nie, nie, nie! - zacząłem kręcić głową i wskazującym palcem przed jej nosem - To musi być tutaj, ulica Kręta 23!
- Ale to jest Prosta 32... - mruknęła, jakby już zupełnie nie wiedziała co powiedzieć.
Zastygliśmy w długim milczeniu w czasie którego zbierałem myśli i starałem je sobie poukładać w mojej czerwonowłosej główce. W końcu doszedłem do ostatecznych wniosków. Przerażających wniosków.
- To oznacza... - zacząłem powoli - Że.... ukradłaś mój dom i przeniosłaś na drugi koniec miasta?! - spytałem zszokowany  - Taki wielki budynek? Ja pierdole, jak ty to zrobiłaś?!
- Co...?! - wytrzeszczyła oczy i spojrzała na mnie jak na ułoma - Nie, to oznacza, że pomyliłeś domy! Rozumiesz? - nie rozumiałem - Wypad z tarasu!

<Emily? Chętna na popisanie z nietrzeźwym bądź trzeźwym Jeremiaszkiem? c: >

26 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Zacisnąłem zęby czując jak kolejne dziecko wskakuje mi na plecy kompletnie ignorując moją ranę, a co im tam, jest zabawa to można korzystać.
- Szybciej Will! Szybciej!
Westchnąłem i użyłem resztek sił by użyć mocy i przyspieszyć bieg po pokoju, byłem koniem, cieszyłem się że nie byłem bity pejczem i nie miałem sznurka w ustach. Mimo tego wolałem bawić się z dziećmi niż siedzieć z tą babą która próbuje mi zrobić krzywde. Przeskoczyłem przez fotel i wychamowałem tuż przed ścianą.
- Koniec zabawy.- wysapałem i pomogłem zejść Alice ze mnie. Nie była zadowolona ale chyba mnie rozumiała.
Wtedy do pokoju weszła Breith, miała ha sobie długą suknię, a włosy spięła w kok, muszę przyznać że robiła wrażenie.
- Dzieciaki! Zostawić Williama!- odgoniła je i złapała mnie za ręce.- Mój biedny, pewnie cię wymęczyły?
- Radzę sobie~.- uśmiechnąłem się.
- Dzielny z ciebie wampirek, może głodny jesteś?
- Nie jestem głodny, chciałbym trochę odpocząć.
- Już cię prowadzę do sypialni Phantom'a!- zaczęła ciągnąć mnie za sobą.- Zostajecie dzisiaj na noc.
Maszerowaliśmy długim korytarzem, obijała mnie o ściany i raz udało jej się mnie wywalić, byłem tak zmęczony że miałem spowolnione reakcje, do tego byłem głooooooodny. W końcu weszliśmy do przyjemnej sypialni, ale głupi nie byłem, wyprowadziłem ją za drzwi.
- To do jutra~!- puściłem jej buziaczka i nie słuchając więcej jej gadania zamknąłem drzwi. Powinienem wziąć prysznic i do wyrka, tam zaczekam na Phantom'a albo od razu zasnę.
Na szczeście w pokoju znajdowały się drzwi do łazienki. Miło było zmyć z siebie zaschniętą krew i kurewskie pieczenie tego nie zmieniło. Pachnący, czyściutki i w samych bokserkach podreptałem do łożka i rozwaliłem się na całą szerokość. Miałem ochotę zaczekać na Phantom'a ale nie dało rady, od razu zasnąłem, oczywiście leżąc na brzuszku.

[Phantom?]

26 grudnia 2014

Od Phantom'a cd. Williama

- Hmm..? - spytałem nieobecnie, zupełnie nie wiedząc o czym on mówi - Ale przecież... Krystyna zginęła w wyniku wybuchu gazowni, gdy wracała wieczorem z potańcówki! Spłonęła żywcem, to był wypade..
- Sam wielokrotnie mówiłeś, że nie wierzysz by coś takiego było wypadkiem, że to morderstwo. No i oczywiście twoja dziedziczna intuicja cię nie zawiodła~! - jaka znowu intuicja.. - Otóż tu, w tej książce, opisane mam wszystkie przyczyny, przebieg i skutki morderstwa twojej narzeczonej, a także, po części, waszego psa. Ale psem nie będziemy się w tej chwili zajmować, bo to się miesza z inną sprawą. - kiwnąłem głową - Otóż zacznijmy od tego, że istnieją dwa rodzaje kitsune: Zenko - dobre i wspaniałomyślne, oraz Yako - dzikie i zepsute. Zapewne się domyślasz, do jakiego rodzaju zaliczamy się my, hmm..? - zamyśliłem się.
- Yako. - rzekłem po chwili - Jeśli ty się do nich liczysz, to na pewno Yako. Ale przecież..
- Bardzo dobrze Phatusiu. - zaklaskał mi - Jesteśmy zepsuci i niegodziwi, czyż nie? - pokręciłem głową niezbyt przekonany - Widzę, że rozumiesz. - nic nie rozumiałem.
- Nie, obawiam się, że nie.
- Eh.. - westchnął i zgarbił się trochę załamany moją niezdolnością szybkiego dedukowania. - Czy skoro jesteśmy Yako, to nie powinniśmy robić złych rzeczy..? Wiesz: sprowadzanie katastrof, chorób, pomorów.. ect..
- No może. - zastanowiłem się - Ale tego nie robimy, czyż nie?
- Otóż to właśnie. - rzekł zadowolony - Nie robimy. Posiadamy takie umiejętności, ale z nich nie korzystamy: żyjemy w zgodzie z otaczającą nas ludzkością i nie nękamy ich dla własnej uciechy. Jednak są tacy, którzy tego nie rozumieją, a konkretniej pewien kult poddany klanowi kilku Zenko. To oni odpowiedzialni są za śmierć twojej laski: zapobiegają oni szerzeniu się "plugastwa", w tym przypadku narodzenia się waszego dziecka. Rozumiesz.. - zaczął gestykulować - Zenko było nie w smak, że będzie kolejny, mały lisek, więc postanowili usunąć go zanim jeszcze się począł. Inaczej trudno byłoby go zabić: ponieważ byłby pod ochroną zarówno moją jak i wszystkich z domu. O Krystynie natomiast nikt nie pomyślał, nawet ja nie byłem w stanie zrozumieć jej śmierci do czasu, gdy otrzymałem to. - wyjął jakąś pożółkłą kopertę - Napisane po języku którego nie znasz, więc nie próbuj.. - mruknął, gdy zacząłem się zginać ku niemu - Jest to poselstwo kultu do zabójców twojej ukochanej. Umknęli oni z miejsca morderstwa i do dzisiaj są bezpieczni. Mam na nich namiary, które mogę ci podarować abyś mógł się zemścić. Jednakże... proszę, nie rób tego. - spojrzałem na niego zdumiony, dlaczego prosił mnie abym przebaczył tym nędznym skurwysynom, tym którzy zamordowali osobę przez.... - Chcę abyś zrozumiał pewien mechanizm, który rządzi światem. Jest nim prawo doskonałości: w rzeczywistości świat jest idealny, istnieje w nieustannej harmonii i porządku. Wszystko tutaj jest takie, jakie być powinno. Nie ma granicy miedzy dobrem a złem, wszystko bez siebie istnieć nie może i jest absolutnie kompatybilne. Tak jak nie może być światła bez ciemności, tak nie może istnieć śmierć bez życia i woda bez ognia. Z tegoż powodu nie ma dobrych i złych, ponieważ wszystko zależy od indywidualnego punktu widzenia. Nie ma czystej prawdy, ani całkowicie zepsutego fałszu. Spójrz na to z tej strony: co jeśli ci zabójcy mają rodziny, dzieci do wykarmienia, samotne i schorowane matki, o które trzeba dbać. Jeśli ich zabijesz, te niewinne osoby także będą cierpiały, a ich śmierć nie przyniesie ukojenia ukochanej. Wręcz przeciwnie. Nie sądzisz, że byłaby zawiedziona..? - uśmiechnął się i pociągnął łyk herbaty. - Mówię to też z troski o ciebie. Narażanie się dla zmarłych jest zachowaniem nieodpowiednim, bezsensownym. Ich i tak już tutaj nie ma. Są w zupełnie innych miejscach, wdzięczni za życie przy tobie, ale jednak gdzie indziej. Krystyna nie podziękuje ci za taką rzeź. Mam rację? - uniósł brew i wlepił we mnie zadziwiająco spokojne spojrzenie. - W końcu William też jest mordercą, hmm..? - pochwyciłem jego spojrzenie - Słyszałem o incydencie z ghulem bądź wampirem. Ta dziewczyna też miała rodzinę. - zmarszczył czoło - A nuż ktoś będzie chciał się na was zemścić. Lepiej pilnuj życia tych, którzy ci pozostali, nie goń za idiotycznymi mrzonkami i przeczuciami. Wtedy świat stanie się o wiele łatwiejszy.

<William?>

26 grudnia 2014

Od Karitori c.d. Clarrisy

Młoda sprzedawczyni zdziwiła się na mój widok.
- Szukam Wilczego Ziela. - powiedziałam. Dziewczyna skinęła głową i zaraz zniknęła za rzędem półek, na których stały różne mikstury. Każda z nich miała inny odcień oraz inne właściwości. Przyglądałam im się ze skupieniem.
- Przykro mi, ale zapasy już nam się skończyły, a nie sądze, aby moja babcia użyczyła ci go ze swoich zapasów. - stwierdziła.
- Dobrze. W takim razie, dziękuje. - rzuciłam, odwracając się na pięcie z zamiarem opuszczenia sklepiku. Niestety dziewczyna mnie zatrzymała. Przyglądała mi się z ciekawością.
- Przepraszam, a po co dokładnie ci te ziele? - zapytała.
- Do pogrzebu. - wyjaśniłam krótko. Nastolatka przyjrzała mi się uważnie. Chyba dopiero teraz zauważyła, że jestem grabarzem. Dzisiaj nie byłam ubrana w mój czarny płaszcz, tylko w białą pelerynę z kapturem narzuconym na głowę.
- Aha. Rozumiem. Jesteś grabarzem. Wybacz, że nie zauważyłam tego na początku, ale nie często spotyka się was, ubranych w inny odcień niż czarny. - uśmiechnęła się. - A wiesz w ogóle gdzie znaleźć te ziele? - zapytała.
- Nie. Chcesz pomóc mi poszukać? - zapytałam.

< Clarrisa? Popiszemy? :) >

26 grudnia 2014

Od Emily

Po dzisiejszym dniu spędzonym ma polowaniu byłam strasznie zmęczona. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Wyglądałam jakbym nie myła, ani nie czesała się od tygodnia. Jednym słowem - masakra.
- Maskara! - Od razu przypomniała mi się ta reklama.
Zafundowałam sobie przyjemną kąpiel ze specjalną solą. Kompletnie straciłam poczucie czasu. Zerknęłam na telefon i okazało się, że była już 22. Szybko wyszłam z wanny i wytarłam ręcznikiem. Następnie założyłam piżamę, umyłam zęby i rozczesałam włosy. Zgasiłam światło w łazience i podreptałam w moich ciapach - królikach z długimi uszami do sypialni. Rzuciłam się na łóżko i po 5 minutach już zasnęłam. Niestety, nie spałam długo. O północy obudziłam się i nie mogłam zasnąć. Postanowiłam wstać. Na moją piżamę założyłam białą, rozciągniętą koszulę sięgającą do kolan i weszłam na dwór. Usiadłam na schodkach przed moim domem i rozmyślałam, sama nie wiem nad czym. Po pewnym czasie zobaczyłam cień.
- Yyyyy... Cześć? - Powiedziałam.
<Ktoś chętny kontynuować?>

24 grudnia 2014

Konkurs Bożonarodzeniowy

Wszystkiego najlepszego, dzisiaj, w ten świąteczny dzień.

Obyście znaleźli pod choinką to, co znaleźć chcieliście.
I abyście zobaczyli tych, którzy przyjeżdżają tylko na święta.


Wiem, że życzenia ambitne, ale no cóż... nie miałam czasu ani weny, aby wymyślić coś oryginalniejszego od tradycyjnych życzeń.
~Phantom.

Konkurs Świąteczny

Konkurs będzie polegał na narysowaniu waszej postaci i umieszczeniu jej na kartce świątecznej. Postać (bądź otoczenie) musi wyraźnie pokazywać, że są to święta (czapeczka, choinka, sanie, śnieg, renifery, wódka z szaliczkiem... wasz wybór.). Rysunek musi być waszego autorstwa, dopuszczam obrazki rysowane:

  • Kredkami, farbami, pisakami, długopisami ect. na kartce:
Jeśli zdecydowałeś się na tą formę, to musisz wysłać dwa zdjęcia/skany pracy. 
Opis. 2

Opis. 1
1. Praca zeskanowana, czyli taka jaką chcecie oddać na konkurs. Może być dopieszczona filtrami komputerowymi, kontrastami, manipulacją kolorów.


2. Praca z lekkiego oddalenia z widoczną karteczką z napisem "Konkurs Noctis Avem". Tak, abyśmy widzieli, że to TY posiadasz tą pracę, wiec jesteś jej autorem (naturalnie nie jesteśmy w stanie zweryfikować tego, czy ty własnymi rękami pracę napaćkałeś, ale sam fakt, że leży sobie u Ciebie, jest dowodem na to, że praca nie jest ściągnięta z internetu.).




  • Digital (czyli grafika komputerowa):
Pikna, kololowa praca opis.1
VIP piknej, kololowej pracy, opis.2.
1. Praca oryginalna, czyli w pełni pokolorowana, dopieszczona, gotowa do oddania.



2. VIP pracy, praca w trakcie tworzenia: tak aby było widać, że faktycznie wy ją robiliście.











Co potem?
Ano, potem ładujecie obie prace do KP waszej postaci (dzięki temu praca zyska adres URL) potem wysyłacie adres do mnie na skrzynkę w wiadomości z tematem "konkurs świąteczny, bożonarodzeniowy" czy jak tam go nazwiecie. Ale musi być, że na konkurs.
Naturalnie nie musicie dodawać znaku wodnego na pracy z adresem naszego bloga.. to po prostu dla bezpieczeństwa mojej bestyjki.

Nagrody:
1. Miejsce - tytuł "Arcymistrz Ołówka" - 1000 talarów.
2. Miejsce - tytuł  "Nieskromny Władacz Długopisu" - 500 talarów
3. Miejsce - tytuł "Młody Pomocnik Rysownika" - 200 talarów

Termin: myślę, że tak do połowy stycznia. Najwyżej się przedłuży. 
--------------------------------------------------------------
Gościnnie w artykule:
- VIP steampunkowego smoka, który męczę od wczoraj,
- moje palce :o
-------------------------------------------------------------
 Mam nadzieję, że jak najwięcej osób chociaż ODDA prace.
Nawet jeśli nie masz talentu plastycznego - nie martw się, przypuszczalnie i tak niewiele osób weźmie udział, więc masz duże szanse, przecież chodzi o zabawę :)


Jeszcze raz wesołych świąt!

24 grudnia 2014

Od Clarissy

Wstałam dość wcześnie. Promyki słońca nieśmiało przebijały się przez ciężkie chmury. Nad ranem padał deszcz. W powietrzu nadal można było poczuć wilgoć. Delikatny wietrzyk rozwiał moje włosy. Nabrałam haust świeżego powietrza i popatrzyłam w niebo. Takie poranki już od małego uważałam za cudowne na przechadzki.
Szłam parkiem patrząc na drzewa wypuszczające młode pąki. Małe zielone listki wyróżniały się wśród szarości miasta. Były jednym z niewielu wesołych akcentów szarego świata, przyrody, która dopiero niedawno obudziła się do życia po zimie. Wszystko jest takie cudowne!
Popatrzyłam na zegarek. Muszę już chyba wracać.
Poszłam powolnym krokiem w kierunku mojego domu, a zarazem sklepiku zielarskiego. Po drodze obserwowałam ludzi, którzy spieszyli się do pracy.
Pamiętam, że do 8 roku życia byłam wychowywana przez matkę jak zwyczajny człowiek. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem czarownicą, w moim życiu nagle pojawiła się babcia. Zaczęła pokazywać mi księgi, w których opisywane były różne zaklęcia, klątwy tajniki alchemiczne. Matka, gdy się o tym dowiedziała po prostu odeszła... Nie wiedziałam co takiego zrobiłam. Została mi tylko moja babcia. Od tamtego momentu nie uczyłam się już w zwykłej szkole. Wtedy dopiero zaczęłam czuć się sobą. Wiedziałam, że to czego się uczę jest moim dziedzictwem.
Doszłam do domu. Otworzyłam drzwi najpierw kluczem, potem zaś wyszeptałam cicho zaklęcie zdejmujące blokadę z drzwi. Przeszłam przez sklepik i drzwi prowadzące do domu. Zerknęłam szybko na piętro. Babcia nadal spała. Poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie gorącej czekolady i zjedzenia ciasteczka. Były to moje wczorajsze wypieki, z których została już tylko połowa z powodu tego, że w naszej rodzinie, chyba wszyscy kochają domowej roboty słodycze i ciasta. Patrzyłam za okno na pomieszczenie przypominające szklarnię. Rosły tam zioła i inne rośliny.
Nagle zadzwonił dzwonek do sklepiku. Dopiłam więc szybko resztki ciepłego napoju i wybiegłam z kuchni prawie wpadając na klienta. Zdziwiłam się, bo nigdy ta twarz mi się nigdzie nie przewinęła, a zwykle przychodziły tu osoby, które były że tak to określę "stałymi klientami".
- Ech, przepraszam... - mruknęłam - W czym mogę pomóc?
< Ktoś odpisze? >

22 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Dzisiejszego dnia próbowała mi zrobić krzywdę już pięć razy. Próba zrzucenia mnie ze schodów jej nie wystarczyła, potem chciała mi rozbić butelkę na głowie, uderzyć jakąś rurką w kręgosłup, chlusnąć wodą w twarz i udusić. Na szczęście skutecznie jej uciekałem lub unikałem przez co jej sympatia do mnie ciągle rosła. Do tego dzieciaki wieszały się na mnie jak na jakiś drabinkach.
- No poczekaj, pomogę ci.- uśmiechnąłem się widząc starania jedej z małych sióstr Phantom'a by się na mnie wdrapać. Odczepiłem ją od swojej nogi i posadziłem na barkach. To oczywiście skończyło się tym że reszta bachorków chciała tak samo.
- William! Chodź tu!- usłyszałem głos Breith dochodzący z innego pomieszczenia.
Westchnąłem ciężko i ruszyłem w kierunku źródła dźwięku, byłem ciekaw co chciała znów zrobić, na wszelki wypadek zdjąłem z siebie dzieciaki i obiecałem że jak do nich wrócę to pobawimy się w dom.
Gdy przekroczyłem próg drzwi same się za mną zamknęły. To było podejrzane. Białowłosa kobieta leżała na łóżku w dość... dwuznacznej pozie, poklepała materac zachęcając mnie bym usiadł obok. Zrobiłem to niechętnie, czułem że coś jest na rzeczy.
- Opowiedz mi coś o sobie.- odwróciła się na plecy.
- Nie mam raczej co~!- uśmiechnąłem się wyciągając się.- Twoje dzieci są cudowne ale strasznie męczące~.
- Tak, tak.- machnęła ręką.- Jesteś głodny?- niby przypadkiem odsłoniła swoją szyję.
- Raczej nie jestem~!- zachichotałem wstając.- Może później się na coś skuszę~, teraz do dzieci idę, obiecałem im.
Odwróciłem się i ruszyłem do drzwi, męczyła mnie obecność tej kobiety, ale muszę przyznać że jej krew naprawdę ładnie pachniała.
Przez tak krótką chwilę straciłem czujność, to był moment ale wystarczył by Breith wyjęła skądś długi bicz i trzasnęła mnie nim po plecach. Ścisnąłem dłonie w pięści i zakwiliłem z bólu, czułem jak z rany spływa krew robiąc sobie ścieżkę w dół pleców.
- Pięć do jednego. Wyrównam wynik.- usłyszałem jej sadystyczny śmiech.
- Jeszcze zobaczymy, na razie wygrywam~.- parsknąłem i wyszedłem z pokoju. Chciałem iść do łazienki ogarnąć jakąś tą ranę, koszulkę pewnie miałem przeciętą, a rana przebiegała przez całe plecy, do tego ból był cholery ale dzieci znów mnie obsiadły.
- Will...! Baw się z nami w dom!

[Phantom?]

22 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Tak średnio chciałem, aby się nim zajęła, ale chyba obecna sytuacja tego wymagała. Westchnąłem więc i ruszyłem schodami do drzwi gabinetu ojca. O dziwo były otwarte.
Gdy wszedłem od razu powitał mnie kurz i bałagan. Na czarnym biurku, zasłanym papierzyskami, panował istny chaos. Mój ojciec, choć osobiście nigdy nie ingerował w życie publiczne mieszkańców, bardzo lubił wiedzieć co się dzieje na świecie, dlatego zbierał gazety, roczniki, albumy, kroniki... potem to sortował i umieszczał w swoich bibliotekach, jakby zbieranie tych pierdół mogło mu kiedyś uratować życie. Jednak każdy musi mieć jakieś hobby, a mnie ojciec nigdy nie interesował na tyle, by się spytać po co właściwie to robi.
Tym razem siedział na poduszkach i, popijając wieczorną herbatę, uzewnętrzniał swoje lenistwo oglądając programy kulinarne. Nie wydawało się żeby oczekiwał przybycia jakiegoś ważnego gościa, nie było nawet dla mnie miejsca ani herbaty. Cały ojciec, który ma w dupie wszystko i wszystkich, a zwłaszcza pierworodnego syna. Syna, który przecież był do niego tak uderzająco podobny.
Gdy usłyszał skrzypnięcie odwrócił się bez pośpiechu i zerknął na mnie swoimi głębokimi, fioletowymi oczyma. Mimo lekceważącego stosunku do wszystkiego i gdziebytnego traktowania ludzi, zawsze biła od niego jakaś dziwaczna aura - coś co pozwalało rozumieć, że jest osobnikiem władczym i dość niebezpiecznym, którego należy słuchać i bynajmniej nie mieć jego zdania w ironicznym, głębokim poważaniu. W przeciwieństwie do mnie, ojciec posiadał nadzwyczajną intuicję, dzięki której przewidywał przyszłe zdarzenia tylko dzięki szczegółowej analizie i przeczuciu, bez użycia mistycznych mocy. Dlatego mieszkańcy często przychodzili do niego po porady lub w poszukiwaniu zagubionych. Schody miały eliminować ciekawskich, ale prawdziwie zdesperowana osoba zawsze w jakiś nadludzki sposób docierała do niego w takim stanie, że mogła usiąść i gadać bez końca. Wcześniej myślałem, że to po prostu ludzka determinacja. Teraz miałem wrażenie, że ojciec mógł wykorzystywać swoje talenty jako kitsune, do wyciągania z przybyszów informacji.
- Witaj Phantom. - rzekł dźwięcznym, melodyjnym głosem i wskazał miejsce obok siebie - Chodź. - spojrzałem na niego zdumiony, owa poduszka znajdowała się tuż przy nim. Nigdy nie podchodziłem do ojca bliżej niż na kilka metrów, nawet przy posiłkach siedział w towarzystwie swoich żon, dzieci miały miejsce gdzie indziej. Ojciec nie bawił się ze mną, nie rozmawiał ani nie konsultował: był zbyt zajęty pracą aby zauważyć moje istnienie. - No chodź, nie wstydź się.. - rzekł lekko rozbawiony, więc mimowolnie musiałem podejść i usiąść obok niego. Dziwne uczucie. - Herbaty..? - spytał i chwycił pilot, by wyłączyć migający ekran - Z cukrem czy bez? Czarna, czerwona, zielona, smakowa..? Jak smakowa to z pomarańczą, karmelem, wiśniami, malinami..?
- Czarna, bez cukru. - mruknąłem, a on wstał i podszedł do małego stolika, którego wcześniej nie zauważyłem. Tak jak wcześniej wspomniałem: ojciec był tradycjonalistą i nie ufał elektrycznym czajnikom, więc zaparzał herbatę tradycyjnie, jakby jej tworzenie było nadzwyczajnym rytuałem, którego żadne techniczne ustrojstwo zepsuć nie miało prawa.
- Powiedz, co tam u ciebie słychać? - niby takie niepozorne pytanie, ale od razu zwietrzyłem podstęp. Chce nazbierać informacji o regionach na których mieszkam i wzbogacić swój stos bezsensownie napisanych kronik, tak..? A może po prostu pyta się, bo chce wiedzieć, albo chce zacząć normalną rozmowę. Tak czy siak: brak odpowiedzi byłby zwyczajnie niegrzeczny.
- A dobrze wszystko... - burknąłem. Bardzo treściwa odpowiedź, jak na cztery lata rozłąki. Ale czy naprawdę działo się coś, czego ojciec mógłby chcieć wysłuchać?
- Aahaaa.. - rzekł prawie się śmiejąc - ..no tak, wszystkiego się dowiedziałem. - zalał zioła i oddał mi kubek z napojem - A byłbyś łaskaw zaopatrzyć swoją pasjonującą historię w więcej szczegółów? W końcu długo się nie widzieliśmy, nie? - pogłaskał mnie po głowie, a ja uniosłem twarz zdziwiony, w sumie wręcz zszokowany. W końcu nigdy tego nie robił.. - Nie rób takiej rybki. - rzekł rozbawiony i pacnął mnie w podbródek, bym zamknął lekko uchylone usta, po czym podszedł do szafy z książkami i zaczął szukać jakiegoś rocznika.
- No to.. no dużo się działo.. - zacząłem przeczesywać ważniejsze zdarzenia, ale nie znalazłem nic szczególnie interesującego - Yassel się do mnie przeprowadziła.
- Ah tak..? - spytał naprawdę zaskoczony - Co za wieść! - uniosłem brew - Uciekła rok temu i od tamtej pory słuch o niej zaginął. To dobrze, że akurat ciebie znalazła. Przynajmniej nikogo nie uwodzi.
- Uwodzi, uwodzi. - uśmiechnąłem się lekko - Dorwała niewidomego chłopaka i od tamtej pory się na nim wiesza.
- To było do przewidzenia. - odwrócił się z grubą, czerwoną księgą z napisem 723 r.e.p.ś - Ale niewidomy? - kiwnąłem głową - No cóż. A ten chłopak, którym zajmuje się teraz Brieth? - otworzyłem szeroko oczy, skąd mógł wiedzieć o Williamie? - Illia była u mnie i zapowiedziała, że przybyłeś z wampirem. Zaadoptowanie go przez Bri było tylko kwestią czasu. - wziął poduszkę i usiadł naprzeciw mnie - Ale wiedź, że mimo iż tęskniłem.. - yhym, już wierzę - ..to nie dlatego cię tutaj zawróciłem. Dowiedziałem się od starej znajomej, że krwawisz niebieską mazią, a to znak, że zaczynają się w tobie przebudzać moce. - otworzył książkę i zaczął ją przeszukiwać - A skoro tak się stało, to znaczy, że mogę ci wyjawić pewną tajemnicę, którą naprawdę trudno mi było przed tobą ukryć. Mianowicie są to okoliczności śmierci Krystyny. Faktyczne okoliczności oraz powody, dla których została zamordowana.

<William, co tam u ciebie? :)>

21 grudnia 2014

Od Williama c.d Phantom'a

Nie powiem, ta kobieta była dziwna... Nawet ja nie witam Phantom'a ciosem w głowę, ale każdy ma inne upodobania...
Rozejrzałem się po tych wszystkich dzieciach, ona je wszystkie urodziła? Nie wygląda jakby tak było.
- Pasuje.- uśmiechnąłem się lekko, może być ciekawie chociaż chyba powinienem uważać.
- No to idziemy wampirku.- pociągnęła mnie za rękę.- A ty Phantom rusz się do ojca.
Nie interesowała się już nim, prowadziła mnie w stronę wielkiego ogrodu w którym był mały stawik, mam nadzieję że nie zostanę tam wepchnięty. Za nami biegły dzieciaki, niektóre łapały mnie za rękę, za spodnie czy koszulkę. Czy byłem aż tak niewiarygodny~? Nie minęło dużo czasu gdy znaleźliśmy się w wielkim ogrodzie, było tu naprawdę ładnie i spokojnie, ale ta kobieta psuła każdy nastrój swoim bytem. Była nwet gorsza ode mnie.
- Ty i Phantom jesteście razem, tak?- ścisnęła mi rękę.
- Tak, jesteśmy~!- zachichotałem.
- Nie sądziłam że Phantom jest gejem.- parsknęła.- Zawsze kochał tylko Krystynę i swój czubek nosa.
On nadal ją kocha... Halo... Nie nawidzę tej ryby!
- Teraz mnienkocha najbardziej~.- wydąłem policzki.
- A jaki jest w łóżku?
- Miałem lepszych pod tym względem.- skrzywiłem się.- Ale nie mogę narzekać, ostatbio się postarał.
- No naprawdę zero romantyczności?- oburzyła się i zaczęła mnie prowadzić do domu.- Spróbuj go namówić żeby cię przeleciał na otwartym terenie, może obudzi się w nim jakiś instynk.- zaśmiała się.- Na początek może ten ogród?
- Wątpię żeby miał na takie coś ochotę.- zachichotałem.- Prędzej da mi w łeb.
- Eh... Zero w nim jakiegokolwiek ryzyka, adrenaliny...- weszliśmy do pałacyku.- Od dawna jesteś wampirem?
- Nie, nie od dawna.- uśmiechnąłem się.- Jeszcze się do tego przyzwyczajam, nie mogę zapanować nad głodem.
Jak na zawołanie usłyszałem jak mi burczy w brzuchu, niedługo będę głodny a naokoło tyle pięknych zapachów krwi~! Nie... Nie można robić krzywdy rodzince Phantusia.
- Przyzwyczajasz...- wyglądała na zamyśloną, mam nadzieję że nie planuje czegoś.- Chodź na górę, te schody są naprawdę ładne, czyż nie?
- Piękne.- skrzypiały na każdym kroku, a na barierkach były zadrapania i wgniecenia jakby ktoś się ich kurczowo trzymał.- Pewnie zabytkowe.
- Ależ oczywiście.- uśmiechnęła się gdy stanęliśmy na szczycie.- Zobacz jaki jest ładny wzór na kafelkach tam na dole.
By to zobaczyć musiałem się wychylić przez barierkę, ale wiedziałem że to był jakiś podstęp, postanowiłem być kilka kroków przed nią. Wychyliłem się lekko i gdy poczułem jej palce na moich plecach i pierwsze chwile pchnięcia to poderwałem się i sam przeskoczyłem przez barierkę. Na dół było kilka metrów, ale parkour miałem opanowany mistrzowsko i miękko wylądowałem na podłodze. Podniosłem się z klęczek i spojrzałem na górę. Macocha Phantoma patrzyłana mnie podejrzanie z lekkim zdziwieniem, wychylała się też lekko.
- Już cię lubię.- uśmiechnęła się do mnie puszczając mi oczko, odpowiedziałem jej puszczeniem całuska.

[Phantom?]

21 grudnia 2014

Od Phantom'a c.d. Williama

Rozejrzałem się i dostrzegłem, że znajdujemy się na głównym placu pałacyku ojca. Nasz dom znajdował się na wysokim, górzystym wzgórzu, do którego wiodły wyjątkowo strome i ostro nachylone schody. Miało to zniechęcać ciekawskich intruzów przed zakłócaniem spokoju posiadłości. Jako dziecko musiałem niemal codziennie pokonywać ten dystans i zdążyłem znienawidzić mojego protoplastę za ten pomysł: jakby nie mógł po prostu pałacyku ogrodzić i postawić alarmów. Ale nie: on był tradycjonalistą, w jego domu nie było miejsca na jakiekolwiek użytki techniczne, które powodowały skutki uboczne. Dajmy na ten przykład mikrofalówkę: nie, wolał abym jadł zimne jedzenie po powrocie ze szkoły, bo, jak wiadomo, fale mikrofalowe są szkodliwe dla zdrowia. A zimne jedzenie to już nie jest..?
Na całe szczęście ojciec chyba naprawdę chciał się ze mną spotkać, bo portal wysadził nas już na czubku wzgórza. Pałac, który miał dosłownie kształt litery P, posiadał ogród i altankę w pustym polu, w którym poziome U łączy się z I i powstaje P. To właśnie tam wylądowaliśmy. Naturalnie po wyjściu z fioletowej bramy, która błyskawicznie znikła za nami, natrafiłem na rząd dzieciaków, które wpatrywały się w nas jak w jakieś istoty z innego świata. Wśród młodych twarzyczek dostrzegłem nawet kilka takich, których jeszcze nie znałem: zapewne urodziły po moim wygnaniu.
Nagle poczułem tępe uderzenie z tyłu głowy, świat zrobił się czarny i mroczki zaczęły mi tańczyć przed oczami, ale nie zemdlałem. Gdy odzyskałem świadomość, odwróciłem się do napastnika i ujrzałem białowłosą kobietę, coś około trzydziestki, trzymającą pręt od barierki przy schodach. Od razu poznałem ten sadystyczny uśmieszek. To przecież jest..
- Phatuś~! - pisnęła tak, że aż szyby w oknach zadrżały - Dziecko, jak ja za tobą tęskniłam! - matka Yass rzuciła się na mnie i udając, że z przybraną matczyną miłością mnie przytula, poczęła mnie dusić pomiędzy silną ręką, a wielkimi cyckami - Byłam bliska załamania, gdy cię nie było! - puściła mnie i z uśmiechem zaczęła się przyglądać jak z trudem łapię oddech. Niby taka drobna kobietka, a taka z niej silna jędza..- Kogo ja miałam męczyć?
- Ojca. - wychrypiałem.
- Oh, jego też. - zaśmiała się - Ale on nie reaguje tak fajnie jak ty. Wiesz.... zestarzał się.. - na jej twarzy pojawił się grymas - Już się tak nie wije, jak go duszę poduszką. - uniosłem brew, zawsze się zastanawiałem, dlaczego osoba tak spokojna i miłująca nade wszystko ciszę, związała się z Brieth. - Jak się go biczem po plecach smarnie to też już nie piszczy...
- Rozumiem. - mruknąłem - Nie wymieniaj mi tu szczegółów. - zaśmiała się i spojrzała na Williama.
- A co to~? - rzekła wyraźnie zafascynowana - Kiełki~! - nie czekając na reakcje mego towarzysza, po prostu otwarła mu usta i zaczęła obmacywać jego długie ząbki - Mamy wampirka w domu!
- William. - przedstawił się trochę zaskoczony chłopak, gdy wyrwał się wreszcie z jej stalowego uścisku - Moja godność.
- Brieth. - dygnęła z uśmiechem - Skąd się tutaj w sumie wziąłeś?
- Przybyłem razem z moim chłopakiem, by poznać jego wesołą rodzinkę. - uśmiechnął się, coś było w tych dwóch osobnikach podobnego..
- Oh, no to się nie rozczarujesz. - zaśmiała się - Jesteśmy baaaardzo wesołą rodzinką~! - objęła go ramieniem - Wiesz, ojciec chce chyba widzieć Phatusia osobiście, więc ja w tym czasie oprowadzę cię po włościach, pasuje~?

<William?>