- Nie wiem, choć myślałam o tej opcji. - przyznałam szczerze. Wyglądało na to, że naprawdę potrzebowałam pomocy. Jeśli więc istniał choć cień szansy... Chyba muszę na jakiś czas odłożyć dumę w kąt. To będzie trudne... nawet nie wyobrażam sobie jak...
Wzięłam naprawdę głęboki wdech.
- Ja... - szepnęłam cicho. Chyba jednak tego nie powiem. Niby tylko dwa głupie słowa, a nie chciały przejść mi przez gardło. Co za okropne uczucie. Skrzywiłam się nieznacznie. Jestem słaba. Nie dość, że nie umiem sobie sama poradzić, to jeszcze nie jestem w stanie zmusić się do poproszenia o pomoc. Hańbię mój ród taką słabością. Nie zasługuję by nosić godność Tokage... Upadłam na kolana zrozpaczona. Pozwoliłam sobie na zatonięcie w czarnych myślach.
Po chwili jednak przyszła złość. Jeśli tak łatwo się poddaję, to faktycznie nie powinnam nosić mego rodowego nazwiska! Podniosłam się z podłogi i podniosłam z dumą głowę. Przypomniały mi się te wszystkie okropne dni, kiedy to snułam się bez celu. Nie wiedziałam co ze sobą począć. Nie wiedziałam jak dalej żyć. A najgorsze było to, że moje życie zostało w jedną chwilę doszczętnie zniszczone. Wszystko co miałam wydawało się wytrzymałe i pewne, a potem nagle roztrzaskało się na kawałeczki, zupełnie jak szkło...Jednego dnia wszystko miałam, a następnego zostały tylko zgliszcza. A całe moje cierpienie spowodowane zostało przez jednego, marnego czarownika. Jeden mały, niby nic nieznaczący żywot pozbawił mnie niemal wszystkiego. W jednej chwili podjęłam decyzję.
Spojrzałam na Jeremiasza, który dość zdziwił się moim nagłym ruchem. Popatrzył na mnie,, a ja zaczęłam mówić donośnym głosem.
- Ja, Viellene Tokage, jedyna obecnie żyjąca członkini i zarazem spadkobierczyni smoczego rodu Tokage, przemawiam do ciebie, Jeremiaszu Earthworm'ie ! W imieniu mego rodu proszę cię o pomoc. Jeśliś naprawdę smokiem, to choćby ze względu na szacunek dla czystej krwi, wysłuchaj mnie!- powiedziałam uroczyście.
< Jeremiasz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz