Z niewiadomych mi powodów, postanowiłam zlitować się nad tym biednym, młodym smokiem i uwolnić go od uzależnienia. Nie wątpiłam w słuszność mego celu. Ja przecież zawsze postępowałam słusznie. Nie wiem czemu czasami inni mieli co do tego wątpliwości.
Klasnęłam w dłonie i uśmiechnęłam się szeroko, a moje oczy błysnęły.
- No, już, już! -zganiłam go delikatnie głosem, którym zwykle zwraca się do zwierzaka - Od teraz jesteś już oficjalnie psem... - ojć! Chyba przez przypadek mi się wymknęło... - to znaczy służysz wielkiej dziedziczce rodu Tokage!
- Co proszę?! - Jeremiasz zdziwiony podniósł się na nogi. - Nie tak... miałem ci tylko pomóc...
- Zachowuj się! I chyba zapomniałeś, że masz się do mnie zwracać per pani... No cóż, tym razem ci daruję.- powiedziałam, idealnie udając zrezygnowanie - Poza tym, pewnie taki niewychowany i niedouczony smok jak ty, nic nie wie,więc chciałam cię w czymś uświadomić. Służenie rodowi czystej krwi to zaszczyt. Powinieneś być dumny z tej propozycji! Uznałam cię przecież za dość dobrego, jak na to stanowisko! - zadarłam głowę jeszcze wyżej do góry.
Jeremiasz patrzył na mnie, wyraźnie zbaraniały. Postanowiłam łaskawie poczekać, aż się uspokoi. Rozłożyłam się więc na sofie i wzięłam do buzi cukierka, który leżał niedaleko. Skrzywiłam się jednak po chwili. Cytrynowy... Co takiego złego zrobiłam temu światu, że pokarał mnie tym okropnym smakiem cukierka! Nienawidzę sztucznego smaku cytryny.
Jeremiasz zauważył moje lekkie wykrzywienie ust.
- Co znowu nie tak? - spytał ze zrezygnowaniem w głosie.
- Cukierek. Cytrynowy. Po co je w ogóle produkują? Próbują mnie otruć?!
On jednak tylko wykonał kolisty ruch swoimi gałkami ocznymi. Postanowiłam to zignorować.
- Ten chyba jest wiśniowy, chcesz? - spytał, po czym podszedł do mnie i wręczył słodycz.
Otworzyłam go powoli i przegryzłam. W moich ustach poczułam pyszny smak. Tak! To faktycznie wiśnia!
- Dziękuję. - powiedziałam.
- Wrócimy do pierwotnego tematu? - spytał mój smoczy towarzysz.
Zastanowiłam się. Nie chciało mi się o tym rozmawiać. Choć z drugiej strony, kiedy miałabym ochotę?
- Jeśli tak bardzo ci na tym zależy. - mruknęłam.
- Więc co wiemy?
Wyprostowałam się i od razu spoważniałam.
- Tym, który rzucił na mnie klątwę jest czarownik... jak mu tam było? - zaczęłam się głośno zastanawiać. - A, no tak! Miał na nazwisko Gerente... Jest dość potężny. Prawdopodobnie ma sprzymierzeńca, ponieważ nie wierzę, że sam posiadłby taką siłę. - stwierdziłam z pogardą w głosie.
Jeremiasz wyraźnie się zamyślił. Zaczęłam mu się przypatrywać w oczekiwaniu na to, co powie.
< Jeremiasz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz