Zacznijmy może od podstawowej sprawy: potrzebne nam więcej informacji. W duchu już wiele razy przeklinałam swą kiepską pamięć. Nigdy nie pamiętałam tych najważniejszych informacji. W tym przypadku nawet nie chciałam o nich pamiętać... Za każdym razem próbowałam je odrzucać. Kiedy tylko zaczęłam o tym intensywnie myśleć, obrazy same przypłynęły.
Wracałam z podróży. Było ciepłe popołudnie. Słońce przyjemnie grzało. Cieszyłam się z powrotu domu. Tęskniłam za rodziną. Szłam niepozorną leśną ścieżką, która stopniowo się rozszerzała, a pod koniec łączyła z mało uczęszczanym traktem.
Po dotarciu na miejsce, nie mogłam uwierzyć w to, co zostałam. Po moim domu zostały same zgliszcza... Ogień już dogasał. Mimo tego, że drżałam i nogi ledwo utrzymywały mój ciężar, przeszłam po całym dobytku. W pewnym momencie nie miałam już sił i padłam na kolana. Nadal trzęsłam się i patrzyłam z niedowierzaniem na to doszczętnie zniszczone miejsce, w którym kiedyś mieszkałam. Po moich policzkach powoli spływały wielkie łzy. Rozejrzałam się jeszcze raz wokoło i dźwignęłam powoli. Mój smutek powoli zmieniał się w nienawiść.
Ktoś pięknie to ukartował. Poczekał na odpowiedni moment i zaatakował z zaskoczenia i za przeproszeniem wyrżnął wszystkich moich krewnych. Ten cholerny gnojek... Zabiję go osobiście, sprawiając mu jak największy ból. A może tak sprawię, że zabije go ktoś kto jest mu bardzo bliski? Będę gotowa zrobić wszystko, byle tylko zadać mu jak najwięcej cierpienia, żeby doświadczył tego paskudnego uczucia... Zaczęłam pogrążać się w coraz gorszych myślach. Po chwili jednak się opanowałam. Co we mnie wstąpiło?! Powinnam była zachować większy spokój... Właściwie czemu? Nie mogę nigdy okazywać swoich prawdziwych uczuć. Jeśli chcę w najlepszym wypadku wbić kogoś na pal, za to, co odważył się zrobić, to niech i tak będzie! Tylko właściwie, kto na ten pal z własnej woli się wpakował? To jest akurat pytanie warte odpowiedzi. Znowu wezbrała we mnie wściekłość.
- Kto śmiał podnieść rękę na wielki ród Tokage! - krzyknęłam w przestrzeń. Oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi. Coś jednak przyszło mi do głowy. Tu czymś niemiłosiernie śmierdzi... Skupiłam się na zapachu, który roznosił się wokoło. Spalone drewno, czarownik i ... demon?!
Usłyszałam, że po lesie roznosiło się echo jakiegoś głosu... Ktoś coś mówił, tylko co? Wytężyłam słuch. Ktoś wymawiał moje imię...
-Viellene, ej słyszysz mnie? - głos stawał się coraz głośniejszy.
Nagle powróciłam do rzeczywistości. Jeremiasz właśnie machał mi ręką przed nosem. Potrząsnęłam głową, by otrząsnąć się do końca ze wspomnień.
- Wszystko dobrze? - spytał się, w głosie brzmiało mu lekkie zaniepokojenie.
-Yyy...-nie mogłam się wysłowić, po chwili jednak doszłam w pełni do siebie. - Tak, tak. - odpowiedziałam i odruchowo otrzepałam spódnicę. - Przypomniało mi się coś. To może być ważne. Tam śmierdziało demonem...
- Gdzie?- spytał zdezorientowany, po chwili jednak zrozumiał.
- Wracając do poprzedniego tematu: znasz może kogoś, co może wiedzieć coś przydatnego? - spytałam. Miałam wielkie nadzieje, że odpowiedź będzie twierdząca.
< Jeremiasz? Mam pustkę w głowie...>
Edit. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że pisałam to opowiadanie w środku nocy słuchając przy okazji dość psychodelicznej muzyki... więc wyszło, jak wyszło. xD
Edit. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że pisałam to opowiadanie w środku nocy słuchając przy okazji dość psychodelicznej muzyki... więc wyszło, jak wyszło. xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz