Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

28 lutego 2015

Od Gabrielle c.d. Emily

Zagłębiłam się w ciemności nocy. Była północ. W swojej demonicznej postaci wędrowałam po cichym o tej porze Mieście. Było spokojnie, zbyt spokojnie. Poza tym martwił mnie mój przeszywający na wskroś ból głowy. Wbiegłam w jakąś mroczną uliczkę  i oparłam o ścianę budynku. Nagle ból się nasilił jeszcze bardziej, myślałam, że moja czaszka zaraz pęknie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. W moim umyśle , albo naprawdę, sama nie wiem, rozległ się okropny głos: Zabij, zabij, zabij wszystkich nędzników! Niech piekielne otchłanie na powrót rozbrzmią od wrzasków cierpienia! Ukazały mi się okropne wizje, czegoś co wyglądało, jak najgłębsze zakamarki piekieł, gdzie ludzie płonęli w potokach lawy, wyli z bólu i niemocy. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Odzyskałam wzrok, jednak wszystko widziałam przez fioletową mgłę. Próbowałam uciec do lasu, jednak moje nogi mnie nie słuchały. Co się ze mną dzieje? Słyszałam, że demony muszą zabierać ludzkie dusze do piekieł, jednak nie wiedziałam, że ja też temu podlegam. W końcu obiecano mi wieczystą, niczym nieograniczoną wolność... Coś czego tak bardzo brakowało mi w byciu aniołem. Czyżby ktoś mi czegoś nie powiedział przy zawieraniu paktu? Zmierzałam w jakimś nieokreślonym kierunku, gdyż moje wszystkie zmysły jakby mnie opuściły. Nic nie słyszałam, nie czułam , nie widziałam. Moje oczy całkowicie przysłoniła fioletowa mgła. Byłam  w jakimś transie, w którym jedynie mój umysł był wolny. Moje ciało, jakby się ode mnie oderwało. Nagle mgła na chwilę odsłoniła moje oczy, bym mogła spostrzec, jak włócznią zabijam obcego człowieka. Widziałam w jego oczach, strach i przerażenia. Cholera! Nienawidziłam ludzi, ale nie do tego stopnia, by ich pozabijać bez żadnego powodu! Mgła natychmiast zgęstniała i znów nic nie widziałam. W kolejnych przebłyskach widziałam krew, przerażenie, twarze moich ofiar, które czasami były młodymi kobietami, a zdarzyły się i jakieś dzieci. Nie chciałam zabijać! Chciałam być tylko wolna! Jestem demonem od kilku dobrych lat, a pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. W pewnej chwili mgła znikła całkowicie, odzyskałam zmysły, powrócił potworny ból głowy, a moim oczom ukazała się twarz okalana krótkimi , blond kręconymi włosami z czerwonymi końcówkami. Usłyszałam jeszcze dziwnie obcy głos, który wydobył się z mojego gardła- Jestem tu bo przyciągnął mnie twój strach. - Po tych słowach, w pełni odzyskałam nad sobą kontrolę i ostrze włóczni, które mknęło w stronę ramienia tej kobiety, jedynie musnęło jej skórę. Poleciała krew, ale mogło być znacznie gorzej, gdybym nie wróciła do siebie. Badawczo spojrzałam na siebie- byłam cała we krwi, która się do mnie lepiła. Spojrzałam na dziewczynę.
-Kim ty jesteś?! - Była przerażona, zdziwiona i jednocześnie wściekła. Ja tymczasem zaczęłam zmieniać się na powrót w swoją słabszą postać, błysnęło fioletowe światło i momentalnie ukryłam swoją przerażającą moc. - To nieważne teraz. Musimy opatrzeć twoje ramię. Masz apteczkę? - Wyczułam,że nie jest człowiekiem, więc postanowiłam naprawić to co jej zrobiłam. Spojrzała się na mnie jak na wariatkę. - Co proszę? Chciałaś mnie zabić... Ty...Ty... POTWORZE!
-Naprawdę przepraszam, ale to było silniejsze ode mnie, nie potrafię nad tym panować, sama zresztą nie najlepiej się czuję. - Weszłam do jej domu i bezczelnie zaczęłam rozglądać w poszukiwaniu jakiegoś bandażu. - Podasz mi jakieś opatrunki, czy mam je zrobić z czegokolwiek? - Podniosłam brew.

[Emily? Trochę ostre wejście, ale mam nadzieję, że nie jest źle :P ]

27 lutego 2015

Od Eris


Odetchnęłam głęboko i natychmiast zaczęłam kaszleć. Powietrze w pomieszczeniu było zanieczyszczone dymem papierosowym i kurzem. Z trudem otworzyłam okno, nie otwierane od chyba dwudziestu lat. Rozejrzałam się po mieszkaniu i zmarszczyłam brwi.
-Syf- syknęłam niezadowolona. Kopnęłam jakieś krzesło, które stało obok mnie. Natychmiast rozwaliło się. Obadałam stan kanapy i usiadłam na niej. Zaczęłam liczyć pozostałe mi pieniądze. Na remont by starczyło, ale nie samym remontem człowiek żyje. 
-Trzeba zarobić-mruknęłam. Przeszłam się po mieszkaniu, było w stanie całkowicie masakrycznym. Zwykle nie przykładałam zbytniej uwagi do wyglądu miejsca mojego zamieszkania, ale jeśli tu zostaje to musi jakoś wyglądać. Dotknęłam ściany, od której odchodziła tapeta. Nie wiele czekający opuściłam mieszkanie. Ech, zupełnie nie wiedziałam czemu zdecydowałam się tu mieszkać, nie cierpię miast. Na szczęście niedaleko jest las. Wybrałam niewielką kamieniczkę, na obrzeżach  miasta. Cały dzień spędziłam na wciskaniu różnym ludziom ziół, a te marne istotki liczyły na to, że to narkotyki. Oczywiście zachowując wszelkie środki ostrożności. Pomogłam też  policjantowi, który zapłacił mi, za to, że pomogłam mu w rozbiciu gangu narkotykowego. Czego ludzie nie zrobią, aby dostać awans? Potem kupiłam, tapetę do mieszkania i wynajęłam ekipę, która miała pomóc mi wynieść z mego nowego domu stare meble. Miałam już nawet pomysł jak tam umeblować, będzie ok... Myślałam, aby wziąć małego kotka ze schroniska, zawsze chciałam mieć zwierze, ale nigdy nie mogłam. Całą noc poświęciłam na tapetowanie.
***
Rano pojechałam do sklepu meblowego i wróciłam już z meblami i ekipą że sklepu. No więc, stałam przed kamienicą ,z kubkiem kawy na wynos, pilnując tych idiotów, gdyby nie ja pewnie moje nowe mebelki całe poobijane. Nagle usłyszałam krzyk, dźwięk upadającego mebla i przekleństwa. Szybko wbiegłam do budynku. Na górze schodów stali goście z ekipy, a na dole leżał jakiś ktoś, a na nim  moja szafka. Wydałam z siebie stłumiony okrzyk. Zaczęłam ochraniać te cholerną ekipę, ale szybko wzięli się do roboty. Zabrałam z tego, po części poszkodowanego, człowieka moją śliczną szafeczkę i zaczęłam dokładnie ją oglądać. Jeśli coś się stało mojemu mebelkowi to zrobię im coś złego, naprawdę złego. Poszkodowany jęknął. Ach tylko tego mi brakowało, żeby ktoś robił mi lub im awantury, przecież muszą pracować. Podałam poszkodowanemu rękę i czekałam, aż łaskawie skorzysta z mojej pomocy.
<Ktoś?> 

24 lutego 2015

Od Williama c.d Phantom'a

- Chyba na prawdę trzeba będzie zainwestować w tego egzorcystę.- zastanowiłem się i odgarnąłem swoje długie loki.
- Dostanę własnego faceta~!!!- zjawa krzyknęła i wzleciała pod sam sufit.
- Nizimi...- westchnął Phantom i potarł swoją skroń.- On cię stąd wypędzi... Do tego dosyć boleśnie i raczej w niefajne miejsce.
- Jak mi to możecie zrobić!- zrobiła złą minkę i usiadła na stole.- Ja was tak wielbię jako parkę, a wy mi się tak odwdzięczacie! 
- Ależ my cię kochamy Nizuś~!- zawołałem.- Ale chcemy mieć prywatność...- podszedłem do niej i nachyliłem się.- Phantusiowi nie staje gdy ktoś się patrzy.- powiedziałem bardzo cicho do jej ucha, gdy się wyprostowałem to dziewczyna miała w oczach... gwiazdki? A z nosa ciekła... maź która kiedyś była krwią.
- No Phan~!- odwróciłem się zgrabnie, a moja sukienka żywo zafalowała.- Idziemy na zakupy, trzeba kupić sporo rzeczy.- uśmiechnąłem się i podszedłem do niego.
Patrzył się na mnie zaciekawiony, ale chyba wolał nie dopytywać się o to co powiedziałem zjawie. Złapałem go za ramię, rzuciłem do Nizimi że ma stąd znikać i wyszliśmy z domu.
- Nie wiem nawet czy jest sens zamykać to na klucz...- westchnąłem ale jednak zamknąłem drzwi przy pomocy kluczy i poszliśmy na dwór.
- Co jej powiedziałe... łaś? Williammo?
- Williammo?- zmarszczyłem czoło.- Nie mogłeś wymyślić czegoś słodszego? Bardziej uroczo brzmiącego? Willia... To brzmi dostojniej~!- zachichotałem.- Jestem Willia, a pan?- podałem mu dłoń, trzeba zrobić małe przedstawienie.
Phantuś miał taką zabawną minkę, chyba nie nadążał nad moimi pomysłami i tokiem myślenia~.

 

24 lutego 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Nie docierały do mnie słowa Williama. W ogóle mój mózg chyba nie przyjmował do wiadomości faktu, że niby mielibyśmy mieszkać z Nizmi. Podejrzewam, że właśnie to przez nią, mieszkanie jest takie dziwnie tanie. Po prostu poprzedni lokatorzy zwiali, gdy tylko zobaczyli zjawę. Chyba już wolałem wrócić do swojej przytulnej norki, niż pozwolić by jakiś napalony duch obserwował każdy mój ruch i jeszcze komentował. Po moim trupie, ta dziewczyna tutaj nie zostanie.
- Nizmi.. - mruknąłem jeszcze nie do końca przytomny po szoku. - ..czy nie myślałaś może o powrocie na swój cmentarz? Twój nagrobek na pewno za tobą tęskni..
- A gówno prawda. - skrzyżowała ręce na piersi,  najwidoczniej wyczuwając, że to pytanie padło bynajmniej nie z troski - Wszystkie duchy były strasznie nudne. A nikogo na naszym kochanym cmentarzu się już nie chowa. Życie wśród ludzi jest o wiele bardziej interesujące.. - wwierciła w nas to swoje psychopatyczne spojrzenie zagorzałej yaoistki i mógłbym przysiąc, że pociekła jej ślinka - ..już się nie mogę doczekać naszego współlokatorstwa! - krzyknęła i zaczęła unosić się pod sam sufit - To będzie bardziej ekscytujące niż przeżycie własnej śmierci raz jeszcze! No i o wiele przyjemniejsze..
- Nie rozumiem, co ci się w tym podoba.. - westchnął William - Myślę, że powinnaś się przenieść.
- Jak to co mi się w tym podoba?! To jak oglądanie pornola w 3D. - zachichotała - A nawet w 4D. I nie wyniosę się stąd. Ja byłam pierwsza, nie? Zaklepane, nieodwołane! - wywaliła język.
- Chyba musimy sprowadzić egzorcystę.. - postraszyłem ją - ..z wodą święconą i tak dalej..
- A co to egzorcysta..? - spytała zaciekawiona - Coś do jedzenia?
- Nie, nie.. - Williamma pokręciła głową - ..to taki facet, który..
- Ładny, przystojny, seksowny..? - nie sądziłem, że można tak szybko zadawać pytania, gdy tylko usłyszy się słowo-klucz. Ale Nizmi potrafiła - Gdzie mieszka, z kim mieszka, co robi, jak robi, gdzie robi..?
- Chyba się z nią nie dogadamy. - Will westchnął - Tylko jedno jej w głowie.
- Kiedyś, jak leżałam w grobie.. - zaśmiała się - ..to miałam w głowie dżdżownicę..!
- Pasjonujące..

<William?>

24 lutego 2015

Od Williama c.d Phantom'a

Jak to miło że ktoś doceniał mój urok~! Wszyscy na drodze chwalili mnie, chcieli pomóc i mówili że jestem piękny~! Jakie to super~! To uczucie, że dzięki urodzie można kimś kontrolować~! Kiwnę tylko palcem, a już ktoś do mnie podleci by spełnić życzenie pięknej dziewczyny.
Ale muszę pracować nad tym żeby to Phantom zwracał na mnie jeszcze większą uwagę niż zazwyczaj, chociaż nie wiem czy pod jego względem jest to mozliwe.
Po dotarciu do naszego "nowego" domu od razu ruszyłem do łazienki. Jak można mieszkać w takiej klitce? I to w takiej... szarej klitce... Trzeba tu będzie zrobić coś żeby było przytulnie~! No i nakupować jedzenia i pościeli.
W łazience zacząłem rozpakowywać wszystkie łazienkowe rzeczy typu żele, świece i gąbki. Myślałem że krócej tam posiedzę ale co jakiś czas zauważałem coś brudnego i musiałem, po prostu musiałem to wyczyścić.

Do rzeczywistości przywrócił mnie pisk Phantom'a. wyleciałem stamtąd jak poparzony i co ujrzałem? Nizimi. Co ona tu robi? Mieszka...
No ja nie wiem czy tu jest miejsce jeszcze dla ducha!
- Will! Jaki ty piękny! Phantoma to podnieca? On ci kazał się tak wystroić~?!
- Ne Nizimi~.- uśmiechnąłem się uroczo.- Nasza obecna sytuacja wymagała przebrania. Ale cudnie wyglądam, no nie~?- zrobiłem piruecik.
- No jasne~!- powtórzyła mój gest i wzleciała trochę w górę.- To teraz mieszkacie ze mną~? Będę mogła oglądać yaoi!!!- myślałem że eksploduje z radości.
Zaśmiałem się i spojrzałem na Phantoma, on trwał nadal z przerażoną miną.
- Yare yare... Nizimi, zszokowałaś mojego Phantusia...- jęknąłem słodko i podszedłem do chłopaka, przytuliłem się do niego i zaśmiałem.- Phantuś, będziemy podglądani podczas naszych zabaw~. Już mamy pierwszą fankę~! Jeszcze trochę i manga o nas powstanie.

[Phantom?]

24 lutego 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Słoneczko pięknie przygrzewało, gdy lecieliśmy pośród chmurek z bagażami. Will naturalnie nie mógł przeboleć tego, że niby miałby targać cały swój bagaż przez całą drogę, więc zmusił mnie bym zmienił się w kitsune i po obładowaniu mnie torbami jak konia jucznego, wygrzewał się na moim grzbiecie, trzymając się za sukienkę, by wiatr nie podwiał jej do góry. Jakieś pół kilometra przed murami Miasta musieliśmy wylądować i od tej pory samodzielnie nieść walizki, ponieważ gdybym wylądował bliżej, mógłby mnie dostrzec jakiś mieszczanin i zawiadomić służby porządkowe. Skoro już się tu przeprowadzałem nie miałem zamiaru prowokować żadnych sprzeczek z prawem, więc tak było po prostu rozsądniej.
Gdy weszliśmy na ruchliwą ulicę, niektórzy zaczęli dziwnie patrzeć na Williama. Aż mi serce w jednej chwili stanęło, bo wydawało mi się, że dostrzegają w nas tą homoseksualną parę, która co jakiś czas robi furorę na płytach ich miasta. Okazało się jednak, że nie tylko nie poznali w Williamie mężczyzny, ale zobaczyli piękną kobietę. Co za ludzie... oczy im zgniły?
- Piękna panienko! - zawołał jakiś właściciel kranu - Może jabłuszko na drogę?
- Oh, dziękuję.. - odrzekł mój chłopak jak tak kobieco, jak tylko mógł i przyjął podarunek.
- Miła pani, może poniosę twoje walizki..? - spytał jakiś przechodzień - Widzę, że targasz więcej niż twój niekulturalny towarzysz.. - spiorunowałem go wzrokiem. Co to niby miało znaczyć? Gdyby Will faktycznie był kobietą, to oczywiście, że wziąłbym część jego bagaży. Ale jest facetem i nie moja wina, że zapakował pół naszego domu. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że przed naszym wyjściem rozkręcił swój ulubiony kredens i upchał potajemnie między jakimiś kieckami.
- Oh, dziękuję.. - Will.... Wil... Williamma zarumieniła się uroczo. - Jaki pan uprzejmy. Mam nadzieję, że nie sprawię kłopotu.
- Ależ skąd, skąd, jaki znowu kłopot.. - wziął dwie walizki i gdy spróbował je podnieść, dosłownie oczy wyszły mu z orbit z wysiłku. Aż mi się zrobiło go żal, ale Williamma chyba się świetnie bawiła.
- Ale pan silny..! - pochwaliła.
- T-t-t-t-tak! - szepnął z trudem i zaczął wolno posuwać się na przód - S-s-s-s-uper silny...
Przez jego pomoc zaszliśmy do lokalu trochę później niż przewidywałem, no ale w końcu zatrzymaliśmy się w jakieś uliczce i otworzyliśmy drzwi. Nasze nowe lokum... nie było specjalnie ładne.. ani duże.. ani pachnące.. w sumie nie mam pojęcia, jak mógłbym je opisać. Jednym plusem jest to, że było tam łóżko i, uwaga, nie było na nim śladów pleśni. Wooow.
- No.. - mruknął William - ..to nam dom znalazłeś.. - spojrzał na swoją pandę, którą niósł pod pachą - Nie, Mieczuś?
- Cicho.. - wywaliłem język - ..zawsze może spać poza domem, nie? - westchnął i położył walizki.
Usiadłem na łóżku i odkryłem, że jest całkiem wygodne. Nawet miało sprężyny i żadna nie wżynała się w plecy. Materac wydawał się być dobrej jakości. Pościel.. do wyrzucenia. Trzeba kupić nową. Williamma poszła obczaić łazienkę i coś długo nie wracała, swoją drogą odważna dziewucha, więc zacząłem się niepokoić. Już miałem wstać i iść jej na ratunek, kiedy z podłogi wyrosła mi zjawa.
- Hejo! - uśmiechnęła się uroczo. Chwilę przypatrywałem jej się w zamyśleniu, a potem wydarłem się głosem cieńszym niż ten, którego William używał obecnie.
- Co się stało?! - mój babochłop wpadł do pokoju jak poparzony i zatrzymał swój wzrok na Zmorze - Nizmi? Co ty tu robisz..?
- Mieszkam! - nasza stara znajoma uśmiechnęła się do niego - Oh, William, jak ty słodko wyglądasz! Jesteś taki kawaiiiiiiii~! - nastolatka zaczęła tańczyć w miejscu z trupim rumieńcem na twarzy - Czyżby w Phantomie przerodziły się perwersyjnie instynkty? Wiedziałam, że tak będzie~!

<William?>

24 lutego 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

Spojrzałem na nią jak na osobę, która właśnie palnęła wielkie głupstwo. Bo tak w końcu było.
- Emm, wiesz... - spojrzałem na nią pobłażliwie - ..pierwszy raz w życiu cię widzę, tak w sumie to słyszę o tobie po raz pierwszy, a ty się mnie pytasz, czy ja wiem, czy ktoś może wiedzieć o czymś, o czym ty sama nie wiesz ale jest to związane z tobą... odrobinę brak w tym logiki..
- Idioto! - krzyknęła niespodziewanie - Nie każę ci czytać w cudzych myślach! Pytam się czy macie tu jakiegoś informatora, albo wyjątkowo napastliwą starowinkę z bloku, która pełni rolę monitoringu.. tacy ludzie zazwyczaj wiedzą o wiele więcej, niż potrzebują, tak?
- Muszę ci się przyznać.. - zaśmiałem się - ..że nie korzystam z takich usług. Moje życie jest spokojne i w sumie mi się to podoba. A gdzie są informatorzy, tam są podejrzane typy. - zastanowiłem się jednak - Ale możliwe, że ONA nam pomoże.
- Ona..? - spytała z nadzieją, że wreszcie powiem coś pożytecznego - No, wykrztuś jej imię z siebie, psie! - uśmiechnęła się. Jej wypowiedź na początku wydawała mi się bardzo nieuprzejma, ale potem przypomniałem sobie, że przecież zostałem mianowany jej pieskiem... eh. Mogła mi chociaż przydzielić jakąś rasę.
- Chciałbym być hartem.. - zacząłem myśleć na głos - ..one mają takie fajne, długie nogi..
- Eee... - Vielene spojrzała na mnie dziwnie - ..jakim znowu hartem? Ta dziewczyna się tak nazywa?
- Co? - spojrzałem na nią zdziwiony - Jaka znowu dziewczyna.
- Ta informatorka!
- Jaka informatorka? - zdziwiłem się. Nie znałem żadnej informatorki.
- Nie drażnij się ze mną!! - dziewczynka wycelowała we mnie wrogo palcem.
- Hm..? - nie mogłem zrozumieć o co jej chodzi, ale najwyraźniej nie była zainteresowana tematem. - No więc znam taką jedną Gertrud..
- Widzisz, widzisz! - zaczęła machać ręką - Mówiłam o niej poprzednio!
- O kim? - zmarszczyłem czoło.
- O informatorce! - wrzasnęła.
- Jakiej informatorce? - wytrzeszczyłem oczy. Zacząłem się zastanawiać, czy te cukierki nie działają na nią w jakiś podejrzany sposób.
- No o tej całej Gertrudzie, zakuty łbie! - zdzieliła mnie poduszką po łbie i to dość mocno.
- Ale ona nie jest informatorem. - uśmiechnąłem się, a Viellene spiorunowała mnie wzrokiem. - Po prostu może nam pomóc. Jest szefem biura do spraw działań paranormalnych. Razem ze swoją ekipą chroni Miasto od magicznych stworów, które zagrażają mieszkańcom. Pomijając fakt, że przecież oni sami nie są normalni.. - zachichotałem - Ironia losu!
- Tak, tak.. - mruknęła i odetchnęła, aby się uspokoić - ..zaprowadź mnie tam.
- Do usług. - uśmiechnąłem się.

<Viellene? Wybacz, że tak długo, ale chyba mam jakiś kryzys xd>

22 lutego 2015

Od Jenny c.d. Alex'a

- Yay ♥ ~! - zawołała Jenn i przeleciała obok mnie jak błyskawica w stronę kuchni. Zachwiałam się i prawie upadłam, gdyby nie ogromny psiak, którego futra się chwyciłam. Odetchnęłam głęboko. Brakowało mi tylko tego, żeby się przed kimś zbłaźnić efektownym upadkiem. Odgarnęłam do tyłu włosy, zaczesane w dwa wysokie kucyki.
To co zobaczyłam doszczętnie mnie rozwaliło. Jenn próbowała zobaczyć poprzez ramię Alex'a co tam pichci. Skakała wokół niego jak zakochana. Usiadłam niezadowolona na krześle i przewróciłam oczami, słysząc śmiech tej kretynki, czy raczej mojej nędznej podróby. Jako obraz była zdecydowanie mniej wkurzająca.
- Jenn, nie skacz tak, bo mnie przewrócisz. - zaśmiał się wesoło Alex. Przeniósł wzrok na mnie. - A ciebie osa urządziła? - zażartował.
- A ona ma w dupie pchły, że tak skacze. - zadrwiłam cicho z sobowtóra, na co chłopak wywrócił oczami. Gdy skończył robić kolację, podał mi talerz. Widziałam na nim własnej roboty przypieczony chleb, a na nim położone idealnie żółty ser i czerwone pomidory. Poczułam jak ślina napływa mi do ust. Ostrożnie wzięłam pierwszy kęs.
- Umm... Jakie to dobre. - zachwyciła się moja marna imitacja. Chłopak grzecznie podziękował i usiadł między nami. Poczułam na sobie czyjś wzrok i dostrzegłam wielkie psie oczy we mnie wgapione. Przełknęłam kęs. Odwróciłam wzrok, lecz wciąż przed oczami widziałam wzrok psa. Niezauważalnie rzuciłam mu kawałek sera, a on podbiegł do niego, szczęśliwie merdając ogonem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Macie jakieś pomysły, jak Jenn można odesłać do obrazu? - zapytałam obojętnie. Alex posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Najpierw poczekamy. Jak sama nie zniknie, to spróbujemy coś z tym zrobić. - oznajmił.
- No dobrze. - mruknęłam niechętnie. - Ale się najadłam...
- Ale przecież Jenny jest ghu... - zaczęła, ale wtrąciłam się jej w słowo.
- Chciała powiedzieć, że jestem głodna. - wtrąciłam szybko. Chłopak patrzył na mnie podejrzliwie, lecz po chwili na jego twarzy zagościł uśmiech. Odetchnęłam z ulgą. Poczułam nagle, że zbiera mi się na wymioty. Zupełnie zapomniałam, że nie mogę jeść ludzkiego pożywienia. Przeprosiłam towarzyszy i biegiem puściłam się w stronę łazienki. Pochyliłam się nad ubikacją i uwolniłam z zbędne pożywienie. Przetarłam niedbale dłonią usta, zerkając w lustro. Jak mogłam normalnie żyć? Co ja plotłam... Nie mogłam. Przeklinałam siebie w duchu, że teraz zebrało mi się na żale.
- Jenny, wszystko okey? - do łazienki zapukał Alex.
- Tak. - odpowiedziałam za szybko. Zdecydowanie za szybko.

< Alex? Dwie kobitki w domu - jedna zazdrosna, a druga dziecinna, co ty z tym biedaku zrobisz? xd >

22 lutego 2015

Od Alex'a do Jenny

Obydwie Jenny spojrzały na mnie oskarżycielsko. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Potrafię ożywiać moje rysunki. Naj... - prawdziwa Jenny przerwała mi.
- Czyli zrobiłeś to specjalnie!? - wstała z fotela.
- Ależ nie. Najczęściej robię to przez przypadek. To jest moja wada. Nie panuję nad tym do perfekcji. A to nie raz szedłem ulicą rysując na kartce jakiegoś psa, a potem słyszę jak jakąś starą babę zaczyna gonić agresywny zwierzak? Bez urazy Fluffy. - powiedziałem.
- Nie wiedziałam. - prawdziwa Jenny powoli usiadła na miejsce.
- Zwykle przedmioty i zwierzęta znikają po dobie, ale nie wiem jak to jest z ludźmi. - podrapałem się po głowie.
- Z ghu... - Jenny zatkała buzię jej klonowi przez co nie usłyszałem co powiedziała. - Znaczy, dopiero co się pojawiłam i już chcecie się mnie pozbyć? - 
- Możemy zaczekać dobę i sprawdzić czy ona wyparuje. - Jenny usiadła koło mnie. - Obydwie przenocujemy u ciebie. Ok? -
Dwie dziewczyny w moim domu? A, dopiero co się tutaj przeprowadziłem.
- Ok. - odparłem.
- Chyba zapomniałaś, że jesteś... - znowu Jenny przerwała Jenn.
- Chciała powiedzieć, że idę jutro do szkoły. Ale na szczęście mam plecak i wszystkie potrzebne książki, a rodzice nie będą się martwić. - wskazała plecak.
Odkąd pojawił się klon, Jenny bardzo dziwnie się zachowuje. Spojrzałem na zegarek.
- No to skoro macie zostać, a jest już 19 to może jakaś kolacja? - chciałem się napić kawy, ale nic tam nie było. - Dziwne, miałem jeszcze połowę kubka. - 
Rozejrzałem się po pokoju. Koło duplikatu Jenny stał brązowo - biały Fluffy.
- Będę musiał cię jutro wykąpać, a dzisiaj będziesz spał na dworze. - wstałem i otworzyłem drzwi przez, które wyszedł uśmiechnięty Fluffy. - Lubi spać na dworze. No dobra, to co na kolacje? - klasnąłem w ręcę. -
<Jenny i... Jenny?>

22 lutego 2015

Od Jenny c.d. Alex'a

Sobowtór wpatrywał się w nas z kpiącym uśmieszkiem. Fluffy z wrażenia przestał szczekać, a rzeczą jaką uczynił, było schowanie się za nogi chłopaka. Spojrzeliśmy na siebie z Alex'em. W jego oczach dostrzegłam zmartwienie, a nie przerażenie takie jak mógł dostrzec w moich. Dziewczyna podeszła do nas i przysiadła na kanapie. Bez słowa upiła łyk mojej kawy. Łypnęła na nas spod kubka.
- Jesteście nieuprzejmi. - stwierdziła. - To nie ładnie jest odpowiadać na czyjeś przywitanie. - zaszczebiotała, stawiając kubek na stole z głośnym odgłosem. Chciała w ten sposób pokazać, że jest zła.
- Wybacz. - mruknęłam tylko. Nawet nie wiem czemu, ale przerażał mnie postać, która wyszła z obrazu.
- Dobra, dobra. A teraz może się przedstawicie. - zasugerowała. Szczęka mi opadła. Teraz była taka wesolutka. Na pewno nie posiadała mojego charakteru. Moim zdaniem byłam zupełnie inna.
- Alex, a to jest Jenna. - uśmiechnął się lekko. Z niewiadomych mi przyczyn, poczułam ukłucie zazdrości. Myślałam, że chłopak tylko mnie zachwycał tym uśmiechem, a tu proszę... Sprzedawał go każdemu. Skarciłam swoje myśli, mówiąc, że jest on po po prostu mile nastawiony do każdego i uprzejmy. Pfff... Na zazdrość mi się zebrało.
- Aha, rozumiem. Ja nie mam imienia, ale możecie mnie nazywać Jenn. - spiorunowałam ją wzrokiem. - Bądź co bądź jestem portretem Jenny. - uśmiechnęła się do mnie zwycięsko.
- Może będzie lepiej jak wrócisz tam gdzie twoje miejsce? - zapytałam z irytacją w głosie, a dla lepszego efektu, założyłam ramiona na piersi. Dziewczyna zachichotała jak kretynka.
- Wiesz, ja nie mam pojęcia jak tam wrócić. -  posłała mi figlarny uśmieszek. Otworzyłam szerzej oczy.
- Jak to?!
- Tak to. Zapytaj lepiej Alex'a co zrobił, czy raczej, że mnie ożywił. - wskazała dłonią na malarza, który wyglądała na dosyć spiętego.

> Alex? Sorry, że tak długo ;p Po prostu jak zwykle towarzyszył mi natłok pracy domowej i brak czasu... (: >

21 lutego 2015

Od Emily

Błąkałam się po domu, co jakiś czas zerkając przez okno. Czułam, że ktoś przyjdzie. Czułam to. Spojrzałam na zegarek. Jest 4 w nocy. Przez ok. 13 godzin nic nie jadłam, nie piłam, nie wyszłam do toalety tylko wyglądałam przez okno.
- Ech, to pewnie tylko jakieś głupie uczucie. - powiedziałam sama do siebie po czym wyruszyłam do łazienki, żeby się przebrać.
Kiedy już się przebrałam, spojrzałam w lustro. Stała za mną jakaś czarna postać. Krzyknęłam i szybko odwróciłam się za siebie. Nikogo tam nie było.
- To tylko, dlatego, że jeszcze nie śpisz. - znowu gadałam do siebie.
Poszłam do sypialni i już miałam rzucić się na łóżko, gdy nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Westchnęłam i poszłam w kierunku przedpokoju. Otworzyłam drzwi.
- Jesteś osobą, która miała do mnie przyjść, czy jesteś tu, dlatego, że krzyknęłam? - spytałam.
<Ktoś?>

21 lutego 2015

Od Viellene c.d. Jeremiasza

Przechyliłam głowę i wlepiłam w niego swój wzrok. Nie wiedział zatem, jak mi pomóc... Powoli zaczynałam wierzyć, że lepiej mu się myśli po alkoholu. No, ale cóż, i tak musi się odzwyczaić...
Zacznijmy może od podstawowej sprawy: potrzebne nam więcej informacji. W duchu już wiele razy przeklinałam swą kiepską pamięć. Nigdy nie pamiętałam tych najważniejszych informacji. W tym przypadku nawet nie chciałam o nich pamiętać... Za każdym razem próbowałam je odrzucać. Kiedy tylko zaczęłam o tym intensywnie myśleć, obrazy same przypłynęły. 
Wracałam z podróży. Było ciepłe popołudnie. Słońce przyjemnie grzało. Cieszyłam się z powrotu domu. Tęskniłam za rodziną. Szłam niepozorną leśną ścieżką, która stopniowo się rozszerzała, a pod koniec łączyła z mało uczęszczanym traktem. 
Po dotarciu na miejsce, nie mogłam uwierzyć w to, co zostałam. Po moim domu zostały same zgliszcza... Ogień już dogasał. Mimo tego, że drżałam i nogi ledwo utrzymywały mój ciężar, przeszłam po całym dobytku. W pewnym momencie nie miałam już sił i padłam na kolana. Nadal trzęsłam się i patrzyłam z niedowierzaniem na to doszczętnie zniszczone miejsce, w którym kiedyś mieszkałam. Po moich policzkach powoli spływały wielkie łzy. Rozejrzałam się jeszcze raz wokoło i dźwignęłam powoli. Mój smutek powoli zmieniał się w nienawiść.
Ktoś pięknie to ukartował. Poczekał na odpowiedni moment i zaatakował z zaskoczenia i za przeproszeniem wyrżnął wszystkich moich krewnych. Ten cholerny gnojek... Zabiję go osobiście, sprawiając mu jak największy ból. A może tak sprawię, że zabije go ktoś kto jest mu bardzo bliski? Będę gotowa zrobić wszystko, byle tylko zadać mu jak najwięcej cierpienia, żeby doświadczył tego paskudnego uczucia... Zaczęłam pogrążać się w coraz gorszych myślach. Po chwili jednak się opanowałam. Co we mnie wstąpiło?! Powinnam była zachować większy spokój... Właściwie czemu? Nie mogę nigdy okazywać swoich prawdziwych uczuć. Jeśli chcę w najlepszym wypadku wbić kogoś na pal, za to, co odważył się zrobić, to niech i tak będzie! Tylko właściwie, kto na ten pal z własnej woli się wpakował? To jest akurat pytanie warte odpowiedzi. Znowu wezbrała we mnie wściekłość.
- Kto śmiał podnieść rękę na wielki ród Tokage! - krzyknęłam w przestrzeń. Oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi. Coś jednak przyszło mi do głowy. Tu czymś niemiłosiernie śmierdzi... Skupiłam się na zapachu, który roznosił się wokoło. Spalone drewno, czarownik i ... demon?! 
Usłyszałam, że po lesie roznosiło się echo jakiegoś głosu... Ktoś coś mówił, tylko co? Wytężyłam słuch. Ktoś wymawiał moje imię... 
-Viellene, ej słyszysz mnie? - głos stawał się coraz głośniejszy.
Nagle powróciłam do rzeczywistości. Jeremiasz właśnie machał mi ręką przed nosem. Potrząsnęłam głową, by otrząsnąć się do końca ze wspomnień.
- Wszystko dobrze? - spytał się, w głosie brzmiało mu lekkie zaniepokojenie.
-Yyy...-nie mogłam się wysłowić, po chwili jednak doszłam w pełni do siebie. - Tak, tak. - odpowiedziałam i odruchowo otrzepałam spódnicę. - Przypomniało mi się coś. To może być ważne. Tam śmierdziało demonem...
- Gdzie?- spytał zdezorientowany, po chwili jednak zrozumiał.
- Wracając do poprzedniego tematu: znasz może kogoś, co może wiedzieć coś przydatnego? - spytałam. Miałam wielkie nadzieje, że odpowiedź będzie twierdząca.  
< Jeremiasz? Mam pustkę w głowie...>
Edit. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że pisałam to opowiadanie w środku nocy słuchając przy okazji dość psychodelicznej muzyki... więc wyszło, jak wyszło. xD

20 lutego 2015

Od Gabrielle c.d. Jeremiasz

Ja im pokażę! Ten nędzny człowiek uważa mnie za jakąś pierwszą lepszą kobietę?! Dobre sobie. A ten barman to chyba się z jakiegoś cyrku urwał. Za grosz talentu i jeszcze wszystko tłucze. Widzę w tym wszystkim szansę dla mnie.
- Jestem Gabrielle De Noir, zawodowa barmanka od 2,5 roku. Nie będę ukrywać, że jestem piekielnie dobra w robieniu drinków, uczyłam się od najlepszych. - Wyciągnęłam rękę do właściciela tego przybytku i uśmiechnęłam się zadziornie. - Czy ma pan coś przeciwko, bym teraz zaprezentowała swoje umiejętności? - Zarówno temu panu, jak i Jeremiaszowi wymalowało się zaskoczenie na twarzy.Właściciel odchrząknął. - Cóż... Niech będzie. Obsłużysz mnie i Jeremiasza, jako klientów, dobrze?
- Jasne panie...?
- Mów mi Mike. - Odparł i usiadł na wysokim stołku koło mojego towarzysza. Przeszłam za ladę baru i podpierając łokcie o blat, zapytałam się:
- Czego panowie sobie życzą? Czegoś klasycznego, oryginalnego, czy z klasą?
- Dla mnie coś oryginalnego! - Powiedział z szerokim uśmiechem Jeremiasz.
- Ja poproszę coś klasycznego. - Odparł poważnie Mike.
- Już się robi. - Z powagą na twarzy zabrałam się do pracy. Zaczęłam od klasyki. Dla Mike'a przygotuję orzeźwiającą margaritę. Wzięłam do ręki shaker i po kolei dodałam w odpowiednich proporcjach wszystkie składniki : tequilę, likier pomarańczowy i sok z cytryny. Wymieszałam dokładnie, po czym wzięłam kieliszek w kształcie kapelusza i przelałam płyn z naczynia. Ozdobiłam cząstką limonki i podałam właścicielowi. Przyjrzał się drinkowi i zaczął obserwować moje dalsze poczynania. Dla Jeremiasza postanowiłam zrobić naprawdę piekielnego drinka. Flaming Gorilla - jeden z płonących drinków. Wzięłam niewielki kieliszek do shotów, gdyż ten napój jest bardzo mocny. Wlałam odpowiednią ilość Peppermint, Kahlua i Bacardi. Podpaliłam i podałam rurkę, przez którą najlepiej pić takiego drinka. Wiadomo, nikt nie chce się chyba poparzyć.
- Pij to przez słomkę, chyba, że chcesz, żebym go zgasiła? - Wskazałam na płomień, który górował nad kieliszkiem.
- Eee... Daj słomkę...- Jeremiasz patrzył zachwycony na moje dzieło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zwróciłam uwagę, że moje robienie drinków przyciągnęło kilku gapiów. Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak to się robi. Mike i mój kolega spróbowali swoich drinków.
-Pyszne! - Zachwycał się Jeremiasz.
- Cóż, jestem pod wielkim wrażeniem. Nawet Irena ze swoim doświadczeniem nie była aż tak dobra. - Podrapał się po brodzie. - Dobra, możesz u mnie pracować. Nawet od dziś!
-Świetnie, tyle, że wolę od jutra. Jestem lekko zmęczona, wczoraj dopiero co przybyłam do Miasta.
- A właśnie, jak trafiłaś do naszego "uroczego miasteczka"? - Zaciekawił się Jeremiasz.
- Hmm... Jakby to powiedzieć... Przyjechałam z cyrkiem. - Zarumieniłam się, ponieważ głupio to zabrzmiało. - Znaczy, jako akrobatka cyrkowa, wczoraj skończyłam tam pracować, bo chciałam się zatrzymać na dłużej w tym mieście. - Przywróciłam się do porządku i spojrzałam chłodno na moich rozmówców. Nie lubiłam okazywać zbyt dużo pozytywnych emocji wobec innych, gdyż powodowało to, że się do mnie przywiązywali, a ja do nich. To niepotrzebne cierpienie. Prędzej, czy później dowiedzą się, że jestem demonem i uciekną ode mnie. A ja od nich i przy okazji, pewnie będę uciekać przed swoją przeszłością i przeznaczeniem.

[Jeremiasz?]

20 lutego 2015

Od Jeremiasza c.d. Gabrielle

Czyżby ta panna miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że jestem gotów i bardzo chętny na kilka drinków? Oj, to błąd z jej strony. Mnie o takie rzeczy nawet nie trzeba pytać.
- Widzę, że masz dobry humorek.. - uśmiechnąłem się zadowolony, może to mój naturalny seksapil wreszcie przełamał pierwsze lody. Pozostała mi tylko reszta jej wewnętrznej Antarktydy. - Czemu nie?
Mimo swojego wewnętrznego chłodu, mój anioł uśmiechnął się porozumiewawczo i wyjątkowo ciepło, jakby zrozumiała, że pytanie o te sprawy było zbędne i ruszyliśmy w stronę pulpitu. Stał za nim wyjątkowo barczysty człowiek, który poruszając się po wąskiej przestrzeni pomiędzy drewnianą ścianą, a butelkami wystającymi z poręcznych dziurek lady, ciągle coś strącał i zahaczał się o coś. Widać było, że średnio nadaje się do tej roboty, a całe jego nieszczęście obserwował jakiś dobrze ubrany osobnik i z niezadowoleniem kręcił głową. Znałem go, to był Mike, właściciel mojej ulubionej knajpki.
- Dzień dobry..! - rzuciłem wesoło gdy tylko upewniłem się, że pod moim tyłkiem znajduje się krzesło - Jak leci? Gdzie Irena? - spytałem, mając na myśli moją ulubioną barmankę, która stanowisko piastowała tu już spory okres czasu. Robiła świetne drinki i, powiedzmy sobie szczerze, miała zawsze bardzo ładnie wyeksponowany biust.
- Cześć Jeremiasz. - mruknął pochmurnie z niechęcią w głosie. Chyba za dużo wziąłem u niego na kreskę i zaraz będzie mnie męczył o zwrot kasy - Widzę, że ponownie bez grosza. A co to tym razem? Upolowałeś jakąś wyjątkowo naiwną kobietę i naciągasz ją na alkohol? Widać, że nie wiesz co powinno się z babą robić. Nic dziwnego, że w tym wieku nadal jesteś prawiczkiem. - napuszyłem się oburzony. Nie dość, że nie odpowiedział mi na moje pytanie, to mi tu jakimiś niemiłymi tekstami rzuca.
- Ona sama była chętna mi postawić. - fuknąłem.
- Tak, tylko szkoda, że drinka, a nie coś innego, hm...? - uśmiechnął się, a Gabrielle spiorunowała go spojrzeniem. Wkrótce ich spojrzenia się spotkały - Jeśli o ciebie chodzi: nie miałem zamiaru cię urazić. - dodał Mike, gdy wyczytał w jej oczach niezadowolenie z sytuacji - Wręcz przeciwnie, w sumie nie powiedziałem nic, co mogłoby cię zdenerwować, więc spokojnie. - puścił jej oczko. Mimo tego nie wydawała się szczególnie udobruchana, ale zorientowała się chyba, że ten człowiek będzie ważną osobą w drodze do kariery barmanki - Jeśli chodzi o Irenę: wyobraź sobie, że zaciążyła. No i taka sprawa, że ma zagrożoną ciążę no i nie może wrócić do pracy. - westchnął - Poszła na zwolnienie i teraz szukam jakiegoś zastępstwa, ale jak na razie jest tylko jakiś nieudolny, były drwal. - stażysta, słysząc co się o nim mówi, posmutniał nieco i z jeszcze większą uwagą starał się podawać alkohol innym klientom - Co ja bym dał za zawodowego barmana..

<Garielle?>

17 lutego 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

Zamyśliłem się. Jeśli wie kto to, to zapewne ten czarownik już nieraz uprzykrzył życie rodzinie Tokage. W końcu chyba wspominała, że przez niego wymarli. Zatem, naturalną koleją rzeczy, czy jeszcze przed tym jak marnie skończyli, nie mogli zebrać swoich potężnych, smoczych mocy i dokopać temu delikwentowi? Byli ignorantami, czy może nie byli wcale tak potężni za jakich się podawali? Nie ważne. W każdym razie ten fakt bardzo mnie niepokoił i już miałem się o to zapytać Viellene, jednak w porę przygryzłem sobie język: zapewne pytanie spadkobierczyni o takie rzeczy nie było dobrym pomysłem. Postanowiłem więc to przemilczeć.
- No i co dalej..? - spytałem, gdy zauważyłem, że milczy i wpatruje się we mnie - Gdzie mieszka, kto mu pomaga, jak przejawiają się jego moce, jak wygląda...
- Emm.. - zastanowiła się - Dokładnego miejsca jego pobytu nie znam, ale podejrzewam, że znajduje się gdzieś w Levrii.
- No tak.. - westchnąłem - ..ułatwia to trochę sprawę, ale szczerze powiedziawszy: zdajesz sobie sprawę, jak wielka jest Levria?
- Ej, ej..! - pogroziła mi palcem - Czy ja słyszę niezadowolenie od mojego sługi..? - skrzywiłem się, nie zamierzałem być jej sługą. Niewolnik a pomocnik to dwie różne rzeczy - Owszem, mam lekki niedobór informacji o tym typie.. - rzekła starając się brzmieć tak, jakby to nie miało szczególnego znaczenia dla misji - Ale od czego mam ciebie?
- Nie mam pojęcia. - przyznałem - Nie wiem jak wyobrażasz sobie moją pomoc.

<Viellene?>

17 lutego 2015

Od Viellene c.d. Jeremiasza

Z niewiadomych mi powodów, postanowiłam zlitować się nad tym biednym, młodym smokiem i uwolnić go od uzależnienia. Nie wątpiłam w słuszność mego celu. Ja przecież zawsze postępowałam słusznie. Nie wiem czemu czasami inni mieli co do tego wątpliwości.
Klasnęłam w dłonie i uśmiechnęłam się szeroko, a moje oczy błysnęły.
- No, już, już! -zganiłam go delikatnie głosem, którym zwykle zwraca się do zwierzaka - Od teraz jesteś już oficjalnie psem... - ojć! Chyba przez przypadek mi się wymknęło... - to znaczy służysz wielkiej dziedziczce rodu Tokage!
- Co proszę?! - Jeremiasz zdziwiony podniósł się na nogi. - Nie tak... miałem ci tylko pomóc...
- Zachowuj się! I chyba zapomniałeś, że masz się do mnie zwracać per pani... No cóż, tym razem ci daruję.- powiedziałam, idealnie udając zrezygnowanie - Poza tym, pewnie taki niewychowany i niedouczony smok jak ty, nic nie wie,więc chciałam cię w czymś uświadomić. Służenie rodowi czystej krwi to zaszczyt. Powinieneś być dumny z tej propozycji! Uznałam cię przecież za dość dobrego, jak na to stanowisko! - zadarłam głowę jeszcze wyżej do góry.
Jeremiasz patrzył na mnie, wyraźnie zbaraniały. Postanowiłam łaskawie poczekać, aż się uspokoi. Rozłożyłam się więc na sofie i wzięłam do buzi cukierka, który leżał niedaleko. Skrzywiłam się jednak po chwili. Cytrynowy... Co takiego złego zrobiłam temu światu, że pokarał mnie tym okropnym smakiem cukierka! Nienawidzę sztucznego smaku cytryny.
Jeremiasz zauważył moje lekkie wykrzywienie ust.
- Co znowu nie tak? - spytał ze zrezygnowaniem w głosie.
- Cukierek. Cytrynowy. Po co je w ogóle produkują? Próbują mnie otruć?!
On jednak tylko wykonał kolisty ruch swoimi gałkami ocznymi. Postanowiłam to zignorować.
- Ten chyba jest wiśniowy, chcesz? - spytał, po czym podszedł do mnie i wręczył słodycz.
Otworzyłam go powoli i przegryzłam. W moich ustach poczułam pyszny smak. Tak! To faktycznie wiśnia!
- Dziękuję. - powiedziałam.
-  Wrócimy do pierwotnego tematu? - spytał mój smoczy towarzysz.
Zastanowiłam się. Nie chciało mi się o tym rozmawiać. Choć z drugiej strony, kiedy miałabym ochotę?
- Jeśli tak bardzo ci na tym zależy. - mruknęłam.
- Więc co wiemy?
Wyprostowałam się i od razu spoważniałam.
- Tym, który rzucił na mnie klątwę jest czarownik... jak mu tam było? - zaczęłam się głośno zastanawiać. - A, no tak! Miał na nazwisko Gerente... Jest dość potężny. Prawdopodobnie ma sprzymierzeńca, ponieważ nie wierzę, że sam posiadłby taką siłę. - stwierdziłam z pogardą w głosie.
Jeremiasz wyraźnie się zamyślił. Zaczęłam mu się przypatrywać w oczekiwaniu na to, co powie.

< Jeremiasz?>

17 lutego 2015

Od Gabrielle c.d. Jeremiasz

"Latteo" był naprawdę ślicznym lokalem. Nie spodziewałam się, że Jeremiasz zna takie miejsca, a co dopiero w nich bywa, ale cóż mogę powiedzieć, znam go od niecałej godziny. Co do jego osoby, to gdy pozbył się tego lekkiego, dość specyficznego zapaszku i przywrócił swoje włosy do ładu, wyglądał całkiem nieźle. Weszliśmy do środka , które tonęło w dopasowanych do siebie kolorach. Pierwsza część była jasna i znajdowało się tu wiele okrągłych, uroczych stolików. Dalej natomiast lokal był przyciemniony i można było sobie usiąść przy barze lub na czarnych sofach i sączyć spokojnie drinka. Usiedliśmy przy stoliku koło okna. Zapadła chwila niezręcznego milczenia, którą przerwała kelnerka przynosząc nam karty dań. Jako, że miałam słabość do słodyczy ( te lizaki w sklepie Jeremiasza wyglądały tak pysznie *.* ) szybko zdecydowałam się na naleśniki z owocami i bitą śmietaną , a do tego latte macchiato. Spojrzałam na mojego towarzysza.
- Wybrałeś coś? - uśmiechnęłam się do niego, ciesząc się na myśl, że za chwilę będę pałaszować pyszne jedzonko.
- Ja poproszę tylko kawę. Jakoś nie jestem głodny.- spojrzał na mnie i odwzajemnił uśmiech. Jejku, właśnie zdałam sobie sprawę, że to może wyglądać trochę, jak randka. Na samą myśl o tym od razu zrobiło mi się dziwnie gorąco. - Jeremiasz, jakkolwiek to wygląda, to nasze... eee... spotkanie, to nie jest żadna randka, znaczy... yyy... nie, żebym cię nie lubiła, bo jesteś naprawdę miłym facetem. W końcu przyjąłeś obcą kobietę, o której nic nie wiesz, pod własny dach... - wzniosłam oczy ku niebu, zrobiłam nieokreślony ruch ręką i cała czerwona kontynuowałam mój napad szczerości - Jednak tak, jak już mówiłam, prawie się nie znamy...yyy... więc trudno powiedzieć, żebyśmy byli na randce, skoro jedynie widziałeś mnie nago... - co ja do cholery plotę?! Jeremiasz spłonął rumieńcem, a ja od razu wycofałam się z mojej niezrozumiałej paplaniny - To znaczy... Ja czasami jestem zbyt szczera i ... a zresztą nieważne. - Spuściłam wzrok i zamilkłam. Jeremiasz odchrząknął. - Cóż, dziękuje za szczerość.
Na szczęście kelnerka właśnie przyniosła moje naleśniczki. Moje zażenowanie odeszło w niepamięć i zabrałam się za pochłanianie tych pyszności. W pewnej chwili zerknęłam na chłopaka, który przyglądał się z uśmiechem, jak wcinam. Przerwałam na chwilę  jedzenie.
- Ubrudziłam się ?
- Nie, nie. Tylko widać, że byłaś bardzo głodna. - Zaczął się śmiać. O co mu chodzi? Zerknęłam na niego podejrzliwie. - No dobra... - spoważniał- Masz na nosie bitą śmietanę. - I wybuchnął głośnym śmiechem. Spiorunowałam go wzrokiem. Wzięłam serwetkę i wytarłam nos. Przestał się śmiać i zaczął mi się przyglądać. Następnie nabrałam na palec odrobinę śmietany i maznęłam mu białe wąsy. Tym razem ja wybuchnęłam śmiechem. - Ej, nie postarzaj mnie, bo laski nie będą na mnie lecieć! - Wytarł teatralnie wąsy. Uśmiechnęłam się i skończyłam szybko jeść , wypiłam resztę kawy i powiedziałam do mojego już nie-wąstego kolegi - Idziemy się napić jakiegoś drinka? - wskazałam zachęcająco w kierunku pustego o tej porze baru - Może uda mi się załatwić przy okazji posadę. - dodałam.
- Widzę, że masz dobry humorek. - zastanowił się chwilę - Czemu nie?

[Jeremiasz?]

17 lutego 2015

Od Williama c.d Phantom'a

Ucinałem kolejne kosmyki jego długich włosów i rzucałem je na podłogę. Starałem się by było ładnie, bo Phan musi jakoś wyglądać przy mnie, nie może mi siary robić. Chłopak siedział naburmuszony i mruczał niezadowolony przy każdym cięciu. W końcu jednak skończyłem.
- No~! Potem pójdziesz do fryzjera i ci to wyrówna.
- Jak wyglądam?
Przeszedłem przed niego, twarz mu jakoś tak wymężniała i rozjaśniła się, na urodzie nie stracił, teraz bardziej przypominał niegrzecznego chłopca.
- Śmiało mogę powiedzieć że nadal jesteś bardzo przystojny.- pocałowałem go lekko w policzek i roztrzepałem trochę włosy.- A teraz rusz się po bagaż, ja tu posprzątam. I nie zapomnij o moim notaniku, pluszaku i broni.- uśmiechnąłem się lekko i poszedłem po szcotkę do zmiatania.
Mój kochany w tym czasie ruszył swój tyłek i poczłapał do sypialni.
Już się po prostu nie mogę doczekać nowego mieszkanka~! Pewnie nie będzie jakieś luksusowe i piękne ale sam fakt mieszkania w mieście, bliżej swojej pracy i bliżej jedzonka był cudowny.

[Phantom?]

17 lutego 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Odwróciłem się i aż go nie poznałem: wyglądał jak przesłodka, urocza lolitka z lokami. Nie wiedziałem co myśleć o jego metamorfozie, jednak było to dla mnie nadal niesmaczne. Zdecydowanie lepiej wyglądał jako mężczyzna, niż jako przebieraniec.
- Zaraz, co? - spytałem patrząc na nożyczki w jego dłoniach.
- Mówiłeś, że chcesz skrócić włosy, ne~? - uśmiechnął się podle - Ja ci w tym pomogę.. - te słowa, choć wypowiedziane całkiem słodko, miały jakiś jad w sobie.
- No t-tak, ale u fryzjera, wiesz... - mimo tego William nadal się do mnie zbliżał z tymi nożyczkami - Nie pozwolę ci ich ochymrać byle jak!
- Nie masz wy-bo-ru! - puścił mi oczko - Musimy wyglądać inaczej już w chwili wyjścia z domu.
- Eeeeeee... - spojrzałem na niego blady - A miałeś kiedykolwiek z tym do czynienia..?
- A skąd. - machnął ręką - Na szczęście i tak nic się nie stanie, nawet jak mi się nie uda.
- J-jak to.. nic się nie stanie...? - jęknąłem i zrozumiałem, że kocham te włosy - Nie możesz.. t-to mój szaliczek.. służyły mi tyle lat, nie możesz ich teraz zabić tak bezceremonialnie. Muszą odejść z godnością.
- Morda. - fuknął - Ciachamy.
Odwróciłem się mimo wszystko i mruczałem niezadowolony, gdy czułem jak kolejne kosmki upadają na podłogę.

<William?>

17 lutego 2015

Od Williama c.d Phantom'a

Nie miałem zbyt dobrego poranka... w nocy mało spałem, a jak już mi się udało to śniły mi się jakieś głupie sny. Obudziłem się dosyć wcześnie i to wtulony w Phantom'a. I dlatego właśnie nie chciałem z nim spać, bo to było pewne że podczas snu i tak się do niego przytulę...
Wstałem szybko by Phantom się nie obudził i poszedłem do łazienki się ogarnąć.
Gdy byłem już gotów i nie wyspany zabrałem się za robienie śniadania dla nas obu. Gdy zamyślony kroiłem szczypiorek mój chłopak wstał i o dziwo zaczął ze mną żywo rozmawiać i rozstawił talerze.
No proszę... stara się chłopak, to miło i przyjemnie z jego strony.
Usmażyłem jajecznice i rozłożyłem ją na talerzach, podałem herbatę i usiadłem do stołu.
- Coś taki ponury?- Phan też usiadł i zaczął jeść.
- Źle spałem.- westchnąłem i zacząłem dziubać śniadanie.
- Zły sen kochanie?
Kochanie?! Pierwszy raz słyszę od niego to stwierdzenie i to... brzmi całkiem ładnie.
- Można to tak nazwać...- spojrzałem na niego popierając ręką brodę.- Kiedy się przeprowadzamy?
- Ten koleś miał zadzw...- właśnie w tym momencie zadzwonił jego telefon. Phantom od razu odebrał i rozmawiał żywo z tym kimś po drugiej stronie. Na jego twarzy zagościł uśmiech który sprawiał że miło mi się robiło na sercu.- No Willuś możemy się zbierać.- uśmiechnął się szeroko gdy się rozłączył.- Mamy mieszkanko.
- To super~!- wstałem nagle ożywiony i ignorując swoje śniadanie ruszyłem do sypialni. Muszę się przecież przebrać~!- Zaraz wrócę~!
Zamknąłem się w sypialni na klucz i zacząłem się przebierać. Dzięki Bogu że byłem drobny i chudy, sukienki leżały idealnie. Założyłem teraz na siebie słodką, białą zwiewną sukienkę i czarne botki. Swoje włoski przedłużyłem doczepkami, miałem teraz słodkie loki. Na samym końcu został tylko makijaż, podkreśliłem kości policzkowe, pomalowałen rzęsy i spryskałem się perfumami.
Stanąłem przed dużym lustrem i obejrzałem siebie całego. Wyglądałem jak słodka dziewczyna~! Phantuś ma szczęście że ma mnie~!
Złapałem nożyczki w łapki i powoli wyszedłem z sypialni. Phantom siedział nadal w kuchni i czytał gazetę.
- Jak wyglądam~?- zrobiłem słodką minkę i pokazałem mu nożyczki.- Teraz twoja kolej skarbie~! Będzie ciach- ciach~!

[Phantom?]
 

17 lutego 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Skrzywiłem się i na mojej twarzy pojawił się lekki grymas, na szczęście było ciemno i Will i tak nie mógł go zauważyć. Puściłem go i położyłem się trochę dalej, ale nada odwrócony byłem ku niemu. Przyzwyczajenie i uczucie kazało mi ułożyć się tuż przy nim, zawsze to lubił i zawsze go to cieszyło. To dziwne uczucie, gdy odrzuca cię ktoś, kto zawsze się do ciebie namolnie przytulał. No ale nic. Skoro nie chce to nie - w końcu dużo się wydarzyło, musi się wyspać i to przemyśleć. Zamknąłem więc oczy i postarałem się zasnąć.
Rano obudziło mnie krzątanie się po kuchni. Salon był z nią połączony, w dodatku w przejściu pomiędzy nimi nie było drzwi, więc wszelkie dźwięki było tutaj słychać o wiele lepiej niż w sypialni. Na początku chciałem to zignorować i spać dalej, ale potem przypomniałem sobie, że przecież muszę kontynuować swoją misję podrywania Williama. Najpierw cicho skierowałem się do łazienki, a później odświeżony i gotowy do trudów codziennego życia, skierowałem się do kuchni.
- Dzień dobry - rzuciłem wesoło i spojrzałem na Willa - Co będzie na śniadanko~?
- Jajecznica. - mruknął i kontynuował krojenie szczypiorku.
- Aaaaa..... to miło~. - podszedłem do szafy i wyciągnąłem sztućce i dwa talerze, a potem rozstawiłem je na stole - Ja nawet takiej zwykłej jajecznicy zrobić nie umiem.
- Wiem. - mruknął. Nie wyglądał na zbyt rozmownego, ale przynajmniej mi odpowiadał.

<William?>

17 lutego 2015

Od Jeremiasza c.d. Gabrielle

Nie byłem gotowy do wyjścia. Moje włosy piały w nieładzie na wszystkie strony, ubrany byłem niezbyt przyzwoicie i obawiałem się, że śmierdzę. Zrodził się we mnie wewnętrzny konflikt - z jednej strony pijanemu człowiekowi leży to, jak wygląda i jakie sprawia wrażenie, ale z drugiej strony osobom towarzyszącym na pewno nie było to obojętne. A tak się składało, że miał ze mną pójść anioł, więc... wypadałoby prezentować się tak, jak na smoka przystało. Poza tym miałem potrzebę pójścia do łazienki, ponieważ, jak pamiętacie, obudziłem się jakieś pół godziny temu i do tej pory nie zdążyłem załatwić codziennych potrzeb. Oznajmiłem to kobiecie i szybko przemieściłem się na górę, gdzie wyrobiłem się z tym wszystkim w jakieś dziesięć minut. Nadal świat niebezpiecznie mi się rozmazywał, więc przemierzyłem schody trzymając się barierki, a gdy dotarłem na dół zobaczyłem, że Gabrielle właśnie zaczęła zwiedzać sklep i natrafiła na ogromne lizaki. Przypatrywała im się chciwie i z pożądaniem godnym 6-letniego dziecka, ale gdy tylko mnie zobaczyła, spoważniała i oderwała się od ślicznego widoku.
- No, nareszcie.. - westchnęła - ..już myślałam, że wyjdę sama.
- Wybacz, że tak długo to trwało.. - uśmiechnąłem się -...ale dzięki temu nasza podróż będzie o wiele przyjemniejsza.- wzruszyła ramionami i wyszła ze sklepu, a ja w tym czasie zamknąłem drzwi.
Przemierzyliśmy kilka metrów w milczeniu, podczas których niewiele myślałem. Starałem przyzwyczaić się do światła, do tych wszystkich przytłumionych dźwięków i prędkich dzieciaków, biegających po ulicy. Gdy mój mózg puścił komunikat "dobra Jeremiaszku, radzimy sobie", zacząłem się zastanawiać gdzie zaprowadzić Gabrielle. Tak. Przez jakiś czas szliśmy po prostu przed siebie, no ale ona o tym nie wiedziała, to było najważniejsze. Szczęśliwym trafem przyzwoity lokal znajdował się w pobliżu, więc skręciliśmy. Swoją drogą idę coś zjeść z dziewczyną. Do restauracji. To prawie jak ta... no.. randka. Ciekawe co ona sobie o mnie myśli.. zapewne nic pochlebnego, zwłaszcza po tym wypadku w łazience, no ale powinna się cieszyć: ja przerażony biegłem zobaczyć co jej się stało, czy się nie zraniła, a ona na mnie teraz warczy. Sama nie zamknęła drzwi łazienki. Uh..
- Jesteśmy. - rzuciłem wskazując szyld restauracji "Latteo" - Kawiarnio-baro-restauracja.
- Idealne. - uśmiechnęła się zadowolona i lekko zatarła ręce, widać było, że zapach dochodzący z uchylonego okna bardzo ją pobudził.

<Gabrielle?>

16 lutego 2015

Od Gabrielle c.d. Jeremiasz



Co za bezczelność! Obcy mężczyzna proponuje nagiej kobiecie pomoc… Niczym rasowy zboczeniec! A jak się we mnie intensywnie wpatrywał! Jakby nigdy na oczy nie widział nagiego, kobiecego ciała. Miał tak straszliwie przymrużone oczy, jakby ledwo co widział (chociaż widoczność musiała być naprawdę doskonała). Myślę jednak, że to przez jego stan nietrzeźwości. To nawet lepiej. Nie mógł za dużo zobaczyć ani zapamiętać. Z drugiej strony, gdzieś głęboko w środku poczułam się lekko doceniona. Nigdy nikt nie zwracał na mnie tak uwagi. Ubrałam się jedynie w czarny podkoszulek, który nosiłam na zmianę w niewielkiej torbie, swoje wysłużone czarne rurki i zawiązałam granatowe trampki. Przeczesałam palcami jeszcze wilgotne włosy, ponieważ moja szczotka, gdzieś zaginęła, a suszarka wydawała się obca tej ubogiej łazience. Ruszyłam w kierunku schodów. Spodziewałam się, że Jeremiasz będzie dalej krzątał się na dole, tymczasem on siedział  na schodach przytulony do barierki. Widocznie szukał u niej pocieszenia. Nie wnikam. Jednak pochyliłam się nad jego twarzą i zauważyłam, że ma zamknięte oczy i równo oddycha. Drzemał. Cóż, ktoś musi go obudzić. Wypada, że ja. Szturchnęłam go swoim trampkiem, a ten podskoczył, jak oparzony i wlepił we mnie swój wzrok, jakby oczekiwał prezentu od św. Mikołaja. Oho, myślał, że będę paradować nago… Jeszcze czego.
- To mówisz, że na ile chcesz tu zostać...? – spytał z błazeńskim uśmiechem na ustach.
- Na tyle, ile będzie trzeba.- Czy to takie trudne do ogarnięcia? Spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu.
- Czy możemy o tym zapomnieć i nie drążyć tematu?- Było to dla mnie zbyt zawstydzające i cóż, niezbyt przyjemne zdarzenie. Nadal bolała mnie pupa. Chłopak zaczął myśleć. Po chwili odrzekł:
- ..oki! Już nic nie pamiętam! – uśmiechnął się głupio - Nie wiem o co ci chodzi.
-Bo już ci uwierzę, że nie wiesz o co chodzi… - nie jestem głupia, wiem , że wcale nie ma zamiaru o tym zapominać. Nagle usłyszałam, jak głośno zaburczało mi w brzuchu. W tej samej chwili zapewne miałam twarz w barwie włosów Jeremiasza. On natomiast szeroko się uśmiechnął. – Widzę , że ktoś tu jest głodny!
- Możliwe, ale jakoś wątpię by w tym sklepie było cokolwiek, co mogłabym zjeść bez żadnych obaw o własne zdrowie. – Pokazałam mu język i ruszyłam w dół schodów. – Chyba masz rację. -  pokiwał głową  i lekko chwiejąc się dołączył do mnie.  – Co w takim zrobisz ze swoim „problemem”? – uniósł palce w geście cudzysłowie. – Pomożesz mi. Na pewno znasz w okolicy jakiś bar, bądź knajpę , w której oprócz dobrych drinków, można dostać przyzwoity posiłek? – Założyłam ręce na piersi i wyzywająco wysunęłam brodę do przodu. Przez chwilę stał zdezorientowany, chyba próbując zrozumieć sens moich słów, a potem powiedział pewnie – Noo, oczywiście, że znam! – odchrząknął i delikatnie zmieszany, cicho dodał – Tylko wiesz ostatnio ciut za dużo wydałem na … napoje i  tak nie bardzo mam kasę.
-Hahaha! – Ten Jeremiasz był naprawdę zabawny. – Tym się nie martw. Mam sporo pieniędzy. Jak będziesz grzeczny to może i coś ci postawię. – Mrugnęłam do niego i otworzyłam drzwi – To co idziemy?
[Jeremiasz?]

16 lutego 2015

Od Jeremiasza c.d. Gabrielle

Sytuacja, którą właśnie dane mi było przeżywać, była dość mocno.. hm. Po raz pierwszy żałowałem, że nie jestem do końca trzeźwy. Jestem pewien, że gdyby ciało dziewczyny się tak nie rozmazywało mi w oczach, to byłoby milej i przyjemniej.
- Mógłbyś wyjść..? - spytała bardzo uprzejmie, jak na osobę, która nago wyłożyła się przed mężczyzną, uprzednio zapewne upadając na zimne i twarde kafelki.
- Wiesz, filozoficznie rzecz biorąc, skoro i tak cię już zobaczyłem.. - na mojej twarzy pojawił się rumieniec i lekkie zakłopotanie - ..co równie dobrze mogę ci pomóc, nie?
- Nie. - zaśmiała się, a potem lekko spochmurniała, rzucając władczo  - Wyjdź!
Nie chciałem denerwować mojego pięknego, co na własne oczy widziałem, anioła, więc po prostu wyszedłem z tej łazienki. A szkoda.. chętnie bym teraz pobył tam sam. Albo oczywiście z nią.
Usiadłem na schodach i przytuliłem się do barierki (oczywiście tylko dlatego, że trochę kręciło mi się w głowie i musiałem się o coś oprzeć. Nie miałem pociągów do mebli, nawet po takim widoku) i trochę się rozmarzyłem. Na tyle, że przysnąłem odrobinę i nie zauważyłem, gdy dziewczyna wyszła. Dopiero gdy szturchnęła mnie butem, podskoczyłem i spojrzałem na nią z nadzieją. Niestety tym razem była w kompletnym stroju.
- To mówisz, że na ile chcesz tu zostać...? - spytałem z uśmiechem.
- Na tyle, ile będzie trzeba. - fuknęła trochę fochnięta. - Czy możemy o tym zapomnieć i nie drążyć tematu?
- Hmm.. - zastanowiłem się. To była pierwsza kobieta, jaką mi przyszło zobaczyć w naturze, więc zapomnienie takiego widoku nie wchodziło w grę. No chyba, że wymaga ode mnie, abym skłamał - ..oki! Już nic nie pamiętam! - uśmiechnąłem się - Nie wiem o co ci chodzi.

<Gabrielle?>

16 lutego 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

Chwile lustrowałem ją uważnie, a potem dopiłem jeszcze resztkę herbaty i ponownie zacząłem ssać kulkę, umieszczając ją pomiędzy policzkiem a zębami. Pękła z małych hukiem, nie wytrzymując ciśnienia i uwalniając słodkie nadzienie. Chyba też coś truskawkowego.
- Nie mam co do tego wątpliwości.. - uśmiechnąłem się i rozłożyłem ręce - ..ale wiesz: nadal wyglądasz jak dziecko. Więc tak czy siak nie mogę traktować cię jako kobietę dojrzałą.. wiesz, fizycznie. Poza tym jako dziewczynka wyglądasz o wiele słodziej i jeśli pozwolisz, będę się do ciebie zwracał tak, jak przystało mówić do bardzo dojrzałego dziec..
- Nie. - przerwała mi stanowczo i władczo - Mów mi jak do pani. Moja cielesna otoczka nie ma tu nic do rzeczy.
- Eeeee..? - spojrzałem na nią i przekrzywiłem głowę niezadowolony - Wiesz, a mogę ci mówić na "ty"?
- Pomyślę nad tym. - wzięła się pod boki - Jeśli mi się zasłużysz, to udzielę ci na to słownego pozwolenia. - zrobiłem smutną minkę - Mam nadzieję na owocną współpracę.
- Mam nadzieję, na znalezieniu sklepu monopolowego po drodze.. -  westchnąłem - ..co jak co, ale takich szaleństw nie wyprawia się na trzeźwo.
- W takim razie cieszę się.. - uśmiechnęła się - ..że dzięki mnie zdobędziesz nowe doświadczenia i spróbujesz zrobić to jednak na trzeźwo.
- Cooooo? - zacząłem gryźć pozostałości kulki - To tak jakbyś kazała psu chodzić na dwóch łapach. Niby wykonalne, ale na dłuższą metę wręcz niemożliwe. No i nieuprzejme wobec psa.
- Spokojnie piesku.. - podeszła do mnie i spojrzała na mnie wymownie abym się zniżył, a gdy to już zrobiłem pogłaskała mnie po głowie - ..po udanej misji pozwolę ci wypić sobie kieliszek wina.
- Ty chcesz mnie doprowadzić do depresji.. - rzekłem nieszczęśliwy - ..a potem do śmierci.
- Może... - zaśmiała się.

<Viellene?>

14 lutego 2015

Od Alex'a cd. Jenny

- Masz wielkie plany na przyszłość. - napiłem się kawy po czym odstawiłem kubek.
Jenny nie mogła powstrzymać śmiechu. Ze zdziwienia zmarszczyłem brwi. Dziewczyna wskazała na moją skórę nosowo - wargową (ach ta Wikipedia XD). Fluffy zaczął lizać mnie po twarzy.
- Przestań! - odepchnąłem go lekko.
- Miałeś śmieszne "wąsy". - Jenny wzięła łyk kawy.
Uśmiechnąłem się.
- Może zamiast pokazywać ci moje prace, namaluję cię. Co ty na to? - spytałem.
- A co mi tam. - powiedziała z o wiele większą odwagą.
Wziąłem sztalugę i ustawiłem na wprost Jenny.
- Ok, ty ustaw się tak, żeby było ci wygodnie. Ja zaraz wracam. - pobiegłem szybko na górę.
Szybko wybrałem płótno i zbiegłem na dół. Położyłem je na sztaludze. Następnie otworzyłem, małą gablotkę i zabrałem kilka pędzli oraz farby olejne.
- Mam nadzieję, że wytrzymasz. - zaśmiałem się po cichu.
Zacząłem malowanie.

                                                                      Po godzinie pracy

- Skończone. Chodź zobaczyć. - Jenny wstała z kanapy stanęła koło mnie.
- Piękne. Mogę go zatrzymać? - spytała.
- Jasne. - odparłem.
Usiedliśmy na kanapie. Przez kilka minut była cisza. Nagle usłyszałem jakieś głosy. Spojrzałem szybko na obraz. Namalowana Jenny zaczęła się ruszać, a po chwili wyszła z obrazu i stanęła przed nami. Fluffy zaczął na nią szczekać.
- Cześć. - przywitała się.
- O nie. - powiedziałem w duchu.
<Jenny? Postanowiłem wprowadzić trochę akcji :) >

14 lutego 2015

Od Gabrielle c.d. Jeremiasza



Ten bardzo przystojny, aczkolwiek niezbyt trzeźwy, czerwono-włosy pan, który z pewnością nie był zwykłym człowiekiem, o ile w ogóle miał z nim coś wspólnego, zaprosił mnie do środka jakże , cóż zaśmieconego pustymi i nie do końca opróżnionymi  butelkami  po wszelkiego rodzaju alkoholu, sklepu. Stąpając ostrożnie między tym wszystkim dotarłam do w miarę czystego miejsca. Może nie było to totalne wysypisko szklanych butelek i pustych puszek, ale gdzieniegdzie można było odnaleźć sporo dowodów wskazujących na stan trzeźwości gospodarza tego miejsca. Odwróciłam się w stronę mojego dobroczyńcy i z lekkim oporem podałam mu rękę ( zwykłe uprzejmości zawsze mnie denerwują): - Jestem Gabrielle i  poszukuje jakiegoś tymczasowego noclegu… - zawahałam się na chwilę- Oczywiście zapłacę. Po prostu potrzebuje chwili, by znaleźć jakąś pracę i niedrogie mieszkanie. To nie powinno zająć dużo czasu.
Mój rozmówca otrzepał dłonie o spodnie i podał mi rękę , po czym szeroko się uśmiechnął.
- Jestem Jeremiasz. Jasne, że cię przenocuje , nie martw się o nic. A jeśli mogę wiedzieć … Jakiej poszukujesz pracy? – Zerknął na mnie i zaczął powoli i lekko chwiejnym krokiem  zbierać porozrzucane butelki.
- Cóż jestem barmanką, więc rozejrzę się po najbliższych barach i popytam, czy mnie nie zechcą…- Przez chwilę zwątpiłam w słuszność przyznawania się do zawodu barmana osobie, która ewidentnie lubuje się w alkoholu. Na szczęście nie wyczuwałam od niego nic, co by wskazywało, że jest zwykłym, marnym człowiekiem. Każda inna istota od człowieka jest lepsza. Ludzie są tacy słabi i tak szybko ulegają pokusom oraz nałogom. Nagle Jeremiasz podskoczył i wlepił we mnie zachwycone oczęta.
-Anioł , a nie kobieta! To fantastycznie, że jesteś barmanką… - Zrobił znaczącą przerwę. – Nauczysz mnie jak przygotowywać  wyśmienite drinki! – Moja mina musiała przedstawiać  wątpliwość, bo kolega odchrząknął i rzekł- Cóż pewnie jesteś zmęczona… Może chcesz coś do spania, czy coś? – Musiał zauważyć moje niewielkie zmęczenie po biegu, więc od razu odparłam: - Jakbym mogła wziąć prysznic , byłabym bardzo wdzięczna! – Uśmiechnęłam się delikatnie, żeby zrobić lepsze wrażenie.
- Jasne, jasne. Łazienka dla panienki jest na górze. – Wskazał na schody w głębi sklepu. – Trafisz sama?
- Zdaje mi się, że dam sobie radę. – Spojrzałam na niego, a on dalej ruszył sprzątać pomieszczenie. Ja ruszyłam po schodach , dotarłam do końca krótkiego korytarza i po prawej stronie zauważyłam szare drzwi. Otworzyłam. Bingo! Jest prysznic. Migiem zdjęłam ciuchy i weszłam pod gorący strumień wody. Tego mi było potrzeba. Wychodząc z kabiny prysznicowej, poślizgnęłam się na mokrych płytkach i wylądowałam na moim siedzeniu , przy okazji zahaczając długą ręką o  metalową mydelniczkę na umywalce, która z głośnym ŁUP! spadła na ziemie. Zaraz potem usłyszałam kopane butelki, tupot butów na schodach, a w chwilę później drzwi otworzyły się na oścież. Kto w nich stał? Oczywiście Jeremiasz. Co za wstyd… Leżałam nago na podłodze, masując głowę, a obok mnie leżała metalowa mydelniczka, z której mydło prześliznęło się za kabinę prysznicową. Spojrzałam w panice na zdziwionego Jeremiasza, szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegokolwiek ręcznika, bym mogła się nim zakryć, ale takiego nie znalazłam. Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka i pełna zażenowania powiedziałam: - Mógłbyś wyjść?
[Jeremiasz?]