Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

17 czerwca 2016

Od Merry c.d. Amadeusz

Dopiero kilka sekund po zapaleniu się jarzeniowek zdałam sobie sprawę, że wcale nie jestem w jaskini.
Byłam w sterylnie białym pomieszczeniu. Było jasno, mimo, że nigdzie nie było źródła światła.
-No nie wierze! - prychnelam. - Znowu wpakowalam się e jakieś nowe gowno!
W akcie nie wiem czego uderzyłam w lustro. Pięścią.
Lustro nie pękło, a po jego powierzchni przebiegło dziwne światło.
Zdałam sobie sprawę ze nie mam na siebie moich czarnych rękawiczek.
Nie, nie, nie! Moja moc!
"Witaj." - odezwał się ciepły, spokojny głos w mojej głowie.
- C-co? - zapytałam niepewnie.
Jako telepatka nie byłam przyzwyczajona ze ktoś mógł mi grzebać w głowie.
"Ann Merry Oxygen, tak? Czy może wolisz Anne Mocean?"
- Skąd ty..?!
"Spokojnie. Spokój to podstawa do opanowania Twojej mocy. - zrobiłam wielkie oczy - Wiem o Tobie wszystko. Mogę zajrzeć w dowolny moment twojego życia, nawet w takie, których ty sama nie pamiętasz"
Chciałam przypomnieć sobie jakieś wspomnienie którego nie pamiętam, ale naturalnie było to trudne zadanie.
Uderzyłam pięścią w lustro po raz drugi.
"Chce Ci tylko  pomóc."
-Sama. Sobie. Poradzę. - po każdym słowie uderzalam noga w lustro.
"Jesteś odważna i inteligentna, ale potrzebujesz czegoś co wskaże Ci drogę."
-Świetnie radzę sobie sama z wyborem drogi. - powiedziałam głośno.
"Odcielas się od swojej mocy, szybko straciłaś zapal do jej ćwiczenia. Poświeciłaś skrzydła czy też - pozbyłaś się ich. Kiedy byłaś na skraju śmierci twój żywioł się obudził by pomóc ci przetrwać.
A teraz się go boisz, boisz się siebie. Ale zamykanie tego w sobie to nie jest droga.
To jest jak czekanie na bezludnej wyspie na taksówkę z darmowym jedzeniem.
Bez sensu. Musisz się nauczyć panować nad mocą, nad sobą. "
- Bardzo ładne kazanie - burknelam wiedząc że ten ktoś ma dużo racji. - Łatwo powiedzieć.
Głos w mojej głowie zamilkł na chwilę.
-Czemu nawet nie próbujesz? - spytał rozbrzmiewając po pomieszczeniu. - Dobrze wiesz, że to potrafisz, postaraj się!
***
Zaczęło się tak niewinne. Alarm, środek nocy. Tak jak zawsze zebrałam broń i torbę.
Wrzuciłam wszystko do magicznego sześcianu. Założyłam go na szyję i wzięłam do kieszeni rękawiczki.
-UWAGA! TO NIE JEST PRÓBA! TRZY SAMOLOTY WOJSKOWE NAD BAZĄ! WSZYSCY NATYCHMIAST DO SCHRONÓW PODZIEMNYCH! - oznajmiły głośniki.
Spojrzałam jeszcze raz czy wszystko wzięłam i od razu zaczęłam biec w stronę schodów.
Na początku przeraziłam się.
Nalot. Schrony podziemne - najprawdopodobniej mają bomby.
-Gówno. - szepnęłam gdy wszystkie światła w korytarzu zgasły.
Panika.
-Cisza! - wrzasnęłam. - Ruszcie tyłki i do schronów!!!
Dziewczyny przyśpieszyły.
Po kilku minutach stałam już przy drzwiach schronu.
Lista szybko została wypełniona plusikami.
Nie było tylko Catie. Ani John'a.
Pewnie ona chce ich wszystkich pokonać zabijając siebie, a on myśli, że może jej pomóc.
Zamknęłam schron.
Kapitani stojący przy wyjściu zasalutowali mi, jakby gratulując odwagi i wyrażając współczucia w związku z moją śmiercią.
Nie mam zamiaru umierać. Wyrzuciłam rękawiczki w ciemność.
I biegem ruszyłam w stronę jednego z lądujących samolotów.
Obok nich ogromne reflektory oświetlały dwie postacie. To na pewno oni.
Z samolotu wyszła postać otoczona przez jakiś osiłków.
Po garniturze poznałam, że to ktoś wysoko postawiony.
Sprintowałam a woda otaczała mnie coraz wyższym słupem.
Po chwili dotarłam do ważniaka w białej koszuli.
Catie natychmiast pozbyła się jego obstawy, a Amadeusz (nie wiem czy specjalnie) podpalił ogromny śmigłowiec.
Przyłożyłam mój sztylet do gardła mężczyzny o delikatnie opalonej skórze.
-Zobaczymy jak teraz pójdzie wam walka. - rzuciłam.
-Przeceniasz uczucie mojej siostry, słodka. - zaśmiał się dziwnie smutno.
-Czy wszyscy źli goście muszą musić pieszczotliwie do swoich wrogów- dziewczyn? - zapytałam retorycznie.
-Tylko do takich piękności jak Ty - powiedział jakby zapominając o tym, że ma ostrze przy gardle.
-Puśćcie ich. - odezwał się nagle nowy głos.
Jakaś kobieta wyszła z płonącego samolotu.
-Bo co? - spytał Amadeusz.
-Dobrze, że spytałeś, chuderlaczku. Bo spuszczę coś na te piękne bloczki... - zamilkła słuchając przez chwilę krzyków dochodzących z jednego z budynków.  - A nie wszyscy się ewakuowali.
Zachichotała.
Spojrzałam na Catie. Ta westchnęła i rozmasowała sobie nadgarstki. Jej pistolet spadł na ziemię.
Wygląda na to, że się poddajemy...
***
Obudziłam się..?
Ciemność. Światło. Ciemność.
Noc... Dzień. Noc Dzieńnoc
Bólciemnośćsmutekradośćświatłobólmoclódzimnociepłokrewbiałyczarnysłowalód.
Wszystko zlało się w jedną kolorową plamę. Widziałam niewyraźnie.
Pierwsza myśl- ktoś mnie otruł oślepił zaczarował.
Mrugnęłam. Łza wyleciała z oka i stoczyła się po policzku.
Czyste łóżko. Biała podłoga. Dwie białe ściany. Jedne ogromne przeźroczyste drzwi. Małe drzwi. Jedna duża szklana ściana.
Z widokiem na piękną plażę z białym piaskiem. Piękne zielone palmy uginające się pod wiatrem.
-Sen? - zapytałam się, wyrywając z odrętwienia, niczym po jakiś mocnych środkach nasennych.
Biała tunika, biała bluza, białe leginsy, metalowe obręcze na nadgarstkach, szyi, kostkach.
To nie sen. To kolejne więzienie.
Spojrzałam przez szklane drzwi. Nieprzytomna Catie nadal w mundurze była ciągnięta przez dwóch wojskowych z jakimś dziwnym znakiem na ramionach.
Walnęłam w szkło, ale nikt nie wrócił na mnie uwagi.
Dobra, co mówił ten gościu w tym śnie/wizji/włamie do mojego mózgu?
Mam być spokojna. No niech będzie. Pora się rozejrzeć dokładniej.
Małe drzwi?
Drobna toaleta z małym lusterkiem, prysznic z letnią wodą. Zero ukrytych przycisków.
Główny pokój? Białe wystające ze ściany łóżko z białą pościelą.
Szafa. Te same ciuchy co miałam na sobie, bielizna w kolorze cielistym. Trochę kosmetyków i innych łazienkowych rzeczy.
-Czerwony ręcznik. - powiedziałam zdziwiona podnosząc przedmiot. -Jak oryginalnie.
Nie dane mi było zbyt długo jednak się cieszyć nowym kolorem.
Moje magnetyczne "bransoletki" zaczęły niepokojąco drgać.
Odłożyłam ręcznik na półkę i kierowana przeczuciem zbliżyłam się do metalowej rury biegnącej od łóżka do drzwi, a nawet poza nie.
Magnes zwiększył jakoś swoją moc i momentalnie moja lewa ręka została przyczepiona do rury.
Bransoleta pociągnęła mnie w przód a ja posłusznie zrobiłam krok. Drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłam coś co zmroziło mi krew w żyłach.
Co najmniej setka ludzi schodziła na dół, do czegoś w rodzaju stołówki z równie idealnymi białymi stolikami.
Bransoleta poprowadziła do najbliższego stolika, po chwili obok mnie pojawiła Catie, która z trudem kulała za ozdobą swojej ręki.
-Coś Ci się stało? - zniżyłam głos do szeptu, gdy zobaczyłam jakąś zakrwawioną metalową obręcz ciągnącą chyba martwego właściciela.
Moja kuzynka wytarła sobie krew z ust.
-Cóż, kochana. Mamy niezwykły status więźniów politycznych.
Otworzyłam szeroko usta, ale nic nie odpowiedziałam widząc jak któryś z napakowanych strażników mrugnął do mnie i się oblizał.
-A Amadeusz? - zapytałam wypatrując charakterystycznego blondu. - Nic mu nie jest?
Catie zrobiła minę jakby było jej przykro.
-Powiedzmy, że faceci zwykle mają tu trudniej...
W końcu zobaczyłam jakieś fiołkowe oczy, ale z powodu krwi i sińców nie mogłam rozpoznać rysów twarzy. Mając nadzieję, że to jednak nie mój drobny przyjaciel odwróciłam głowę i spojrzałam na moją poranioną kuzynkę.
-Opowiedz mi coś o tym miejscu. - szepnęłam.

<c.d. Amadeusz
Ciekawe co wymyślisz dla naszego pechowca, Kasiu :)))))))

PS
Ładnie? :3

PS2
Takie tam, krótkie XD>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz