Zatrzasnęli mnie z powrotem w białym pokoju bez okien i drzwi z windą w podłodze. Zostawili poobijanego bez żadnej pomocy. Skuliłem się w kłębek na podłodze i leżałem tak bez ruchu. Co jakiś czas przynosili mi wodę i coś do jedzenia. Tak minęło nie wiem dokładnie ile czasu, aż pewnego dnia pojawił się pan ważniak.
-Witaj John, albo raczej Amadeuszu... - Zerknął na mnie dziwnie. - Widzę, że fizycznie jest już z tobą lepiej, więc zabierzemy cię dzisiaj na badania.
-Cieszę się niezmiernie... Czekałem na to odkąd ci dwaj mili panowie prawie mnie pobili na śmierć.- Wskazałem na osiłków stojących za jego plecami.
-Oh, widzę, że humor ci nie dopisuje...- Udał zmartwionego.- Myślę, jednak, że z chęcią poddasz się naszym badaniom.
-Niby dlaczego?- Prychnąłem.
-Jeśli będziesz grzeczny to może spotkasz się z twoją małomówną koleżanką Merry, czy Annie... - Uśmiechnął się złowieszczo.
-Co zrobiliście Merry?! - Próbowałem wstać, ale byłem nadal mocno osłabiony i nic mi z tego nie wyszło.
-Nic. - Machnął ręką.- Przejdźmy do sedna. Jesteś potomkiem rodu Johnsonów. Twoja rodzina to jedna z najstarszych i najpotężniejszych rodzin Czarownic. Twoja matka posiada niezwykłe umiejętności, a twoja siostra zaskakuje swym talentem. Jednak ty jesteś nikim w tym rodzie. Bynajmniej nie dla nas. Dla nas jesteś cenny. Mimo, że brakuje ci umiejętności i talentu, najprawdopodobniej skrywasz olbrzymie pokłady mocy magicznej. Nie umiesz jej wykorzystać, ale to nie szkodzi. Potrzebujemy jej, a nie ciebie i twoich sztuczek magicznych.- Jego wywód spowodował, że przestałem na chwilę martwić się o Merry, a zacząłem poważnie zastanawiać się nad tym, co mnie tutaj czeka. Zabrali mnie. Znaleźliśmy się w kolejnym białym pomieszczeniu, które wyglądało jak sala operacyjna. Kazali mi się położyć. Jacyś ludzie w strojach lekarskich zaczęli mi podłączać wszędzie różne kabelki. Na mojej twarzy zagościło przerażenie.
-Spokojnie. - Ważniak wygładził swój garnitur. - Nic ci nie będzie. No dobrze będzie bolało, ale chodzi o to by twoja moc wypłynęła z ciebie, byśmy mogli określić jej siłę.
-A do czego służą te wszystkie kabelki? - Uważnie obserwowałem jak jeden z ludzi kręcących się koło mnie mocuje mi na klatce piersiowej kolejny kabelek.
-To są elektrody, które mają pobudzić twoją moc. - Odchrząknął. - Są takim stymulatorem.
-Zaraz, zaraz. - Otworzyłem szerzej oczy. - Chcecie mnie porazić prądem?
-Dokładnie. - Przytaknął. Jeden koleś w stroju lekarskim podszedł do niego i mu coś powiedział. - Możemy zaczynać Amadeuszu.
Ktoś podszedł do dziwnej maszyny i przekręcił różne pokrętła. Po chwili poczułem przeszywający ból. Jednocześnie doznałem uczucia, jakby coś próbowało wydostać się na zewnątrz mnie i napierało na moje ciało od środka. Jednak to uczucie szybko minęło. Ktoś znowu coś pokręcił przy maszynie. Ból zwiększył się. Był nie do wytrzymania. Poczułem smród spalenizny. Razem z moim krzykiem, tajemnicza siła wydostała się na zewnątrz. Maszyna przestała działać. Światła zgasły. Ból ustąpił. Oddychałem ciężko.
-Brawo Amadeuszu! Twoja moc jest na miarę twojego rodu! - Usłyszałem głos ważniaka i to jak cicho klaskał. - Myślę, że już niedługo spotkasz się ze swoją przyjaciółką, jednak najpierw musisz zostać poddany jeszcze jednemu badaniu.... Ale to już jutro. Zabierzcie go.
Poczułem jak dwóch osiłków mnie wynosi. Znowu trafiłem do swojego białego więzienia. Odłożyli mnie na podłogę, gdzie po chwili padłem nieprzytomny. Chyba nie było ze mną najlepiej.
[Merry? Nie pisz jeszcze o tym jak się spotkali, w następnym opowiadaniu opiszę drugie badanie i wtedy się spotkają.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz