Zgasiłem
papierosa odwracając się do mężczyzny, wzdychając i chowając ręce do kieszeni.
Wyglądałem na znudzonego, ale mówiąc szczerze…zaciekawił mnie. To z jaką
beztroską przyszedł w takie miejsce, zaczepiając mnie przy tym, jakby jego
odznaka i stanowisko miało go ocalić przed domniemanym zagrożeniem.
- Kwiatuszku, ciszeeej… -Zacząłem, przykładając palec do ust, po czym posłałem mu lekki, beztroski uśmiech. -Nie wiesz, że tu jest niebezpiecznie? Nawet zwierzęta milkną w panicznym strachu, kuląc się przed tym miejscem. A ty przychodzisz tu, jakbyś był u siebie i niszczysz ciszę tym śmiałym podniesionym głosem. Tu rządzi strach a strach nie lubi jak burzy mu się porządek śmiałością… Może ci się coś stać…uważałbym oj uważał… - Mówiąc ostatnie słowa, oblizałem wargi, nie ruszając się z miejsca stałem tak, wpatrując się w niego, oczami które zdawały się rozbłysnąć w tej niepewnej ciemności.
- Masz mnie za dziecko? Weź nie gadaj bzdur i z łaski swojej odwróć się z podniesionymi rękoma –Mężczyzna wyciągnął pistolet z kabury i wycelował we mnie, gdy jednak zignorowałem go, przystawił mi lufę do głowy, ale ja widziałem w nim strach, jeszcze nim jego głos zadrżał, psychika jest krucha a wyczucie każdej chwili niepewności zdolnej uratować nam życie, dziecinnie proste, nawet zwierzęta to potrafią, a ja w zasadzie miałem z zwierzęcia nie jedną cechę. – Nie rób sobie ze mnie jaj, ok? Nie jestem w nastroje na takie zabawy w kotka i myszkę –Na te słowa skrzywiłem się niechętnie, lecz zaraz na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek.
-Nie masz ochoty na zabawę? Hm…w takim razie strzelaj koteczku ~ strzelaj ~ - Wyszeptałem te słowa, uśmiechając się jeszcze szerzej, rozbawił mnie, zdawał się nawet być uroczy, mimo tej całej otoczki powagi było w nim coś naprawdę rozkosznego…albo może to tylko jego zapach?
-Naprawdę tego chcesz – Jego głos był poważny, ale ruchy niespokojne, szczególnie w chwili gdy zaciskał palce na broni. – Życie ci niemiłe, czy jak ? –Westchnąłem na chwilę, by zaraz wzruszyć ramionami.
-Moje serce bije, ale gdy je przebijesz, zrośnie się. Gdy rozerwiesz moje ciało, rozsypie się na proch, po prostu się rozpadnę. Lecz mimo to moje ciało i tak powróci do pierwotnej formy…skazany na życie wieczne – Umilkłem na chwilę, dobierając odpowiednie słowa – Cóż, śmierć jest dla mnie tylko zabawą. Przyszedłeś w nieodpowiednie miejsce, nieodpowiednich istot… sądzę nawet iż to ziemska stolica piekieł
-Czyli…jeżeli dobrze rozumiem, jesteś nieśmiertelny? Czym więc jesteś? –Mruknął niezadowolony wpatrując się we mnie przez chwilę, po której westchnął – No taak, wyczuwam wampira…prawda? –Patrzyłem w ciszy jak zerka niepewnie na pistolet w ręku – Za dużo to on mi nie pomoże. Jakie miejsce masz dokładnie na myśli? –Zapytał chyba niepewny tego co miałem na myśli.
-To tutaj, miejsce opuszczone przez Boga, zdegenerowane miasto szaleńców i najbardziej zdesperowanych biedaków, nie słyszałeś o nim? Mało kto się tu zagłębia, niebezpiecznie dlatego cię ostrzegałem, to jak…nadal chcesz mnie aresztować? A może uciekniesz i udasz iż nigdy mnie nie widziałeś? –Byłem zaciekawiony, a w moich oczach nie iskrzyła się żadna wrogość, nie ufałem i nie przepadałem za ludźmi ale on – z tego co czułem, do końca człowiekiem nie był…po za tym…naprawdę był ciekawy i ładnie pachniał… aż miałem ochotę spróbować jego krwi…
- Kwiatuszku, ciszeeej… -Zacząłem, przykładając palec do ust, po czym posłałem mu lekki, beztroski uśmiech. -Nie wiesz, że tu jest niebezpiecznie? Nawet zwierzęta milkną w panicznym strachu, kuląc się przed tym miejscem. A ty przychodzisz tu, jakbyś był u siebie i niszczysz ciszę tym śmiałym podniesionym głosem. Tu rządzi strach a strach nie lubi jak burzy mu się porządek śmiałością… Może ci się coś stać…uważałbym oj uważał… - Mówiąc ostatnie słowa, oblizałem wargi, nie ruszając się z miejsca stałem tak, wpatrując się w niego, oczami które zdawały się rozbłysnąć w tej niepewnej ciemności.
- Masz mnie za dziecko? Weź nie gadaj bzdur i z łaski swojej odwróć się z podniesionymi rękoma –Mężczyzna wyciągnął pistolet z kabury i wycelował we mnie, gdy jednak zignorowałem go, przystawił mi lufę do głowy, ale ja widziałem w nim strach, jeszcze nim jego głos zadrżał, psychika jest krucha a wyczucie każdej chwili niepewności zdolnej uratować nam życie, dziecinnie proste, nawet zwierzęta to potrafią, a ja w zasadzie miałem z zwierzęcia nie jedną cechę. – Nie rób sobie ze mnie jaj, ok? Nie jestem w nastroje na takie zabawy w kotka i myszkę –Na te słowa skrzywiłem się niechętnie, lecz zaraz na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek.
-Nie masz ochoty na zabawę? Hm…w takim razie strzelaj koteczku ~ strzelaj ~ - Wyszeptałem te słowa, uśmiechając się jeszcze szerzej, rozbawił mnie, zdawał się nawet być uroczy, mimo tej całej otoczki powagi było w nim coś naprawdę rozkosznego…albo może to tylko jego zapach?
-Naprawdę tego chcesz – Jego głos był poważny, ale ruchy niespokojne, szczególnie w chwili gdy zaciskał palce na broni. – Życie ci niemiłe, czy jak ? –Westchnąłem na chwilę, by zaraz wzruszyć ramionami.
-Moje serce bije, ale gdy je przebijesz, zrośnie się. Gdy rozerwiesz moje ciało, rozsypie się na proch, po prostu się rozpadnę. Lecz mimo to moje ciało i tak powróci do pierwotnej formy…skazany na życie wieczne – Umilkłem na chwilę, dobierając odpowiednie słowa – Cóż, śmierć jest dla mnie tylko zabawą. Przyszedłeś w nieodpowiednie miejsce, nieodpowiednich istot… sądzę nawet iż to ziemska stolica piekieł
-Czyli…jeżeli dobrze rozumiem, jesteś nieśmiertelny? Czym więc jesteś? –Mruknął niezadowolony wpatrując się we mnie przez chwilę, po której westchnął – No taak, wyczuwam wampira…prawda? –Patrzyłem w ciszy jak zerka niepewnie na pistolet w ręku – Za dużo to on mi nie pomoże. Jakie miejsce masz dokładnie na myśli? –Zapytał chyba niepewny tego co miałem na myśli.
-To tutaj, miejsce opuszczone przez Boga, zdegenerowane miasto szaleńców i najbardziej zdesperowanych biedaków, nie słyszałeś o nim? Mało kto się tu zagłębia, niebezpiecznie dlatego cię ostrzegałem, to jak…nadal chcesz mnie aresztować? A może uciekniesz i udasz iż nigdy mnie nie widziałeś? –Byłem zaciekawiony, a w moich oczach nie iskrzyła się żadna wrogość, nie ufałem i nie przepadałem za ludźmi ale on – z tego co czułem, do końca człowiekiem nie był…po za tym…naprawdę był ciekawy i ładnie pachniał… aż miałem ochotę spróbować jego krwi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz