No bo czy jakakolwiek z rzeczy, która się dzisiaj wydarzyła, tak naprawdę miała prawo mieć miejsce? Poza tym.. to uczucie senności, które mi towarzyszyło. Trochę jakbym pływała. Może to to uczucie, gdy długo się jest martwym, a potem wróci się do życia... a może to jednak sen? Nie byłam w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. I co tak naprawdę byłoby lepsze? Nie miałam wątpliwości, że wolałabym się obudzić obok Ana, bez żadnego partacza za swoimi plecami. Bo jak inaczej można nazwać Willa? Ktoś kto przyplątał się w moje miejsce. Ktoś, kto próbował mnie zastąpić. Ale fakt, że Ann mnie ożywił znaczył, że nie do końca mu się udało.
No właśnie. Nie do końca. Ale nie poniósł też zupełnej porażki. Fakt, że Ann zastanawiał się, już świadczył o jednej, strasznej rzeczy: czyżby naprawdę brał pod uwagę zamienienie mnie na tego agresywnego wampira? Nie sądzę, bym mogła kiedykolwiek to zrozumieć. Will wydawał się być niezwykle rozpieszczonym, krzykliwym i upierdliwym człowiekiem, więc wątpię, byśmy mieli szansę kiedykolwiek się polubić. Ale może to właśnie podobało się w nim Anowi.
W sumie zawsze towarzyszył mi pewien niepokój, bezpośrednio związany z tym, że znudzę się Anowi. Byłam raczej spokojna, moje poczucie humoru kulało, do najpiękniejszych też nie należałam. Zdziwił mnie już sam fakt, że An zainteresował się mną na tyle, żeby mi się oświadczyć. Czy straciłby coś, gdyby mnie zamienił? Z pewnością nie..
- Co tak nic nie mówisz? - wesoły białowłosy o zjawiskowej urodzie odezwał się do mnie, przerywając moje depresyjne przemyślenia - Co to za smutek zagościł na twojej pięknej twarzy?
- Mam problem natury egzystencjalnej.. - uśmiechnęłam się - ..nic ważnego.
- Uczono mnie, że na takie problemy, sama osoba powinna znaleźć odpowiedź.. ale to nie znaczy, że nie mogę pomóc stroskanej damie! - przestał mnie ciągnąć i zrównał się ze mną krokiem - Co niepokoi twoje skołatane serduszko?
- Umiesz mówić normalnie? - zaśmiałam się - I mówiłam: nic ważnego. W sumie gdzie mnie prowadzisz?
- Do mojego brata wypłosza. - uśmiechnął się - Włóczy się po lesie zamiast rozmawiać z innymi.
- Oh, martwisz się o niego! To słodkie.. - uśmiechnęłam się, podejrzewając jednak, że odpowiedź jest inna.
- Skąd. - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Po prostu chcę popatrzeć, jak zakłopotany gada z dziewczyną.
- Jesteś podły. - pacnęłam go, ale on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dziwne - rozejrzał się dookoła, zatrzymawszy się wśród zarośli - Zwykle ten odludek miał zwyczaj ukrywać
się gdzieś tutaj... - zaczął z miną drapieżcy rozglądać się po lesie - Ooo tutaj jesteś! - zwrócił uwagę na osobę, która wylegiwała się w słońcu - Mam dla ciebie cudowne wieści.
- Nie teraz, śpię - odpowiedź nie zdziwiła ani mnie, ani tego mężczyzn... w sumie jak miał na imię? - I kimkolwiek jest twoja nowa dziewczyna, nie interesuje mnie to.
- Twoja też nie? - udał zdziwionego. - W końcu ta z pewnością jest twoja -
roześmiał się wesoło, jakby właśnie oznajmił najbardziej oczywistą rzecz
na świecie.
- Cześć - przywitałam się. - Najwyraźniej jestem twoją nową dziewczyną. - mężczyzna lustrował nas spod kaptura, tak, że nie widziałam jego twarzy. Mam nadzieje, że to nie jest żaden staruszek czy coś.. ani że nie jest niesamowicie brzydki.
- I znowu się wstydzisz? - pociągnął mnie za rękę w jego stronę - To jest moment, w którym powinieneś się
przedstawić - schwycił go i ściągnął kaptur z jego głowy - I
powinieneś sobie zdać w końcu zdać z tego sprawę, że ten kaptur nie
sprawia, iż jesteś niewidzialny - westchnął teatralnie.
Okazało się, że pod kapturem skrywa się dość podobny do brata osobnik, o tym samym kolorze włosów.
- Uroczy ten twój braciszek - wyraziłam swoją opinię. - Z chęcią mogłabym sobie zaadoptować.
>Rhei?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz