Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

11 czerwca 2016

Od Krystyny

- A więc... - chciałam to sobie wszystko uporządkować - ..idziemy teraz na miasto i szukamy podejrzanych?
- Nie. - Ann spojrzał na mnie troskliwie - Ja i Anna idziemy. Ale ty zostajesz. - w moim sercu aż się zagotowało - To jest niebezpieczna sprawa. Coś może ci się stać.. nie przeżyłbym twojej śmierci po raz drugi.. - napuszyłam się.
- Człowieku, przecież idę tam ci pomagać, nie miej ciągle przed oczami tego, że będę martwa! - przewróciłam oczami - Umiem o siebie zadbać. Nie uśmiercaj mnie z góry. - chciałam wziąć swój płaszcz, ale został zasłonięty przez Ana - okeeej.. - westchnęłam próbując się uspokoić, ale tętno już zaczęło mi się podwyższać - Ann, natychmiast oddaj mi płaszcz! - chciałam brzmieć stanowczo i groźnie, ale podejrzewałam, że załamujący się głos nie doda mi ani trochę powagi - Już! - to "ż" było takie niewyraźne, ale coś ścisnęło mi gardło - Słyszysz?!
- Nie. Zostajesz. Przysięgam ci, że zadbam o to, abyś mi pomogła, nie martw się. Po prostu... - jakby szukał słowa - ..nie ruszaj się.. nie narażaj się.. po prostu..
- Tamten dzień ci chyba coś udowodnił, nie? - uniosłam brew - Że śmierć przychodzi niespodziewanie. - wydał z siebie dziwny, stłumiony jęk - Nie trzeba chodzić w niebezpieczne miejsca aby zginąć. Więc czy tu zostanę, czy pójdę, to nie ma.. - ruszyłam przed siebie, ale złapał rękami moje ramiona.
- Jest pewna różnica pomiędzy nadepnięciem na węża we własnym domu, a wręcz pchaniem się w ich siedlisko, czyż nie? - skrzywiłam się niezadowolona - ZOSTAJESZ. - powiedział dobitnie i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Uh...
Byłam wściekła, że mnie zostawił. Czułam się niepotrzebna bardziej niż kiedykolwiek. W przeciwieństwie do Ana nie miałam mocy. Jak mogłabym się tak naprawdę przyczynić do odkrycia czegokolwiek? Byłam zbyteczna.. Will byłby mu teraz bardziej potrzebny niż ja.
Korzystając z tego, że nikt nie patrzył opatrzyłam się w znajdujące się w domu chusteczki i postanowiłam pozbyć się kilku hektolitrów wody z ciała, rycząc jak wół na kanapie. Po jakieś godzince w końcu emocje mi opadły i, ze stosem usmarkanych chusteczek pod sobą, zaczęłam rozmyślać nad tym co z sobą właściwie począć. Przybyłam szukać Ana. Tylko to. Tymczasem już zostałam wciągnięta w bieg wydarzeń i zamknięta w jego domu. To nie tak miało być.
Ann wydawał się kompletnie nie rozumieć. Nadal traktował mnie tak, jakbym była ważnym elementem jego życia, ale jednocześnie tęsknił za Willem. Zbyt. Rozpieszczony.
Nie byłam elementem jego życia. Miałam swoje. JUŻ miałam swoje. I mogę je spokojnie toczyć bez niego.. nawet jeśli.. chlip.
Mam zbyt dużo godnosci, by dawać się zamykać i siedzieć jak myszka w jego domu. Co to to nie. Czy ja na taką wyglądam? Chyba zapomniał po tym wszystkim, co znaczy mieć do czynienia ze mną. Może i drzwi nie otworzę, ale co za filozofia otworzyć okno.. to któreś piętro, więc raczej nikt tu nie wejdze.
Wyjrzałam na dół. Faktycznie, któreś piętro. Okeej.. może i nikt nie wejdzie, ale jak ja mam wyjść. To o wiele bardziej skomplikowana kwestia. Skoczenie na dół nie wchodziło w rachubę. Nie jestem ani wampirem ani kitsune. Ani innym cosiem z pierdylionem niesamowitych zdolności. Pod wpływem tej myśli znowu poczułam się totalnie niepotrzebna i pokrzywdzona przez los. Wychyliłam się przez okno..
- Ej, księżniczko! - jakiś facet zawołał z ulicy. W pierwszym momencie byłam tak zrezygnowana, że nawet nie zarejestrowałam tego co powiedział, dopiero gdy zaczął skakać moja uwaga przeniosła się z sąsiedniego parapetu na niego. - Coś ty taka smutna? - spytał zdyszany od podskoków. Jak się mu przyjrzeć to całkiem przystojny był to osobnik - Może wejdę tam i pocieszę? - kilku przechodniów zaczęło śledzić nas wzrokiem.
- W sumie.. czemu nie? - zaśmiałam się - Tylko jak tu tu wejdź.. - nie trzeba było długo czekać, a mój nowy kolega wskoczył na rynnę i sprawnie przemieścił się ruchem jednostajnym prostoliniowym w moją stronę, po czym przycupnął na parapecie. Tak. Był przystojny. - Łał... - inne słowa nie cisnęły mi się na usta.
- Robi wrażenie? - spytał przekręcając głowę, zrzuciwszy morze białych włosów na prawą stronę szyi - Ale ja czy to co zrobiłem? - aż się uśmiechnęłam. Trudno było zachować powagę w takich okolicznościach i w towarzystwie takiej osoby. Wyglądał tak miło i sympatycznie.. a przy okazji był taki ładny, że przyjemnie się patrzyło.
- Jestem samurajem? - spojrzałam z ciekawością na rękojeść katany, która wystawała mu zza ramienia - Bo ta katana..
- Owszem, jestem.. - rozłożył się na moim parapecie. Zadziwiające, że potrafił się na nim zmieścić.. wydawał się mieć w tym.. wprawę? - ..jestem pięknym panem samurajem. - znowu nie mogłam powstrzymać śmiechu. Chyba zrobiłam się czerwona, więc zakryłam twarz dłońmi, ciągle chichocząc. Ludzie.. nigdy nie sądziłam, że takie sytuacje naprawdę mogą się zdarzyć. - Wiesz co, może chciałabyś wyjść? - zaproponował mi nagle znienacka - Jesteś miła i sympatyczna..  - no bo się zarumienię! - ..a ja mam pewnego faceta, którego chcę wyrwać z domu.. może mi pomożesz? - to brzmiało co najmniej jak tekst "czy chcesz iść ze mną pooglądać małe kotki w piwnicy?", ale aura tego mężczyzny sprawiła, że nie byłam w stanie odmówić.

>Rhei?<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz