Byłem przerażony tym co się właśnie działo na moich oczach. Merry straciła przytomność od uderzenia tego człowieka ze szramą na twarzy, a do mnie szybkimi krokami zbliżał się koleś o ksywce Piącha. W sumie dość śmieszny pseudonim.
-Panie Piącho? Skąd ta ksywka? - Próbowałem odwlec to co było nieuniknione.
-Hę? - Facet nie wyglądał na zbyt rozgarniętego. - Widzisz tę pięść? - Wskazał na swoją olbrzymią łapę.
-Taak, jest dość okazałych rozmiarów. - Pokiwałem głową. - Szkoda, że mózg ma pan mniejszy od tej dłoni. - Mruknąłem cicho. Nie wiem, czy gościu to usłyszał, ale zrobił się jakby czerwony na twarzy.
-Coś ty tam mruczał gówniarzu?! - Kopnął mnie boleśnie w brzuch stopą okutą w glana. Wraz z bólem przypomniałem sobie, że jestem przecież Czarownikiem. Umiem czarować. A oni nie wiedzą o tym i mogę się z nimi trochę zabawić.
-Ignis! - Szepnąłem i wycelowałem we włosy rudzielca. - Zapłonęły w jednej chwili. O tak!
-Ej Piącha! Fryz ci się pali! - Jeden z obserwujących zwrócił uwagę na ten drobny incydent. Rudy odruchowo podniósł dłoń i dotknął płonących włosów.
-AAAA! To parzy! - Oderwał rękę od głowy i uciekł z hali. Naprawdę nie był to zbyt rozumny człowiek, ale przynajmniej się jednego pozbyłem.
-Ty! Czołg zajmij się tym blondynem! -Pan Szrama wydarł się na obserwatora, który od razu podbiegł do mnie. - Z jakimi debilami ja muszę współpracować? - Człowiek z blizną wywrócił oczy ku niebu.
- Vomitus! -Znowu szepnąłem zaklęcie.Kolejny mój oprawca właśnie miał mi przywalić z pięści w twarz, jednak nagle zrobił się zielony na twarzy i wybiegł z hali. Dobiegły nas nieprzyjemne odgłosy zwracania treści żołądka. Trochę mu się zejdzie z tym rzyganiem. W pomieszczeniu zostałem jedynie ja, Merry i Pan Szrama.
-Coś ty za jeden?! - Wkurzony facet podszedł do mnie, zapominając od nieprzytomnej dziewczynie. Próbowałem coś na szybko wymyślić, ale żadne sensowne zaklęcie nie przychodziło mi do głowy. Koleś wziął mnie za włosy i ciągnąc po ziemi wywlekł z hali. Ocierałem się o chropowaty beton, co spowodowało liczne zadrapania, które okropnie szczypały. Dotarliśmy do jakiegoś samochodu. Otworzył bagażnik i mnie tam wrzucił, jakbym był workiem ziemniaków.
-Jak tu sobie pognijesz to odechce ci się zabawiać w magika! - Warknął i zatrzasnął z głuchym dźwiękiem klapę bagażnika. Było ciemno, duszno i bardzo ciasno. Nie widziałem nawet swojej dłoni. Mimo, że nie miałem wcześniej klaustrofobii, chyba właśnie się jej nabawiłem. Zacząłem walić w blachę i wydzierać się w niebogłosy. A potem się ogarnąłem. A jak mi się skończy dostęp świeżego powietrza i się uduszę? Lepiej siedzieć cicho i słuchać co się dzieje na zewnątrz. Zamknąłem oczy i znieruchomiałem. Cisza. Ale chwila... Słyszę jakieś kroki. Czyżby Pan Szrama zmienił zdanie i chciał mnie teraz zabić? Po chwili ktoś zaczął walić czymś ciężkim w blachę klapy od bagażnika. Zaraz zginę! Już pożegnałem się ze wszystkimi w myślach, kiedy klapa się otworzyła i oślepiło mnie światło. Kiedy moje oczy przywkły do tego stanu, dostrzegłem kobiecą twarz otoczoną białymi włosami.
-Merry! Ty żyjesz! - Ucieszyłem się, że nic jej nie jest i też dlatego, że mnie odnalazła.
[Merry? Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, coś nie mam dzisiaj za bardzo weny ;( ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz