Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

20 czerwca 2016

Od Joe'go c.d. Laren

Wampir zmienił się całkowicie. W ogóle nie przypominał siebie. Trochę mnie to zaskoczyło. Ale odpaliłem motor i ruszyliśmy na komisariat. Mknęliśmy pomiędzy budynkami, widząc jedynie rozmazane światła. Kocham to uczucie. Na chwilę zapomniałem o całym tym galimatiasie, który mnie za chwile czekał. Cieszyłem się chwilą. Niestety szybko dojechaliśmy na miejsce. Zeskoczyłem z ducati. Sprawca zamieszania również.
-No to kolego, mogę zakuć cię w kajdanki? - Sięgnąłem do paska, przy który miałem je przypięte.
-Hehe, a w ogóle... poza pracą lubisz takie zabawy? - Uśmiechnął się perwersyjnie. Jaki on jest zboczony...
-Taa...Skuwam ludzi w ramach relaksu. - Uśmiechnąłem się ironicznie. - Uwielbiam patrzeć, jak przerażeni patrzą, kiedy niszczę kluczyk. - To był czysty sarkazm. Nie byłem może święty jeśli chodzi o zbereźne myśli, ale nie aż tak pokrzywiony by bawić się w przykuwanie do łóżka.Jednak nie to było teraz istotne.Odchrząknąłem. - Musimy mieć jakiś plan.
-Eeeech, niekoniecznie to musi być przerażające...~ Przykucie do czegoś potrafi podobno pobudzić zmysły kwiatuszku... - Zaśmiał się cicho. - A co do planu, strzelaj w serce jak uznasz, że pora na śmierć i tyle.

-No o to raczej nie musisz się martwić. Zabiję cię na pewno. - Uśmiechnąłem się słodko. Marzyłem o tym od dłuższego czasu. Gościu zaczynał działać mi na nerwy. - Chodzi mi o to, że najpierw grzecznie tam ze mną wejdziesz i się uwolnisz z tych kajdaneczek, a potem zrobisz trochę krzyku i wtedy ja wejdę do akcji, dostaniesz w serce.Później zostanę w pracy spisywać protokół. I po sprawie. - Klasnąłem w ręce i ruszyłem w stronę drzwi na komisariat.

-Jaki ty jesteś brutalny~ - Skomentował jeszcze z uśmieszkiem i cmoknął mnie w policzek. Fuuu... O mało nie puściłem pawia. Co ja? Jakaś panienka jego, czy jak? Trzymałem go z tyłu za skute ręce i w takiej pozycji weszliśmy na komisariat. Chłopak przejął się swoją rolą. Klął jak stary szewc i szarpał się, jakbym go miał zaraz ze skóry obedrzeć. W sumie czemu nie? Uśmiechnąłem się w duchu do siebie. Przedstawienie czas zacząć.

-Hej Jack! Szykuj celę! Mam tego mordercę! - Krzyknąłem do kolegi, który siedział za biurkiem. Ten się zerwał i pobiegł po klucze. Zwabieni krzykami mojego więźnia, przybyli różni pracownicy biura. Lucy z administracji była tak podekscytowana tą sytuacją, że obierając jabłko gapiła się na szarpiącego się przestępcę , przez co skaleczyła się w palec. Cholera! Wampir + krew = problemy. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek zrobić, mężczyzna warknął groźnie, niezbyt teatralnie i ze wzmożoną nienawiścią, rozrywając kajdanki, zaczął iść w kierunku Lucy. Nim ktokolwiek zdążył zareagować szarpnął ją za włosy i niemal rozrywając ramię wgryzł się w nie. Instynktownie zakrył się jej ciałem, tak że nie mogłem strzelić w serce nie raniąc przy tym Lucy. Zebrałem w sobie całą swoją siłę i bardzo szybko doskoczyłem do pleców wampira. Wyciągnąłem pistolet z kabury i wycelowałem w plecy, w miejsce gdzie znajdowało się serce. Strzeliłem z bardzo bliska tak, że kula utkwiła w sercu krwiopijcy, a nie drasnęła Lucy. Wampir syknął i złapał mnie za gardło wbijając w nie pazury. Z jego ust pociekła stróżka krwi, choć nie wiadomo, czy była to krew jego czy może kobiety. Ktoś podbiegł do Lucy i ją złapał. Natomiast ja siłowałem się z uściskiem wampira. Powoli zaczynało mi brakować tchu. Dusiłem się pod naporem pazurów mojego przeciwnika. Byłem na tyle zdesperowany, że wypaliłem jeszcze raz z pistoletu. Kula chyba trafiła w serce. Chłopak cicho jęknął i uścisk na mojej szyi zelżał. Krew zaczęła ściekać mu po brodzie a ciało zaczęło się rozpadać na proch. Czyżbym załatwił go tak na dobre? Mimo, że zabicie go miało mi sprawić przyjemność po plecach przebiegły mi dreszcze. Po całej akcji, kiedy emocje opadły, spisałem raport ze sprawy i załatwiłem wszelkie papierkowe sprawy." Morderca został zabity w obronie własnej, gdyż jego zachowanie stanowiło zagrożenie dla życia pracowników policji." Tak zakończyłem swój wywód. Następnie prochy, które zostały zamiecione do foliowego woreczka, jako dowód, zabrałem ze sobą. Wsiadłem na motor i pojechałem do pobliskiego lasu. Stwierdziłem, że jakiś tam szacunek mu się należy. Poza tym gryzły mnie dziwne wyrzuty sumienia, które chciałem zagłuszyć, rozsypując jego prochy wśród wysokich świerków. Mało takich świrów, jak on jest na tym świecie.

***

Zielonowłosy mężczyzna podchodzi do recepcji, przy której siedzi Lucy. Wygląda na przyjaznego.
-Dzień dobry, ja szukam...och...s​tało się pani coś w rękę?'- Patrzy na opatrunek znajdujący się na ramieniu młodej kobiety.
-Bo wie pan, wczoraj był tutaj taki incydent... - Rozejrzała się nerwowo. - Nasz funkcjonariusz, powiem szczerze przystojniaczek taki , przyprowadził tu mordercę, a ten się strasznie rzucał i w końcu rzucił się na mnie. - Lucy zerknęła wymownie na opatrunek. - I wie pan co zrobił? Ugryzł mnie łotr jeden. Dobrze, że ten nasz dzielny Joe go zastrzelił.
-Joeee~ Waśnie go szukam, to mój partner...Cieszę​ się że tak wykazuje się w policji... Czasem się martwię że przez tą brawurę coś mu się stanie -Uśmiechnął się niewinnie i troszkę nieśmiało jednocześnie.Lucy właśnie sięgnęła po kubek z kawą i gdy usłyszała te rewelacje, jej ręka zastygła w powietrzu. - To on jest HOMO? - W tym momencie zza rogu wychyliłem się ja. Ta rozmowa była zadziwiająca. - Kto jest homo? - Kobieta patrzyła się raz na mnie, raz na zielonowłosego, nadal będąc w szoku. Szczerze mówiąc, ja sam też byłem w szoku, że tamten jeszcze żyje.
-Kochanie~ Martwiłem się, miałeś odezwać się wczoraj... słyszałem o strzelaninie...-​ Wampir objął mnie za szyję i pocałował czule by szepnąć mi na ucho. Wzdrygnąłem się. -...Jestem głodny i do cholery masz to jakoś załatwić albo nie będzie ciekawie... Przegiąłeś wczoraj z wyjebaniem mnie do lasu~ - Uu biedny, chyba wracał stamtąd na pieszo. Jaka szkoda. Zastygłem zszokowany tym co widziałem i tym co się działo. Lucy dalej nie mogła się pozbierać. W końcu odezwała się cicho: - To ja nie będę wam przeszkadzać...- Wtedy oprzytomniałem. - Zostań. Właśnie stąd wychodzimy.- Chwyciłem tego żywego trupa za rękę i wyciągnąłem go przed komisariat. - Co ty odpierdalasz? - Byłem lekko zdenerwowany, jeśli można tak to ująć.
-Och, nie chciałeś być wzięty za homosia.Tak mi przykro koteczku...A zgadnij kto nie chciał być wyrzucony do lasu...no zgaduj. - Wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia.
-Twoje prochy?! - Oburzyłem się. - Bo nie wiem, czy wiesz, ale myślałem, że cię zabiłem na amen i już nie wrócisz! - Miałem nawet wyrzuty sumienia, dodałem w myślach.
-Chciałbyś, mówiłem ci że jestem nieśmiertelny...​ A teraz w zasadzie cholernie głodny. - Zaczyna się.
- Teraz nie mam czasu. Muszę wracać do pracy. - Westchnąłem. Kolega chwilę stał i patrzył się na mnie, jak na debila.
-Okej... To pożywię się na kimś innym...- Na te słowa stanąłem jak wyryty.
-Ej! Mieliśmy umowę, prawda? - Odezwałem się oburzony.
-Nie jestem pieskiem który będzie grzecznie czekał aż pan wróci z pracy... jestem głodny, odrodzenie zabiera troszeczkę energii...
- Z kim ja muszę pracować... Co złego zrobiłem? -Zacząłem mruczeć pod nosem. Mam przechlapane życie. - Dobra. Pij, tylko z umiarem. Pracuję w policji, a nie jako honorowy dawca krwi.
-Hum... przed budynkiem ? Nie przeszkadza kwiatuszkowi, że ktoś zobaczy jakiej rasy jest chłopak dzielnego i mężnego policjanta?-Zapyta​ł rozbawiony, specjalnie podkreślając ostatnie słowo tak by mnie sprowokować. Chwyciłem go ponownie za ramię i zaciągnąłem do najbliższego zaułku.
-Tutaj możesz, ale przestań z tym naszym pseudo związkiem, ok?
-Wstydzisz się mnie, skarbie? - Zrobił smutną minkę.
-Przestań gadać głupoty i już lepiej weź zrób, co masz zrobić. -Burknąłem. - Mam pracę, a ty mi tylko ciśnienie podnosisz.
- Oj no już, bo jeszcze poczuje się w obowiązku cię rozluźnić -Głaszcze mnie po policzku po czym po chwili wgryza się w moją szyję. Poczułem to dziwne ukłucie, przy którym wydaje mi się, że ulatują ze mnie wszystkie siły. To bardzo przygnębiające uczucie. Dla niego to przyjemność, dla mnie udręka. Kiedy skończy?
[Laren?]

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz