Jak na pechowca przystało, trafiłem na dwie wyjątkowo zajadłe i agresywne baby. Co z tego, że jedna sięgała drugiej do piersi - obydwie wydawały się jednakowo niebezpieczne i w dodatku skłócone przez jakieś wcześniejsze zdarzenia. W chwili, gdy Gefa spytała Viell o jej rodzinę, myślałem już, że obydwie skoczą sobie do gardeł i się rozszarpią, ale póki co było dobrze. Chyba. W sumie nie wiem. Pewnie już w tej chwili coś knują. A potem zwalą na mnie ewentualną winę.
Pociągnąłem nosem, nieszczęśliwy i zrezygnowany, całkowicie trzeźwy i świadomy bliskiej katastrofy. Moje serduszko kołatało przerażone, a rozum właśnie dywagował czy warto przerwać tę oto kąśliwą wymianę zdań. W końcu zmusiłem się, by to uczynić.
- My tu właśnie w tej sprawie... - uśmiechnąłem się, jak gdyby nigdy nic. - ..potrzebujemy informacji, którymi dysponujesz.. - spojrzałem w stronę Viell - Bo wiesz, starym znajomym się nie odmawia.
- Ona nie jest starym znajomym. - zwróciła mi uwagę kobieta - A jeśli przeprosi za to, że wtedy nas wyśmiała, to pomyślę nad udzieleniem wam pomocy.
<Viellene?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz