-Żegnaj więc- rzekła i wyszła z domu.
****
Po prawie całym dniu spędzonym na sprzątaniu i gotowaniu musiałam wyjść na dwór. Zamknęłam drzwi i z radością wybiegłam na ulicę. Nie było pięknej pogody. Było wręcz bardzo pochmurno, jednakże mi to nie przeszkadzało.
Beztrosko chodziłam sobie wszystkimi możliwymi uliczkami dopóki jakiś gang nie zastąpił mi drogi.
Było w nim mnóstwo osób. Większość z nich zdecydowanie starszych ode mnie.
Nie trzeba było się przyglądać ich twarzom bez wyrazu. Z daleka widać było ,że to banda Homunkulusów.
-Tu ona jest!
Uciekłam w boczna uliczkę. Za mną dało się słyszeć strzały. O jak błagałam się w duchu ,by gdzieś zza krzaków wyskoczyła Elena i jakimś cudem mnie uratowała.
Niestety nikt, nawet rycerz na białym koniu nie przyszedł mi na ratunek. Nagle moją kostkę przeszył ostry ból. Usłyszałam śmiech.
-Brawo stary! -krzyknął kobiecy głos.
Noga z raną postrzałową odmówiła posłuszeństwa. Chcąc zyskać na czasie rozłożyłam skrzydła i wzniosłam się wysoko w powietrze. Skutek był jednak odwrotny od zamierzonego ,bo gdy tylko przeleciałam niecałe trzy metry w moim skrzydle utknęła strzała.
Ból był tak wszechobecny ,ze jedyne co zdołałam zrobić to potulnie spadać na drzewo a następnie na ziemię. Przez pewien czas nie potrafiłam się ruszyć. To wystarczyło. Moi wrogowie zdążyli do mnie dobiec. Żegnałam się już z życiem gdy nagle odrzuciła ich do tylu jakaś niewidzialna siła. Spróbowałam się podnieść. Nie udało się.
Sztucznie wytworzeni ludzie przestali się mną przejmować. Rozglądali się zdezorientowani szukając sprawcy ich chwilowej przegranej.
Tylko jeden nie rozglądał się i powoli szedł w moją stronę. Gdy zauważył zachowanie towarzyszy wrzasnął.
-Na co czekacie jełopy!?!
-Kto to był?
-Pan Jonahan mówił ,że dziewczyna ma moce, głupki! Ruszcie się ,bo nam zwieje!
Zdając sobie sprawę ,że zmarnowałam mnóstwo czasu na wysłuchiwanie ich rozmowy, ruszyłam na czworaka do domu Eleny. Był już tak blisko!
Nie dane mi było ,jednak do niego dotrzeć. Któryś z Homunkulusów złapał mnie za nogę i wykrzywił mi ją pod nienaturalnym kątem. Skrzywiłam się z bólu.
Mężczyzna zarzucił mnie na swój bark. Szedł przez chwilę z miną pełną triumfu.
Zaraz po tym puścił mnie i wrzasnął. Uderzyłam o beton. Tym razem wykorzystałam zamieszanie i nie oglądając się za siebie zaczęłam wspinaczkę po ścianie. Złapałam się za parapet i weszłam przez otwarte okno.
-Jeszcze ją złapiemy i dostarczymy. Nie martw się Val.
W pośpiechu zamknęłam okno i położyłam się na podłodze.
Kiedy adrenalina opadła ból uderzył we mnie ze zdwojona siła. Krew spływająca z rozdartego policzka spłynęła mi na oczy. A ja nie miałam na tyle siły ,by ją wytrzeć.
Ostatnie co zdążyłam usłyszeć nim całkowicie straciłam przytomność to zgrzyt zamka w drzwiach.
<cd. Elena>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz