Stałam nad gorącym asfaltem. Resztki zaschniętej zbrązowiałej, już krwi dopełniały melancholii tej okolicy. Bród, smród i ubóstwo... idealny opis. Biorę udział w śledztwie, które może udupić moją siostrę... mimo, że w sumie nie wiele mnie ona obchodzi... martwiłam się o nią. Jednak z drugiej strony chciałam spędzić więcej czasu z istotą ludzką... nie przepraszam. Z istotą żywą... brzmi to zbyt wyniośle, ale jak inaczej przyszło mi nazwać ,,to" czym ja i on jesteśmy? Zdrapałam, dawniej płyn, i wrzuciłam to co udało mi się odzyskać do reklamówki. W duchu modliłam się, aby Elena nie skaleczyła się przy okazji...
-Trzeba zbadać zwłoki...
-Rodzina się nie zgodzi. Minął z miesiąc...
-Jedyne co nas poratuje to nakaz policyjny...-krótka wymiana zdań.
-Wydaje mi się, że na to nie mamy co liczyć...
-Mamy mało śladów, Jedyne co możemy wiedzieć na pewno to... No to nie był zawał. Zawał nie zostawia kałuży krwi na ziemi.
-Możemy opierać się tylko na ploteczkach tutejszych babć i.... grabarzy. No jasne! Czemu wcześniej na to nie wpadłam. Ktoś musiał a) zgłosić śmierć. Pewnie coś wiedzą w okolicznym szpitalu b) Ktoś musiał ją pochować i dobrze widział, że nie wszystko jest... dobrze.
-Trzeba to sprawdzić- powiedział i uśmiechnął się. Ciekawe po co prowadzi to śledztwo... tajnie. Przecież może wjechać z buta z zeznaniami i miałby profesjonalną ekipę. Przejechałam językiem po spieczonych od słońca ustach. Będę musiała zacząć dbać o siebie. Wydaje mi się, że... po prostu się zataczam. To wszystko mnie wykańcza. Zadzwonił alarm znajdujący się w telefonie. Godzina 20:03. Miałam odnieść papiery. Spojrzałam do zniszczonej torby i z ulgą stwierdziłam, że te właśnie tam się znajdują.
-Przepraszam muszę już uciekać... Spotkamy się jutro.-powiedziałam i uścisnęłam go przyjaźnie na pożegnanie.
-Do jutra- rzucił za mną kiedy byłam już w połowie trasy dzielącej mnie od dachu budynku.
-Przepraszam muszę już uciekać... Spotkamy się jutro.-powiedziałam i uścisnęłam go przyjaźnie na pożegnanie.
-Do jutra- rzucił za mną kiedy byłam już w połowie trasy dzielącej mnie od dachu budynku.
***
Mocne uderzenia w głowę stopniowo rozjaśniały mi obraz. Wprawdzie nie widziałam sensu w trenerze z głową psa bijącego mnie ptasim skrzydłem po skroniach jednak zaczęłam dochodzić do siebie. Otworzyłam szeroko oczy. To co wydawało się być ciosami było tak naprawdę głuchym hukiem spowodowanym stukaniem kołatką o drzwi. Niechętnie zwlekłam się z narożnika. Odłożyłam książkę. Spojrzałam z zatęsknieniem na gorącą karmelową kawę... Czyli nie zaznam dzisiaj spokoju... Powlekłam się do drzwi. Spojrzałam przez judasza i myślałam, że serce stanęło mi kołkiem w gardle. Is i Elcia... ciekawe co je sprowadza. Jeszcze raz spojrzałam na książkę z teorią i tym razem wydała mi się błogosławieństwem, ale jak to mówią gość w dom, Bóg w dom. Błogie widmo lenistwa i zatapiania się w lekturze powoli rozmywało się na moich oczach. Szczerze to byłam gotowa gonić tego motyla, jednak odpuściłam sobie. Otworzyłam drzwi i zaprosiłam je gestem do środka.-Co was sprowadza?-spytałam pomagając zdjąć im płaszcze.
-Gdyby nie konieczność nie zobaczyłabyś mnie tu nigdy więcej- fuknęła Elena... milusio
-Gonią nas homokulusy, a Elena pomyliła pociągi i musimy gdzieś spędzić noc. No wiesz bezpieczni.- wypaliła Is, za co dostała niemą naganę. Czułam, że oberwie jej się... później. Homokulusy... jak dobrze jest być uznanym.
-Pewnie jesteście głodne... siadajcie do stołu, zaraz coś przyrządzę.-Wystarczył lekki skręt, aby znaleźć się w kuchnio-jadalni. Moje mieszkanie jest małe, ale za duże na typową kawalerkę, dzięki czemu mogę się cieszyć luksusem posiadania sypialni. Ze sprzedaży apartamentu zostało mi dużo pieniędzy, dzięki czemu mogłam wszystko ładnie odremontować i urządzić. Mieszkanie jest nowoczesne, urządzone na czarno biało i szaro. Niemal każda ściana posiada inny kolor, jedna jest czarna, druga grafitowa, za to reszta jaśnieje rozweselającym zielonym odcieniem limonki. Całość rozjaśnia biały sufit.Czułam ,że mojego kota nie zachwyci perspektywa gości jednak jedyne co mi zostaje to przełożyć jego autyzm i depresję na drugi plan. Niemal jak posłanie, które szybko znalazło miejsce w łazience. Stanęłam przy garach. Sprawdziłam szybko zawartość lodówki. Westchnęłam ciężko żegnając się z ciastem ,które zamierzałam upiec. Cóż truskawki przeznaczę na pierogi. Musze coraz bardziej oszczędzać, a zapowiada się zwolnienie, więc naprawdę mi się nie przelewa. Wyjęłam mąkę, jajka i inne składniki. Dziewczyny, a raczej Isabell zajęła mnie błahą rozmową o pogodzie. Zaklejałam po jednym owocu w Beżowym krążku wychodzącym z formy będącej szklanką. Już po chwili pierogi wylądowały w garnku, a na patelni rozpływało się masło. Po pomieszczeniu roznosił się apetyczna, maślana woń. Odcedziłam, ułożyłam na talerzu i polałam masłem. Całość została udekorowana świeżymi owocami. Goście wręcz rzucili się na jedzenie. Reszta wylądowała w lodówce czekając tylko na chwilę, gdy ktoś poprosi dokładki... lub na jutrzejszy obiad.
***
-Ty też jesteś mutantem?- zapytała zdziwiona Is.-Innym niż wy. Jestem ,,uznana". Nie traktują mnie jak kogoś innego.- dziewczyny niemal upuściły widelce z wrażenia.
-Boże też bym tak chciała...
-Może przygotuję wam... pościel. Myślę, że ułożę was na łóżku w sypialni. Jest dwuosobowe.
-Wiesz, może lepiej zaściel mi na podłodze.- Cała siostra...
-Elena, przecież możliwe, że tam gdzie pojedziemy nie będzie innej opcji. Lepiej się przyzwyczaić.
-Spokojnie dam wam dwie kołdry.
***
Dziewczyny umyły się i w tej chwili zapewne zasypały już. Zmywałam naczynia i sprzątałam po nich. Męczące zajęcie... Niestety nie zamierzały zachowywać się spokojnie, więc wszystkie płyty ze stojaka, tak samo jak książki leżały porozrzucane na ziemi. Z cichym westchnieniem pełnym smutku patrzyłam na kolejne powyginane strony. Wszystko to było skutkiem szukania przez Isabelle czegoś ,,na wieczór". Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i szybko je otworzyłam. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się. Joe przyszedł. Miał ze sobą herbacianą różę. Była naprawdę piękna.
-Mogę?-zapytał niepewnie. Było po 21:31.
-Jasne- mężczyzna wręczył mi kwiat.
-Z jakiej to okazji- zapytałam z uśmiechem.
-Słyszałem, że naprawdę dobrze idzie Ci na szkoleniu. Jesteś jedną z lepszych- odparł.
-Przepraszam Cię za to ubranie, ale nie spodziewałam się gości- nie ma to jak typowa kobieca gadanina. Jednak naprawdę dresowe spodnie przetarte na kolanach i zmechacona miętowa bluza... nie.
-Nie spoko... całkiem nieźle Ci w dresie.- lekko się zaśmiałam
-Dzięki. Zjesz coś? Mam pierogi z truskawkami.
-Chętnie. Jeszcze nic nie jadłem. Zadzwonili z pracy i musiałem... odwalić papierkową robotę... Mam nadzeję, że dadzą nam trochę czasu i uda nam się znaleźć mordercę...-Ech już go znalazłam. Śpi za drzwiami i jest moją siostrą- pomyślałam.
<Przepraszam, że napisałam w jednym, ale nie miałam pomysłu na ,,rozdzielne" napisanie. :/. Elena kontynuuj swoją historię już się nie wcinam. Joe?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz