Dziewczyna odbiegła, a ja musiałam gonić za nią. Naczynia krwionośne piekły mnie, a krewo napierała na tkanki z większym ciśnieniem. Po co kryję nieznajomą skoro zagraża to mi? Wreszcie żyła w nosie pękła i polała się z niego szkarłatna ciecz. Kapała mi po twarzy. Gorąco zalało mi usta, policzki i brodę, jednak nie zakończyłam biegu. Zatrzymanie się, było równowarte zamknięcia się w pokoju z wygłodniałym wampirem. I to i to skutkowało śmiertelną utratą krwi i życia. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jest to niebezpieczne. Zakryłam ręką nos. Dzięki Bogu dziewczynę spotkałam na targu najdalej wysuniętym w stronę puszczy, dzięki czemu ludzie szybko przestali być widoczni, a tłum przerzedził się na tyle, że po łąkach szwendały się pojedyncze osoby. Sam ruch nie sprawiał mi bólu, nawet nie wymagał zbyt wiele wysiłku, jednak utrata krwi, która wbrew pozorom nie była mała w jakimś stopniu osłabiała wydajność organizmu, i zapewne gdyby nie szybsza produkcja krwinek przez szpik oraz ,,ulepszenia" nie miałabym już siły. Wreszcie Rachel powróciła do mnie, jak okazało się stałam tuż obok dziewczyny. Usiadłam.
-Aonii-wyciągnęła rękę bez przekonania.
-Airis- Odpowiedziałam z delikatnie ściskając jej dłoń. Po chwili położyłam ręce na kolanach.- Mili Ci ludzie w Mieście, nieprawdaż?
<Aonii? Przepraszam, że takie krótkie.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz