Airis opuściła pokój prawie
bezgłośnie, choć ja ją i tak słyszałam. Gdy tylko zamknęły
się za nią drzwi, zsunęłam się z łóżka i usiadłam na
podłodze. Isabelle tylko mruknęła coś pod nosem i przewróciła
się na drugi bok. Przez chwilę nasłuchiwałam krzątaniny mojej
siostry. Była miła, co mnie w niej irytowało. Choć muszę to
przyznać, zazdrościłam jej. Życie bez ciągłego lękania się o
własne życie, brak słuchania przerażonego serca, gdy ktoś
nieznajomy puka do drzwi, dreszcz po obudzeniu się z kolejnego
koszmaru. Potrząsnęłam głową z rezygnacją. Moje długie włosy
opadły mi na twarz. Wzięłam kosmyk pomiędzy dwa palce i
przyjrzałam mu się. Nagle ktoś otworzył drzwi. Wstałam szybko i
podeszłam do drzwi. Uchyliłam je lekko i przez szparę w drzwiach
zobaczyłam, jak do mieszkania wchodzi ten glina. Spotkałam go już
kiedyś. Gdy się z Airis biłyśmy na placu. Zaklęłam pod nosem.
- Chętnie. Jeszcze nic nie jadłem.
Zadzwonili z pracy i musiałem... odwalić papierkową robotę... Mam
nadzieję, że dadzą nam trochę czasu i uda nam się znaleźć
mordercę... -usłyszałam głos koło drzwi wejściowych. Mogłam
się tego spodziewać. Airis i policjanci. Typowe. Czemu moja siostra
nie mogła być barmanką? Zdecydowanie wolałam pijaków od glin. Co
mnie tchnęło, że tu przyszłam? Zamieniłam się w cień,
przemknęłam do łazienki i wracając do poprzedniej postaci,
zamknęłam za sobą drzwi. Przecież on może mnie poznać. A
zresztą przecież istnieje ktoś taki, jak policyjny portrecista.
Kilka razy zacisnęłam i rozluźniłam pięści. Muszę się
uspokoić. Mój analityczny umysł od razu zaczął szukać
rozwiązania. Przejrzałam nalepki na przeróżnych opakowaniach
stojących na półce. Farba do włosów. Wyciąg z rabarbaru.
Ekstrakt rumiankowy. No i oczywiście były mi potrzebne nożyczki.
Nalałam trochę wody do zlewu i zamoczyłam włosy. Gdy przylgnęły
mi do pleców, zaczęłam je ścinać. Kolejno długie pasma opadały
na podłogę. Gdy dosięgały mi trochę powyżej ramion, przestałam.
Zrobiłam na szybko mieszankę z ekstraktu rumiankowego i wyciągu z
rabarbaru. Rabarbar wyciąga kolor, a rumianek rozjaśnia. Wylałam
to sobie na głowę, a w ciągu tych 15 minut, gdy mieszanka
działała, zdążyłam przeczytać instrukcję do farby do włosów.
Cóż, cała operacja trwała jakieś 46 minut, 23 sekundy i 51
nanosekundy. Pod koniec wysuszyłam cel całej tej maskarady
ręcznikiem. Gdy uniosłam głowę do góry, w odbiciu patrzyła na
mnie zupełnie inna dziewczyna. Ciemny blond przetykany gdzieniegdzie
złotymi pasemkami. Fryzura układała się w niesforne fale, z czego
z jednej strony miałam trochę dłuższe niż z drugiej. Nie jestem
wybitnym fryzjerem najwyraźniej. Oczy miały barwę bursztynu z
czarną obwódką. Przywdziałam na twarz trzpiotowaty uśmiech. W
tej chwili cieszyłam się, że jedyną piżamą, jaką miała Airis
oprócz swojej i tej którą dała Isabelle była jakaś
wielokolorowa bluzka na ramiączkach i spodenki białe ¾.
Przynajmniej nie różowy. Czegoś takiego bym nie zniosła.
Zacisnęłam dłoń na klamce i popchnęłam drzwi barkiem. Mój plan
ograniczał się do tego, żeby ten policjant zapamiętał mnie jako
pustą, nic nie grożącą lalkę Barbie. I mniej więcej wiedziałam,
jak tego dokonać. Czknęłam i weszłam udawanym chwiejnym krokiem
do kuchnio-jadalni. Ich wzrok spoczął na mnie. Oparłam się o
ścianę i zachichotałam. Airis wpatrywała się we mnie z niemym
zdumieniem.
- Oooo.. Mas gochcia? -spytałam,
bełkocząc. Bycie dobrą aktorką miało mi się przysłużyć.
Zataczając się, doszłam do policjanta i usiadłam na krześle obok
niego. Glina rzucił Airis zaniepokojone spojrzenie. Nagle w mojej
głowie zabłysła myśl:
,, Nie wiem co chcesz zrobić, ale
uważaj. Joe potrafi wywąchać kłamstwo na kilometr.”
Uroczo.
- Jak mas na imięęę? -Gra musiała
trwać.
- Eee.. Joe -odpowiedział, być może
zaniepokojony.
- Łaaatnie. A mi mófff Elisaaa.
Slodkooo plawda?
- Yy.. Tak. Bardzo fajnie.
Glina czuł, że coś ze mną nie tak.
Siostrzyczka pomogła mu trochę.
- Chyba wzięła za dużo tabletek
-Teoretycznie nie było to kłamstwo. Chyba. To dobre słowo.
- I popiła wódką -mruknął Joe pod
nosem. Zachichotałam ponownie i przejechałam palcem po jego
policzku.
- Mięciuśiee..
Policjant złapał mnie za rękę i
odciągnął ją od swojej twarzy. Zrobił to na tyle gwałtownie, że
wykorzystałam to i spadłam na podłogę. Zaśmiałam się i
włożyłam kciuk do ust.
- Kto to jest?! -Bezgłośnie zapytał
się Joe mojej siostry.
- To moja rodzina. Jednak nie łączy
nas zbyt wiele, niż więzy krwi -odpowiedziała. Kolejne na
wpół-prawdziwa informacja. Musiałam jej to przyznać. Była
bystra.- Chyba ją położę.
- To nie będę przeszkadzać i sobie
już pójdę -rzekł Joe z niewyraźną miną. Rzuciłam się do jego
nogi i zawyłam:
- Nieeeeee! Zospań! Nie zośtawiaj
mnie! Jeśtweś taki psystojny!!
Musiał podtrzymywać spodnie, żeby
nie spadły mu z tyłka. Potrząsnął nogą, ale nie chciałam się
odkleić. Jakoś doczołgał się do drzwi i nacisnął klamkę.
Airis rzuciła się do mnie, próbując mnie od niego oderwać.
Pozwoliłam jej na to. Joe rzucił tylko: Pa. Gdy tylko zamknął za
sobą drzwi, wstałam i otrzepałam się. Z ust wreszcie zszedł mi
głupkowaty uśmiech. Policzki zaczynały mnie od tego boleć.
- Kompletnie nie wiem, co to miało być
-powiedziała Airis z wyrzutem. Zignorowałam to i zamiast tego,
rzuciłam:
- Brr... Okropne. Bierz go sobie. Chyba
nigdy nie zmyję z siebie tego żółwiego zapachu.
Airis zaczęła się śmiać. Nie wiem
czemu, ale wydawało mi się w tamtej chwili, że zaczyna się między
nami układać.
<cd. Airis i Joe>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz