To okropne, że sprawy zza grobu decydują o życiu osób żyjących... nadal. Sama niechętnie przyjmowałam na siebie to brzemię, ale kto wie może to naprawdę jest ważne. Niechętnie wyciągnęłam rękę. Joe to zauważył.
-To był twój pomysł, czemu więc jesteś odnośnie tego taka... sceptyczna?
- W sumie to nie do końca był mój pomysł... Może mniej o moich dziwnościach- uśmiechnęłam się, ale tym razem fałszywie. Kto by się cieszył z dzielenia ciała z dzieckiem. Wiedziałam jednak, że wystarczy, aby ona się oddaliła i skutki mogą być dla mnie tragiczne. Brak jej w ciele sprawiał mi ból. Mężczyzna ścisnął moją dłoń i tym umownym gestem nasze losy zostały połączone na zawsze... do czasu kiedy któreś nie wyciągnie kopyt. Resztę wieczoru spędziliśmy na bezsensownych rozmowach, o niczym. Nie obyło się bez alkoholu, który skłonił mnie do wynurzeń. Chyba tylko dzięki niemu Chłopak nie zdziwił się tak bardzo podczas opowieści o mojej ,,misji" i ,,przyjaciółce".
Miałam szczerą nadzieję, że wszystko przeszło bokiem i w jego głowie nie zostało nic z tej rozmowy. Dni mijały zaczęłam uczęszczać na szkolenie, które miało potrwać... nie mało czasu. Oczywiście dla mnie zdecydowanie mniej. W międzyczasie zaczęłam pracować w warzywniaku. Mimo tego, że z policjantem widywałam się codziennie, to właśnie ta rozmowa przy kasie była... intrygująca.
-Czyli już nie tańczysz?- zapytał podchodząc do kasy.
-W sumie nie mam gdzie... tańczyć nie skończyłam, ale już się z tego nie utrzymuję- ,, w sumie ledwo się utrzymuję"
-Zwolnili Cię?-zapytał. Na jego twarz wszedł uśmiech, lekko złośliwy.
-W sumie zwolnili wszystkich...
-Coś się stało?- stało się wiele.
-Jako były pracownik powiem, że podobno zmarła na zawał, ale jako sprzedawczyni w warzywniaku poinformuję Cię o tym, że ktoś znalazł jej ciało. Miała gardło poderżnięte nożem.
-I my jako policja o tym nie wiemy?!
-Mnie się pytasz?
<Joe? Sorry zero pomysłów...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz