Niewidoczna siła kazała mi podbiec do przodu. Dziewczyny rzuciły mi nienawistne spojrzenia, ale wcześniej wspomniane sumienie nie dało mi spokoju. Wreszcie złapałam jedną za ramię, co spowodowało iż mój nos nie był już w całości...
-Możecie się łaskawie zatrzymać?- powiedziałam z nutką irytacji. Człowiek ma dobre intencje i kończy z rozlatującą się kością.
-Nie zamierzam tracić na Ciebie czasu.- odparła z kpiną
-Dobrze, jeżeli chcecie chodzić ze złamanymi kośćmi to proszę bardzo...-Odwróciłam się na pięcie. Wiatr zawiał w moją twarz niosąc ze sobą zapach śmieci. Trzy... Lekko dotknęłam nosa. Ból był bardzo silny. Zaczęłam go delikatnie masować. Rachel. Czułam jak odłamki powoli przybliżają się do pozostałych kości. Krew powoli wpływała nie pozostawiając po sobie śladu. Elena nie wybiła mi zęba, ale znowu złamała mi szczękę. Oczywiście i po tym nie było już śladu. Dwa... Od podłoża biło gorąco. Powietrze było gęste, robiło się duszno. Parne powietrze wydawało się przylegać do ciała, próbując przygnieść do ziemi. Zapowiadało się na burzę. Jeden... podeszłam do muru. Moje palce przylgnęły do gorącej cegły. Cóż mój strój nie był idealny do tego rodzaju czynności. Czarna sukienka sięgająca do kolan, na górze biała w błękitno-granatowe plamki. Miętowe schodzone trampki nie sięgające kostek, sprawiały, że stosunkowo łatwo było o zadrapania. Całości dopełniała jeans'owa kurtka 3/4 i czarny kapelusz. Zero...
-Ej, o co Ci chodziło?- zapytała podbiegając do mnie szaro-włosa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Spodziewałam się tego. Bez słowa złapałam za dłoń, która odchodziła od nadgarstka złamanego na skutek upadku. Powoli wszystko wracało na miejsce. Dziewczyna patrzyła z dziecięcym zachwytem na znikające obrażenia. Kolejne czarne chmury zachodziły na niebo. Isabelle, jak się dowiedziałam, nie miała już żadnych obrażeń obejrzała się i spojrzała na widocznie wkurzoną Elenę. Chciało mi się śmiać kiedy spojrzałam na jej twarz. Wyglądała, jak mała naburmuszona dziewczynka. Zmrużone oczy zaciśnięte usta i ręce założone na siebie. Brakowało tylko kopnięcia nóżką.
-Elena chodź ona leczy!-wykrzyknęła radośnie. Tamta uniosła głowę do góry i zaczęła powoli zmierzać w naszym kierunku. Nadepnęła na puszkę, i prawie się przewróciła. Z widoczną łaską podała mi rękę. Uśmiechnęłam się kpiąco i zabrałam się do leczenia jej ran.
-Jak umarła matka?-zapytała ignorując Belle.
-Zgaduj-odpowiedziałam z ironią. Podejrzewam, że wiedziała już kim jestem, więc powinna jednak coś podejrzewać.
-Naukowcy ją zabili?
-Mózg jej się wypalił... w siódmym miesiącu.
-Co? Skąd to wiesz?- Czyli chyba nie załapała...
-Była zbyt słaba, by donosić dziecko demona. Nie wiedziałaś, jak to się zwykle kończy?
-Czyli zmarła przez Ciebie? Jak mogłaś?!- powiedziała i rzuciła się na mnie z pięściami, jednak sama Isabelle zainterweniowała, po czy spojrzała na wkurzoną kobietę karcąco.
-Miałam tylko... w sumie niewiele miałam. Myślisz, że chciałam być córką demona? Przecież nie podejmowałam decyzji za matkę.
<Elena? Isabelle?>
Pogubiłam się...
OdpowiedzUsuńNa które opowiadanie to jest odp???