Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

9 maja 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Moje zmysły mnie paliły. Nie wiedziałam na co się narażam. Łapczywie chwytałam oddech. Pot ściekał po mnie strumieniami. Taka nieosiągalna moc. A taka zabójcza. Czarny ogień. Te głupie homunkulusy dostaną za swoje. Na moich wargach zadrżał mściwy uśmiech. Drżącymi dłońmi przekręciłam klucz w zamku i wpadłam do pokoju. Isabelle leżała na podłodze w kałuży krwi. Podbiegłam do niej ze ściśniętym sercem.
- Elen -wyszeptała słabo. Była bardzo słaba.
- Jestem tu Belle -wyszeptałam gładząc ją po policzku. Ale po tym zdrowym, oczywiście. Zerwałam z łowy czarną bandanę i przyłożyłam jej do zranionego miejsca. Jęknęła z bólu.- Byłaś bardzo dzielna.
- Oni chcą mnie dopaść -Jej słabowity głos łamał mi serce. Albo przynajmniej to co z niego pozostało.
- Wiem -uśmiechnęłam się smutno. Nagle zobaczyłam jej inne rany.- Boże, Is ty jesteś bardzo ranna.
- To nic takiego.
Ja jednak nie słuchałam.
- Muszę cię zabrać do szpitala.
- Nie! -Złapała mnie za łokieć. Strach w jej oczach był bardzo zauważalny.- Oni mnie złapią.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę.
- Ale... -opierałam się. Nie mogłam pozwolić, żeby mi umarła.
- Proszę -błagała mnie. Niechętnie skinęłam głową. Zza okna usłyszałyśmy krzyki. Isabelle uniosła głowę.
- Co to było?
- Później ci powiem -zadeklarowałam.- Poczekaj tutaj. Spróbuję ci opatrzyć rany.
- Nigdzie się nie ruszam -mruknęła. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Gdy opatrzyłam jej wszystkie rany i usunęłam kulę z kolana i strzałę ze skrzydła, Isabelle była tak zmęczona upływem krwi i walką z napastnikami, że prawie zasnęła mi na kolanach. Położyłam ją do mojego łóżka, a sama zasnęłam na kanapie. Przez następne kilka dni opiekowałam się nią najlepiej, jak umiałam. Jej rany goiły się zadziwiająco szybko, błyskawicznie regenerowała siły. Jej stan zdrowia się poprawiał, a mój pogorszył. Od czasu felernego spotkania z homunkulusami nie mogłam sobie wybaczyć, że byli tak blisko domu. Zawsze trzymałam ich na dystans, a teraz byli prawie pod frontowymi drzwiami. Prawie w ogóle nie było mnie w domu. Patrolowałam okolice w poszukiwaniu tych napastników. W domu spędzałam zaledwie godzinę, w tym czasie jadłam, myłam się i spałam. Cóż, jak się okazuję pól godziny snu to jednak dla mnie za mało. Po kilku dniach na moim obliczu widać było zmęczenie. Cienie pod oczami, wymizerowana twarz, opadłe ramiona. Wyglądałam strasznie, ale nie zamierzałam odpuścić.
Był czwartek. 10 dni po napadzie. Isabelle była prawie zdrowa. Nie mogła, co prawda, latać, ale chodziła już i nie przesypiała całych dni. Właśnie wiązałam karwasze, gdy Belle weszła do pokoju. Oparła się o framugę drzwi i uśmiechnęła się. Dopiero potem zorientowała się co robię.
- Wychodzisz. Znowu -Uśmiech zniknął jej z twarzy. Moja twarz skamieniała. Nie odpowiedziałam.- Elen, czemu to robisz?
- Nie pozwolę, żeby cię ponownie skrzywdzili -odpowiedziałam grobowym głosem. Is podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
- I mówi to wyrachowana zabójczyni.
Skrzywiłam się nieznacznie.
- Jesteśmy prawie, jak siostry -próbowałam się wytłumaczyć z moich miłych intencji. Isabelle uniosła jedną brew z zawadiackim uśmiechem.
- No dobra, łączy nas tylko rasa, no ale i tak jesteś milsza, niż moja rodzona siostrzyczka -parsknęłam. Belle zaśmiała się, ale potem na powrót spoważniała.
- Jeżeli naprawdę chcesz mi pomóc, to nie wykańczaj się tak. Bardziej przydałyby mi się lekcje samoobrony, niż morderca, który strzeże mnie, jak wierny pies.
Westchnęłam.
- Może masz rację.
- Na pewno mam rację.

<cd. Isabelle>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz