Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

31 maja 2015

Od Joe'go c.d. Airis i Eleny

Cóż moja wizyta u Airis nie należała do najdłuższych. Ale przynajmniej zdążyłem zjeść pyszne pierogi z truskawkami.Z pełnym żołądkiem zawsze lepiej mi się myśli. Chociaż miałem nadzieję na to,że wieczór spędzony w towarzystwie Airis da mi odsapnąć od tych wszystkich paranormalnych spraw w policji chociaż na chwilę. Ale czego ja się spodziewałem? W końcu ta kobieta jest Żołnierzem i raczej szybciej bym znalazł przy niej więcej kłopotów niż spokoju. Mimo wszystko i tak ją lubię. Jednak ta "pijana" kobieta... Kto to był? Po pierwsze mogę stwierdzić,że była trzeźwa jak cholera i odegrała przed nami niezłą szopkę. Dzięki temu,że Airis została moją Ofiarą, teraz wyczuwam każdą,chociaż najmniejszą, nieszczerą intencję w czynach i słowach ludzi. Trochę to wnerwiające,ale z drugiej strony,jakże przydatne. Po drugie ta blondynka była modyfikowana laboratoryjnie.To także wyczułem od razu. Może,gdyby moja Ofiara nie znajdowała się tak blisko,to by mi zajęło trochę więcej czasu. Stałem tak chwilę przed motorem i rozmyślając spoglądałem w niebo. Było dość późno. Księżyc wisiał wysoko, dookoła towarzyszyły mu migoczące gwiazdy. Sięgnąłem po kask i już miałem go włożyć,gdy moją uwagę przykuł dziwny ruch w ciemnej uliczce naprzeciwko mnie. Przyjrzałem się mrokowi zakątka,gdy nagle wyłonili się z niego podejrzani osobnicy. Byli poubierani w bardzo różnorodne zestawy, na przykład jeden mężczyzna miał na sobie spodnie od piżamy. Niewielka grupa rozglądała się uważnie,jakby czegoś szukała. Powoli zbliżali się w moją stronę. Homunkulusy. Co tu robią te wybryki laboratoryjne? Minęli moją osobę szerokim łukiem i weszli prosto do... bloku Airis. To nie mógł być żaden przypadek. Szybko,aczkolwiek dyskretnie udałem się za nimi. Tak,jak myślałem zatrzymali się pod drzwiami prowadzącymi do mieszkania mojej koleżanki. Wyjąłem pistolet z kabury,którą zawsze nosiłem pod kurtką. Hałaśliwa grupa wyważyła bez większych problemów drzwi i bez skrupułów wstąpili do pomieszczenia. W przedpokoju widziałem zdziwioną Airis.
-Uważaj!- Było już za późno. Homunkulusy rzuciły się na nią. Dziewczynie nic się nie stało,jednak mnie przeszył ostry ból w okolicach żeber. To jeden z nich próbował uderzyć Airis, jednak jako,że byłem jej Ofiarą ten cios przeszedł na mnie,dzięki czemu brunetka otrząsnęła się z szoku i zdążyła wyprowadzić cios. Kolejny napastnik zamachnął się na nią. Celował w szczękę.
-Airis,unik w prawo! - Krzyknąłem w kierunku szarookiej,a ta w ułamku sekundy zdołała uchylić się od ciosu,dzięki czemu ja mogłem wycelować w jednego z napastników. Dostał kulą tuż pod łopatką i upadł ciężko. Nagle poczułem okropny ból w lewym boku.Przyłożyłem dłoń do bolącego miejsca i poczułem lepką maź. Krew. Spojrzałem na przeciwnika Airis,który trzymał w ręku krótki sztylet. Wycelowałem w tył głowy i strzeliłem. Kolega padł,a jego mózg rozpaćkał się na ścianie tuż obok dziewczyny.
-Sorry,za ubrudzenie ściany...-Uśmiechnąłem się przepraszająco. Ostry ból znowu przeszył mój lewy bok. Jęknąłem cicho. Zostało jeszcze dwóch napastników. Airis trzasnęła jednego głową o ścianę i ten padł nieprzytomny, drugiego zaś dorwała... blondynka. Skręciła mu jednym wprawnym ruchem kark. -Co za dziewczyny... -Uśmiechnąłem się znowu pod nosem.Zaraz skrzywiłem się z bólu i upuściłem broń. Krwi było coraz więcej. Zatoczyłem się,przed oczami zrobiło mi się ciemno,jednak zanim upadłem, Airis złapała mnie i oparła na sobie. Dowlekłem się do kanapy,ciężko oddychając i usiadłem.
-Trochę boli,ale nie ma tragedii... -Wyszczerzyłem się do kobiet,zgrywając twardziela.
[Airis?Elena?]

31 maja 2015

Od Eleny cd. Airis i Joe

Airis opuściła pokój prawie bezgłośnie, choć ja ją i tak słyszałam. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, zsunęłam się z łóżka i usiadłam na podłodze. Isabelle tylko mruknęła coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok. Przez chwilę nasłuchiwałam krzątaniny mojej siostry. Była miła, co mnie w niej irytowało. Choć muszę to przyznać, zazdrościłam jej. Życie bez ciągłego lękania się o własne życie, brak słuchania przerażonego serca, gdy ktoś nieznajomy puka do drzwi, dreszcz po obudzeniu się z kolejnego koszmaru. Potrząsnęłam głową z rezygnacją. Moje długie włosy opadły mi na twarz. Wzięłam kosmyk pomiędzy dwa palce i przyjrzałam mu się. Nagle ktoś otworzył drzwi. Wstałam szybko i podeszłam do drzwi. Uchyliłam je lekko i przez szparę w drzwiach zobaczyłam, jak do mieszkania wchodzi ten glina. Spotkałam go już kiedyś. Gdy się z Airis biłyśmy na placu. Zaklęłam pod nosem.
- Chętnie. Jeszcze nic nie jadłem. Zadzwonili z pracy i musiałem... odwalić papierkową robotę... Mam nadzieję, że dadzą nam trochę czasu i uda nam się znaleźć mordercę... -usłyszałam głos koło drzwi wejściowych. Mogłam się tego spodziewać. Airis i policjanci. Typowe. Czemu moja siostra nie mogła być barmanką? Zdecydowanie wolałam pijaków od glin. Co mnie tchnęło, że tu przyszłam? Zamieniłam się w cień, przemknęłam do łazienki i wracając do poprzedniej postaci, zamknęłam za sobą drzwi. Przecież on może mnie poznać. A zresztą przecież istnieje ktoś taki, jak policyjny portrecista. Kilka razy zacisnęłam i rozluźniłam pięści. Muszę się uspokoić. Mój analityczny umysł od razu zaczął szukać rozwiązania. Przejrzałam nalepki na przeróżnych opakowaniach stojących na półce. Farba do włosów. Wyciąg z rabarbaru. Ekstrakt rumiankowy. No i oczywiście były mi potrzebne nożyczki. Nalałam trochę wody do zlewu i zamoczyłam włosy. Gdy przylgnęły mi do pleców, zaczęłam je ścinać. Kolejno długie pasma opadały na podłogę. Gdy dosięgały mi trochę powyżej ramion, przestałam. Zrobiłam na szybko mieszankę z ekstraktu rumiankowego i wyciągu z rabarbaru. Rabarbar wyciąga kolor, a rumianek rozjaśnia. Wylałam to sobie na głowę, a w ciągu tych 15 minut, gdy mieszanka działała, zdążyłam przeczytać instrukcję do farby do włosów. Cóż, cała operacja trwała jakieś 46 minut, 23 sekundy i 51 nanosekundy. Pod koniec wysuszyłam cel całej tej maskarady ręcznikiem. Gdy uniosłam głowę do góry, w odbiciu patrzyła na mnie zupełnie inna dziewczyna. Ciemny blond przetykany gdzieniegdzie złotymi pasemkami. Fryzura układała się w niesforne fale, z czego z jednej strony miałam trochę dłuższe niż z drugiej. Nie jestem wybitnym fryzjerem najwyraźniej. Oczy miały barwę bursztynu z czarną obwódką. Przywdziałam na twarz trzpiotowaty uśmiech. W tej chwili cieszyłam się, że jedyną piżamą, jaką miała Airis oprócz swojej i tej którą dała Isabelle była jakaś wielokolorowa bluzka na ramiączkach i spodenki białe ¾. Przynajmniej nie różowy. Czegoś takiego bym nie zniosła. Zacisnęłam dłoń na klamce i popchnęłam drzwi barkiem. Mój plan ograniczał się do tego, żeby ten policjant zapamiętał mnie jako pustą, nic nie grożącą lalkę Barbie. I mniej więcej wiedziałam, jak tego dokonać. Czknęłam i weszłam udawanym chwiejnym krokiem do kuchnio-jadalni. Ich wzrok spoczął na mnie. Oparłam się o ścianę i zachichotałam. Airis wpatrywała się we mnie z niemym zdumieniem.
- Oooo.. Mas gochcia? -spytałam, bełkocząc. Bycie dobrą aktorką miało mi się przysłużyć. Zataczając się, doszłam do policjanta i usiadłam na krześle obok niego. Glina rzucił Airis zaniepokojone spojrzenie. Nagle w mojej głowie zabłysła myśl:
,, Nie wiem co chcesz zrobić, ale uważaj. Joe potrafi wywąchać kłamstwo na kilometr.”
Uroczo.
- Jak mas na imięęę? -Gra musiała trwać.
- Eee.. Joe -odpowiedział, być może zaniepokojony.
- Łaaatnie. A mi mófff Elisaaa. Slodkooo plawda?
- Yy.. Tak. Bardzo fajnie.
Glina czuł, że coś ze mną nie tak. Siostrzyczka pomogła mu trochę.
- Chyba wzięła za dużo tabletek -Teoretycznie nie było to kłamstwo. Chyba. To dobre słowo.
- I popiła wódką -mruknął Joe pod nosem. Zachichotałam ponownie i przejechałam palcem po jego policzku.
- Mięciuśiee..
Policjant złapał mnie za rękę i odciągnął ją od swojej twarzy. Zrobił to na tyle gwałtownie, że wykorzystałam to i spadłam na podłogę. Zaśmiałam się i włożyłam kciuk do ust.
- Kto to jest?! -Bezgłośnie zapytał się Joe mojej siostry.
- To moja rodzina. Jednak nie łączy nas zbyt wiele, niż więzy krwi -odpowiedziała. Kolejne na wpół-prawdziwa informacja. Musiałam jej to przyznać. Była bystra.- Chyba ją położę.
- To nie będę przeszkadzać i sobie już pójdę -rzekł Joe z niewyraźną miną. Rzuciłam się do jego nogi i zawyłam:
- Nieeeeee! Zospań! Nie zośtawiaj mnie! Jeśtweś taki psystojny!!
Musiał podtrzymywać spodnie, żeby nie spadły mu z tyłka. Potrząsnął nogą, ale nie chciałam się odkleić. Jakoś doczołgał się do drzwi i nacisnął klamkę. Airis rzuciła się do mnie, próbując mnie od niego oderwać. Pozwoliłam jej na to. Joe rzucił tylko: Pa. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, wstałam i otrzepałam się. Z ust wreszcie zszedł mi głupkowaty uśmiech. Policzki zaczynały mnie od tego boleć.
- Kompletnie nie wiem, co to miało być -powiedziała Airis z wyrzutem. Zignorowałam to i zamiast tego, rzuciłam:
- Brr... Okropne. Bierz go sobie. Chyba nigdy nie zmyję z siebie tego żółwiego zapachu.
Airis zaczęła się śmiać. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się w tamtej chwili, że zaczyna się między nami układać.

<cd. Airis i Joe>

30 maja 2015

Od Airis cd. Eleny i Joe'go

Stałam nad gorącym asfaltem. Resztki zaschniętej zbrązowiałej, już krwi dopełniały melancholii tej okolicy. Bród, smród i ubóstwo... idealny opis. Biorę udział w śledztwie, które może udupić moją siostrę... mimo, że w sumie nie wiele mnie ona obchodzi... martwiłam się o nią. Jednak z drugiej strony chciałam spędzić więcej czasu z istotą ludzką... nie przepraszam. Z istotą żywą... brzmi to zbyt wyniośle, ale jak inaczej przyszło mi nazwać ,,to" czym ja i on jesteśmy? Zdrapałam, dawniej płyn, i wrzuciłam to co udało mi się odzyskać do reklamówki. W duchu modliłam się, aby Elena nie skaleczyła się przy okazji... 
-Trzeba zbadać zwłoki...
-Rodzina się nie zgodzi. Minął z miesiąc...
-Jedyne co nas poratuje to nakaz policyjny...-krótka wymiana  zdań.
-Wydaje mi się, że na to nie mamy co liczyć...
-Mamy mało śladów, Jedyne co możemy wiedzieć na pewno to... No to nie był zawał. Zawał nie zostawia kałuży krwi na ziemi.
-Możemy opierać się tylko na ploteczkach tutejszych babć i.... grabarzy. No jasne! Czemu wcześniej na to nie wpadłam. Ktoś musiał a) zgłosić śmierć. Pewnie coś wiedzą w okolicznym szpitalu b) Ktoś musiał ją pochować i dobrze widział, że nie wszystko jest... dobrze.
-Trzeba to sprawdzić- powiedział i uśmiechnął się. Ciekawe po co prowadzi to śledztwo... tajnie. Przecież może wjechać z buta z zeznaniami i miałby profesjonalną ekipę. Przejechałam językiem po spieczonych od słońca ustach. Będę musiała zacząć dbać o siebie. Wydaje mi się, że... po prostu się zataczam. To wszystko mnie wykańcza. Zadzwonił alarm znajdujący się w telefonie. Godzina 20:03. Miałam odnieść papiery. Spojrzałam do zniszczonej torby i z ulgą stwierdziłam, że te właśnie tam się znajdują.
-Przepraszam muszę już uciekać... Spotkamy się jutro.-powiedziałam i uścisnęłam go przyjaźnie na pożegnanie.
-Do jutra- rzucił za mną kiedy byłam już w połowie trasy dzielącej mnie od dachu budynku.
***
Mocne uderzenia w głowę stopniowo rozjaśniały mi obraz. Wprawdzie nie widziałam sensu w trenerze z głową psa bijącego mnie ptasim skrzydłem po skroniach jednak zaczęłam dochodzić do siebie. Otworzyłam szeroko oczy. To co wydawało się być ciosami było tak naprawdę głuchym hukiem spowodowanym stukaniem kołatką o drzwi. Niechętnie zwlekłam się z narożnika. Odłożyłam książkę. Spojrzałam z zatęsknieniem na gorącą karmelową kawę... Czyli nie zaznam dzisiaj spokoju... Powlekłam się do drzwi. Spojrzałam przez judasza i myślałam, że serce stanęło mi kołkiem w gardle. Is i Elcia... ciekawe co je sprowadza. Jeszcze raz spojrzałam na książkę z teorią i tym razem wydała mi się błogosławieństwem, ale jak to mówią gość w dom, Bóg w dom. Błogie widmo lenistwa i zatapiania się w lekturze powoli rozmywało się na moich oczach. Szczerze to byłam gotowa gonić tego motyla, jednak odpuściłam sobie. Otworzyłam drzwi i zaprosiłam je gestem do środka.
-Co was sprowadza?-spytałam pomagając zdjąć im płaszcze.
-Gdyby nie konieczność nie zobaczyłabyś mnie tu nigdy więcej- fuknęła Elena... milusio
-Gonią nas homokulusy, a Elena pomyliła pociągi i musimy gdzieś spędzić noc. No wiesz bezpieczni.- wypaliła Is, za co dostała niemą naganę. Czułam, że oberwie jej się... później. Homokulusy... jak dobrze jest być uznanym.
-Pewnie jesteście głodne... siadajcie do stołu, zaraz coś przyrządzę.-Wystarczył lekki skręt, aby znaleźć się w kuchnio-jadalni. Moje mieszkanie jest małe, ale za duże na typową kawalerkę, dzięki czemu mogę się cieszyć luksusem posiadania sypialni. Ze sprzedaży apartamentu zostało mi dużo pieniędzy, dzięki czemu mogłam wszystko ładnie odremontować i urządzić. Mieszkanie jest nowoczesne, urządzone na czarno biało i szaro. Niemal każda ściana posiada inny kolor, jedna jest czarna, druga grafitowa, za to reszta jaśnieje rozweselającym zielonym odcieniem limonki. Całość rozjaśnia biały sufit.Czułam ,że mojego kota nie zachwyci perspektywa gości jednak jedyne co mi zostaje to przełożyć jego autyzm i depresję na drugi plan. Niemal jak posłanie, które szybko znalazło miejsce w łazience. Stanęłam przy garach. Sprawdziłam szybko zawartość lodówki. Westchnęłam ciężko żegnając się z ciastem ,które zamierzałam upiec. Cóż truskawki przeznaczę na pierogi. Musze coraz bardziej oszczędzać, a zapowiada się zwolnienie, więc naprawdę mi się nie przelewa. Wyjęłam mąkę, jajka i inne składniki. Dziewczyny, a raczej Isabell zajęła mnie błahą rozmową o pogodzie. Zaklejałam po jednym owocu w  Beżowym krążku wychodzącym z formy będącej szklanką. Już po chwili pierogi wylądowały w garnku, a na patelni rozpływało się masło. Po pomieszczeniu roznosił się apetyczna, maślana woń. Odcedziłam, ułożyłam na talerzu i polałam masłem. Całość została udekorowana świeżymi owocami. Goście wręcz rzucili się na jedzenie. Reszta wylądowała w lodówce czekając tylko na chwilę, gdy ktoś poprosi dokładki... lub na jutrzejszy obiad.
***
-Ty też jesteś mutantem?- zapytała zdziwiona Is.
-Innym niż wy. Jestem ,,uznana". Nie traktują mnie jak kogoś innego.- dziewczyny niemal upuściły widelce z wrażenia.
-Boże też bym tak chciała...
-Może przygotuję wam... pościel. Myślę, że ułożę was na łóżku w sypialni. Jest dwuosobowe.
-Wiesz, może lepiej zaściel mi na podłodze.- Cała siostra...
-Elena, przecież możliwe, że tam gdzie pojedziemy nie będzie innej opcji. Lepiej się przyzwyczaić.
-Spokojnie dam wam dwie kołdry.
***
Dziewczyny umyły się i w tej chwili zapewne zasypały już. Zmywałam naczynia i sprzątałam po nich. Męczące zajęcie... Niestety nie zamierzały zachowywać się spokojnie, więc wszystkie płyty ze stojaka, tak samo jak książki leżały porozrzucane na ziemi. Z cichym westchnieniem pełnym smutku patrzyłam na kolejne powyginane strony. Wszystko to było skutkiem szukania przez Isabelle czegoś ,,na wieczór". Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i szybko je otworzyłam. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się. Joe przyszedł. Miał ze sobą herbacianą różę. Była naprawdę piękna.
-Mogę?-zapytał niepewnie. Było po 21:31.
-Jasne- mężczyzna wręczył mi kwiat.
-Z jakiej to okazji- zapytałam z uśmiechem.
-Słyszałem, że naprawdę dobrze idzie Ci na szkoleniu. Jesteś jedną z lepszych- odparł.
-Przepraszam Cię za to ubranie, ale nie spodziewałam się gości- nie ma to jak typowa kobieca gadanina. Jednak naprawdę dresowe spodnie przetarte na kolanach i zmechacona miętowa bluza... nie.
-Nie spoko... całkiem nieźle Ci w dresie.- lekko się zaśmiałam
-Dzięki. Zjesz coś? Mam pierogi z truskawkami.
-Chętnie. Jeszcze nic nie jadłem. Zadzwonili z pracy i musiałem... odwalić papierkową robotę... Mam nadzeję, że dadzą nam trochę czasu i uda nam się znaleźć mordercę...-Ech już go znalazłam. Śpi za drzwiami i jest moją siostrą- pomyślałam.
<Przepraszam, że napisałam w jednym, ale nie miałam pomysłu na ,,rozdzielne" napisanie. :/. Elena kontynuuj swoją historię już się nie wcinam. Joe?>

25 maja 2015

Od Joe'go c.d. Airis

Morderstwo w mieście,które nie obiło mi się o uszy? To niedorzeczne. Spojrzałem na Airis.
-Chciałabyś pobawić się w detektywa?- Uśmiechnąłem się zawadiacko.
-Co masz na myśli?-Zerknęła na mnie z żywym zainteresowaniem w oczach.
-Moglibyśmy zbadać tą sprawę na własną rękę. Wyczuwam tu coś,co niekoniecznie jest normalne.
-No cóż,ciekawa propozycja.-Kobieta przez chwilę się zastanowiła,zanim odpowiedziała.-Zgadzam się,ale na razie próbuje zarobić na życie,więc musimy to odłożyć na późniejsze godziny.
-Oczywiście.-Odparłem poważanie.-Nie zapominam także o twoim szkoleniu,tak więc do zobaczenia dziś na strzelnicy o 18.-Zebrałem zakupy z lady i chciałem już odejść,kiedy sobie coś przypomniałem.-Weź ze sobą coś ciepłego to później zaprowadzisz mnie do twojej byłej pracy,czyli prawdopodobnie miejsca zbrodni.-Skinąłem na pożegnanie głową i ruszyłem ku drzwiom.
-Do zobaczenia!-Airis pomachała dłonią i skupiła się z powrotem na klientach.Wróciłem do mieszkania,gdzie zostawiłem siatki z zakupami,nakarmiłem Freda i udałem się prosto na komisariat. Na szczęście nie miałem za dużo pracy,więc udałem się do archiwum,by poszukać czegoś w sprawie byłej pracodawczyni Airis. Znalazłem jedynie tyle,że zgłoszono śmierć kobiety w starszym wieku,która w niewyjaśnionych okolicznościach umarła na zawał serca.Wyczułem,że papiery kłamią. Muszę się dowiedzieć,co stało za śmiercią tej kobiety. Godziny mijały mi szybko. Byłem na kilku zgłoszeniach i udało mi się złapać,jakiegoś pomniejszego dilera narkotyków. Nic wielkiego. O 18 czekałem już na moją znajomą na strzelnicy.
-Hej,widzę,że już na mnie czekasz?-Uśmiechnęła się do mnie uroczo. Podałem jej pistolet,sam wyjąłem swój ze służbowej kabury i zaczęliśmy strzelać. Pod koniec naszego treningu przejrzałem wyniki Airis.
-Jesteś coraz lepsza!Niedługo przerośniesz moje umiejętności...-Zrobiłem żałosną minę.
-Widzisz,jestem urodzonym strzelcem i będę doskonałą policjantką.-Airis zaśmiała się i zdjęła ochronne gogle.
-Dobra,to teraz ruszamy na miejsce zbrodni!-Zatarłem dłonie w geście podekscytowania i wyjąłem kluczyki od ducati.Dziewczyna wytłumaczyła mi,gdzie znajdowało się jej wcześniejsze miejsce pracy i ruszyliśmy z piskiem opon spod komisariatu.W parę minut dotarliśmy na miejsce.
-No to jesteśmy.-Stanęliśmy przed niewielkim budynkiem.-Prowadź.-Popchnąłem Airis lekko do przodu,by przejęła rolę przewodnika.
[Airis? Przepraszam,że tak długo nie odpisywałam,ale nie miałam pomysłu i za bardzo czasu,wiem,że nie jest to zbyt ambitne,ale mam nadzieję,że tragedii nie ma? ;)]

18 maja 2015

Od Aonii cd. Airis

Jakim cudem jako pierwsza nawiązała kontakt? Czuła dziwny sentyment do dziewczyny. Dano nie rozmawiała z człowiekiem.
- Taa..- odpowiedziała lakonicznie,poirytowana zachowaniem ludzi. Dlatego woli własną obecność. Chcąc się jej bardziej przyjrzeć zauważyła stróżkę krwi ściekającą po jej podbródku, z sakiewki, którą miała przyczepioną do pasa, wyjęła chusteczko-szmatę i podała jej.
- Wszystko w porządku?- Spytała patrząc na nią, była piękną kobietą, nie to co ona. Czuła się oszpecona przez to co zdarzyło się w przeszłości.
- Tak.. to nic takiego.- Odparła i wzięła kawałek materiału od białowłosej. Gdy przetarła twarz sprawdziła czy już dalej nie leci.- Chyba już tego ponownie nie chcesz?- Spytała nie oczekując odpowiedzi.
Aonii zaczęła zbierać stokrotki rosnące obok, zaczęła pleść wianek. Czynność ta relaksowała i uspokajała ją.
- Znasz jakieś miasto, bądź wioskę, w której ludzie nie zwracają uwagi i nie robią problemów ludziom za to kim są?- Czuła od niej dziwną energię,którą trudno dostrzeć u ludzi.- Pewnie o tym tylko mogę pomarzyć..- Spytała ją o to,bo już miała serdecznie dość szukania miejsca w miastach, które i tak okazują się być totalną dziurą z ludźmi bez tolerancji. Męczy ją już to.
<Airis? Przepraszam, że dopiero teraz i tak krótko...>

15 maja 2015

Od Eleny cd. Airis i Isabelle

Stałyśmy na peronie. Ostry wiatr podwiewał nasze ubrania i dmuchał zebranym na stacji kurzem w twarz. Zasunęłam na głowę głęboki kaptur. Zakrywał mi twarz tak dobrze, że nie widać było niczego więcej, oprócz jaśniejących, lodowych oczu. Wsunęłam dłonie w kieszenie i oparłam się plecami o budkę z biletami. Isabelle kręciła się po peronie niespokojnie, odkąd tu przyszłyśmy. Widać było, że spotkanie z siostrą ją rozstroiło. Na początku ciągle wypytywała mnie dokąd jedziemy. Potem, gdy odmówiłam odpowiedzi, przestała mnie zadręczać i chodziła tam i z powrotem. Nie było zbyt wielu ludzi. Ci co byli pochylali się nad gazetami, albo kupowali bilety. Nic poważnego. Ja jednak nieustannie penetrowałam oczami otoczenie. Czy homunkulusy, by ot tak pozwolili Belle wyjechać z miasta? Szczerze wątpię. Cieszę się, że chociaż do założenia mojego płaszcza ją zmusiłam. Z wysokim kołnierzem sprawiał, że nikt od tyłu by jej nie rozpoznał. A na oczach miała duże pilotki. Przynajmniej tyle. Na stację wjechał wielki pociąg. Ta skomplikowana maszyna parowa byłaby istnym dziełem sztuki, gdyby nie pogięty metal i zardzewiałe części. Złapałam za uchwyt torby podróżnej, gdy mój szósty zmysł podpowiedział mi, że coś się tu nie zgadza. Obróciłam się powoli, jakby chcąc sprawdzić godzinę na dużym zegarze wiszącym w środku stacji, a tak naprawdę rozglądałam się za czymś nietypowym. Zarejestrowałam mężczyznę na wpół ubranego, na wpół w piżamie, który szybko przyglądał się twarzom ludzi tu będących. Gdy skierował je w moją stronę zobaczyłam jego puste spojrzenie. Homunkulus. Eh, musiał się przypałętać.
- Is, przepraszam cię. Kompletnie zapomniałam -uderzyłam się ręką w czoło, udając zakłopotanie.- Nasz pociąg kursuje tylko we wtorki. To dopiero jutro.
- To gdzie teraz pójdziemy? Do twojego domu? -zapytała się mnie.
- Nie. To zbyt niebezpieczne. Wiedzą gdzie mieszkam -odpowiedziałam i nagle przyszła mi do głowy dziwna myśl. Niestety, niezbyt przypadła mi do gustu.- Pójdziemy gdzie indziej.


***

earth_day.jpg 
Autor nieznany
Rozwalające się śmietniki, puste lub połamane strzykawki, walące się domy, bijące po oczach tablice z wyzywającymi nazwami i wszędzie brud: to rzuciło mi się w oczy, jako pierwsze. Jako drugie zobaczyłam ludzi żebrzących o kilka monet, a obok nich napakowanych mężczyzn obściskujących się z kuso ubranymi kobietami. Bieda, żałość, smród i brud, była to zdecydowanie najgorzej zachowana dzielnica Miasta. Skierowałam się w stronę mieszkania Airis. Siostrzyczko nadchodzę.

<cd.Airis i Is>

11 maja 2015

Od Isabelle cd. Elena

-Elen.- jej wzrok spoczął na moich tęczówkach- Nie chcę żeby cokolwiek Ci się stało. Nie jestem ważniejsza.
-Ale Izz...
-Elen. Ja nie mam rodziny. Po mnie nikt nie będzie płakał. Jeśli Tobie się coś stanie, to nie wybaczę sobie tego do końca życia...
Całą sobą chciałam jeszcze coś powiedzieć. Coś dodać tak ,by wiedziała ,że mówię prawdę. Powiedzieć ,że po prostu ona jest jedyną osobą ,której ufam. Przy której czuję się jakbym była normalnym człowiekiem ,a nie wybrykiem z laboratoriów. I choć kilka razy otworzyłam usta nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-Bello, rozumiem Cię.  Ty musisz jednak zrozumieć ,że im nie zależy żeby zabić akurat mnie. Im chodzi o Ciebie ,bo... No właśnie nie powiedziałaś dlaczego tam byłaś.
-To dłuższa historia.- próbowałam się wykręcić.-Za długo ,by opowiadać.
Moja przyjaciółka dała za wygraną.
-Dobrze. Opowiesz mi później.
Kiwnęłam głową.
-Kiedy wyjeżdżamy?
-Dziś wieczorem.
-Około której?
-Raczej późno w  nocy. A co?
-Muszę załatwić jeszcze jedna sprawę.

***

Elena uparła się ,by odprowadzić mnie pod sam dom. Ledwo rozpoznawałam mieszkania należące do sąsiadów.
Pod numerem 23 znajdowały się drewniane drzwi. Zapukałam kołatką.
Usłyszałam skrzypiące schody i "Chwileczkę!"
Po chwili w drzwiach stanęła moja siostra. Na mój widok wystraszyła się i cofnęła kilka kroków.
-Izzy.
Moją twarz wykrzywił ból ,który szybko zamaskowałam.
Miałam do tej rodziny tyle żalu.
-Przyszłam tu po kilka rzeczy, Niki.-specjalnie użyłam przezwiska ,którym nazywałam ją w dzieciństwie. Do jej oczu napłynęły łzy.
-Izzy. Ty żyjesz. -powiedziała to bez uczuć. Jak automat.
Potrząsnęłam głową i ominęłam ją. Mój pokój stał nietknięty. Był taki sam jak w tamtą noc.
Wzięłam trzy książki. MP3, słuchawki, worek baterii i jedną z kilku kart kredytowych ojca.
Włożyłam to wszystko do plecaka ,który pożyczyła mi Elena i wyszłam z mojego starego domu.
Wróciłyśmy do jej domu.
-To co?-zapytałam- Lecimy? Płyniemy? Jedziemy?

<cd. Elena>

10 maja 2015

Od Airis cd. Aonii

Dziewczyna odbiegła, a ja musiałam gonić za nią. Naczynia krwionośne piekły mnie, a krewo napierała na tkanki z większym ciśnieniem. Po co kryję nieznajomą skoro zagraża to mi? Wreszcie żyła w nosie pękła i polała się z niego szkarłatna ciecz. Kapała mi po twarzy. Gorąco zalało mi usta, policzki i brodę, jednak nie zakończyłam biegu. Zatrzymanie się, było równowarte zamknięcia się w pokoju z wygłodniałym wampirem. I to i to skutkowało śmiertelną utratą krwi i życia. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo  jest to niebezpieczne. Zakryłam ręką nos. Dzięki Bogu dziewczynę spotkałam na targu najdalej wysuniętym w stronę puszczy, dzięki czemu ludzie szybko przestali być widoczni, a tłum przerzedził się na tyle, że po łąkach szwendały się pojedyncze osoby. Sam ruch nie sprawiał mi bólu, nawet nie wymagał zbyt wiele wysiłku, jednak utrata krwi, która wbrew pozorom nie była mała w jakimś stopniu osłabiała wydajność organizmu, i zapewne gdyby nie szybsza produkcja krwinek przez szpik oraz ,,ulepszenia" nie miałabym już siły. Wreszcie Rachel powróciła do mnie, jak okazało się stałam tuż obok dziewczyny. Usiadłam.
-Aonii-wyciągnęła rękę bez przekonania.
-Airis- Odpowiedziałam z delikatnie ściskając jej dłoń. Po chwili położyłam  ręce na kolanach.- Mili Ci ludzie w Mieście, nieprawdaż?
<Aonii? Przepraszam, że takie krótkie.>

10 maja 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Obudziłam się. W głowie nadal kręciło mi się z powodu działania odurzającego chromoforu. Byłam przykryta kocem.
Homunkulusy.
Zerwałam się szybko.
- Isabelle?! -W moim głosie słychać było zaniepokojenie. Po chwili Belle wyłoniła się z zaczerwienionymi oczami od płaczu z łazienki. Żyła. Odetchnęłam z ulgą.
- Nic ci się nie stało. Już się bałam...
Nie dokończyłam. Obie wiedziałyśmy co chciałam powiedzieć. Jej twarz wykrzywiał mentalny ból. Zmarszczyłam brwi.
- Co się stało? -zapytałam. Usiadła obok mnie na kanapie i ukryła twarz w dłoniach. Położyłam jej delikatnie dłoń na ramieniu.
- Oni cię zabiją -wyszeptała.
- Kto?
- Naukowcy, homunkulusy, ci co chcą mnie dorwać.
- Czyli?
Nie odpowiedziała. Przejechałam ręką po policzku.
- Posłuchaj. Zaskoczyli mnie. Gdyby nie to, wokół walałyby się ich martwe ciała -zaoponowałam.- Nie mieli, by szans.
- Mam wybrać. Albo ja albo ty -Głos jej się załamał. Niepewnie, cóż nigdy tego nie robiłam, przytuliłam Is. Starałam się dodać jej otuchy. No, ale te sku*wiele wiedzą, gdzie mieszkamy. Zagryzłam wargę.
- Chcesz wyjechać z miasta? -spytałam, doznając olśnienia. Uniosła głowę.- Znam pewne miejsce, gdzie możemy cię ukryć.
- Mnie? -zdziwiła się.
- Chcą cię dorwać. Wytłumaczysz mi później dlaczego. Na mnie im nie zależy. Jestem monetą przetargową. Trochę podsłuchałam, zanim mnie odurzyli. Zresztą, jak umrę nikt nie będzie płakał.
Wzruszyłam ramionami.
- To co ty na to?
- Ale... -próbowała zaoponować.
- Jesteś ważniejsza ode mnie.
Słowa te przychodziły mi z trudem. Mimo wszystko starałam się zdusić coś co we mnie kiełkowało.

<cd. Isabelle>

10 maja 2015

od. Isabelle cd. Airis

Siedziałam obok Airis. Siostry zabójczyni ,którą polubiłam.
Szarooka nie jest miła. Ale jest milsza niż Elena. Nie rozumiem tego.

Najpierw myślałam ,że to ta postać ,która obecnie jest cała mokra jest ta złą wiedźmą.
Później ,że może to Elena taka jest.
Teraz myślę ,że nie wiem nic o żadnej z nich.
No. oczywiści prócz tego ,że Elena to zabójczyni.

Moje smętne rozmyślania przerwała brunetka.
-Ile masz lat?
-16
Jej spojrzenie jakby chciało powiedzieć: A. To dlatego jesteś taka naiwna.
-A ty?- zapytałam raczej z chęci potrzymania rozmowy niż z ciekawości
-21
-Aha.
Nie zależnie od jak starała się jedna i druga ze stron nasza rozmowa ograniczała się do: "Yhy"
 "Fajnie" "Super" "Okej" itp.
Kiedy przestało padać Airis nagle opuściła ochota do siedzenia na dworze.
-Można ,by pomysleć ,że jesteś zwierzęciem wodolubnym.- zauważyłam z drobnym uśmiechem
Dziewczyna zaczęła się śmiać jakby miała co najmniej osiem lat mniej niż ma.
Później zatkała sobie usta, mruknęła jakieś przekleństwo pod nosem i rzuciła mi ciche "Pa"

< Airis? Sorry ,że tak krótko
,ale nie wiedziałam jak to rozwinąć.>


10 maja 2015

od Isabelle cd. Elena

Zaczęłam porządnie martwić się o Elenę. Choć ja zdrowiałam, ona wykańczała się patrolami wokół domu. Tak bardzo bałam się ,że coś się jej stanie.
Postanowiłam więc zadziałać. Zaczęłam od wyłączenia jej budzika. I tak za długo męczy się dla mnie. Powinna choć raz się wyspać.
Wiedziałam ,że wróci za chwilkę . Nie chciałam ,by cokolwiek podejrzewała więc szybko napisałam jej list.

Elen,
Poszłam do sklepu kupić coś na obiad.
Nie martw się, nikt mnie nie zabije.

Izz

Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę ogromnego ,zapuszczonego baru. Nie przejmując się obelgami pijaków weszłam za kotarę.
Tak jak podejrzewałam stała tam kobieta-mutant.
Widząc mnie usiadła przy drewnianym stoliku.
-Oo. Panna dorobione skrzydełka. Witaj zmutowańcu.
Dreszcz przebiegł mi po plecach. Przypomnienie mi ,że jestem mutantem laboratoryjnym właśnie teraz gdy już poznałam kogoś przy kim czuje się normalna , nie było zbyt miłe.
Kobieta chyba to zauważyła.
-Nie martw się, każdy ma jakieś złe wspomnienia z przeszłości.
Jej głos wydawał się nie potwierdzać tego co mówi. Był wypełniony jadem.
-Za tamtymi drzwiami czeka Edward. On poprowadzi Cie dalej.
Kiwnęłam głową i przeszłam przez zniszczone drzwi. Za nimi stał barczysty mężczyzną o twardych rysach. Gdy mnie zobaczył na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Kolejny dzień tutaj? Widzę ,że mamy zapaloną uczennice. -powiedział, śmiejąc się.
Nie rozbawiło mnie to.
-Musze nauczyć się samoobrony.
-W takim razie proszę za mną. -odpowiedział nie przestając się uśmiechać.
Zastanawiałam się czy codziennie będzie robił ten sam cyrk. Jak można tak się zachowywać? Kocham wróżki, słonko świeci, cieszą się dzieci. Przeszłam do rozwalającego się pokoju.
Stały tam trzy dziewczyny. Jedna z kolcami na głowie, druga z łuskami i trzecia z ogonem.
Każda z instruktorem, pistoletem i drewnianą tarczą do strzelania.
Wygląda na to ,ze dzisiaj będziemy uczyli się strzelać bronią palną.
Podszedł do Thomas i wskazał mi pistolet leżący na podłodze.
Skupiłam się i trafiłam w trójkę.
Nie zrażając się strzelałam dalej, co chwile wysłuchując uwagi techniczne. Po trzech godzinach szło mi całkiem nieźle. Pożegnałam się z wszystkimi, rzucając krótkie,
-Za godzinę wrócę.
I spuściłam się dół po rynnie. Zeskoczyłam na chodnik i popędziłam do sklepu. Muszę chociaż zachować pozory . Kupiłam kilka rzeczy na obiad i poszłam do domu Elen.
Nagle przyszło mi do głowy, dlaczego ukrywam przed nią te lekcje? No tak, przecież nie pozwala mi nawet wychodzić do sklepu ,bo to niebezpieczne. Zaraz pewnie mnie okrzyczy. Zaczerpnęłam powietrza i weszłam do domu. W środku było bardzo cicho.
Czyżby Elena już tu była  i wyszła? Cichutku zajrzałam do kuchni.
Nie. Nie. Nie. Czy jadłam coś co powoduje halucynacje? Nie.
W kuchni są Homunkulusy. Jeden z nich trzyma Elenę na plecach. Coś jej się stało. Czy przez ten patrol. Łzy wypłynęły mi z oczu. Moja przyjaciółka nie ruszała się. Jej oddech był urywany. Potrząsnęłam głową, chcąc sprzeciwić się losowi. Głęboki oddech. I krzyk.
-Co jej zrobiliście!?!
-Przyszła. - nikt nie odpowiedział na moje pytanie.
Wszyscy, obrócili się ku mnie. I zaczęli mówić.
-Mamy dla Ciebie propozycje ,dzieciaku.
-Naukowy postanowili załatwić to droga pokojową.
-Masz czas do piątku.
-Jeśli się nie zjawisz w labo.
-To ten mutancik za to zapłaci.
Śmiech.
-Co jej zrobiliście?-zapytałam cicho.
-Na razie nic.
-Jest uśpiona.
-Ale w niedzielę będzie martwa ,jeśli nie spełnisz naszych warunków.
Kolejna salwa nieludzkiego śmiechu. Wyszli przez okno.
-Masz czas do soboty- wrzasnął któryś z nich.
Poczułam jak opuszcza mnie energia i wszelkie inne siły witalne. Wolałabym jeszcze raz zostać zraniona niż musieć znosić coś takiego.
Popatrzyłam na śpiąca Elenę. Jest doskonałą wojowniczką ,ale ich jest sto razy więcej. Może właśnie teraz tworzą kolejnych. Przed chwilą pokazali ,że mogą się tu dostać.
Nie mogę pozwolić ,by coś jej zrobili.
Przykryłam ja kocem i weszłam do łazienki.
Zaczęłam płakać. Choć nie łkałam. Nie wydawałam żadnych dźwięków. Po prostu pozwoliłam łzom lecieć na podłogą i zabarwiać ją na czerwono.
Więc to prawda. Ból psychiczny jest gorszy od fizycznego.

<cd. Elena>

10 maja 2015

od Airis cd. Joe'go

To okropne, że sprawy zza grobu decydują o życiu osób żyjących... nadal. Sama niechętnie przyjmowałam na siebie to brzemię, ale kto wie może to naprawdę jest ważne. Niechętnie wyciągnęłam rękę. Joe to zauważył.
-To był twój pomysł, czemu więc jesteś odnośnie tego taka... sceptyczna?
- W sumie to nie do końca był mój pomysł... Może mniej o moich dziwnościach- uśmiechnęłam się, ale tym razem fałszywie. Kto by się cieszył z dzielenia ciała z dzieckiem. Wiedziałam jednak, że wystarczy, aby ona się oddaliła i skutki mogą być dla mnie tragiczne. Brak jej w ciele sprawiał mi ból. Mężczyzna ścisnął moją dłoń i tym umownym gestem nasze losy zostały połączone na zawsze... do czasu kiedy któreś nie wyciągnie kopyt. Resztę wieczoru spędziliśmy na bezsensownych rozmowach, o niczym. Nie obyło się bez alkoholu, który skłonił mnie do wynurzeń. Chyba tylko dzięki niemu Chłopak nie zdziwił się tak bardzo podczas opowieści o mojej ,,misji" i ,,przyjaciółce".
Miałam szczerą nadzieję, że wszystko przeszło bokiem i w jego głowie nie zostało nic z tej rozmowy. Dni mijały zaczęłam uczęszczać na szkolenie, które miało potrwać... nie mało czasu. Oczywiście dla mnie zdecydowanie mniej. W międzyczasie zaczęłam pracować w warzywniaku. Mimo tego, że z policjantem widywałam się codziennie, to właśnie ta rozmowa przy kasie była... intrygująca.
-Czyli już nie tańczysz?- zapytał podchodząc do kasy.
-W sumie nie mam gdzie... tańczyć nie skończyłam, ale już się z tego nie utrzymuję- ,, w sumie ledwo się utrzymuję"
-Zwolnili Cię?-zapytał. Na jego twarz wszedł uśmiech, lekko złośliwy.
-W sumie zwolnili wszystkich...
-Coś się stało?- stało się wiele.
-Jako były pracownik powiem, że podobno zmarła na zawał, ale jako sprzedawczyni w warzywniaku poinformuję Cię o tym, że ktoś znalazł jej ciało. Miała gardło poderżnięte nożem.
-I my jako policja o tym nie wiemy?!
-Mnie się pytasz?
<Joe? Sorry zero pomysłów...>

9 maja 2015

Od Joe'go c.d. Airis

Czyżby moja koleżanka miała jakieś rozdwojenie jaźni? Bardzo by to pasowało. W dodatku, jeśli była modyfikowana genetycznie w podobny sposób, jak mutanty laboratoryjne, to istniało duże prawdopodobieństwo,że taki stan jej umysłu wynikł z chorych badań przeprowadzanych na niej. Jednak nie będę dalej rozpytywać o to. Widać,że Airis woli na razie zostawić tylko dla siebie.Lepiej jeśli odpowiem, co sądzę, o jej "pomyśle".
-Eh... Wiesz, nie bardzo mi się on podoba.- Zamyśliłem się na chwilę.-Aczkolwiek, jestem ciekaw,dlaczego ci na tym tak bardzo zależy, by mieć swoją Ofiarę? Chcesz być silniejsza, szpanować swoją mocą, czy może pragniesz jakiejś zemsty? -Naprawdę mnie to intrygowało.-Jakoś nie wierzę w ten kit z umiejętnościami,które przydadzą ci się w pracy na policji. Sama chyba nie do końca jesteś, co do tego przekonana, prawda?
-No, masz rację.-Uśmiechnęła się lekko zawstydzona.Po chwili dodała poważnie.-Potrzebuję Ofiary,by odnaleźć,coś bardzo dla mnie ważnego.Posiadanie Ofiary jest niezbędne.
-Rozumiem.-Skinąłem głową i spojrzałem na nią poważnie.-Nie będę wnikać,o co chodzi.Jeśli będziesz chciała to sama mi to wyjawisz w odpowiednim czasie.-Zaczerpnąłem powietrza,gdyż słowa,które właśnie miały paść z moich ust, nie były dla mnie łatwe do wypowiedzenia.-Zgoda.Zostanę twoją Ofiarą.-Airis otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
-Jesteś pewien? Przecież ty nie chcesz mieć z tym nic wspólnego?
-Tak,ale jeśli to dla ciebie takie ważne...To chyba mogę trochę się poświęcić,co nie?-Uśmiechnąłem się lekko.
-Dziękuję ci, lecz w takiej sytuacji nie lepiej,bym ja od razu stała się twoją Ofiarą?-Kobieta przekrzywiła główkę.-Nie będziesz za słaby? Jeśli będę się bić z kimś silnym, to ja będę za słaba,by ciebie obronić,a ty szybko zginiesz i koniec końców oboje możemy zginąć.-To stwierdzenie dało mi dużo do myślenia. Oprócz tego,że przez moja słabość Airis nie będzie mogła w pełni korzystać ze swojej mocy,to ja zapewne szybko zginę w pierwszej lepszej walce i cała ta moja "ofiara" pójdzie na marne.Automatycznie na myśl nasunął mi się obraz tego zamaskowanego Żołnierza. Moja towarzyszka nie koniecznie musiała walczyć,bym ja mógł zginąć. Gościu pewnie, najchętniej się by mnie pozbył przy pierwszej lepszej okazji.Wychodzi na to,że oboje musimy stać się dla siebie Ofiarami.
-Masz rację.Zostanę twoją Ofiarą,a ty będziesz moją.-Spuściłem głowę,pełen rezygnacji.Było tak pięknie,kiedy byłem nieświadomy tego kim jestem, teraz moje życie wywróci się do góry nogami.
[Airis?]

9 maja 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Moje zmysły mnie paliły. Nie wiedziałam na co się narażam. Łapczywie chwytałam oddech. Pot ściekał po mnie strumieniami. Taka nieosiągalna moc. A taka zabójcza. Czarny ogień. Te głupie homunkulusy dostaną za swoje. Na moich wargach zadrżał mściwy uśmiech. Drżącymi dłońmi przekręciłam klucz w zamku i wpadłam do pokoju. Isabelle leżała na podłodze w kałuży krwi. Podbiegłam do niej ze ściśniętym sercem.
- Elen -wyszeptała słabo. Była bardzo słaba.
- Jestem tu Belle -wyszeptałam gładząc ją po policzku. Ale po tym zdrowym, oczywiście. Zerwałam z łowy czarną bandanę i przyłożyłam jej do zranionego miejsca. Jęknęła z bólu.- Byłaś bardzo dzielna.
- Oni chcą mnie dopaść -Jej słabowity głos łamał mi serce. Albo przynajmniej to co z niego pozostało.
- Wiem -uśmiechnęłam się smutno. Nagle zobaczyłam jej inne rany.- Boże, Is ty jesteś bardzo ranna.
- To nic takiego.
Ja jednak nie słuchałam.
- Muszę cię zabrać do szpitala.
- Nie! -Złapała mnie za łokieć. Strach w jej oczach był bardzo zauważalny.- Oni mnie złapią.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę.
- Ale... -opierałam się. Nie mogłam pozwolić, żeby mi umarła.
- Proszę -błagała mnie. Niechętnie skinęłam głową. Zza okna usłyszałyśmy krzyki. Isabelle uniosła głowę.
- Co to było?
- Później ci powiem -zadeklarowałam.- Poczekaj tutaj. Spróbuję ci opatrzyć rany.
- Nigdzie się nie ruszam -mruknęła. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Gdy opatrzyłam jej wszystkie rany i usunęłam kulę z kolana i strzałę ze skrzydła, Isabelle była tak zmęczona upływem krwi i walką z napastnikami, że prawie zasnęła mi na kolanach. Położyłam ją do mojego łóżka, a sama zasnęłam na kanapie. Przez następne kilka dni opiekowałam się nią najlepiej, jak umiałam. Jej rany goiły się zadziwiająco szybko, błyskawicznie regenerowała siły. Jej stan zdrowia się poprawiał, a mój pogorszył. Od czasu felernego spotkania z homunkulusami nie mogłam sobie wybaczyć, że byli tak blisko domu. Zawsze trzymałam ich na dystans, a teraz byli prawie pod frontowymi drzwiami. Prawie w ogóle nie było mnie w domu. Patrolowałam okolice w poszukiwaniu tych napastników. W domu spędzałam zaledwie godzinę, w tym czasie jadłam, myłam się i spałam. Cóż, jak się okazuję pól godziny snu to jednak dla mnie za mało. Po kilku dniach na moim obliczu widać było zmęczenie. Cienie pod oczami, wymizerowana twarz, opadłe ramiona. Wyglądałam strasznie, ale nie zamierzałam odpuścić.
Był czwartek. 10 dni po napadzie. Isabelle była prawie zdrowa. Nie mogła, co prawda, latać, ale chodziła już i nie przesypiała całych dni. Właśnie wiązałam karwasze, gdy Belle weszła do pokoju. Oparła się o framugę drzwi i uśmiechnęła się. Dopiero potem zorientowała się co robię.
- Wychodzisz. Znowu -Uśmiech zniknął jej z twarzy. Moja twarz skamieniała. Nie odpowiedziałam.- Elen, czemu to robisz?
- Nie pozwolę, żeby cię ponownie skrzywdzili -odpowiedziałam grobowym głosem. Is podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
- I mówi to wyrachowana zabójczyni.
Skrzywiłam się nieznacznie.
- Jesteśmy prawie, jak siostry -próbowałam się wytłumaczyć z moich miłych intencji. Isabelle uniosła jedną brew z zawadiackim uśmiechem.
- No dobra, łączy nas tylko rasa, no ale i tak jesteś milsza, niż moja rodzona siostrzyczka -parsknęłam. Belle zaśmiała się, ale potem na powrót spoważniała.
- Jeżeli naprawdę chcesz mi pomóc, to nie wykańczaj się tak. Bardziej przydałyby mi się lekcje samoobrony, niż morderca, który strzeże mnie, jak wierny pies.
Westchnęłam.
- Może masz rację.
- Na pewno mam rację.

<cd. Isabelle>

9 maja 2015

Od Isabelle cd. Elena

Zamilkłam.  I zdałam sobie sprawę ,że siedzę obok zabójczyni, która ma łzy w oczach ,bo myśli ,że jej nienawidzę. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam. Jej twarz wyrażała zdziwienie i ulgę. Otarła łzy spływające z jej policzków i uśmiechnęła się.
-Żegnaj więc- rzekła i wyszła z domu.

****

Po prawie całym dniu spędzonym na sprzątaniu i gotowaniu musiałam wyjść na dwór. Zamknęłam drzwi i z radością wybiegłam na ulicę. Nie było pięknej pogody. Było wręcz bardzo pochmurno, jednakże mi to nie przeszkadzało.
Beztrosko chodziłam sobie wszystkimi możliwymi uliczkami dopóki jakiś gang nie zastąpił mi drogi.
Było w nim mnóstwo osób. Większość z nich zdecydowanie starszych ode mnie.
Nie trzeba było się przyglądać ich twarzom bez wyrazu. Z daleka widać było ,że to banda Homunkulusów.
-Tu ona jest!
Uciekłam  w boczna uliczkę. Za mną dało się słyszeć strzały. O jak błagałam się w duchu ,by gdzieś zza krzaków wyskoczyła Elena i jakimś cudem mnie uratowała.
Niestety nikt, nawet rycerz na białym koniu nie przyszedł mi na ratunek. Nagle moją kostkę przeszył ostry ból. Usłyszałam śmiech.
-Brawo stary! -krzyknął kobiecy głos.
Noga z raną postrzałową odmówiła posłuszeństwa. Chcąc zyskać na czasie rozłożyłam skrzydła i wzniosłam się wysoko w powietrze. Skutek był jednak odwrotny od zamierzonego ,bo gdy tylko przeleciałam niecałe trzy metry w moim skrzydle utknęła strzała.
Ból był tak wszechobecny ,ze jedyne co zdołałam zrobić to potulnie spadać na  drzewo a następnie na ziemię. Przez pewien czas nie potrafiłam się ruszyć. To wystarczyło. Moi wrogowie zdążyli do mnie dobiec.  Żegnałam się już z życiem gdy nagle odrzuciła ich do tylu jakaś niewidzialna siła. Spróbowałam się podnieść. Nie udało się.
Sztucznie wytworzeni ludzie przestali się mną przejmować. Rozglądali się zdezorientowani szukając sprawcy ich chwilowej przegranej.
Tylko jeden nie rozglądał się i powoli szedł w moją stronę. Gdy zauważył zachowanie towarzyszy wrzasnął.
-Na co czekacie jełopy!?!
-Kto to był?
-Pan Jonahan mówił ,że dziewczyna ma moce, głupki! Ruszcie się ,bo nam zwieje!
Zdając sobie sprawę ,że zmarnowałam mnóstwo czasu na wysłuchiwanie ich rozmowy, ruszyłam na czworaka do domu Eleny. Był już tak blisko!
Nie dane mi było ,jednak do niego dotrzeć. Któryś z Homunkulusów złapał mnie za nogę i wykrzywił mi ją pod nienaturalnym kątem. Skrzywiłam się z bólu.
Mężczyzna zarzucił mnie na swój bark. Szedł przez chwilę z miną pełną triumfu.
Zaraz po tym puścił mnie i wrzasnął. Uderzyłam o beton. Tym razem wykorzystałam zamieszanie i nie oglądając się za siebie zaczęłam wspinaczkę po ścianie. Złapałam się za parapet i weszłam przez otwarte okno.
-Jeszcze ją złapiemy i dostarczymy. Nie martw się Val.
W pośpiechu zamknęłam okno i położyłam się na podłodze.
Kiedy adrenalina opadła ból uderzył we mnie ze zdwojona siła. Krew spływająca z rozdartego policzka spłynęła mi na oczy. A ja nie miałam na tyle siły ,by ją wytrzeć.
Ostatnie co zdążyłam usłyszeć nim całkowicie straciłam przytomność to zgrzyt zamka w drzwiach.

<cd. Elena>

9 maja 2015

od Airis cd. Joe'go

Czy duch mnie opętał... Brzmi sensownie, ale... to co ona mówiła było co najmniej dziwne... Czyli moim życiem decyduję ja i dwunastolatka, która chce zabrać mi ciało, jak to powiedziała ,,chociaż na chwilkę, żeby się pobawić..." Rany boskie... Powiedziała, jednak coś dość ważnego. Muszę odnaleźć matkę, a raczej miejsce jej spoczynku. Ofiara ma mi w tym pomóc i jest konieczna... dlatego tak nalegała... Szkoda, że nie oznajmiła mi tego wcześniej może udałoby mi się rozegrać to delikatniej. Wszystko wali mi się na głowę. Praca, rachunki, siostra morderca, odkrycie rasy i do tego mam się zajmować szukaniem trupa osoby, której w życiu nie widziałam. Jednak był to jeden z kilku warunków ducha. Inaczej mną zawładnie, a ja nie będę mogła się... stawiać.
-Niektóre szczegóły wolałabym zostawić dla siebie...-odpowiedziałam tylko. Jak sam powiedział znamy się kilka i dni i niestety, nie jestem na tyle mała, aby po takim czasie zaufać komuś na tyle, aby zdradzić mu sekret, który może mnie wiele kosztować. Tylko tu mam jeden problem. On wyczuję, że kłamię...
-Kobieto unosisz się nad fotelem, przez pół godziny nie ma z tobą kontakt. Wolałbym wiedzieć co robić, jeżeli to się powtórzy... i co się powtórzy.- Dowiesz się, a potem, być może sam strzelisz mi publicznie w łeb
-Sam mówiłeś, że znamy się na tyle krótko, że nie możemy sobie ufać.
-Tylko, że ty powiedziałaś, że masz do mnie zaufanie.-odpowiedział lekko podirytowany, jednak szybko się uspokoił.
-To nie ja!- wypaliłam i miałam ochotę sama strzelić się w twarz. Kobieto teoretycznie to ty to powiedziałaś. Chłopak wlepił we mnie spojrzenie.
-Dobrze powiem teraz coś co na pewno wprowadzi Cię na właściwy trop. Jestem w stu procentach żołnierzem i modyfikacje genetyczne to jedyna rzecz, która odróżnia mnie od typowego przedstawiciela tej rasy.- widział, że kłamię. Na razie tyle informacji powinno wystarczyć.
-Chwila czy....
-Proszę dalej nie pytaj. Uwierz mi tylko, że to nie sprawi, że zrobię komuś krzywdę. W sumie to nic niezwykłego. Śmiertelnikom też się zdarza. Może powiedz mi tylko co sądzisz o tym ,,pomyśle".
<Joe?>

8 maja 2015

Od Aonii CD. Airis

   Wędrując ludźmi natrafiła na stragan z owocami. Kupiwszy jabłka i gruszki zmierzała ku wyjściu z lasu, oczywiście za duży kaptur powodował częste potykanie się o przeróżne przedmioty, oraz ludzi. Przez to, że wpadła na jakąś kobietę, kaptur zsunął jej się z głowy. Pierwszy raz usłyszała to jak ktoś nazwał ją czarownicą, zazwyczaj to było coś w stylu: ''potwór", "opętana przez szatana" itp. Zdezorientowana i przerażona chciała zniknąć. Ludzie dookoła zaczęli spoglądać na nią. Nagle dziewczyna, na którą wpadła zniknęła, ludzie oczywiście tego nie zauważyli, byli ciągle skupieni na niej, gdy nagle poczuła, że coś ją dotknęło. Było to bardzo dziwne, wszyscy nagle zadawali sobie pytania "gdzie ona jest?", usłyszała także "na pewno to czarownica". Jak to, nie wiedzą mnie?- pomyślała. Oczywiście skorzystała z okazji i wyszła z tłumu, który zdążył się zrobić, następnie biegiem wyszła z miasta, gdy już była na tyle daleko i czuła się bezpiecznie, to zdjęła kaptur i usiadła załamana na miękkiej trawie.
<Airis?>

7 maja 2015

Od Joe'go c.d. Airis

Czy ja dobrze widziałem, czy Airis przed chwilą uniosła się nad fotelem? Niee, to chyba moja gorączka.Ale z tą nagłą zmianą zdania to już przesada, a teraz jeszcze wciska mi jakieś kity,że niby to ma pomóc w policji. Bo uwierzę.Kobieta gwałtownie umilkła, więc przypatrzyłem się jej uważnie.Jej pusty wzrok błądził po pustej przestrzeni obok. Miała jakby zamglone oczy.
-Ej Airis! - Machnąłem jej ręką przed oczami. - Wszystko w porządku?
Brunetka nie odpowiedziała, tylko dalej wpatrywała się w puste miejsce. To nie było normalne. Nagle zaczęła powoli osuwać się po oparciu fotela.
-Koleżanko, nie mdlej mi tu!- Spanikowany szybko ją złapałem i położyłem na kanapie. Nie widać, by miała jakąś gorączkę, czy coś, jednak nadal miała szeroko rozwarte oczy, które nadal zasnuwała, jakby mgła. Wyglądało to przerażająco.
-Rachel... - Wyszeptała nieprzytomnie. Kto znowu? Jejku z tą kobietą nie da się nudzić.Usiadłem z boku i uważnie obserwowałem nieruchomą Airis. Od czasu do czasu coś niewyraźnie szeptała. Wyglądała, jakby była w jakimś transie. Po jakichś 30 minutach, gdy prawie już przysypiałem, moja towarzyszka wreszcie się ocknęła.Gwałtownie się podniosła do pozycji siedzącej i zamrugała. Miała całkiem przytomne spojrzenie.
-Żyjesz!-Ucieszyłem się na ten widok.-Już myślałem,że cię jakiś duch opętał!
-Co się dzieje?-Spytała zdezorientowana.
-Wiesz,to całkiem dobre pytanie. Może mi wyjaśnisz, co właśnie się z tobą działo?-Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią wyczekując,jakichś w miarę sensownych wyjaśnień.
[Airis? Sorry,że tak krótko,ale nie bardzo wiem,jak to dalej rozwinąć :P]

7 maja 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

Jak na pechowca przystało, trafiłem na dwie wyjątkowo zajadłe i agresywne baby. Co z tego, że jedna sięgała drugiej do piersi - obydwie wydawały się jednakowo niebezpieczne i w dodatku skłócone przez jakieś wcześniejsze zdarzenia. W chwili, gdy Gefa spytała Viell o jej rodzinę, myślałem już, że obydwie skoczą sobie do gardeł i się rozszarpią, ale póki co było dobrze. Chyba. W sumie nie wiem. Pewnie już w tej chwili coś knują. A potem zwalą na mnie ewentualną winę.
Pociągnąłem nosem, nieszczęśliwy i zrezygnowany, całkowicie trzeźwy i świadomy bliskiej katastrofy. Moje serduszko kołatało przerażone, a rozum właśnie dywagował czy warto przerwać tę oto kąśliwą wymianę zdań. W końcu zmusiłem się, by to uczynić.
- My tu właśnie w tej sprawie... - uśmiechnąłem się, jak gdyby nigdy nic. - ..potrzebujemy informacji, którymi dysponujesz.. - spojrzałem w stronę Viell - Bo wiesz, starym znajomym się nie odmawia.
- Ona nie jest starym znajomym. - zwróciła mi uwagę kobieta - A jeśli przeprosi za to, że wtedy nas wyśmiała, to pomyślę nad udzieleniem wam pomocy.

<Viellene?>

6 maja 2015

od Airis cd. Aonii

Na targu panował spory tłok. Tsunami ludzi i innych przetaczało się przez krami co było dobrą osłoną dla moich kleptomańskich zamiłowań. Już po chwili soczysta gruszka należała do mnie. Mogę się tłumaczyć, ale naprawdę nie mam prawie pieniędzy na życie. Jeszcze kilka dnie i będę musiała zacząć kraść notorycznie. Chociaż mam kilka innych wyjść. A, Kraść... oczywista oczywistość B. Błagać Joe'go na kolanach o załatwienie mi tego szkolenia C. Dostać kulkę w łeb i dobrze wiedziałam kto by mi ją załatwił, albo moja ulubiona czyli D. Zostać gosposią i gotować poziwne obiatki dla dzieciontek w przedszkolach (tak te cudowne błędy są celowe xd). Jak kto woli, ale wolałam zostać przy życiu więc opcja C. szybko została skreślona z mojej listy. Był całkiem ciepły dzień, jednak w przeciwieństwie do poprzednich, nie zapowiadało się na deszcz. Niebo było bezchmurne i nieziemsko błękitne. Oparłam się o ścianę i ugryzłam owoc. Słodkie soki sok polał mi się po rękach. Potrząsnęłam, jakby w nadziei, że strząsnę go ze skóry, co oczywiście było niemożliwe. Nagle trafiłam przypadkiem w głowę zakapturzonej postaci. Kiedy ciemny, zniszczony materiał zsunął się z jej twarzy okazało się, że kobieta jest naprawdę piękna. Szybko odgarnęła białe pasemko z czerwonych oczu i w pośpiechu przeszkodziła światu w podziwianiu jej urody. Wyczułam od niej zdolności spirytystyczne. Przywoływanie duchów.
-Przepraszam..
-Nie przepraszaj... Odejdź-nagle z tłumu wydobył głośny krzyk- To czarownica!- no tak ludzie wspaniali i tak dalej...
***
Czasem głupio jest być niewidzialnym i zależnym od innych... Ona naprawdę nie jest zła, ale wydaje jej się, że jestem głupia i nic nie rozumiem. Mam dostęp do wszystkich jej wspomnień, nawet tych ukrytych, o których ona sama nie wie. Może to głupio zabrzmi, ale urodziłam się w niej. Rzadko się zdarza by nieszczęsna dusza znalazła sobie miejsce w ,,używanym" organizmie. Tak więc dziecko żyje w dorosłej, ale jestem niezwykła. Lepsza od innych. Łatwo odczytałam jej prośbę. Niewidzialna przylgnęłam do nieznajomej. Ta też stała się taka jak ja. Tylko, że mnie nie widziała. i dalej była żywa... po prostu inni jej nie widzieli. Ja jedna widziałam białowłosą. Jest ciekawą osobą, ale Airis jest za stara, żeby się z nią zaznajomić. Przynajmniej tak mi się wydaje. Tak tej małej Rachel, o której nikt nie wie.
<Aonii?>

6 maja 2015

Od Joe'go c.d. Izaak

-Jak to nic poważnego? - Nicole żywo zaprotestowała. - Przecież masz siniaka na pół twarzy.
-Naprawdę? - Udałem zdziwienie. - Wygląda aż tak tragicznie?- Podrapałem się po głowie.
-Według mnie, bardzo źle. Nigdy nie widziałam tylu kolorów na jednym siniaku. - Dziewczyna patrzyła na mnie z niemym pytaniem w oczach. - Powiedz, co się wydarzyło? Ktoś cię pobił?
Eh, jej mogę chyba powiedzieć.
- Taak. - Powoli pokiwałem głową. - Podczas patrolu natknąłem się na bójkę dwóch Żołnierzy, chciałem ich rozdzielić, ale jeden z nich okazał się za silny, jak dla mnie. Zostałem nieźle skopany. Pewnie miał silną Ofiarę. - Zacząłem przebierać wśród jabłek, by wybrać jakieś ładne.
- To nie było raczej miłe spotkanie... - Nicole spojrzała na mnie współczująco.
- Wiesz, do najlepszych nie należało.- Westchnąłem i uśmiechnąłem się ciepło do białowłosej, która właśnie ze skupieniem wybierała pomarańcze. Kobieta odwzajemniła mój uśmiech. Rozmawiając o różnych głupotach, dotarliśmy do kasy, gdzie zapłaciliśmy za swoje zakupy i ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Odprowadzę cię, dobrze? - Zaproponowałem Nicole.
- Dzięki, miło z twojej strony. - Obdarzyła mnie wesołym spojrzeniem. Nagle wyczułem tą charakterystyczną aurę Żołnierza. To On! Natychmiast zacząłem się rozglądać za czarną czupryną przeplataną białymi pasmami i chusty zakrywającej twarz. Moja towarzyszka spojrzała na mnie, zaskoczona moim pobudzeniem.
- Joe? Coś się stało? - Spytała z wahaniem w głosie.
- Cóż... Wyczuwam tego gnojka, który wczoraj mnie tak pięknie urządził. - Wskazałem na swój policzek.
- Proszę cię, tylko się nie bij,bo znowu oberwiesz.- Nicole poprosiła mnie chyba pół-serio, pół-żartem.
-Nie zamierzam. Na głowę nie upadłem.-Mówiąc to, dostrzegłem Go w tłumie ludzi, którzy zmierzali do sklepu.-To on!-Wskazałem postać dziewczynie.
-Przerażający.-Nicole wstrząsnęła się na widok zamaskowanego osobnika. Dostrzegł mnie i zaczął się kierować w naszą stronę.
-Spadamy.-Pociągnąłem moją znajomą za rękę.Ruszyliśmy w prawo.Oddaliśmy się szybko od niebezpiecznego typa. Gdyby nie fakt, że nie miałem przy sobie nawet głupiego pistoletu, wcale bym nie uciekał. Ale samą siłą z nim nie wygram. Jestem za słaby.
-Ahh!-Nicole mocniej złapała moją dłoń. Spojrzałem w stronę,gdzie utkwione było jej przerażone spojrzenie.
-Kogo moje oczy widzą? Żołnierzyk od siedmiu boleści i jego urocza koleżanka.-Jakimś cudem, ten typek zmaterializował się tuż przed nami.
-Czego chcesz?!-Spojrzałem na niego wściekły.Strasznie mnie irytował.
[Izaak? Nicole?]

6 maja 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Gdy zeszłam na dół do kuchni owionął mnie przyjemny zapach smażonych omletów oraz świeżo zaparzonej kawy ze skórką pomarańczy i cynamonem. Wciągnęłam do nozdrzy tę słodką woń, którą tak lubiłam. Przy dębowym stole siedziała Isabelle. Włosy spięła w wysoki kucyk. Pojedynczy kosmyk wplotła za ucho. Gdy weszłam do pokoju, akurat rozmawiała z Barrym. Ten kochany szewc właśnie smażył nam śniadanie. Zauważył, jak wchodziłam i uśmiechnął się do mnie, odsłaniając białe, równe zęby. Uśmiechnęłam się półgębkiem i usiadłam koło Belle. Zachowywała się dzisiaj, jakoś inaczej. Zasłoniłam się kurtyną czarnych włosów. To pewnie przez słowa Airis. To o morderstwach i policji. Pewnie myśli, że jestem potworem. Czyli kolejna, która mnie nienawidzi. Moje oczy zmieniły kolor na mocno szary. Smutek. Głęboki smutek. Większość ludzi, gdy dowiadywało się czym się param od razu widzieli we mnie typa spod czarnej gwiazdy. Ale to tylko pozory. A może ja też mam uczucia? Może chce znaleźć przyjaciół? Może nie wybrałam tego kim jestem i czym się zajmuję. Barry postawił przede mną okrągły talerz z ciepłym jeszcze omletem i dżem truskawkowy. Tak, jem omlet na słodko. Zaczęłam dłubać widelcem w jedzeniu.
- Jak ci się spało? -zapytał Barry, nadal krzątał się w kuchni.
- Dobrze -mruknęłam pod nosem.
- Coś się dzieje -stwierdził. Spojrzał mi głęboko w oczy.- Jesteś smutna.
- Skąd to wnioskujesz? -starałam się, jak najdalej odsunąć odpowiedź na to pytanie. Przewrócił oczami.
- Proszę cię. Znam cię już od bardzo bardzo dawna. A zresztą twoje tęczówki mają barwę popiołu.
Pod koniec wypowiedzi kąciki jego ust uniosły się do góry w znaczącym uśmieszku. Złapałam za kilka pasm krukoczarnych włosów i zasłoniłam nimi oczy. Barry wybuchnął śmiechem.
- To może ci się zmieniać kolor oczu w zależności od nastroju? -zdziwiła się Isabelle.
- Tak -odpowiedział za mnie Barry.
- Dlaczego tak się dzieje? -zapytała Belle i oparła się łokciami o zimny blat.
- Niech ci sama odpowie -odrzekł chłopak. Spojrzał na zabytkowy zegar. Wybiła 9.
- O matko. Wybaczcie dziewczyny, ale klienci czekają -oznajmił i wyszedł do sklepu, zgarniając kubek z kawą. Moja towarzyszka pomachała mu na pożegnanie. Barry zdążył rzucić:
- Już ją lubię.
Isabelle uśmiechnęła się. Potem zwróciła twarz w moją stronę.
- Co ty na to, żebyśmy zagrały w Nigdy Przenigdy?
- Co to za gra? -spytałam, marszcząc brwi. Isabelle przyniosła dwa kubki z aromatyczną kawą.
- Ja mówię na przykład: Nigdy nie paliłam maryhy, a ci co to robili upijają łyk napoju. To co? Gramy?
Coś mi tu śmierdziało, ale postanowiłam odrzucić wątpliwości na bok.
- Dobra. Ale ja zaczynam -zastrzegłam.- Nigdy nie brałam narkotyków.
Isabelle nie uniosła kubka do ust. Na jej buzię wypłynął delikatny uśmiech.
- Nigdy nikogo nie zabiłam.
Zmroziło mnie. A więc o to chodziło. O TO. Oczy mi się zaszkliły. Upiłam łyk. Isabelle odsunęła się ode mnie. Zacisnęłam mocno szczęki. Bałam się, że gorące łzy popłyną mi po policzkach. A to byłoby nowe i niezbyt miłe doświadczenie.
- Dlaczego? -wyszeptała. Bałam się, że za chwilę rozwalę kubek na miazgę.- Dlaczego?
- Jestem bezduszną kreaturą. Moim jedynym przyjacielem jest Barry. Zabijam, bo nic nie czuję. Nie czuję wyrzutów sumienia. Nie czuje smutków z każdą odebraną duszą. Ale to nie moja wina. To wszystko wina naukowców. Zniszczyli to, co dobrego we mnie było. Tak mną manipulowali, do tego stopnia, że mam ochotę zabić własną siostrę za to, na co nie miała wpływu. Boję się, że stanę się tak zła, że nikt mnie stamtąd nie wyciągnie. Z ciemności.
Im coraz bardziej się zwierzałam tym bardziej ściszałam głos. Uniosłam wzrok. Spodziewałam się ujrzeć jej wściekłą twarz.
- Jesteś mutantem -orzekła.
- Tak.
Spodziewałam się, że ta prawie anielica powie mi, że mnie nienawidzi. Że czuje do mnie tylko pogardę. Były dwie możliwości:
1. Nienawidzę cię. Jesteś potworem!
Lub
2. Rozumiem (i mocne przytulenie)
Niestety, skłaniałam się do pierwszego. :(
- ....



<cd. Isabelle>

6 maja 2015

Od Airis cd. Isabelle

Siedziałam spokojnie na ławce. Deszcz mocno padał i w duchu cieszyłam się, że nie używam makijażu. W innym wypadku wyglądałabym jak monstrum. Nie chciałam wracać do mieszkania, mimo, że wiedziałam o kocie, który zapewne zapuszcza tam już z nudów korzenie. Jednak perspektywa kolejnego wieczoru w towarzystwie pijackich imprez bardzo mocno mnie odrzucała. Tuż za mną rosła, jak mi się wydaje, najładniejsza roślina w mieście. Wielki bez właśnie kwitł rozpylając w powietrzu cudowny kwiatowy zapach. Przymknęłam lekko oczy. Chłodne powietrze delikatnie muskało moją skórę pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Nie wiem, czy siedzenie w parku przez całą noc jest dobrym wyjściem, jednak w tej chwili nie zastanawiałam się nad tym. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew cykad. Z półsnu wyrwało mnie szturchanie w ramie. Czyli istnieją dwie możliwości. To ktoś kogo znam, albo pijak, będzie żądał grosika. Niechętnie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się i spojrzałam w tę samą twarz już trzeci raz tego dnia. Miałam ochotę się uszczypnąć. Kolejna konfrontacja z zapytaniem o tym czemu psychopatycznie śledzę cudowną Elenkę nie była rzeczą, o której aktualnie marzyła.
-Miałam nadzieję, że Cię znajdę...- ,,a ja wręcz przeciwnie"
-Jak miło-wydusiłam z siebie. Czujne oczy oglądały każdy skrawek mojego ciała. Jakby dziewczyna miała w nich rentgen i starała się wyczuć jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
-Źle zaczęłyśmy naszą znajomość. Nazywam się Airis di Accardi- ,,i lepiej już sobie idź bo zaraz miss piękność bez ludzkich genów dojdzie do wniosku, że chcę Cię zabić"
-Nazywasz się inaczej niż Elena- ,,wiem nie jestem, aż tak zajebista jak ona"
-Ja prawdopodobnie mam nazwisko po mamie, a ona po Ojcu...-,,przynajmniej go miała..."
-Czemu jesteś w stosunku do niej taka chamska? Przecież ona Ci nic nie zrobiła... W sumie mogłaś zrobić jej krzywdę-,, tak nic nie zrobiła... racja mogłam zrobić jej krzywdę...puff"
-W sumie miałam ochotę porozmawiać sobie z nią o tym jak zdemolowała mi mieszkanie... A dostałam tylko podduszenie i dwukrotnie złamaną szczękę... Jednego dnia.
-Jakiej jesteś rasy?- ,, księżniczką jednorożców..."
-Czemu miałabym Ci się zwierzać?- prychnęłam-może mordujesz razem z nią.- Druga wlepiła we mnie oczy.
-Czyli nie kłamiesz? Wiesz ilu ludzi zamordowała... w sensie ile osób?-,, przyczyniła się do mojej nieuniknionej śmierci z głodu..."
-Wiem o jednym... hmm jednej kobiecie.
-Powiedz mi tylko czy nie jesteś homokulusem- ,, tak i mam matkę i siostrę. Dobrze rozumujesz..."
-Oczywiście morduję wszystko co popadnie i przy okazji mam siostrę...-,,cóż za piękny sarkazm. Oby zrozumiała zanim mnie zabije"
-Chwila, mówiłaś, że twój ojciec jest demonem... Jesteś żołnierzem!-,, brawo. Należy Ci się medal..."
<Isabelle?>

6 maja 2015

Od Aonii



  Przechadzała się dróżką po lesie, wiosna, piękna pogoda, czemu to nie może trwać wiecznie?
   Zbierając po drodze stokrotki, i tworząc z tego przepiękny wianek czuła, że czegoś jej brakuje. Samotność zżera ją od środka, z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Od roku zapuszcza się tylko w lasach prowadząc koczowniczy tryb życia, wędrowała tu, tam.. ważne, aby było bezpiecznie.
   Oczywiście obwinia się za to, że James dowiedział się kim jest, a raczej co praktykuje. Żywi urazę do babci, która oddała życie dla niej. Czuła się niesprawiedliwie, przecież to jej wina. Dobrze, że spotkał ją taki los. Była nieodpowiedzialną młodą dziewczyną, bawiła się z przyjaciółmi i robiła szalone rzeczy, babcia ostrzegała ją, że te ‘’zabawy” mogą się skończyć źle. Oczywiście była w buntowniczym wieku i nie słuchała swojej opiekunki.
***
    Jej rodzicielka zmarła przy porodzie i nigdy nie miała szansy jej poznać. Podobno to cud, że przeżyła. Po urodzeniu była strasznie sina i nie wydała charakterystycznego płaczu po wyjściu z łona matki. Kobieta resztkami sił przytuliła swoje niemalże martwe dziecko do piersi, przekazując swą potężną moc córeczce, nastał cud, dziecko zapłakało, a oczywiście matka zmarła.
   Babcia opowiadała jej jak to ona była piękną blondynką o miłym, ciepłym sercu. Po tym jak umarła, ojciec powiesił się. Nie miał siły by patrzeć na dziecko, które wyglądało identycznie jak jego żona. Zaczął popadać w nałogi, pił ciągle alkohol i powrócił do papierosów. Zapadł w długi, niestety nie wytrzymał psychicznie. Nigdy nie poznała matczynej miłości i troskliwego serca ojca. 
    Rodzina jej wywodzi się z długiego rodu zaklinaczy. Mama była bardzo znana, silna i potężna. Przekazując dziecku swą całą moc popełnia jednak dość spory błąd.
***

    Przywołała z nudów małego duszka ziemi, wyglądało to jak kupka skał porośniętych mchem. Wstając poczuła ostre burczenie w brzuchu.- O nie..- pomyślała poirytowana. Nie będzie znowu jeść ryb, które łowi jej zazwyczaj duch wody. Przejadła się nimi niesamowicie. Niechętnie zaczęła iść w stronę cywilizacji, czyli miasta, które leżało dość niedaleko lasu.
    Miała dość sporo pieniędzy, zawsze oszczędzała wraz z babcią. Znajdując się na granicy lasu odesłała ducha ziemi i nałożyła kaptur czarnej peleryny, z którą się nie roztaje od roku. Jest dość poniszczona i brudna, jednak jej to nie przeszkadza.

<ktokolwiek; . ;?>

6 maja 2015

Od Isabelle cd. Elena

Wróciłyśmy do domu Eleny. Choć była trzecia w nocy żadna z nas nie położyła się spać. I żadna z nas nic nie mówiła. Obydwie pogrążone byłyśmy w zamyśleniu...
Mnie zastanawiały słowa szarookiej. Czyżby moja nowa przyjaciółka kogoś zabiła?
Kiedy brunetka mówiła o niej jako o morderczyni ta nie wyparła się tego...
Po za tym, gdyby to tamta dziewczyna była zła to przecież nie mówiłaby nic o policji ani nie ostrzegałaby Eleny...
To wszystko jest takie skomplikowane.
A może to tylko pozory? Może to moja towarzyszka jest tą pozytywną postacią...
A tamta jedynie doskonałą aktorką? Albo Homukulusem ,który zabije mnie przy najbliższej okazji?
Nie wygląda ,ale one podobno bardzo dobrze się maskują...
Dlaczego nie mogę mieć kogoś zaufanego ,który powie mi: Ta jest dobra, ta jest zła...?
To ,by znacznie ułatwiło sprawę...
Albo gdyby choćby ,któraś z nich była ze mną całkowicie szczera...
W każdym razie trzeba spróbować wypytać Elenę. Jeśli się nie uda to jutro w nocy znów pójdę na spacer. Może znów znajdę postać o szarych oczach.
W moim planie było trochę zbyt dużo "może " ,ale zawsze warto spróbować...
-Nazywasz się Elena?
-Tak. Dokładniej Elena Omega Morgan. A ty?
-Isabelle Nicole Gray.
Znów zaległa cisza. No ,ale przecież się nie poddam.
-Jakiej rasy jesteś?
-Yhyyy.
Ten dźwięk wyrażający potwierdzenie niewiele mi dał.
Trudno. Może spróbuję z nią pogadać rano...
Jeśli mi się nie uda... No cóż, muszę się dowiedzieć prawdy.
Nawet jeśli prawda jest taka ,że nie chcę jej znać.

<cd. Airis i Elena>


5 maja 2015

Od Airis cd. Joe'go

Jak to mówiłam? Rachel się uczy... Mam dziwne wrażenie, że istota nie jest głupim i bezradnym cieniem przeszłości, tylko w pełni inteligentnym stworzeniem. Chyba podczas tej rozmowy miała ochotę pokazać mi, że nie ma problemów z zabraniem mi ciała. Czułam się jak wtrącona do więzienia... Kiedy próbowałam się ruszyć mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Cała sytuacja wydawała mi się dziwna. Jakby duch wskazywał mi właściwą drogę, chociaż mogłam się mylić. Wydaje mi się jednak, że istota nie prowadziłaby do własnej samozagłady. W końcu jednak znowu zyskałam kontrolę. Ciekawe kim ona jest. Kim jest Rachel. Może to nie przypadek, że duch zamieszkał we mnie. Moje ciało jakby lekko się uniosło i opadło na oparcie fotela. Joe podniósł oczy i wlepił je we mnie. Teraz muszę się w magiczny sposób wytłumaczyć. Z rozmowy i tego pokazu lewitacji. Dobra kilka milimetrów to nie lewitacja, ale i tak to musiało być dziwne. Przeczesałam dłonią włosy. Byłam zdenerwowana. Naprawdę trudno tłumaczyć się ze słów, które wypowiedziało się kilka sekund temu. Szczególnie, że to był mój głos.
-Przepraszam, coś we mnie wstąpiło- odparłam bezradnie. Mężczyzna przymrużył oczy.
-Czyli ja się zgadzam, na tą chorą umowę, a teraz ty się wycofujesz? Kobieto weź się zdecyduj!- No tak więc ma dwa... nie trzy wyjścia. Każde było równie irracjonalne i głupie. Jeden- powiedz, że od dłuższego czasu w twoim ciele mieszka duch... nie to nie wchodzi w grę. Dwa- po prostu się zgódź... To cholernie pogorszyłoby nasze stosunki... przynajmniej tak mi się wydaje. Rachel jeszcze dodała ten idiotyzm dwunastoletniego dziecka o zaufaniu. Miał świętą rację. Znamy się od, może dwóch tygodni i o zaufaniu nie ma tu mowy. No i trzeci- ciąć głupa... Dobra to skreślę. Nie chcę wyjść na jeszcze większą idiotkę. Z tej sytuacji naprawdę trudno wyjść z twarzą... Jednak czym byłoby życie gdybyśmy sami mogli decydować o sobie. Podświadomość z drobną pomocą kazała mi przekonać mężczyznę o tym, że umowa nie jest głupia.
-Uważam, że rozwijanie takich darów jest przydatne. Niektóre z nich pomagają w... myślę, że w policji... Niedawno odkryłam, że widzę pozostawianą prze innych wstęgę dźwięku. Znajdowanie przestępców byłoby prostsze- gadałam. Jedne z argumentów widocznie działały inne wręcz zniechęcały, więc cała teoria była niczym zamek z piasku postawiony na plaży podczas odpływu.
No jednak Rachel postanowiła działać. Poczułam dziwne ukłucie  w piersi. Po chwili w głowie czułam jakby pustkę. Wolne miejsce. Spojrzałam w bok. Stał tam duch małej dziewczynki. Czyli wiem jak ona wygląda.
-Szansa
<Joe? Nie byłabym sobą, gdybym nie namieszała... :p>

5 maja 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Obudziłam się. Coś szarpało moim umysłem. Myśl. Usiadłam na kanapie. Brązowy koc zleciał na podłogę. Byłam nim przykryta. Czy ktoś się o mnie zatroszczył? To pewnie Isabelle. Chyba zaczynała mnie mniej irytować. Tak naprawdę mnie w ogóle nie irytowała. Łokieć miałam zabandażowany. Wstałam i spojrzałam na zegar. 11 w nocy. Rozejrzałam się po pokoju, szukając wzrokiem tej prawie anielicy. Nigdzie nie można było jej znaleźć. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Zamknięte. Rozmemłałam w ustach przekleństwo. Wdech. Zamknęłam oczy skupiłam się. Po chwili moje pole widzenia zmniejszyło się do pola zwykłego kota. Bo i nim byłam. Wskoczyłam gibko na framugę okna i idąc po rynnie, postanowiłam poszukać Isabelle. W głowie wymyślałam kilka wulgarnych przezwisk, którymi ją nazwę. Moje plany wzięły w łeb. Gdy tylko zobaczyłam Belle, która leżała na podłodze z tym swoim kochanym spojrzeniem, w którym było tyle lęku, to pojawiło się u mnie... zatroskanie. Zatroskanie, a nie gniew, że mnie zamknęła w moim własnym domu. Nad nią stała Airis. Tym razem była uzbrojona. Niedobrze.
- Gdzie jest ta dziewczyna? -usłyszałam stąd głos szarookiej. Isabelle wstała na nogi. Jej nadgarstek był skrzywiony w nie tę stronę co trzeba.
- Czego od niej chcesz? -zapytała buńczucznie. Musiałam ją pochwalić za hart ducha. Była naprawdę dzielna. Nawet ja poznałam się na tej głupiej i wrednej babie. Czemu ona nie daje mi spokoju, co?
- Muszę z nią porozmawiać, ale przy każdym spotkaniu mamy ochotę się nawzajem pozabijać -odparła Airis, zarzucając swą lwią grzywą. Phi.
- Widziałam.
- Gdzie ona jest?! -Pytanie zostało powtórzone, tym razem z nutką gniewu.
- Nie powiem ci! -Prawie wykrzyknęła moja towarzyszka. Zastanawiało mnie czemu wzięła moją stronę. Czemu była dla mnie taka miła?
- Mów!
Brunetka prawie rzuciła się na Belle z wściekłości, ale coś ją powstrzymało. Widać było, że toczy walkę sama z sobą. Postanowiłam interweniować. Może nie jestem rycerzem na białym koniu, ale potrafię być nawet bardziej skuteczna.
- Hej, farbowana blondi! -wykrzyknęłam. Obie dziewczyny odwróciły się w moją stronę.
- Kot? -wyjąkały jednocześnie. Oczy Airis zabłysły niebezpiecznie. Zeskoczyłam do nich. Szybka zmiana postaci i voila! Przybyłam ja. Ta daaaa.
- Pff -parsknęła Airis pod nosem. Isabelle patrzyła na mnie oczami okrągłymi, jak spodki.
- Wiesz, jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką. I niewychowaną -zaczęłam, udając, że nic mnie nie obchodzi. Od teraz będę panować nad gniewem.- Przerwałaś nam bardzo nieładnie przerwę na kakao, próbowałaś mnie zabić, groziłaś mi, napastujesz mnie codziennie. Boże, dziewczyno, w stodole cię chowali?
Jej mrożące krew w żyłach spojrzenie nie zrobiło na mnie zbytniego wrażenia.
- To nie moja wina, że jesteś mordercą -powiedziała z pogardą. Tylko przewróciłam oczami.
- A. Jeszcze spowodowałaś uraz u tej pani o tu -wskazałam na Isabelle. Nie wiem, jak zinterpretować spojrzenie Belle. Albo było dziękujące albo po prostu: Kobieto! Co ty tu robisz?! Przecież cię zamknęłam!
Myślę, że oba są poprawne.
- Nie zbliżaj się do głównej części miasta. To niebezpieczne -ostrzegła mnie Airis. Uniosłam brwi.
- Jeszcze kilka godzin temu próbowałaś mnie odesłać z tego świata, a teraz się o mnie... martwisz?! -nie rozumiałam. Ta kobieta była chyba niezrównoważona psychicznie.
- Ja mam coś takiego, jak dobroć i sumienie -powiedziała.- Nie zbliżaj się tam. Inaczej policja cię złapie.
Odwróciła się na pięcie i odeszła w ciemność. Zwróciłam się w stronę Isabelle i mocno ją przytuliłam. A może Airis miała rację i naprawdę jestem bezduszną kreaturą?

<cd. Isabelle i Airis>

5 maja 2015

Od Airis cd. Eleny

Niewidoczna siła kazała mi podbiec do przodu. Dziewczyny rzuciły mi nienawistne spojrzenia, ale wcześniej wspomniane sumienie nie dało mi spokoju. Wreszcie złapałam jedną za ramię, co spowodowało iż mój nos nie był już w całości...
-Możecie się łaskawie zatrzymać?- powiedziałam z nutką irytacji. Człowiek ma dobre intencje i kończy z rozlatującą się kością.
-Nie zamierzam tracić na Ciebie czasu.- odparła z kpiną
-Dobrze, jeżeli chcecie chodzić ze złamanymi kośćmi to proszę bardzo...-Odwróciłam się na pięcie. Wiatr zawiał w moją twarz niosąc ze sobą zapach śmieci. Trzy... Lekko dotknęłam nosa. Ból był bardzo silny. Zaczęłam go delikatnie masować. Rachel. Czułam jak odłamki powoli przybliżają się do pozostałych kości. Krew powoli wpływała nie pozostawiając po sobie śladu. Elena nie wybiła mi zęba, ale znowu złamała mi szczękę. Oczywiście i po tym nie było już śladu. Dwa... Od podłoża biło gorąco. Powietrze było gęste, robiło się duszno. Parne powietrze wydawało się przylegać do ciała, próbując przygnieść do ziemi. Zapowiadało się na burzę. Jeden... podeszłam do muru. Moje palce przylgnęły do gorącej cegły. Cóż mój strój nie był idealny do tego rodzaju czynności. Czarna sukienka sięgająca do kolan, na górze biała w błękitno-granatowe plamki. Miętowe schodzone trampki nie sięgające kostek, sprawiały, że stosunkowo łatwo było o zadrapania. Całości dopełniała jeans'owa kurtka 3/4 i czarny kapelusz. Zero...
-Ej, o co Ci chodziło?- zapytała podbiegając do mnie szaro-włosa. Uśmiechnęłam się pod nosem. Spodziewałam się tego. Bez słowa złapałam za dłoń, która odchodziła od nadgarstka złamanego na skutek upadku. Powoli wszystko wracało na miejsce. Dziewczyna patrzyła z dziecięcym zachwytem na znikające obrażenia. Kolejne czarne chmury zachodziły na niebo. Isabelle, jak się dowiedziałam, nie miała już żadnych obrażeń obejrzała się i spojrzała na widocznie wkurzoną Elenę. Chciało mi się śmiać kiedy spojrzałam na jej twarz. Wyglądała, jak mała naburmuszona dziewczynka. Zmrużone oczy zaciśnięte usta i ręce założone na siebie. Brakowało tylko kopnięcia nóżką.
-Elena chodź ona leczy!-wykrzyknęła radośnie. Tamta uniosła głowę do góry i zaczęła powoli zmierzać w naszym kierunku. Nadepnęła na puszkę, i prawie się przewróciła. Z widoczną łaską podała mi rękę. Uśmiechnęłam się kpiąco i zabrałam się do leczenia jej ran.
-Jak umarła matka?-zapytała ignorując Belle.
-Zgaduj-odpowiedziałam z ironią. Podejrzewam, że wiedziała już kim jestem, więc powinna jednak coś podejrzewać.
-Naukowcy ją zabili?
-Mózg jej się wypalił... w siódmym miesiącu.
-Co? Skąd to wiesz?- Czyli chyba nie załapała...
-Była zbyt słaba, by donosić dziecko demona. Nie wiedziałaś, jak to się zwykle kończy?
-Czyli zmarła przez Ciebie? Jak mogłaś?!- powiedziała i rzuciła się na mnie z pięściami, jednak sama Isabelle zainterweniowała, po czy spojrzała na wkurzoną kobietę karcąco.
-Miałam tylko... w sumie niewiele miałam. Myślisz, że chciałam być córką demona? Przecież nie podejmowałam decyzji za matkę.
<Elena? Isabelle?>

5 maja 2015

Od Isabelle cd. Airis

-Co?!?
Zdziwienie walczyło we mnie ze strachem.
-Próbujecie się zabić tylko dlatego ,że jesteście siostrami?!? Może jestem jakaś nie na topie ,ale z tego co ja wiem to powinnyście raczej się cieszyć!
Na początku obydwie wyglądały na zdziwione ,ale to szybko minęło. Po chwili znów szarpały się, co trochę rzucając mi zażenowane spojrzenia.
Najpierw myślałam ,że mają zamiar po prostu się zbić i pokazać ,która jest lepsza ,ale one serio chciały się zabić. Szarooka miała chyba wybity ząb ,a mojej towarzyszce leciała krew z nosa.

W pewnym momencie zdarzyło się coś dziwnego: Czarnowłosą przybiło do ziemi. Nie mogła wstać. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła ją tam trzymała. Brunetka uśmiechnęła się triumfalnie i zaczęła powoli podchodzić do swojej przeciwniczki. Tym razem byłam pewna ,że chce zadać ostateczny cios. Przecież nie mogę pozwolić żeby się pozabijały!

Skoczyłam na szarooką i pchnęłam ją na mur. Choć uderzenie nie było szczególnie słabe, przewróciła się głównie z zaskoczenia. Korzystając z jej dezorientacji zgarnęłam niebieskooką i zwiałam do jej domu na skrzydłach. Dosłownie i w przenośni.

***
Elena, jak to wyczytałam z dokumentów leżała obecnie na swojej kanapie. Choć większość jej ran już się zagoiła, to chyba nadal spała. Było około jedenastej w nocy.
Księżyc cudownie świecił. Pogoda sprzyjała nocnemu spacerowi.
Wzięłam jakieś zapasowe klucze ,które znalazłam na blacie w kuchni i jeszcze raz obejrzałam się na moją towarzyszkę. Wyglądała zupełnie inaczej, bez tej chłodnej obojętności na twarzy.
Zamknęłam ją na cztery spusty i wyleciałam na ulicę. Nawet w lepszych dzielnicach o tej godzinie było niebezpiecznie. Tak więc ,by uniknąć niechcianych gości spięłam się i zaczęłam spacer po dachach.
Po kilkunastu minutach ciszy na dachu pojawiła się nowa postać. Zaraz! To ta brunetka.
Byłam pewna ,że to jakaś psycholka,która rzuci się na mnie i mnie zadźga.
Przynajmniej tyle wynikało z mojego ostatniego spotkania z nią.
Cofnęłam się z przerażenia i spadłam z dachu. Nie zdążyłam tak szybko rozwinąć skrzydeł ,ale zdołałam ograniczyć rany do nadgarstka w ,którym coś nieprzyjemnie chrupnęło. Szarooka zeskoczyła z dachu i stanęła tuż obok mnie. 
Miałam nadzieję ,że zabije mnie w jakiś szybki sposób.
To chyba może być najlepszy scenariusz... No chyba ,że jeszcze drasnę ją mieczem.

<Airis? Elena? 
A, Airis sorry za wybitego zęba ,
ale przez Ciebie mój wieczorek 
z kakao został zniszczony :-P>


5 maja 2015

Od Joe'go c.d. Airis

Oj, chyba było ze mną źle skoro widziałem, jak odłamki stłuczonej w dziwnych okolicznościach miski same powędrowały do kosza. Eh, a myślałem, że już zdrowieje.
-Jak myślisz czy to możliwe, żeby dwaj żołnierze zostali swoimi ofiarami nawzajem?- Airis wypaliła z tym dziwnym pytaniem, tak niespodziewanie, że myślałem, czy za chwilę nie spadnę z kanapy.
- O co ci chodzi? Po co się tak uczepiłaś tych całych Ofiar? - Nie powiem, trochę mnie wnerwiła tym pytankiem. Zrobiło mi się gorąco. Już nawet nie wiem, czy z gorączki, czy z powodu TEGO tematu.
- Wiem, że średnio przepadasz za rozmowami o naszej rasie, jednak proszę cię, wstrzymaj nerwy i porozmawiaj ze mną o tym. - Jej głos był spokojny i pełen jakiegoś błagalnego tonu. Westchnąłem przeciągle i poprawiłem się wygodniej na kanapie.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? - Przewróciłem oczami.
- Cóż, wydaje mi się to dość ważne i chce wiedzieć o Żołnierzach, jak najwięcej. - Powiedziała poważnie.
- Rozumiem. - Odparłem krótko. Airis podała mi gorący talerz pysznie wyglądającej zupki.
- Dziękuję. - Zabrałem się do jedzenia. Kiedy skończyłem jeść, usiadłem i spojrzałem poważnie na brunetkę, która umieściła się w fotelu naprzeciwko. - Dobra. Co masz dokładniej na myśli przez twoje dur... znaczy, przez twoje pytanie? - Pohamowałem się przed powiedzeniem "durne pytanie". Airis traktowała to poważnie, to chyba i ja mogę na chwilę schować swoje urazy wobec własnej rasy do kieszeni, co nie?
- Znaczy, to co słyszysz. - Wzruszyła ramionami. - Chodzi o to,czy na przykład ja bym mogła zostać twoją Ofiarą, a ty moją?
- Co proszę? - Moje zdziwienie sięgało granic ludzkiego rozumu. Zamurowało mnie.
- No... Przecież to chyba możliwe, prawda? - Szarooka kobieta zaczęła niepewnie. - Jeśli dobrze zrozumiałam to Ofiara jest po to, by przyjmować obrażenia i wzmacnia siłę Żołnierza, który ma ją chronić. My stając się swoimi Ofiarami, jednocześnie stalibyśmy się silniejsi i zawsze jedno by ochroniło drugiego, bądź bylibyśmy na tyle silni by móc nie korzystać ze swych Ofiar. - Airis mówiła to żywo gestykulując, a ja patrzyłem się na nią, jak na obcego człowieka. - Nikt nie musiałby robić za tarczę drugiej osoby. - Dodała cicho na koniec.
- To może ma jakiś sens... Ale czemu ja? - Znowu zrobiło mi się gorąco. - Nie chcę się w to mieszać, nie rozumiesz?
- A z kim niby miałabym pójść na taki układ?! - Kobieta gwałtownie wstała z fotela i spojrzała na mnie ze złością w oczach. Jejku, nie spodziewałem się takiego nagłego wybuchu.
- Spokojnie. Jest sporo Żołnierzy w tym mieście. Mógłbym ci pomóc jakiegoś znaleźć i byście się dogadali. - Wstałem i położyłem dłonie na ramionach brunetki i delikatnie ją posadziłem.
- Nie! Ciebie znam i wiem, że mogę na tobie polegać... I wiem, że jesteś silny. - Dodała już spokojniej.
- Phi. Znasz mnie raptem kilka dni i twierdzisz, że możesz na mnie polegać? To trochę śmieszne. - Zaśmiałem się, ale przestałem, kiedy dostrzegłem poważne spojrzenie dziewczyny.
- Naprawdę tak bardzo chcesz, żebym został twoją Ofiarą? - Przeczesałem włosy ręką i odwróciłem wzrok.
- Tak, chcę spróbować. - Jej spojrzenie było takie głębokie, że aż się we mnie coś złamało. Cholera, z tymi kobietami nie wygrasz!
- Dobra, zostanę twoją Ofiarą, ale ja nie chcę, żebyś ty zostawała moją... Niepotrzebne mi to.- Usiadłem zrezygnowany na kanapie.
[Airis? Przekonaj mnie, byś i ty została moją Ofiarą :P]

4 maja 2015

Od Airis cd. Eleny

Zamykając się w toalecie Rachel miała dość czasu na... zreperowanie mi szczęki. Całą sprawę trzeba zakończyć pokojowo, tylko z takimi narwańcami nic nie jest pewne. Z natury jestem uparta, więc gdy tylko załatwiłam kilka spraw przypomniałam sobie to co zdarzyło się zeszłej nocy. Widziałam głos... cienka smużka przeplatająca się, wskazując mi drogę. Bez problemu udało mi się wyczuć resztki dźwięku. Powoli podążałam za śladem. Spodziewałam się raczej, że morderca nie mieszka w zakładzie szewskim. Ciekawe jak kończą niektórzy klienci... Jak na zawołanie z budynku wyszły dwie kobiety. Jedną dobrze znałam, drugiej nie, i nie miałam pewności czy miałam ochotę dowiedzieć się o niej czegoś więcej.
-Znowu się przyplątałaś? Obity ryj to za mało?- zapytała niemal z wyrzutem. Po chwili otworzyła szerzej oczy. Złapała mnie za twarz i wykręciła ją lekko, tak aby mieć lepszy widok na miejsce, które jeszcze niedawno było purpurowe.- Jak ty...- złapałam za rękę i wykręciłam ją. Wściekła zabójczyni uderzyła mnie kolanem w brzuch po czym zaczęła mnie dusić. Z trudem łapałam duże wdechy powietrza.
-Boże kto to?-zapytała zdziwiona towarzyszka. No i teraz mam swego rodzaju zapewnienie, że nie jest mordercą. W innym wypadku  chyba taka scena specjalnie by jej nie zaskoczyła. Przed moimi oczami skakały mroczki. Czarno czerwono żółte kropki od czasu do czasu zmieniały kolory tworząc tęczową breję w której dominowały mroczne odcienie.
-Siostrunia, przykra pamiątka z przeszłości... Jak każdy wie rupieci najlepiej się pozbywać- powiedziała- Ty przerwałaś we właściwym momencie, ale mi może się to nie udać- dorzuciła podle. Ręką wymacałam kamień. Tylko jedna szansa. Uderzyłam z całej siły w łokieć czarnowłosej, a ta odskoczyła z piskiem. Trafiłam w elektrownię. Wyobrażałam sobie ogromny ból jej rękę. Nerwy są czułe, tego nie da się ukryć. Łapczywie łapałam powietrze. Szybko wstałam. Rachel obezwładnij ją.
Kobieta opadła na ziemię i zaczęła dławić się obrzydliwym śmiechem. Był okrutny. No tak ludzie tacy jak ona znajdą zawsze powód, alby udowodnić sobie, że są lepsi, nawet jeżeli takowego nie posiadają.
-Taka jesteś twarda, a na policję nie umiałaś zaskarżyć? Z resztą co taka jak ty robiła z policją? No gadaj!
-O ile wiesz, bez problemu bym Cię złapała, a w tym cudownym mieście za morderstwa grozi nawet szubienica. Z resztą sama mogłabym Cię załatwić- odparłam.
-Co?!- wydusiła z siebie szaro-włosa.
<Isabelle? Elena? Wiem jest cudowne xd. Elcia możesz mnie kopnąć w twarz wiem, że to poprawi Ci humor. I tak się wyleczę... xd.>

4 maja 2015

Od Eleny cd. Isabelle i Airis

Isabelle szła koło mnie miarowym krokiem. Jej włosy kołysały się na boki. Nie wiem czemu jeszcze nie uciekła. Byłam niemiła, opryskliwa i sarkastyczna. Powinna odejść stąd z pogardą w oczach. Coś mi jednak podpowiadało, że taka nie jest. Może zasłuży na mój uśmiech?Zastanawiałam się kim jest. Może i wyglądała troszkę na Morthewię, ale na pewno nią nie była. Zachowywała się inaczej, inaczej wyglądała, choć trochę je przypominała. No i nie była takim nadętym bufonem. Nagle szarooka postać mignęła mi w tłumie.
- Uciekaj dzieciaku! -rozkazałam podniesionym głosem. Isabelle schowała się posłusznie za rogiem.
- Dawno się nie widziałyśmy -parsknęłam do brunetki, która stanęła przede mną. Była bez broni, co nie przeszkodziło jej w rzuceniu mi krzywego spojrzenia. Niedaleko jakiś glina rozmawiał ze sprzedawcą.
,, Nie rób scen, Elen” pomyślałam, starając się uspokoić.
- Mam nadzieję, że bolało -warknęła, ale jak widać nasze myśli biegły jednym torem. Ona też nie chciała tutaj widowiska. Zastanawiałam się tylko, dlaczego nie pójdzie do policji na mnie donieść. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiem.
- Ach tak? -parsknęłam i przyłożyłam jej. Niestety, nie zdążyła się uchylić. Coś chrupnęło i zagrzechotało. Policzek dziewczyny zrobił się fioletowy. Splunęła na ziemię. Razem ze śliną wyleciała także krew i kawałki purpurowej plomby. Cieszyłam się, że miałam usztywniane rękawice. Podszedł do nas ten gliniarz.
- Airis, coś się dzieje? -zapytał szarooką.
- Nie -odparła z czystą wściekłością w oczach. Czemu ona do jasnej cholery mnie kryła?
- Musiałyśmy załatwić kilka spraw. Teraz wszystko jest uregulowane -Uśmiechnęłam się kpiąco, ukłoniłam z pogardą i odeszłam. Skręciłam szybko za róg. Isabelle stała tam z lękiem na twarzy. Mimowolnie zaszczyciłam ją moim delikatnym, uspakajającym uśmiechem.
- Co się stało? -zapytała. Zauważyłam, że taksuje mnie wzrokiem, jakby chciała sprawdzić czy nic mi nie jest. Złagodniałam.
- Nic -westchnęłam.- Ale mam nadzieję, że te skrzydełka nie są tylko na pokaz. Zbierajmy się.
Pokiwała tylko głową. Zamieniłam się w kruka i obie wzleciałyśmy w powietrze.

***

Isabelle siedziała z kubkiem ciepłego kakao z podkulonymi kolanami na mojej kanapie. Pociągnęła zdrowy łyk napoju i uniosła głowę.
- Twój kolega nie zdziwił się, gdy mnie zobaczył -rzekła. Jej oczy były takie spokojne. Zastanowiło mnie, skąd ma tyle blizn. Muszę ją o to zapytać.
- Jest dość... tolerancyjny.
Usiadłam koło niej na kanapie.
- Kim jesteś? -zapytałam.- Spokojnie. To jest wymiana. Ty mi powiesz kim jesteś, a ja ci też odpowiem. Tylko chcę wiedzieć kim jesteś, skąd się tu wzięłaś, z jakiej jesteś rasy. Wiesz, te sprawy. Przygotowałam się na długą opowieść. Nie przeszkadzało mi to jednak. Lubię opowieści.


<cd. Isabelle i Airis, jest piękne. Airis nie zmieniaj tego ;) >

4 maja 2015

Od Isabelle Cd. Airis i Eleny

Nie chciałam przyznawać ,że doskonale wiem jak dostać się do tamtej części. W końcu mieszkałam tam przez całe dzieciństwo...
I tak nie była zbyt miła. Może jakoś źle się zachowałam albo nieprawidłowo przeprosiłam???
Próbowałam ukryć stres towarzyszący przy rozmowie z nią. Wydawała się taka obojętna.
Chyba rzeczywiście nie nadaję się do spędzania czasu z ludźmi... To nie idzie mi najlepiej.
Wzięłam głęboki oddech. Niebieskie oczy zwróciły się ku mnie. Gdy utrzymywałam z nią kontakt wzrokowy było jeszcze gorzej.
Odwróciłam głowę i udałam ,że przyglądam się jakiemuś budynkowi. Gdy tak patrzyłam do mojej głowy zaczęły napływać wątpliwości. Co jeśli to Homunkulus? Nie, raczej nie.
Nawet jeśli ona nim nie jest, to pewnie już domyśliła się ,że nie jestem Morthewią.
Na pewno teraz mną gardzi. A co jeśli już mnie nienawidzi?
Zdobyłam się na spojrzenie w jej głębokie źrenice. Przyglądała mi się z zainteresowaniem.
-Kim jesteś?
Nieudolnie próbowałam powstrzymać drżenie rąk.
-Jestem Isabelle.
Przewróciła oczami.
-To już wiem. Chodzi mi o rasę.
Moją jedyną odpowiedzią był ognisty rumieniec.
-No wieź powie....
Przerwała. Przed nami stała brunetka o szarych oczach. Jej twarz była bez wyrazu.
Niebieskooka wpatrywała się w nią także bez szczególnych uczuć.
Odwróciła się do mnie i wrzasnęła:
-Uciekaj dzieciaku!
Odbiegłam i schowałam się za rogiem. Brunetka wyglądała na silną.
Czy jakby co potrafiłabym pomoc? W sumie miałam przy sobie miecz ,ale ten był dla mnie za ciężki.
Kiedyś byłam mistrzynią w szermierce ,ale nie walczyłam od trzech lat.
Naukowcy mówili też ,że mam jakieś moce ,ale nie znałam ich i nie mogłabym na nie liczyć.
Nagle usłyszałam czyjś wrzask. Miałam nadzieję ,że to szarooka.
W innym przypadku postaram się zrobić co tylko mogę... Jeśli coś mogę.
<Airis? Elena?>