Spojrzałem w przestrzeń tuląc się do Phantom'a. Nie było tu
nic, żadnych ludzi, żadnych obiektów do obserwacji i zabawy nimi, został tylko
Phantuś, który prawdopodobnie popełni samobójstwo po tym jak spędzi ze mną
więcej czasu.
Jak nie mam koło siebie więcej niż dwójki ludzi to zaczynam
wariować.
- Chodźmy przed siebie, może znajdziemy jakieś miasto~..-
uśmiechnąłem się lekko trochę przerażony. Jak nie mam co robić to jestem albo
leniwy albo zbyt uciążliwy.
Ruszyliśmy we dwoje spokojnym krokiem i ja głownie skupiałem
się na wypatrywaniu czegokolwiek, że też musieliśmy trafić na takie zadupie!
Na domiar wszystkiego zaczęło padać jak nie wiem i błyskać
się.
- Phan, musimy gdzieś przesiedzieć tą burzę…- mruknąłem,
wolałem być w jakimś mieście.
- A to dlaczego?
- Na bank uderzy w nas piorun, jesteś najwyższym punktem
tutaj, szkielet parasola jest metalowy i do tego ja ściągam pioruny.- westchnąłem.-
Mnie się nic nie stanie, gorzej będzie z tobą…
- Tu nic nie ma jakbyś nie widział.- mruknął do mnie.- Ale
mam pomysł.- uśmiechnął się nagle złowieszczo.- Skoro ściągasz pioruny, to się
odklej ode mnie, idź obok i ściągaj je na siebie.
- Ale tam pada..- jęknąłem patrząc na obszar poza
parasolem.- Jesteś okrutny.- nadąsałem się.- Dawaj swój płaszcz to pójdę.
Nie chcę by Phantom'owi się coś stało, ale nie chcę też
zmoknąć.
[Phantom?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz