ni stad nizowad uslyszelismy krzyk i odwrocilismy sie s jego strone. przez pustke biegl nie kto inny jak salceson; byla wlascicielka kota i nasza gospodyni. najwyrazniej dotyk poduszki nie wystarczyl jej rządnym dłoniom. w tym samym czasie nadjechal nocny pociag i poderwaliamy sie z lawki. wzialem kota i paczke, a William chwycil swoja walizke i pobiegl za mna.
<Williamie?>
przepraszam za brak znakow, poprawie jak bede na kompiterze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz