Miałem jakąś taką nieposkromioną potrzebę wrzucenia Willa pod pociąg, ale powstrzymałem się ostatkiem sił. Poza tym nie był ciężki i gdyby nie dziwne spojrzenia przechodniów, nawet nie zwróciłbym uwagi na jego wygłupy.
- Jaki znowu.. - parsknąłem sądząc, że chce odwrócić moją uwagę od jego wybryków, ale po sekundzie przypomniałem sobie naszą wycieczkę do miasta i zacząłem powoli, z coraz większym strachem odwracać głowę. - O kurde..
Przy słupie stał nie kto inny, jak nasz stary "znajomy", którego to William okradł zaledwie kilka tygodni temu. Ten pedofil rozdawał przestraszonym dzieciakom jakieś ulotki z reklamą kina. Podrapał się w tyłek, co musiało być uzasadnione jego niewygodnym kostiumem pandy, po czym odwrócił się w naszą stronę szukając nowych bachorów, ale zobaczył nas. Cała nasza trójka zastygła w milczeniu i przez chwilę mierzyliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami, od razu widać było, że nas poznał. Lecz dopiero gdy siedzący na mnie gnojek rzucił mu promienny, wyzywający uśmiech clown zerwał się na równe nogi, puścił ulotki które z szumem poleciały w powietrze i rzucił się w naszą stronę z nieskrywaną frustracją.
Wrzasnęliśmy obaj i rzuciliśmy do biegu, ten staruch biegał gorzej od nas, jednakże jego determinacja była godna podziwu. Skręciliśmy w jakiś korytarz i już się miało zdawać, że go zgubiliśmy gdy wpadliśmy na niego na następnym zakręcie.
- William..! - krzyknąłem gdy clown rzucił się na mnie i przygwoździł ciałem do podłogi - Uciekaj i powiec Krystynie, że ją kochałem!
- Nigdy! - odkrzyknął i rzucił się na napastnika - Gdy tam wrócę powiem tej obślizgłej rybie, że zawsze kochałeś mnie! Niech umiera z rozpaczy i samotności! A przy pierwszej okazji usmażę ją na patelni! - spochmurniałem i skopałem z siebie plującego mężczyznę.
William poraził go prądem i tamten zemdlał, jednak nie było nawet mowy o zabiciu go. Morderstwo w biały dzień mogłoby się źle skończyć dla mnie i dla mojej watahy, a gnojek dobrze o tym wiedział.
- Zostawmy go tu. - rzekł - I po prostu uciekajmy. - kiwnąłem głową i pobiegliśmy z powrotem na peron.
Kupiliśmy bilety jak porządni, prawi obywatele i gdy pociąg wreszcie nadjechał wsiedliśmy do środka. Akurat był to pojazd z przedziałami, dlatego otworzyłem drzwiczki jednego z nich, a William zaraz wskoczył na miejsce przy oknie i przypłaszczył mordę do szyby. Sam usiadłem naprzeciwko niego i westchnąłem podpierając się o parapet.
- Wiesz Phatuś.. - oderwał wzrok od wyludnionego peronu i spojrzał na mnie - My prawie sami w tym pociągu.. w dodatku przedział mamy tylko dla siebie.. - zatańczył brwiami - ..co sądzisz o finale naszej podróży poślubnej?
- Williamie, ja się proszę.. - przewróciłem oczami - Wiadomo przecież, że to nie finał.. to dopiero początek!
- To gdzie noc poślubna!? - spytał drąc ryja - Gdzie początek? Ta nasza wycieczka nie ma rąk i nóg..
- Może i nie ma.. - mruknąłem i opadłem się o siedzenie - Ale chyba sobie pośpię.
- Mogę obok ciebie..? - spytał, a jego oczka nagle stały się takie ładne, najwidoczniej ten chłopak potrafił o coś prosić - Pliss... chociaż w sumie. - nagle spoważniał - Czemu ja cię w ogóle pytam o zdanie? - przeskoczył na siedzenie obok mnie i objął w pasie - Phhatuś..~! Jesteś taki mięciutki.. - zamrugałem kilka razy gniewnie, ale policzyłem do dziesięciu i jakoś wytrzymałem bez drastyczniejszych metod usuwania z siebie tego rzepa.
Muszę też przyznać, że William nie był specjalnie kłopotliwy bo powstrzymał się od macania mnie po bliżej nieokreślonych aspektach cielesnych, a gdy nie było koło nas ludzi nie prowokował mnie do okazywania złości. Sam też usnąłem po chwili kołysany jednostajnym ruchem pociągu, mając jedynie nadzieję, że chłopak nie wykorzysta sytuacji i nie wymaluje mi wąsów markerem.
<Willuś? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz