Gdy opuszczaliśmy chatę spojrzałem z żalem na kota; mrugnął do mnie ponownie żółtym okiem, ale nie opuścił komina i dalej leżał sobie spokojnie. Miałem jakąś taką potrzebę zabrania go z tego okropnego domu, jednak nic nie mogłem zrobić, w końcu nie był moim zwierzakiem. Pomachałem mu więc na do widzenia i wyszedłem.
Dalszy bieg był niczym w porównaniu do minut spędzonych w tamtej chacie; poza tym czułem, że jeśli chodzi o ucieczkę stamtąd to mógłbym biec bez końca. Dopadliśmy fontanny i William wskoczył na jej krawędź.
- Co teraz? - wysapał - Pokaż tą mapę.. - rozwinąłem kawałek papieru i podałem mu, a on w zamyśleniu zaczął ją studiować - Wiesz.. zdaje mi się, że nie będziemy mieli wyboru jak tylko wrócić na ten przystanek i poczekać na jakiś nowy pociąg. - zeskoczył z fontanny i zaczął iść w stronę z której przyszliśmy wczoraj - Jak tak dalej pójdzie, to ten sernik zdąży się zepsuć zanim go dostarczymy.
Mruknąłem coś i ruszyłem za nim kompletnie bez zapału. Jednak humor mi się poprawił gdy drogę zastąpiło nam puchate stworzenie ze złej chaty.
- Patrz.. - rzekłem patrząc na niego z nieskrywaną słabością - ..zaadoptujmy tego biedaka.
<Williamie? Bierzemy go? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz