Czemu ten jakże słodko-pierdzący
gliniarz Joe musiał znowu przywlec tu swój chudy zadek? Nie mógł
już sobie pójść? Rano miało mnie tu już nie być, ale
oczywiście nie mogło obyć się bez tych uroczych spotkań z
człowiekiem, który chce mnie zabić. Phi. Przynajmniej nie musiałam
już odgrywać przed nimi pijanej dziewczynki. Cóż, skręcenie
karku homunkulusowi przeczyło mojej pijanej maskaradzie. Joe
uśmiechnął się z miną twardziela. Przewróciłam oczami.
- Trochę boli, ale nie ma tragedii...
-powiedział glina, ale widać było, że ledwo panuje nad sobą,
żeby nie zacząć skręcać się z bólu. Prychnęłam. Zbliżyłam
się do niego i obejrzałam szybko powstałą ranę. Nie była zbyt
duża, ale za to głęboka. Zacisnęłam usta.
- Diagnoza może cię trochę zmartwić.
Rozcięcie kawałka miednicy, jej okruchy powpadały ci w mięśni.
Dlatego może boleć, gdy będziesz oddychał. Na szczęście nie
masz przeciętej żyły, ani tętnicy nerkowej, więc nie dostaniesz
krwotoku wewnętrznego.
Podczas mojego wywodu twarz Joe'ego
robiła się coraz bardziej zielona.
- No ale jak mówisz, że cię nic nie
boli -dodałam na koniec. Wstałam.
- Chyba go tak nie zostawisz! -oburzyła
się Airis.
- Kochana, to ty jesteś specem od
zniszczonych części ciała. Jak jesteś taka mądra to sama to zrób
-odparłam i założyłam rękę na rękę. Airis zacisnęła wargi w
wąską kreskę.
- Dobra, będę ci mówiła, jak to
naprawić -mruknęłam. Pracowałam kiedyś w szpitalu, żeby zbliżyć
się do jednego celu, więc znałam się trochę w tej materii.
Następne 10 minut minęło nam leczenie gliniarza. Jak dla mnie była
to strata czasu, ale Airis najwidoczniej zależało. Nie żebym
robiła to dla niej. Joe na szczęście był zbyt zajęty nie
krzyczeniem, gdy zrastała się kość, żeby o coś nas pytać.
- Nie wiedziałam, że przyjdą tak
szybko. Musimy zostawiać bardzo mocny ślad -mruczałam do siebie,
krążąc po pokoju.
- Mogłabyś mnie chociaż przeprosić
za zdemolowanie mieszkania -powiedziała Airis, przesuwając wzrokiem
po pobojowisku.
- A co? Ja to zrobiłam? -parsknęłam.
Nie zamierzałam za nic ją przepraszać.
- Miałam nadzieję z tego nie
korzystać, ale... -nie dokończyłam i schyliłam się. Spod kanapy
wyciągnęłam dwie błyszcząco się na fioletowo fiole. Fiolkami
tego nie można było tego nazwać. Wyglądały jak pałeczka do
przekazywania w sztafecie, ale błyszczała się niebezpiecznie i z
jednej strony miała mały szpikulec.
- Co to jest? -wyjąkał Joe, patrząc
z niepokojem na to małe caceńko.
- Airis, obiecaj mi, że zaprowadzisz
nas tam i zostawisz -Podałam jej małą karteczkę z adresem.
Przeczytała ją i spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi.
- Obiecaj...
Airis była niezdecydowana. Do pokoju
weszła Isabelle. Przetarłam wierzchem dłoni oczy i rozglądnęła
się wokoło. Dolna warga jej zadrżała.
- Co się stało? -zapytała drżącym
głosem. Wbiłam uporczywe w moją... siostrę.
- Obiecuję -odpowiedziała, widząc
moją determinację. Wbiłam sobie fiolę w zgięcie łokcia.
Poczułam, jak zaczyna ogarniać mnie zimno.
- Nie! Co ty wyprawiasz!? -wykrzyknęła
Is. Złapała mnie za rękę, która zaczynała pokrywać się siatką
niebieskich żyłek. Osunęłam się na podłogę. Airis złapała
mnie w ostatniej chwili.
- Co się z nią dzieje? -zapytał Joe.
Belle złapała mnie za rękę.
- Ona się... wyłącza -wyszeptała.-
I wróci dopiero, gdy będzie chciała.
Żyłki na mojej skórze popękały i
utworzyły wokół mnie kokon. Zamknęłam oczy.
<cd. Joe, Airis i Isabelle>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz