A więc tak chce sobie pogrywać?! Jeszcze czego! Nie zmusi mnie, dziedziczki rodu Tokage, bym się przed nią płaszczyła! Wymuszanie tego w taki sposób...
Miałam wielką ochotę, by przestać się powstrzymywać i roznieść wszystko w drobny mak. I zrobić to tak, żeby ta durna Genowefa pożałowała, że kiedykolwiek się do mnie choćby odezwała i...
Rzuciłam kobiecie nienawistne spojrzenie, a ta jedynie uśmiechnęła się i zaczęła cicho śmiać.
Myślisz, że dam ci tego co chcesz?! Bardzo śmieszne! W tym świecie to ja stawiam na swoim, przykro mi.
Pozwoliłam sobie na zwycięski uśmiech. Nie będziesz mnie szantażować... Bo nie masz niczego, czego nie mam ja! Prócz... informacji... informacji, które były mi naprawdę potrzebne i... Ale... Nie, nie mogę wyciągnąć z niej tego siłą... czyli... to znaczy, że... mam się przed nią ukorzyć?!
Zrobiło mi się słabo przed oczami, nogi miałam jak z waty... Podjęłam decyzję i pod ciężarem ciała padłam na kolana. Schyliłam głowę. Z moich oczu bezwiednie zaczęły płynąć łzy złości. Otarłam je najszybciej jak mogłam, mając nadzieję, że nikt ich nie zauważy.
- Ja...- nikt pewnie nie usłyszał tego cichego szeptu.- Genowefo Rockclaw! Ja... Pragnę przeprosić cię w moim... w imieniu całej rodziny Tokage! Po... popełniłam wielki błąd odrzucając waszą propozycję. Błagam o wybaczenie!-wykrzyknęłam w stronę nadal uśmiechniętej kobiety-Czy byłabyś łaskawa udzielić mi pomocy?- dodałam po kolejnym oddechu.
Czekałam aż ktoś się odezwie, lecz w odpowiedzi otrzymałam jedynie ciszę. Wreszcie odważyłam się powoli unieść głowę. Wszyscy byli wpatrzeni we mnie. No tak, przecież przed chwilą ja, Viellene Tokage, upokorzyłam się przed całym tym tłumem... Zaskoczyłam chyba nawet samą siebie.
Rozejrzałam się jeszcze raz wokoło. Najbardziej zaskoczona była chyba sama panna Rockclaw... Myślała, że mnie tak szybko spławi? Chyba się trochę się troszkę przeliczyła...Po chwili jednak jej twarz przybrała obojętny wyraz, po czym kobieta westchnęła jakby z rezygnacją.
- Dobrze, może uda nam się coś znaleźć...
Miałam dziwne wrażenie, że Jeremiasz właśnie odetchnął z ulgą.
-Jednakże... chciałabym, byś pomogła nam kiedyś, jeżeli będziemy tego potrzebować... Podobno posiadasz pewne umiejętności...- dodała po chwili.
Czyli nic za darmo, tak? Nie dość, że musiałam błagać na kolanach o wybaczenie, to jeszcze mam zostać jej pieskiem? Kiedy właściwie upadłam tak nisko...?
< Jeremiasz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz