- Kim ty jesteś? - spytałam bezgłośnie, więc prawdopodobnie nawet nie zwrócił uwagi na mnie.
Między mężczyznami chyba zaczęła się wymiana zdań. Nie wiem, za bardzo skupiłam się na kierowaniu w stronę nieznajomego złości. A było tak miło. Chociaż... Może tak powinno być? Może było zbyt miło? Dobra, nieważne. Ważne, że w razie czego jestem gotowa do ucieczki. A jak odetnie drogę lądową? Cóż... Od czego w końcu mam skrzydła? Albo zafunduję mu baaaaaaaaardzo 'przyjemną' kulkę. Dobra. Aż taka nie jestem... Ucieczka by wystarczyła. Pff...
Najchętniej bym sobie poszła, gdyby nie to, że Joe może mieć z tym Żołnierzem problemy. Przecież już go stłukł. Ma drugi raz? Nie. Nie pozwolę. Nikomu ma się nie stać krzywda. Albo zwariuję. Mam nadzieję, że jednak nie stanie się to drugie. Przewróciłam oczami. A zapowiadało się tak normalnie. Od razu nie polubiłam tego gościa. Joe chyba też nie.
- Może już pójdziemy? - spytałam cicho. Błagaaam, chodźmy stąd. Coraz bardziej boję się tego gościa... - Proszę? - dodałam po chwili. Ostatnią rzeczą, jaką bym chciała, to zostać tu. Pierwszą... Chyba pójść sobie stąd, a drugą - posłuchać muzyki. Zdecydowanie tak... No ale co zrobisz? Nic kuźwa nie zrobisz...
<Joe? Izaak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz