-Przecież też się na to zgodziłem...-odparł. Możesz mi wytłumaczyć co chciałaś tym osiągnąć?-spytałam w myślach. Rachel odpowiedz. O co chodzi?-czułam, że chętnie krzyknęłabym to na głos. Wydawało mi się, że dziewczyna celowo nic nie mówi. Przecież to niemożliwe, aby jej tam nie było. W takim wypadku pewnie leżałabym już martwa z krwotokiem w nosie... jakkolwiek to brzmi. Ulica całkiem opustoszała. Temperatura miała dzisiaj wynosić około dwudziestu stopni, więc miałam nadzieję, że jeans'owe ogrodniczki narzucone na biały t-shirt spokojnie wystarczą. Nie przewidywałam ewentualności dotyczącej pojawienia się mocy, które zmienią mnie w przenośną klimatyzację, albo lodówkę. Jak kto woli. Z nieba zaczęły kapać drobne krople deszczu. Kiedy znajdowały się bliżej mnie szybko zamarzały i opadały na ziemie rozbryzgując się jak stłuczona szklanka. Taki widok zawsze przynosił mi myśl o kruchości. Życia, uczuć sytuacji. Czasem wystarczył jeden impuls, aby wszystko się rozsypało. Jedna nieżywa kobieta i mój starannie poukładany świat zachwiał się u podstaw. Jeden wybryk Rachel i moja kariera tancerki wybuchła jak bańka mydlana. I od dzisiaj będę się zajmować łapaniem morderców, gwałcicieli i handlarzy narkotyków. Wszystko byłoby pięknie, gdyby moja siostra do nich nie należała. Mogę się zastanawiać, czy w naszym kodzie genetycznym istnieje choć kropla podobieństwa, ale szczerze w to nie wierzyłam. Jednak muszę wziąć pod uwagę to, że urodziła nas ta sama kobieta. I tylko tyle się liczyło, aby połączyła nas krucha lecz silna więź. Widziałam ją kilka razy w życiu, i co najmniej nie były to miłe spotkania, ale nawet teraz w głębi duszy martwiłam się o nią. Szczególnie o to co się z nią dzieje. Otuliłam się mocniej czarną bluzą. Kawałki lodu wpadały do wytartych trampek. Pomyślałam o miejscu gdzie zawsze było cicho. Dachy. Może to brzmi głupio, ale od kiedy miałam wolną rękę biegałam po dachach. W nocy było tam szczególnie cicho.
-Joe choć za mną- powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę, jednak zważając na sytuację, zreflektowałam się i po prostu ją cofnęłam.
***
Wspięliśmy się na dach. Od zawsze pamiętałam, że jest to miejsce gdzie umiałam się wyciszyć. Chłopak jednak wydawał się strasznie rozzłoszczony. Usiadł na środku i zatkał dłońmi uszy. Widziałam grymas bólu na jego twarzy. Robiło mi się coraz chłodniej, mimo, że jak sama zdążyłam zauważyć, sama jestem źródłem niskiej temperatury. Podeszłam i położyłam mu rękę na ramieniu. Chciał pewnie odepchnąć mnie tylko, ale jego uderzenie zatrzymało na chwilę mój oddech. Zgięłam się wpół i upadłam na ziemię.-Nie dotykaj mnie!-wykrzyczał, jednak głos szybko mu się załamał. Strasznie zabolały mnie jego słowa, jednak sądzę, że łzy wydostały się ze skarnie innego powodu jakim był palący ból. Zamarzały one skapując na moje sine dłonie. ,,stop. uspokój się" Myślałam o cieple. Próbowałam zatrzymać ten dar, tak samo jak z duchami. Myślałam o naleśnikach, słońcu i ogniu. Powoli moje ciało stawało się cieplejsze. Wydawało mi się, że dopiero teraz krew zaczyna płynąć. Wiedziałam, że to może szybko minąć. Pomyślałam o tym co czuje Joe. Zachowywał się jak ja, kiedy mam wizję lub widzę duchy. Krótką chwilę ulgi przerwał nagły nawrót uczucia wynikającego z ciosu. Powiem tylko, że gdy byłam ,,zmrożona" był delikatniejszy. Policjant położył rękę na ziemi. Położyłam moją dłoń w tym samym miejscu i uśmiechnęłam się. Czasem wystarczy po prostu czyjaś obecność. Wtedy właśnie słowa są zbędne.
<Joe?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz