Nicole nalegała byśmy sobie poszli... Też bym chciał sobie tak po prostu pójść,ale to nie jest takie łatwe,jakby się mogło wydawać. Czemu? Ten przerażający koleś stoi nam na drodze i jakoś nie ma zamiaru nas tak łatwo przepuścić.
-Oj kolego wyluzuj.-Odparł na moje wściekłe spojrzenie.-I tak nie masz nadal ze mną szans,więc nawet nie chce mi się fatygować,by ci zrobić krzywdę... Z byle jakim słabeuszem nie będę walczył.-Bez większego zainteresowania zaczął rozglądać się po ulicy.Cóż, nie wyczuwałem,by kłamał.Mimo wszystko nadal patrzyłem się na niego z nienawiścią w oczach.
-A więc mogę sobie odejść?
-Głupie pytanie.Oczywiście,że nie...-Uśmiechnął się złośliwie.-Mam na imię Izaak i jeśli znajdziesz sobie wreszcie jakąś Ofiarę i przestaniesz być tak żałośnie słaby,to zgłoś się do mnie na walkę.
-Phi,niedoczekanie twoje.-Wkurzał mnie coraz bardziej.Na pewno się zgłoszę na mordobicie,a wcześniej oczywiście załatwię sobie Ofiarę-marzenie ściętej głowy.
-Czy ja wiem?A jeśli twojej towarzyszce coś by się przez przypadek stało,to byś jej nie pomógł?-Uniósł zadowolony brwi.
-Spróbuj jej coś zrobić,a pożałujesz!-Nie wiem,czy to nie są aby czcze słowa,bo na razie to ja jestem na straconej pozycji,ale nie pozwolę,by Nicole coś się stało.
-Nie mogę się doczekać.-Pomachał nam i zniknął, tak po prostu.
-Uff...Jak dobrze,że się stąd ulotnił,bo bym mu chyba coś zrobiła,jakby tu został chwilę dłużej.-Nicole odetchnęła z ulgą,a ja spojrzałem na nią zdziwiony. Miała jakieś mordercze myśli wobec tego świra?Matko,chyba świat upadł na głowę. Nigdy,bym nie podejrzewał o takie myśli tej delikatnej dziewczyny.Ale co ja tam wiem?Chyba już nic.Potarłem dłonią twarz.
-Dobra,chodźmy stąd.-Zaburczało mi w brzuchu.-Umieram z głodu.Wpadasz do mnie na śniadanie,czy już jadłaś?-Uśmiecham się ciepło,by trochę rozweselić ciężką atmosferę po spotkaniu Izaaka.
[Nicole?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz