Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

30 czerwca 2015

Od Isabelle c.d. Elena

-A teraz kochana wytłumaczysz mi dlaczego cię ścigają
Zamarłam. Szufladka ,którą skrzętnie ukrywałam nawet przed samą sobą, została wyciągnięta na wierzch.
Zacisnęłam ręce ,by nie zauważyła, że cała drżę.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam usta.
I wtedy ciszę przerwał okropnie głośny dźwięk  Cała posiadłość zatrzęsła się, a na twarzy Eleny pojawiło się bezgraniczne zdziwienie. Spojrzała na ducha, a ta tylko wzruszyła ramionami.
-Przyszedł.
Przez twarz mojej przyjaciółki przeszedł gniew. Rzuciła mi spojrzenie "Jeszcze się z tobą rozprawię" i zeszła po kamiennych schodach.
Sama też ruszyłam w ich stronę, lecz nie patrzyłam pod nogi, co sprawiło, że poślizgnęłam się na rozerwanym kokonie i przekoziołkowałam na sam dół, boleśnie obijając sobie przy tym głowę.
Usłyszałam przy okazji dźwięk tłuczącej się kołatki i krzyk
"Kurde, człowieku wiesz jak to się niesie?!"
"Jeny, co za problem? Pukałem, stukałem i nikt nie odpowiadał, więc użyłem kołatki."
Gdy obraz odzyskał ostrość, zobaczyłam jakiegoś mężczyznę w drzwiach,który najzwyczajniej w świecie się ze mnie śmiał.
Elena skarciła go wzrokiem, przez co zakapturzony umilkł.
-Zaraz przyjdziemy. Daj nam dziesięć minut.- mruknęła i spojrzała w inną stronę.
Skorzystałam z  tej chwili i dopadłam drzwi jednej z łazienek. Zamknęłam się i uśmiechnęłam w głowie do mojego sprytnego planu uniknięcia rozmowy.
Nie dane mi było jednak zbyt długo się cieszyć. Ból głowy, który odczuwałam dzisiaj rano powrócił wspomagany przez potłuczenia ze schodów.
Pokręciłam się przez kilka minut, pomasowałam skronie i z wodą na twarzy wyszłam z mojej bazy.
Moja przyjaciółka nie skomentowała mojego postępku.
-Boli cię głowa? -zapytała.
-Mmm.
-Może się nie wyspała. - zachichotał poltegreist.
-Cicho. -mruknęła czarnowłosa i dodała - Chcesz tabletkę przeciwbólową?
-Poproszę- powiedziałam cicho, nabierając podejrzeń.
Łyknęłam białą pigułkę i biorąc przykład z Elci, wsiadłam do czarnej terenówki zakapturzonego.
Miałam zamiar się zastanowić, czy to aby bezpieczne, ale ogarnęła mnie niezwykła senność, której nie sposób było się oprzeć.

***

Moją drzemkę przerwał zbyt dobrze znany mi dźwięk. 
Radio było podkręcone na maksa. Na dodatek znajdowało się tuż nad moją głową, więc cudem było, że moje moje bębenki jeszcze nie wybuchły.
-Dzień dobry! Tu Thomas Hia i Katie Liss, za chwilę usłyszą państwo kolejną część skandalicznej rozmowy pomiędzy politykiem i premierem.
-Drogi premierze -odezwał się kobiecy głos- Niech się pan przedstawi i opowie naszym słuchaczom o tej katastrofalnej aferze.
-Dzień dobry, tu wasz premier, Andrew Grayyyyyyye.- uderzenie w radio zniszczyło je i zniekształciło ostatnią sylabę. Ręce mi się trzęsły, a myśli pędziły jak szalone.
Więc jednak.
Ojciec dopina swego.
Wbiłam paznokcie w knykcie tak ,że te zbielały. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze przez zaciśnięte zęby.
-Is, może wrócisz do domu na nogach? - zaproponowała Elena.
-Jasne. Nie ma sprawy.
Trzasnęłam drzwiami i wskoczyłam w trawę.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak blisko dworku jestem. Więc już wracaliśmy.
Oznacza to tylko jedno. Cokolwiek moja przyjaciółka miała zamiar załatwić z tym kolesiem, już to zrobiła.
Wściekła na samą siebie ruszyłam szybkim krokiem w stronę posiadłości.

***

Zatrzymałam się dopiero sto metrów od zameczku. Stałam przed ogromną czereśnią.
Wszystkie jej owoce były idealnie czerwone.
Pierwsza grubsza gałąź znajdowała się na tyle wysoko ,by jedynym sposobem na wejście było wlecenie na nią.
Krwistoczerwone czereśnie były okrągłe i słodkie. Każda z nich była nietknieta, jakby żadne ptaki ani owady nie próbowały się do niej dobrać.
Gdy już się najadłam i wzięłam ze sobą kilka przepysznych owoców, okazało się ,że jest już bardzo ciemno.
Dziwne, pomyślałam jeszcze przed chwila było zupełnie jasno.
Poleciałam w stronę drzwi i szarpnełam za nie. Były zamknięte.
Obleciałam cały domeczek. Zero otwartych okien.
Zrezygnowana i mokra, usiadłam na wycieraczce i ściskając resztę czereśni, zasnęłam.
Śniłam o mojej przeszłości.
A później sen zamienił się w koszmar.
Przyszłość stała się przeszłością.

<cd. Elena>


27 czerwca 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

Wyraźnie widziałem, że Viellene nie ma ochoty przepraszać, błagać, prosić, ani nikomu pomagać. Zmarszczyłem czoło niezadowolony; będę musiał z nią szczerze porozmawiać na temat tego, co znaczy mieć honor, a co znaczy być zwyczajnie nadętym.
- Oczywiście, panienka Tokage na pewno zgodzi się na warunki. - rzekłem zamiast niej, a dziewczynka rzuciła mi karcące spojrzenie.. delikatnie powiedziawszy. - W końcu bardzo zależy jej na zemście za rodzinę i jest w stanie zrobić dla niej wiele, czyż nie? - spojrzałem na smoczycę, która biła się najwidoczniej z myślami, ale potem wydukała coś na znak "tak". - Widzą państwo.
- Świetnie. - Genowefa uśmiechnęła się - Jej umiejętności na pewno nam się przydadzą, prędzej czy później upomnimy się, by się zrewanżowała. - Viellene znowu coś wydukała, ale tym razem nie było to nic pozytywnego - Tymczasem znajdziemy coś na temat czarodzieja, który was interesuje. Nasze akta są dość rozległe i trochę to zajmie, więc.. - wskazała miejsce pod oknem - ..ławeczka jest do waszej dyspozycji. - kiwnąłem głową i razem z, trochę przygnębioną, Viell usiedliśmy na niej.
Zapadła chwila kłopotliwego milczenia. Byłem przygotowany na wybuch złości, tymczasem wyglądała na przybitą. Zbiło mnie to trochę z tropu.
- Viellene.. - poskrobałem ją po ramieniu - ..żyjesz?

<Viellene?>

26 czerwca 2015

Od Joe'go c.d. Airis

-No hej.-Z pełnym uśmiechem przywitałem się z...Airis? Spojrzałem na drzwi.Numer się zgadza.Spojrzałem na stojącą przede mną kobietę.Mój mózg jakoś nie mógł połączyć faktów.
-Cześć,wchodź,bo przeciąg jest.-Nieznajomo odezwała się głosem Airis.-Czemu złapałeś taki zawias? Nie poznajesz mnie?-Jej usta zaczęły drgać od powstrzymanego śmiechu.To z pewnością była moja białowłosa znajoma.Uśmiechnąłem się szeroko.
-Mogę powiedzieć,że kamuflaż wyszedł ci naprawdę celująco.
-Dziękuję.Rozumiem,że to komplement?-Airis wpuściła mnie do mieszkania i obejrzała się na mnie przez ramię.
-Oczywiście.-Przytaknąłem.-Poza tym teraz mogłabyś równie dobrze uchodzić za jakąś uczestniczkę czarnej mszy,bądź zlotu fanów gotyku.
-I oto chodzi.-Udała się do kuchni,a ja podreptałem za nią.-Chcesz coś do picia?
-Wody.-Trochę, nie wiem czemu, zaschło mi w gardle.Kobieta nalała mi szklankę i podała.
-To co? Będziemy teraz szukać tej psychopatki z włócznią?-Spojrzała na mnie znacząco.
-Znaczy TY będziesz szukać.-Pstryknąłem ją delikatnie w czoło.
-Przestań.Nadal masz za dużo siły.-Potarła się po zaczerwienionym miejscu.-I czemu ty nie będziesz pracował ze mną?
-To twój staż.To po pierwsze,a po drugie, ja mam swoje sprawy na głowie.-Odstawiłem szklankę na blat.Ostatnio miałem mnóstwo roboty na głowie. Treningi z Airis i praca papierkowa,to tylko niewielka część ogromu zadań,jakie spoczęły na moich barkach.
-Czyli sama będę prowadzić to śledztwo?-W jej oczach błysnęło coś na kształt podekscytowania.
-Nie.Oczywiście,że nie.-Zaśmiałem się.-Będziesz częścią zespołu.
-Eh...Rozumiem.-Chyba trochę się zawiodła na tym stażu.
-Ale nie martw się,to śledztwo jest naprawdę intrygujące.-Zabrzęczałem kluczykami.-Chodź,podwiozę cię na komisariat i tam poznasz swoją ekipę,a także dostaniesz pierwszą poszlakę do zbadania.
-Jasne.-Wyszliśmy i wsiedliśmy na motor. Na komisariacie zaprowadziłem ją do jej nowych partnerów.
-Oto Kim,Steven i Mark.-Przedstawiłem moją dobrą koleżankę i dwóch najlepszych kolegów z pracy.
-Hej Airis,miło nam będzie się z tobą pracować.-Kim wyciągnęła do niej rękę na powitanie.
-Wiele o tobie słyszeliśmy.-Mark uśmiechnął się pod nosem.
-Taak?-Airis pytająco się na mnie spojrzała.
-Oh, jaka szkoda,ale muszę was zostawić.Robota czeka.-Pomachałem do nich na pożegnanie i ruszyłem do pokoju przesłuchań,gdzie czekała mnie kolejna trudna rozmowa z gościem podejrzanym o szeroko rozwinięty handel narkotykami.
[Airis?Przepraszam,że tak trochę bez ładu i składu :C]

24 czerwca 2015

Od Airis cd. Joe'go

-Dobrze powiedziane-odparłam. Odłożyłam pistolet i zdjęłam gogle ochronne. Szczerze powiem, dziwnie czułam się z białymi włosami, ale to raczej nie moment na takie rozważania. Przytuliłam policjanta.
-Dzięki. Inaczej pewnie jeszcze przez rok męczyłabym się z tymi pustymi laskami myślącymi o mundurze jako o przepustce do serc facetów- odparłam i prychnęłam z dezaprobatą. Chłopak uśmiechnął się, jednak czułam, że gdyby nie towarzystwo jego kolegów i przyjaciół roześmiałby się.
-Myślisz nad jakąś metodą? Masz jakiś pomysł- spojrzałam na niego ściągając brwi- no na śledztwo.
-Tak. Zrobię się na emo zacznę palić, ćpać i pić.
-Co?- zapytał z niedowierzaniem.
-Innymi słowy kamuflaż- wykonałam gest, który miał znaczyć zapewne coś w sensie ,,magia".
-Wszystko spoko, ale od narkotyków to mi wara.- powiedział poważnie. Przewróciłam oczami. Jasne nie marzyłam o niczym więcej jak tylko zostać znaleziona w rowie. Naćpana i upita. Myślę, że to byłby idealny sposób na rozpoczęcie mojej pracy jako stróż prawa. Szczerze powiem, bardziej czuję się tu jak szpieg, tajny agent, czy może w przyszłości antyterrorysta. Z resztą na wydziale na jaki staram się zostać przyjęta raczej nie wypisuje się mandatów.
-Jasne... słowo skauta- powiedziałam kładąc rękę na sercu.
-Byłaś kiedyś skautem?- zapytał unosząc braw do góry.
-To już inna sprawa-powiedziałam wymijająco. Ach stare jak świat. Stare żarty zawsze śmieszne... o ile można to tak nazwać...Skierowałam się w stronę wyjścia. Mężczyzna ruszył za mną.
-Co zamierzasz teraz robić?-zapytał trzymając rękę na moim ramieniu.
-Kupię jakieś satanistyczne akcesoria. Rzemyki, kosmetyki w kolorze jaskrawej czerni innymi słowy same wspaniałości- odpowiedziałam- Jeżeli chcesz, możesz iść ze mną, ale szczerze wątpię, że masz ochotę na kilkugodzinne przesiadywanie w sklepie w celu znalezienia szminki o odpowiednim odcieniu.
-Racja...
-Może wpadniesz wieczorem zobaczyć co mi z tego wyszło?
-Spoko.
***
Po raz trzeci malowałam paznokcie na czarno. Za każdym razem, albo było krzywo, albo dotykałam się czegoś... możliwe, że po prostu przesadzałam. Innymi słowy efekt nigdy mnie nie zadowalał. Usta kleiły się od czarnej szminki, a powieki wydawały się opadać od ilości cienia i eyeliner'a. Biały kolor twarzy udało mi się osiągnąć, dzięki Bogu, bez użycia tony pudru i podkładu, czyli nie będę musiała zdejmować tego dłutem, ani rozpuszczalnikiem. Same plusy. Dzięki glanom zdążyłam doczekać się co najmniej piętnastu nowych odcisków i otarć. Po kilku minutach wstałam z fotela i podeszłam do lustra. Z niedowierzaniem otworzyłam oczy szerzej. Dziewczyna w lustrze zupełnie nie wyglądała jak ja... no dobra nie przesadzajmy. jeans'owe szorty, czarne szelki, czarna skórzana kurtka i czarny bezrękawnik. Do tego drobne warkocze wchodzące w skład mojej fryzury, aktualnie były turkusowe. Całość pracy oceniłam pozytywnie. Rozległ się dzwonek. Podeszłam i otworzyłam drzwi.
-No hej- powiedział mój kolega.
<Joe? Sorry, że tak długo>

23 czerwca 2015

Od Gabrielle c.d. Jeremiasza

- Jak masz lepszy pomysł, to proszę, wykaż się.-odburknął.
Jedyne co mi teraz przychodziło na myśl to,by po prostu skończyć swój marny żywot. Tyle,że to nie było żadne rozwiązanie mojego problemu,a zwykła ucieczka. Oznaka tchórzostwa. A ja nie jestem żadnym tchórzem.Co to,to nie.A może by tylko udać śmierć? Odpada. Nadal musiałabym się ukrywać,a najlepiej wyprowadzić.Nie o to mi chodzi.Stałam tak i myślałam,gdy nagle dotarł do mnie głos Jeremiasza:
-Ej,Gabrielle! Nie zawieszaj się tak,bo mnie przerażasz. Zastanawiam się,czy czasami nie rzucisz się na mnie z twoją włócznią...-Mężczyzna zamachał mi ręką przed oczami.
-Egh... Przepraszam.-Odparłam roztargniona,bo właśnie coś wpadło mi do głowy.-Jeremiaszku,masz może jakichś znajomych,którzy zajmują się takimi jak ja?-Uśmiechnęłam się słodko.
-Powiedzmy,że znam kogoś takiego...-Zaczął niepewnie.-A na jaki szatański plan wpadłaś?
-Bo może ja bym szczerze porozmawiała z taką osobą. Wiesz,że tak naprawdę nie byłam świadoma tego,że zabijam...-Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.Przełknęłam głośno ślinę.-I bym mogła nawet zaproponować,że pokażę im,jak potrafię się kontrolować w tej postaci,a może i pomóc im w czymś.-Zrobiłam nieokreślony ruch ręką,który mógł oznaczać wszystko.Mój cierpliwy towarzysz słuchał tego wywodu uważnie, po czym pokręcił głową.
-No nie wiem,czy to tak łatwo da się załatwić.-Spojrzał na mnie poważnie.-Znam Genowefę,która jest dowódcą oddziału do spraw nadprzyrodzonych i zajmuje się w głównej mierze,takimi jak ty-istotami nadprzyrodzonymi,które szkodzą w jakiś sposób społeczności ludzi w Levrii.Może być z nią trudno się dogadać,ponieważ traktuje swoją pracę bardzo poważnie. Ale spróbować zawsze można.-Uśmiechnął się lekko.
-Dobra.To chodźmy do niej.-Ruszyłam szybko w kierunku drzwi.
-Czekaj! Teraz?-Jeremiasz spojrzał na mnie zszokowany.-Jest 2 w nocy.Nawet Gefa o tej porze ucina sobie drzemkę.
-Eh...Mogłam się domyślić,że to niezbyt dobra pora na wyjaśnianie takich spraw.-Poczułam się zawiedziona.Chciałam,jak najszybciej się pozbyć tego niemiłego wrażenia,że w każdej chwili może tu ktoś wparować i mnie zakuć co najmniej w kajdanki.Nie miałam ochoty siedzieć za kratkami,bądź zostać pozbawiona życia. Muszę się uspokoić,ponieważ cała ta sytuacja powoduje,że ciągle jestem nakręcona i zestresowana.Spojrzałam na liczne słodycze,które kusiły z pojemników na ladzie.
-Co,masz ochotę na coś słodkiego?-Jeremiasz dostrzegł,że moja uwaga skupiła się na tych wszystkich lizakach,cukierkach i innych słodkościach,na widok których ślinka leciała z ust. Wygiął usta w szerokim uśmiechu.
-Mmhm...-Mruknęłam nadal zahipnotyzowana widokiem słodyczy.Jednak szybko wróciłam do siebie.- To znaczy...Nie masz tu czegoś,co poprawia humor?Bo jak na razie raczej daleko mi do optymizmu.-Odwróciłam wzrok od pojemników i zerknęłam z nadzieją na mężczyznę.
-Może i mam.-Odparł tajemniczo.
-To masz czy nie?-Zaczęłam się irytować.
-Mam,zaczekaj chwilkę.Muszę przynieść to z zaplecza.-Udał się w głąb sklepu. Ja tymczasem oparłam moją włócznię o ścianę,gdyż była ona dość nieporęczna do noszenia w pomieszczeniu-nawet jeśli się znajdowała w futerale na plecach. Poza tym chciałam mieć ją,jak najdalej od siebie,gdyż przez nią byłam niebezpieczna.
-Proszę,oto specjał na poprawę humoru i na uspokojenie.-Podał mi sporych rozmiarów,kolorowego lizaka. Sam także zaczął spożywać takiego samego. Widać on też po tym wszystkim chciał trochę odsapnąć. To był ciężki dzień dla naszej dwójki.
-O,ale fajna ta włócznia!-Zaciekawiony Jeremiasz z lizakiem w buzi,podszedł do mojej broni.
-Nie dotykaj jej tylko!-Nie zdążyłam dokończyć,kiedy kolega przejechał dłonią po rękojeści i jego ciało przeszył wstrząs.-Jest z demonicznej energii i to może trochę boleć...-Dokończyłam niepewnie.
-AU! Co to do cholery ma być?!-Jeremiasz zszokowany patrzył to na mnie,to na włócznię.-Poczułem się,jakby mnie piorun trzasnął.
-Nic ci nie jest?-Podeszłam do niego bliżej.Trochę obawiałam się,że bardziej oberwie.
-Niee,wcale...-Odparł sarkastycznie i się naburmuszył.
-Ej...To nie moja wina.Sam jej dotknąłeś,zanim zdążyłam ci powiedzieć,że może to nie być zbyt miłe spotkanie.-Zaczęłam się usprawiedliwiać.-I tak masz farta,że jesteś smokiem. Zwykłego człowieka mogłoby to zabić.
-Też mi pocieszenie.-Nadal był oburzony.
-Coś kiepskie te twoje lizaki,jakoś nam humorów nie poprawiły.-Spojrzałam smutno na moją włócznię. Jak zwykle same ze mną problemy ma ten biedny Jeremiasz.
[Jeremiasz?]

22 czerwca 2015

Od Eleny cd. Naith

Balon, a raczej mały statek powietrzny, powoli wzniósł się nad ziemię. Wyregulowałam ilość ciepłego powietrza w materiale. Zawiązałam węzły i ustawiłam termometr, barometr i czynnik nadmiaru powietrza dalej od głównego ,,silnika”. Poprawiłam czapkę pilotkę na głowię i usiadłam za sterami. Na szczęście wiatr był sprzyjający i nie musiałam za często manewrować sterem. Przysunęłam do siebie blat kreślarski i kontynuowałam moją pracę. Mimo tego, że wiele osób uważa, że interesuje się tylko szemranymi interesami, to jest to nieprawda. Ja też mam hobby. W wolnym czasie lubię na przykład konstruować różne mechanizmy. Aktualnie zastanawiałam się, jaki mechanizm użyć do małego robota słonia. 
                                                                   Andrey Tatarko


                                                                   Andrey Tatarko

Nagle poczułam za sobą obecność. Mimowolnie naprężyłam się, obróciłam i uderzyłam nieznajomego prawym prostym. Nie obwiniajcie mnie. W świecie, w którym przyszło mi żyć, nie ma czasu na pytania typu:
,,Co ty do jasnej cholery robisz na moich statku?!”
Moja pięść trafiła na miękki policzek ładnej, przeraźliwie chudej anorektyczki. Przynajmniej tak wydało mi się na pierwszy rzut oka. Posiadaczka długich jasnobrązowych wyglądała, jak kupka kości połączonych skórą. Dziewczyna pod wpływem mojego uderzenia upadła na pokład. Wydała z siebie tylko zduszony okrzyk. Wyjęłam zza pazuchy Glocka 17 i wycelowałam w nią. Wydawała się niewinna, ale ja sama byłam wilkiem w owczej skórze, więc nie chciałam się pomylić.
– Kim jesteś? – zapytałam z obojętnością w głosie. Nie potrafiłam inaczej.
– Au. Niezły cios.
– Kim jesteś? – powtórzyłam.
– Nazywam się Naith Louche.

<cd. Naith. Wybacz za uderzenie >

21 czerwca 2015

Od Joe'go c.d. Airis

Airis położyła swoją dłoń na mojej. O dziwo nie była już ona lodowato zimna,a bliska normalnej temperatury.Jednak w chwili,kiedy jej skóra zetknęła się z moją,odczułem gwałtowny ból i zawód.Spojrzałem na kobietę. Płakała i wyglądała tak,jakby przed chwilą ktoś ją uderzył.
-Airis,co się stało?-Wyszeptałem przerażony.
-Nic,tylko trochę za mocno mnie odepchnąłeś.-Otarła pospiesznie łzy z policzków.-Poza tym wiem,że jesteś w ciężkiej sytuacji,ale nie musisz mnie tak od siebie odpychać. Próbuję ci tylko pomóc.
Poczułem się paskudnie.Zachowuje się,jak skończony kretyn. Muszę wziąć się w garść.
-Przepraszam.Zachowałem się,jak dupek.-Skruszony schyliłem głowę.-Wybaczysz mi?-Spojrzałem z nadzieją na białowłosą.
-A mam jakiś inny wybór?-Uśmiechnęła się przez nadal spływające łzy.Miałem ochotę je zetrzeć,jednak najpierw chciałem,jakoś zapanować nad własnymi mocami.
-Możesz mi powiedzieć,co zrobiłaś,że stałaś się na powrót ciepła.-Pomogłem się jej podnieść,mimo że moje zmysły szalały dalej.Muszę się trochę zrehabilitować.
-Po prostu zaczęłam myśleć bardzo intensywnie o cieple i próbowałam zatrzymać zimno wydobywające się z mojego ciała.-Wykrztusiła Airis,która jeszcze nie do końca pozbierała się po moim "ciosie". No dobra mogę spróbować. Zamknąłem oczy. "Ciszej,mniej,słabiej." Otworzyłem oczy. Wszystko nadal było wyraźne i widziałem szczegóły,których normalnie bym nie dostrzegł,jednak było to przytłumione.Póki na czymś się nie skoncentrowałem,nie rzucało mi się to od razu w oczy. Tak samo było ze słuchem i węchem.Wszystkie zmysły nadal były wyostrzone,lecz nie w tak przytłaczający sposób. Zacisnąłem dłoń na nadgarstku Airis. Kobieta nie skrzywiła się z bólu,a ja nie odczułem uczuć,które przez nią płynęły. Kiedy delikatnie "odblokowałem" umysł, poczułem napływające poczucie ulgi i pewien rodzaj podziwu. To były odczucia Airis,ale były one delikatne i nie tak gwałtowne,jak wcześniej. Spojrzałem jej w oczy i palcem zgarnąłem resztki łez z policzków.
-Uhum...Wracamy?-Skrępowany sytuacją i swoim zachowaniem,odsunąłem się lekko od dziewczyny.
-Jasne. Już wszystko okej?-Upewniła się tylko jeszcze,a ja potwierdziłem to skinieniem głowy.Zeszliśmy z dachu i odwiozłem ją do domu. Sam wróciłem do siebie i nakarmiłem Freda, po czym wykończony padłem na kanapę.
***
Kiedy się obudziłem, było już południe. Matko, ile ja spałem?! Na szczęście do pracy miałem dopiero na 14. Wyszykowałem się i ruszyłem na komisariat. Airis kończyła dzisiaj swoje przyspieszone szkolenie na policjantkę. Jednak zanim dostanie prawdziwą robotę, musi odbyć krótki,bo tylko miesięczny staż (wszystko,dzięki moim wtykom). Miałem właśnie poszukać dla niej,jakiejś ciekawej pracy na tą okazję,gdy natknąłem się na Lucy z administracji.
-Hej,mamy ciekawą zbrodnię.-Powiedziała zadziwiająco poważnie,jak na nią.
-Siemka,jaką?-Podała mi pudełko z pączkami,więc wziąłem sobie jednego.
-Jakiś zrozpaczony facet zrobił raban na komisariacie,bo jego żona została zabita przez jakąś tajemniczą kobietę z włócznią. Było to nawet w gazecie.- Spojrzałem się na nią sceptycznie. Uniosłem pytająco brew.
-A co to dzisiaj prima aprilis? Czy jakaś ukryta kamera i program typu "Mamy cię"?
-Nie,nie. To prawda. Pisano o tym nawet w gazecie.-Podała mi egzemplarz. Przeleciałem szybko tekst.
-Aaa,o to chodzi! To te niejasne morderstwa...
-Dokładnie!-Lucy energicznie przytaknęła głową.- Śledztwo już się rozpoczęło.Ten zrozpaczony gościu zeznał,że widział tą babkę. Teraz właśnie jest ona poszukiwana. W oddziale śledczym potrzebują ludzi do weryfikacji poszlak. Może jesteś chętny?
-Ja mam inne sprawy na głowie,ale znam kogoś,dla kogo ta robota nada się idealnie.-Pokiwałem w zamyśleniu głową.-Dzięki za informacje i pączka Lucy!-Pomachałem jej na pożegnanie i ruszyłem przed siebie. Muszę dorwać Airis,żeby poinformować ją,że mam dla niej fuchę na staż.
***
Po południu, jak zwykle miałem ćwiczenia na strzelnicy z Airis.Po zakończonej sesji, podszedłem do niej i wypaliłem:
-Masz załatwioną niezłą pracę na twój staż.
-Jaką?-Kobieta wykazała spore zainteresowanie tym tematem i przerwała czyszczenie broni.
-Będziesz weryfikować poszlaki podczas śledztwa w sprawie wielokrotnego morderstwa dokonanego przez "kobietę z włócznią". Słyszałaś o tej sprawie?
-Oczywiście.Było o tym dość głośno w gazetach.-Airis zatarła ręce.-A na czym miałaby dokładnie ta weryfikacja polegać?
-Prawdę mówiąc,to będziesz musiała ją praktycznie odnaleźć.-Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Nie będzie się nudzić przy tej pracy.
[Airis?Wiem,że szybko i dużo,ale jakoś mnie natchnęło w ostatniej chwili :P]

21 czerwca 2015

Od Jeremiasza c.d. Gabrielle

- Dziękuję ci za podwózkę. - uśmiechnąłem się - Może kiedyś role się odwrócą i dam ci się przelecieć.
- Czekaj, co? - Gabrielle nagle spojrzała na mnie dziwne, jakby ją to zaskoczyło.
- No na moim grzbiecie.. - zmarszczyłem czoło - ..przelecieć się na smoczym grzbiecie.
- Aha.. - zaczerwieniła się lekko.
- Mam rozumieć, że nie do końca o tym pomyślałaś? - zatańczyłem brwiami.
- Nie wiem o czym mówisz. - burknęła - Ja teraz myślę o poważnych rzeczach, a nie o pierdołach. - westchnąłem. Była wyjątkowo spięta, choć według mnie sprawa była już z góry przesądzona. Jeśli ten wariat poszedł już na policję, to nie będzie mogła tu zostać. Nie ma mowy. Na początku będzie mogła walczyć z funkcjonariuszami, choć i do tego wydawała się niechętna, ale potem pojawią się agenci od Genowefy i moje znajomości niewiele pewnie pomogą.
Wylądowaliśmy przed moim sklepem, a ja właśnie zdałem sobie sprawę, że przecież gdy wariat nas napadał, to było rano, tymczasem poruszaliśmy się właśnie w mroku nocy. Czyżbym był nieprzytomny cały dzień?
- Otwieraj. - zarządziła szybko Gabrielle.
Poszukałem w kieszeni kluczyków i otworzyłem drzwi, po czym przywitał nas specyficzny zapach magicznych specjałów i alkoholu. Poczułem, że zaschło mi już w gardle, ale nie śmiałem się napić w takiej chwili.
- Masz tu dużo rzeczy.. - zauważyła, rozglądając się po regalach - ..ale w sumie co tutaj sprzedajesz? - spojrzała podejrzliwie choćby na błękitne cukierki, znajdujące się po lewej stronie lady - Bo wątpię, by były to słodycze pokroju tych, które są na odpuście.
- A co cię to tak nagle zainteresowało..? - spytałem, ale wzruszyła ramionami. Mimo tego miałem wrażenie, że zależy jej na odpowiedzi. - To różne wyroby, które mają magiczne działanie. Przykładowo, po tych cukierkach, język wydłuża się i rozdwaja na końcu. Po dwóch godzinach efekt mija.
- Czy masz tu coś, po czym policja mogłaby, no nie wiem, stracić pamięć..? - spytała z nadzieją, ale pokręciłem głową.
- To już rzecz większego kalibru. Nie dostaje się czegoś takiego od tak, w takim sklepiku cukierniczym. Tak samo, jak eliksir miłosny, coś takiego jest surowo zakazane i trzeba wiedzieć, gdzie takich rzeczy szukać. Owszem, jeśli ma się odpowiednie znajomości, to dałoby się coś takiego załatwić, ale na pewno nie w tym czasie, nie o tej porze.. - westchnąłem.
- Aha... - westchnęła i na chwilę zapadła cisza. - W sumie to czemu eliksir miłosny jest zabroniony i nielegalny?
- Bo wykorzystuje się go w okropnych celach. - spojrzała na mnie pytająco - No wiesz, Eliksir Miłosny brzmi o wiele lepiej, niż tabletka gwałtu, ale ma podobne działanie. - drgnęła i speszyła się.
- Nigdy nie sądziłam, że używa się go do takich rzeczy.. - zastanowiła się - ..a skąd wiesz, że trzeba mieć specjalne znajomości aby go pozyskać? - teraz to już zrobiło mi się nieprzyjemnie.
-  Kiedyś go zamawiałem, ale spokojnie, nie do tego typu rzeczy. - westchnąłem - W sumie kupiłem go dla klienta, na zamówienie, ale okazało się, że jego myśli były dość nieczyste i w końcu mu go nie wydałem.
- Czyli go masz...? - spytała wyraźnie zainteresowana.
- No, mam. - przytaknąłem - Ale nie wiem, w jaki sposób chcesz go użyć. Chyba nie sprawisz, żeby policjanci się w tobie zakochali? - pokręciła głową - No ale jeśli nie będzie innego wyjścia.. - zaczerwieniłem się -..zawsze możemy zrobić tak, aby zakochali się we mnie. Zyskamy nad nimi przynajmniej władzę, co można by jakoś wykorzystać.
- W tobie? - uniosła brew - Ja o czymś nie wiem o tobie? W to, że jesteś zoofilem, to nie wątpię, ale takie rzeczy...
- Jak masz lepszy pomysł, to proszę, wykaż się. - burknąłem.

<Gabrielle?>

21 czerwca 2015

Od Airis cd. Joe'go

-To przez tą  ofiarę-powiedziałam i usiadłam koło niego.- Boże jaka ja byłam głupia- czemu tak bardzo ufałam Rachel i dałam jej manipulować sobą- Przepraszam - wyszeptałam. Nie chodziło rzecz jasna o to, aby tego nie usłyszał tylko, aby, jak to ładnie ujął, aby nie rozsadziło mu to głowy. Zastanawiałam się nad tym co może człowiekowi w takiej sytuacji. Osobiście polecałabym się wyciszyć, ale łatwo zauważyć, że w takiej jest to co najmniej, jeżeli nie niemożliwe. Zakryłam twarz w dłoniach.
-Przecież też się na to zgodziłem...-odparł. Możesz mi wytłumaczyć co chciałaś tym osiągnąć?-spytałam w myślach. Rachel odpowiedz. O co chodzi?-czułam, że chętnie krzyknęłabym to na głos. Wydawało mi się, że dziewczyna celowo nic nie mówi. Przecież to niemożliwe, aby jej tam nie było. W takim wypadku pewnie leżałabym już martwa z krwotokiem w nosie... jakkolwiek to brzmi. Ulica całkiem opustoszała. Temperatura miała dzisiaj wynosić około dwudziestu stopni, więc miałam nadzieję, że jeans'owe ogrodniczki narzucone na biały t-shirt spokojnie wystarczą. Nie przewidywałam ewentualności dotyczącej pojawienia się mocy, które zmienią mnie w przenośną klimatyzację, albo lodówkę. Jak kto woli. Z nieba zaczęły kapać drobne krople deszczu. Kiedy znajdowały się bliżej mnie szybko zamarzały i opadały na ziemie rozbryzgując się jak stłuczona szklanka. Taki widok zawsze przynosił mi myśl o kruchości. Życia, uczuć sytuacji. Czasem wystarczył jeden impuls, aby wszystko się rozsypało. Jedna nieżywa kobieta i mój starannie poukładany świat zachwiał się u podstaw. Jeden wybryk Rachel i moja kariera tancerki wybuchła jak bańka mydlana. I od dzisiaj będę się zajmować łapaniem morderców, gwałcicieli i handlarzy narkotyków. Wszystko byłoby pięknie, gdyby moja siostra do nich nie należała. Mogę się zastanawiać, czy w naszym kodzie genetycznym istnieje choć kropla podobieństwa, ale szczerze w to nie wierzyłam. Jednak muszę wziąć pod uwagę to, że urodziła nas ta sama kobieta. I tylko tyle się liczyło, aby połączyła nas krucha lecz silna więź. Widziałam ją kilka razy w życiu, i  co najmniej nie były to miłe spotkania, ale nawet teraz w głębi duszy martwiłam się o nią. Szczególnie o to co się z nią dzieje. Otuliłam się mocniej  czarną bluzą. Kawałki lodu wpadały do wytartych trampek. Pomyślałam o miejscu gdzie zawsze było cicho. Dachy. Może to brzmi głupio, ale od kiedy miałam wolną rękę biegałam po dachach. W nocy było tam szczególnie cicho.
-Joe choć za mną- powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę, jednak zważając na sytuację, zreflektowałam się i po prostu ją cofnęłam.
***
Wspięliśmy się na dach. Od zawsze pamiętałam, że jest to miejsce gdzie umiałam się wyciszyć. Chłopak jednak wydawał się strasznie rozzłoszczony. Usiadł na środku i zatkał dłońmi uszy. Widziałam grymas bólu na jego twarzy. Robiło mi się coraz chłodniej, mimo, że jak sama zdążyłam zauważyć, sama jestem źródłem niskiej temperatury. Podeszłam i położyłam mu rękę na ramieniu. Chciał pewnie odepchnąć mnie tylko, ale jego uderzenie zatrzymało na chwilę mój oddech. Zgięłam się wpół i upadłam na ziemię.
-Nie dotykaj mnie!-wykrzyczał, jednak głos szybko mu się załamał. Strasznie zabolały mnie jego słowa, jednak sądzę, że łzy wydostały się ze skarnie innego powodu jakim był palący ból. Zamarzały one skapując na moje sine dłonie. ,,stop. uspokój się" Myślałam o cieple. Próbowałam zatrzymać ten dar, tak samo jak z duchami. Myślałam o naleśnikach, słońcu i ogniu. Powoli moje ciało stawało się cieplejsze. Wydawało mi się, że dopiero teraz krew zaczyna płynąć. Wiedziałam, że to może szybko minąć. Pomyślałam o tym co czuje Joe. Zachowywał się jak ja, kiedy mam wizję lub widzę duchy. Krótką chwilę ulgi przerwał nagły nawrót uczucia wynikającego z ciosu. Powiem tylko, że gdy byłam ,,zmrożona" był delikatniejszy. Policjant położył rękę na ziemi. Położyłam moją dłoń w tym samym miejscu i uśmiechnęłam się. Czasem wystarczy po prostu czyjaś obecność. Wtedy właśnie słowa są zbędne.
<Joe?>

21 czerwca 2015

Od Viellene c.d. Jeremiasza

A więc tak chce sobie pogrywać?! Jeszcze czego! Nie zmusi mnie, dziedziczki rodu Tokage, bym się przed nią płaszczyła! Wymuszanie tego w taki sposób...
Miałam wielką ochotę, by przestać się powstrzymywać i roznieść wszystko w drobny mak. I zrobić to tak, żeby ta durna Genowefa pożałowała, że kiedykolwiek się do mnie choćby odezwała i...
Rzuciłam kobiecie nienawistne spojrzenie, a ta jedynie uśmiechnęła się i zaczęła cicho śmiać.
Myślisz, że dam ci tego co chcesz?! Bardzo śmieszne! W tym świecie to ja stawiam na swoim, przykro mi.
Pozwoliłam sobie na zwycięski uśmiech. Nie będziesz mnie szantażować... Bo nie masz niczego, czego nie mam ja! Prócz... informacji... informacji, które były mi naprawdę potrzebne i... Ale... Nie, nie mogę wyciągnąć z niej tego siłą... czyli... to znaczy, że... mam się przed nią ukorzyć?!
Zrobiło mi się słabo przed oczami, nogi miałam jak z waty... Podjęłam decyzję i pod ciężarem ciała padłam na kolana. Schyliłam głowę. Z moich oczu bezwiednie zaczęły płynąć łzy złości. Otarłam je najszybciej jak mogłam, mając nadzieję, że nikt ich nie zauważy.
- Ja...- nikt pewnie nie usłyszał tego cichego szeptu.- Genowefo Rockclaw! Ja... Pragnę przeprosić cię w moim... w imieniu całej rodziny Tokage! Po... popełniłam wielki błąd odrzucając waszą propozycję. Błagam o wybaczenie!-wykrzyknęłam w stronę nadal uśmiechniętej kobiety-Czy byłabyś łaskawa udzielić mi pomocy?- dodałam po kolejnym oddechu.
Czekałam aż ktoś się odezwie, lecz w odpowiedzi otrzymałam jedynie ciszę. Wreszcie odważyłam się powoli unieść głowę. Wszyscy byli wpatrzeni we mnie. No tak, przecież przed chwilą ja, Viellene Tokage, upokorzyłam się przed całym tym tłumem... Zaskoczyłam chyba nawet samą siebie.
Rozejrzałam się jeszcze raz wokoło. Najbardziej zaskoczona była chyba sama panna Rockclaw... Myślała, że mnie tak szybko spławi? Chyba się trochę się troszkę przeliczyła...Po chwili jednak jej twarz przybrała obojętny wyraz, po czym kobieta westchnęła jakby z rezygnacją.
- Dobrze, może uda nam się coś znaleźć...
Miałam dziwne wrażenie, że Jeremiasz właśnie odetchnął z ulgą.
-Jednakże... chciałabym, byś pomogła nam kiedyś, jeżeli będziemy tego potrzebować... Podobno posiadasz pewne umiejętności...- dodała po chwili.
Czyli nic za darmo, tak? Nie dość, że musiałam błagać na kolanach o wybaczenie, to jeszcze mam zostać jej pieskiem? Kiedy właściwie upadłam tak nisko...?
< Jeremiasz?>

21 czerwca 2015

Od Eleny cd. Jeremiasza

Następne 3 tygodnie minęły mi, jak mgnienie oka. Zabierałam Jeremiasza w przeróżne miejsca. Poznaliśmy się. Niektóre miejsca były dobrym pomysłem, inne niewypałem. Dowiedziałam się, że lubi dzieci, nie przepada za dorosłymi. Czasami miał gorsze dni, w których przychodziłam do niego do domu i siedziałam z nim, opowiadając mu o przeróżnych ciekawych miejscach poza Levrią, a czasami słuchałam jego słów. Miewaliśmy momenty kłótni, ale też napadów głupawki i radości. Przynajmniej on. Ja się starałam. Często po naszych spotkaniach pomagałam mu w sklepie. Razem zwiedziliśmy całą Levrię. Te przyjemne i te mniej przyjemne miejsca. Poznałam Gabrielle, której dał nocleg. Ogółem nie nudziłam się. Jednak z każdym dniem czułam się coraz gorzej. Nie wiedziałam, jak przekonać go do rzucenia nałogu, jeśli on sam tego nie chciał. Jeszcze jeden bodziec wprowadzał mnie w taki nastrój. Karteczka. OD NIEJ.

***

Po raz setny czytałam treść karteczki, która tydzień temu została przysłana tu ze zwykłą pocztą.
,, Cześć, Elise/Elena/Carol/Trixi/Angela
To ostatnie to ci się udało. Bo Aniołem to ty zdecydowanie nie jesteś. Kto jest twoją następną ofiarą? Może ten mleczarz z rodziną? A może stara pani księgowa? Jak ona miała? Felicia? Jednak chyba najbardziej jesteś dumna z zabójstwa Josepha. Oby cię to prześladowało do końca życia, złociutka. Oby jego złote spojrzenie nękało cię w snach. Wiem gdzie mieszkasz. Wiem kim jesteś. Ciesz się, że homunkulusy poszukują mnie tak samo, jak ciebie. Inaczej dawno byś gniła w ich więzieniu.
Buziaczki,
Nieprzyjaciółka”

Schowałam twarz w dłoniach. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Łzy dusiły się we mnie. Musiałam coś zrobić, by to z siebie wyrzucić. Wzięłam najbliżej stojący wazon i rzuciłam nim o ścianę. Szkło rozbryzgało się na wszystkie strony. Ręce poszły w ruch. Pamiątki, szkła, naczynia. Wszystko zostało zniszczone. Bez sił upadłam na kawałki przedmiotów, które wbiły mi się w skórę. Krew popłynęła mi po przedramionach. Po raz pierwszy od 3 tygodni nie przyszłam po Jeremiasza.

Pisane przez Barry'ego

Rozległo się pukanie do drzwi. Wytarłem usmarowane pastą do butów ręce i otworzyłem. W drzwiach stał wysoki, rudy mężczyzna. Byłem od niego o pół głowy niższy. Uśmiechnąłem się. Im milszy jest sprzedawca, tym milszy jest klient. Okazało się, że niestety nie jest to klient.
– Czy jest tu Elena? – zapytał. Zmarszczyłem brwi.
– Kto pyta? – Oparłem się o framugę.
– Jeremiasz Earthworm. Byłem z nią umówiony. Nie przyszła.
Jeremiasz Earthworm. No tak. Ale przecież Elena wychodziła dzisiaj, zanim się obudziłem. Gdy sprawdzałem jej nie było. Zacisnąłem usta.
– Wejdź.
Facet przekroczył próg. Zamknąłem za nim drzwi. Zamknąłem je na klucz i przewiesiłem kartkę na szybce na ,,Zamknięte”.
– Poczekaj tutaj. Sprawdzę czy jest w pokoju – oznajmiłem.
Wbiegłem na górę i nacisnąłem klamkę do pokoju Elen. W środku był totalny chaos. Rozbite rzeczy walały się wszędzie. Zauważyłem krew na podłodze. Zacząłem się niepokoić. Elen miała atak. Niedobrze, że o tym nie wiedziałem. Mogła zrobić sobie krzywdę. Podczas takich napadów nie panowała nad sobą.
,, Gdzie jesteś, dziewczyno? ” pomyślałem zaniepokojony. Prawie zbiegłem ze schodów, w drodze łapiąc kurtkę.
– Jest tam? – zapytał Jeremiasz, podnosząc się, gdy wszedłem do sklepu.
– Nie – odparłem zwięźle.
– Wiesz, gdzie może być? – spytał szczerze przestraszony. Martwił sie. Zdziwiło mnie to. Jedyną osobą, która przejmowała się Elen, byłem ja.
– Podejrzewam – mruknąłem niechętnie. Nie byłem pewny, czy Elen się by to spodobało.
– Jadę z tobą – zaoferował się.
– Wątpię, żebyś chciał to widzieć – mruknąłem pod nosem, ale nie oponowałem. Wyszliśmy na ulicę do mojego czarnego Harleya Davidsona.
– Gdzie jedziemy? – zadał pytanie Jeremiasz, zakładając kask, który mu podałem.
– Do schroniska.


<cd. Jeremiasz. Jeśli chcesz wiedzieć, co mniej więcej miałam na myśli, to napisz na Howrse >

21 czerwca 2015

Od Gabrielle c.d. Jeremiasza

Pielęgniarka opatrzyła moją ranę i wyszła,mówiąc,że wróci za 20 minut.Ja zalegając na leżance patrzyłam się w sufit.To wszystko zrobiło się tak bardzo skomplikowane.Muszę stąd uciec.Nagle usłyszałam,jakiś hałas na korytarzu.Usiadłam i wbiłam wzrok w otwarte drzwi. Moim oczom ukazał się czerwonowłosy mężczyzna na wózku.
-Jeremiasz?-Przez ułamek sekundy w jego oczach dostrzegłam strach.Boi się mnie.Jest na mnie pewnie wściekły, w końcu go okłamałam i to w dość poważnej sprawie. Nie chciałam jednak tracić jego zaufania. Był pierwszą osobą od wielu lat,do której pozwoliłam sobie zbliżyć się bardziej.Zazwyczaj dzieliłam z ludźmi jedynie więzi zawodowe,bądź tylko te podstawowe,które były mi potrzebne.Przed Jeremiaszem potrafiłam się otworzyć i trochę rozluźnić, mimo że znałam go niedługo.Poczułam z kimś prawdziwą więź.Dopiero teraz odczułam,jak bardzo byłam wcześniej samotna. Nie chciałam powracać do poprzedniego stanu.Dlatego też poczułam niesamowitą ulgę,gdy odparł:
-No a kto? -uśmiechnął się- Znasz kogoś z równie idiotyczną fryzurą?
-Nie,tylko jeden taki gość po świecie chodzi.-Mimowolnie na moje usta wypłynął delikatny uśmiech.
-To co robimy?Wyścigi na wózkach?-Dalej żartował,jednak ja spoważniałam.
-Muszę uciec z Miasta,albo i z Levrii. Zapewne szuka mnie już policja i wcześniej,czy później wpadną na mój ślad.-Powoli wstałam z leżanki i ruszyłam w stronę drzwi.- Zostań w szpitalu,musisz wydobrzeć,a ja pojadę może do jakiejś sąsiedniej wioski...-Nie zdążyłam dokończyć zdania,ponieważ Jeremiasz gwałtownie mi przerwał::
-Co ty za bzdury wygadujesz?Po pierwsze nigdzie nie wyjeżdżasz,po drugie ja nie mam ochoty siedzieć dłużej w szpitalu,w którym nawet nie chcą podstawowych potrzeb pacjenta spełnić.-Zaskoczył mnie tym zdaniem.Myślałam,że będzie chciał znaleźć się,jak najdalej ode mnie.
-To co proponujesz?-Spojrzałam na niego.Wyglądał,jak kupka nieszczęścia na tym wózku inwalidzkim.Widać,że był jeszcze osłabiony.
-Wrócimy do mnie i coś wymyślimy.-Uśmiechnął się.
-Twój dom odpada w przedbiegach.To pierwsze miejsce,w którym będą mnie szukać po tym, jak ten psychopata powie o wszystkim policji.
-Racja.Nie pomyślałem o tym.-Podrapał się po głowie.-Wiesz za dużo emocji,przeżyć i jeszcze ten kac.
-Wiem,wiem.-Pokiwałam ze zrozumieniem głową.-Jakaś inna propozycja?
-Może mój sklep?Nie będą tam od razu szukać,więc chwilowo możesz się tam schronić.
-Niech będzie.-Wzięłam fartuch pielęgniarki,który wisiał na wieszaczku tuż nad leżanką. Założyłam go i chwyciłam wózek z Jeremiaszem.
-Co ty robisz?-Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
-Uciekam ze szpitala w przebraniu... Inaczej nikt by nas nie wypuścił.-Poklepałam go po głowie.-To idziemy na spacerek mój drogi pacjencie?
Ruszyliśmy korytarzem w kierunku windy.Sama winda była stara,miała brudne ściany,cała skrzypiała i w dodatku ciągle migała lampa,która oświetlała to "przyjemne"miejsce.
-Przepraszam za to,że nie powiedziałam ci o sobie prawdy.-Wyrzuciłam z siebie i poczułam ulgę.Bardzo mi ciążyło to,że zataiłam przed Jeremiaszem swoje prawdziwe oblicze.
-No nie powiem, mogłabyś coś mi o tym wspomnieć.-Powiedział lekko urażony.-Byłoby dużo łatwiej to teraz ogarnąć.-Uśmiechnął się pod nosem.
-Taa,masz rację.-Drzwi windy się otworzyły i ruszyłam szerokim holem, w którym mieściła się recepcja do wyjścia ze szpitala.Na zewnątrz,szybko odeszłam,jak najdalej od budynku i wyrzuciłam fartuch do pobliskiego kosza. Słońce chyliło się ku zachodowi.
-Daleko jest do twojego sklepu?-Zerknęłam na czerwone włosy mojego kolegi. Były roztrzepane na wszystkie strony.
-Spory kawałek.-Stwierdził dość cicho.-Jak chcesz się tam dostać bez wzbudzania podejrzeń?W końcu jestem na wózku i to trochę nas spowolni.-Zauważył mądrze.Nie pomyślałam o tym. Co by tu zrobić?Na ulicach włączyły się latarnie. No jasne!
-Zamienię się zaraz w demona i będę mogła cię tam zanieść!-Ruszyłam do jakiejś ciemnej uliczki.
-Czekaj,czekaj!-Jeremiasz zaczął wymachiwać rękoma.-A mi nic nie zrobisz?
-Spokojnie. W pełni nad sobą panuję.- Błysnęło fioletowe światło i wróciłam do swojej prawdziwej postaci. Z jednej strony poczułam ulgę,że na powrót jestem sobą i nie muszę wyciszać swojej mocy. Z drugiej strony brzydziłam się tym ciałem i ta okropna świadomość,że zabiłam ludzi napłynęła do mnie ze zdwojoną siłą. Spojrzałam z obawą na reakcję Jeremiasza...
-Wow!-Wpatrywał się we mnie zdziwiony.Chyba spodziewał się,jakichś rogów,ogonów i kopyt, jak u jakiegoś mitycznego diabła.-Wiesz,jakbym zginął z twoich rąk w tej postaci, to może by to nie było takie tragiczne...-Trochę zabolały mnie jego słowa. Nie chcę już nikogo zabijać.
-Wskakuj na plecy.Wespnę się na dach i będziemy skakać po budynkach.-Owiłam nas mrokiem,by nie było widac naszych postaci na tle księżycowej nocy.
-Niezbyt to wygodna dla mnie pozycja.-Mężczyzna delikatnie się poprawił.-I trochę krępująca.
-Wierz mi,krępuje to nas oboje.-Zaczęłam się szybko wspinać po ścianie budynku.-Na górze wezmę cię na ręce.Będzie wygodniej.
Stanęłam na krawędzi dachu i wzięłam Jeremiasza na ręce.Spojrzał się na mnie zarumieniony. Krępowała go ta pozycja. Mnie też,ale mimo to ruszyłam szybko przed siebie. Sprawnie przeskakiwałam z dachu na dach.
-Jakiej jesteś rasy?-Spytałam się go.-Bo na pewno nie człowiekiem...
-Smokiem.-Odparł.
-Zazdroszczę ci.Jesteś wolny.-Powiedziałam cicho.-Nie musisz się poddawać ścisłej hierarchii aniołów,ani nie jesteś powiązany jakimś durnym cyrografem z diabłem.
-Bez przesady. Każda rasa ma swoje ograniczenia.
-Jako smok, nie możesz zmienić swojej postaci? Byłoby szybciej i wygodniej.-Uśmiechnęłam się ironicznie.
-Mogę,ale tak też mi się całkiem podoba.-Pokazał mi język. Gadaliśmy o jakichś głupotach,kiedy naszym oczom ukazała się Ulica Zamkowa i sklep Jeremiasza.
-No to jesteśmy na miejscu!-Uśmiechnęłam się szeroko.
[Jeremiasz?]

21 czerwca 2015

Od Eleny cd. Isabelle

Obudziłam się w ciemnej przestrzeni. Widać było tylko moje falujące nieciało i 12-letnią dziewczynkę. Miała ciemne, falowane włosy i jasną sukienkę. Jej oczy nie miały konkretnego koloru. Zmieniały się, w zależności, jak ruszała głową. Zdziwiła mnie jej obecność. Powinnam być tu sama.
– Kim jesteś? – zapytałam. Starałam się podfrunąć do niej, ale byłam bardzo nieporadna w tym ciele, więc na nic zdały się moje starania.
– Nazywam się Rachel. – odparła. – Ciemno tu. Twoja dusza jest mroczna.
– A teraz powiedz mi coś, czego nie wiem – mruknęłam do siebie.
– Czemu tu jesteś? – spytała. Wbiła we mnie świdrujący wzrok. Miałam niemiłe wrażenie, że powinnam ją skądś znać.
– Skądś cię kojarzę. Ale jesteś duchem – nie odpowiedziałam. Zmarszczyłam brwi.
– Bo się znamy. Prawie.
Czekałam, aż powie coś więcej.
– Bardziej Airis cię zna. A propos. Jest od ciebie milsza. Zdecydowanie. Ty jesteś zgorzkniała i nieczuła.
– To ty jesteś TĄ duszą. Tą która ją leczyła – skojarzyłam fakty. Nie zabolały mnie jej słowa. Mówiła prawdę. Choć jak na taką dziewczynkę, to miała niewyparzony język.
– Tak. Więc co tu robisz?
– Stoję, jak widać.
– Isabelle nie zasługuje na takie poświęcenie ze strony mordercy. Powinnaś była ją zostawić. Ty nawet nie wiesz, dlaczego ją ścigają.
Uśmiechnęła się z przekąsem. Nie spodobało mi się to, ale w sumie miała rację. Nic o niej nie wiedziałam.
– Wiesz, że minęły już 3 dni? Isabelle za chwilę poszcza się ze strachu. Maya ją dorwała.
Skrzywiłam się.
– Jak mogę się stąd wydostać?
– Normalnie.
Rachel dotknęła mojego czoła i spadłam w dół.

***

Nożem, który zawsze mam przy sobie rozcięłam kokon. Przez chwilę moje oczy zostały oślepione przez światło. Gdy już się przyzwyczaiły, usiadłam i rozejrzałam się wokoło. Isabelle klęczała w kącie, trzymając mój pistolet. Nad nią stała Maya, która bawiła się staromodnym puginałem.
– Będzie zabawnie, gdy odetnę ci język. Może przestaniesz wrzeszczeć – mruknęła Maya. Jej białe włosy spięte były w długi warkocz, a ubrana była w czarną, aksamitną suknię.
– Zostaw mnie! – wrzasnęła Belle. Widać, że była na skraju wytrzymania psychicznego.
– Maya, nie ładnie się znęcać nad młodszymi – rzekłam, wychodząc z kokonu. Mój głos brzmiał bezbarwnie.
– Elena! – ucieszyła się Isabelle. Maya odwróciła się. Jej oczy zmieniły kolor z czerwonych na niebieskie. Przynajmniej tak, to wyglądało, bo trzeba zaznaczyć, że Maya była poltegreistem. Duchem, który może poruszać przedmiotami.
– Elena! Jak ja dawno cię nie widziałam! – Maya objęła mnie. Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
– Ty ją znasz? – spytała się mnie Belle, wstając.
– Tak. Maya jest właścicielem tego zamczyska. Jej posiadłość jest otoczona Fioletową solą, więc homunkulusy nie czują naszego zapachu. A teraz kochana wytłumaczysz mi dlaczego cię ścigają.

<cd. Isabelle>

20 czerwca 2015

Od Jeremiasza c.d. Eleny

Wysłuchałem jej opowieści ze spokojem, a potem zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie pytałem. Nie byłem dobry w pocieszaniu ludzi: albo zbyt analizowałem ich życiowe rany i tylko się do mnie zrażano, albo zaczynałem mówić o sobie, przez co ludzie czuli się urażeni, że nie zajmuję się nimi. Takie rozmowy zawsze były dla mnie strasznie krępujące i niezręczne, ale skoro już do nich dochodziło: zawsze dawałem z siebie wszystko. I teraz też tak zamierzałem uczynić. Otworzyłem więc usta i... i.. i zamarłem, bo nic nie przychodziło mi do głowy.
- Myślę.. - rzekłem powoli, nie będąc pewnym czy to rozsądne i na pewno pocieszające - ...że wielu wiele osób ma tutaj podobne problemy.. - spojrzała na mnie zdziwiona. - Levria ma to do siebie, że większość ludzi jest nieustannie smutna z jakiegoś powodu. Klątwa zabiła ludzi, rozdzieliła rodziny, stworzyła podziały i dyskryminacje.. - znowu zastanowiłem się czy drążyć temat, no ale skoro zacząłem to wypadałoby skończyć - ..dlatego wielu jest naznaczonych przez podobne przeżycia. I myślę, że dzięki temu, kiedyś znajdziesz kogoś, z kim będziesz mogła dzielić swój smutek dotyczący tamtych dni i stworzysz nowe wspomnienia, które będą o wiele lepsze. - zaczerwieniłem się - No i kogoś, kto umiejętniej cię pocieszy...
- No... - zapadła taka trochę niezręczna chwila, ale na szczęście Elena ją przerwała - Czyli mówisz, że dużo osób ma podobne przeżycia. Znasz może jakiegoś mutanta laboratoryjnego? - uśmiechnęła się.
- No, tak jakby kilku. Gdy ich ciała uległy mutacji, automatycznie przestała obowiązywać ich klątwa elfów i teraz mogą dowolnie przemieszczać się po znanym kontynencie. Korzystają z życia, że tak to ujmę. Znam również homunkulusa, który w całości został wyhodowany laboratoryjnie. No i oprócz tego mnóstwo osób, które mają nadprzyrodzone moce. Często opowiadają mi o swoich przeżyciach, bo podobno wzbudzam zaufanie... - zastanowiłem się - Choć nie wiem, czy ja sam zwierzyłbym się tak podejrzanie wyglądającemu osobnikowi jak ja.
- No właśnie. - spojrzała na mnie badawczo - A ty jak tu trafiłeś? I czemu twój światopogląd jest taki... - zastanowiła się - "emo"?
- Jaki znowu emo.. - napuszyłem się - ..ja po prostu doświadczony człowiek jestem.. - uśmiechnęła się drwiąco - No co? - burknąłem - Dużo ludzi ze mną rozmawia i dużo mądrości mi przekazuje. Zgromadziłem więcej informacji siedząc w sklepie, niż gdybym sam podróżował po świecie. A nieprzespanych nocy i blizn: znacznie mniej. Ale wracając do pierwotnego pytania: jestem tutaj całkiem przypadkiem. Pochodzę z dość osobliwego związku smoka i ludzkiej kobiety. Mój ojciec gromadził w górze dużo skarbów: metale i kamienie szlachetne, cenne wyroby, dzieła literackie. Nagromadził ich tak wiele, że pewnego dnia zdał sobie sprawę, że potrzeba mu już tylko jednego: kobiety, która będzie go kochać i będzie w stanie docenić dzieło jego życia. Trafił jednak na moją matkę, która, co prawda, pokochała go tak samo jak piękno i książki, ale strasznie krytycznie podchodziła do tego, że całe życie spędził tylko na materialnym gromadzeniu bogactw. Opowiedziała mu o dalekich krainach, które znał tylko z kart ksiąg, a które mógłby zobaczyć. Mówiła mu o ludziach, których mógłby poznać i świętach, w których mógłby uczestniczyć, gdyby ruszył się z miejsca. I tak przekonała go, by oddał wszystko bibliotekom, a skarby przeznaczył na ich dofinansowanie. Obecnie podróżują po znanych światach i z tego co wiem, są bardzo zadowoleni. Można powiedzieć, że aż przytłaczająco zadowoleni. - zmieszałem się - Matka pokazała, jak szybko zainteresowania i życiowe cele mogą się zmieniać, a także, że szczęście nie leży w niczym co błyszczy. Ciężko znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie z takim podejściem do życia, ponieważ przez cały czas mam świadomość, że w każdej chwili może pojawić się ktoś, kto wszystko co poukładane odwróci o 180 stopni. Mimo to moi rodzice doznali happy endu i gdy wyruszałem w swoją własną podróż po świecie, miałem zbyt miękkie serce, by przeciwstawić się jego okropnościom. Zdarzyło mi się kilka ciekawych przygód, ale nie będę cię zanudzał. W każdym razie: na pewno nie przeżyłem czegoś tak przykrego jak ty, a mój snobizm jest czysto zachowawczy i płynie ze zdrowego rozsądku. - westchnąłem. Chyba wyczerpałem temat i.. nie byłem pewien, co Elena chce teraz zrobić. Będziemy kontynuować dyskusję, czy będzie dalej próbować przekonywać mnie, że świat jest zajebisty.

<Elena?>

20 czerwca 2015

Od Jeremiasza c.d. Gabrielle

Patrzyłem jeszcze dłuższą chwilę na drzwi, za którymi zniknęły. Czy ja dobrze słyszałem? Jestem żonaty z upadłą anielicą zamienioną w demona, która w czasie snu penetruje ulice biednego miasteczka, przynosząc zgubę niewinnym jednostkom? Jak tak dalej pójdzie, to chyba zacznę pisać pamiętnik. Może zrobią na jego podstawie jakieś anime. Ale musiałbym wybrać sobie nowe imię, bo nie chciałbym, aby całe pokolenie utożsamiało mnie z "Jeremiasz".. a poza tym: o czym ja teraz myślę!?
Zerwałem się z łóżka, ale w tej samej chwili poczułem, jak całe moje ciało przeszywa lodowaty kolec i znieruchomiałem, opadając ponownie na pościel. Jednak wstawanie to nie jest dobry pomysł. Zwłaszcza, gdy całkiem niedawno przechodziło się operację i takie tam..
Na całe szczęście w pobliżu szwendała się jakaś pielęgniarka, która zgodziła się wpakować mnie na wózek, po tym jak usłyszała, że muszę za potrzebą. Nie wyglądała na chętną do obsługiwania mnie przy basenie, więc logiczniej było mnie posadzić i wyprawić w samotną podróż po korytarzu.. w sumie to przykre, że tak nie obchodziły ją losy pacjenta. Z resztą nie ważne.
Mój plan pełen był dziur logicznych, ale nie przejmowałem się tym. Miałem zamiar tak długo jeździć po szpitalu, aż znajdę Gabrielle. Oczywiście mogła być już poza terenem szpitala, w jakimś zamkniętym pomieszczeniu, no gdziekolwiek. Ale głupi podobno ma szczęście, a patrząc na tę sytuację, to chyba przez pijaństwo jakiś czas temu wypadłem z ugrupowania tych mądrych i teraz moje szanse się podniosły. Wciągnąłem więc powietrze i głośno wypuściłem, a potem zacząłem szaleńczą podróż po szpitalu. No i  okazało się, że dziewczyna jest w przeciwległym gabinecie.
Drzwi były otwarte, więc bez problemu ją zobaczyłem. Wtedy dopiero zacząłem się zastanawiać, co właściwie chcę jej powiedzieć. Czy chcę ją przeprosić, a jeśli tak, to za co? A może chcę się na niej wyżyć? Raczej miałem zbyt dobre serce na to drugie, ale i tak czułem się trochę, za przeproszeniem, wkurwiony. Nie powiedziała mi tego, że w nocy zmienia się w jakiegoś potwora. Przemilczała to. Co, myślała, że się nie wyda? A co gdybym to ja padł jej ofiarą? W końcu spałem obok niej, to było cholernie prawdopodobne. Żałowałaby tego choć trochę bardziej? No ale z drugiej strony przecież teraz wszystko mi wyjaśniła i wyglądało na to, że średnio panuje nad sytuacją. Trzeba jej pomóc, a nie się na nią drzeć. Darcie mordy i kotów nigdy niczego nie rozwiąże.
- Jeremiasz?  - kobieta spojrzała w moją stronę, a mi zaschło w gardle. Szczerze powiedziawszy wolałbym ułożyć w głowie jakiś plan rozmowy, jakiś scenariusz. Takie rozmawianie na żywo wydawało mi się dość przerażające, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że sam tworzę niepotrzebne opory. Tej nocy razem raczyliśmy się bimbrem z mojej piwnicy, razem się nawaliliśmy i razem dbaliśmy o siebie w czasie, gdy dopadł nas kac. Nic tak nie zbliża ludzi, jak wspólne sytuacje kryzysowe.
- No a kto? - uśmiechnąłem się - Znasz kogoś z równie idiotyczną fryzurą?

<Gabrielle?>

20 czerwca 2015

Od Joe'go c.d. Airis

Co za obraźliwa para grubasów... A myślałem,że puszyści ludzie są mili.Świat stanął na głowie.Airis osiwiała w pięć minut,zamiast na porządnym filmie wylądowałem na melodramacie i jeszcze w dodatku tamta "sympatyczna"dwójka.Nie zwracając uwagi na wielkich fanów Śniadania u Tiffany'ego,kontynuowałem rozmowę z moją towarzyszką niedoli:
-Airis,czy ty byłaś na pewno w toalecie,czy może skoczyłaś do fryzjera?
-To nie jest śmieszne.-Odparła poważnie,ale już po chwili dostrzegłem delikatny uśmiech na jej ustach.- W końcu chciałam mieć blond platynowe,a nie białe,jak u staruszki.-Odparła żartobliwie.Nagle poczułem straszne zimno.
-Chyba przesadzili z klimą...-Potarłem sobie ramiona.-Której tu z pewnością nie ma.
-Haha,przeciąg może jakiś?-Airis zaśmiała się,ale jakoś sztywno.Rozejrzałem się po sali,bo nie słyszałem narzekań tamtej "przemiłej" parki.Szron.Wszędzie.Na siedzeniach,podłodze,ekranie znajdowała się cieniutka warstwa białej substancji.Wielbiciele melodramatów,gdzieś się ulotnili.Wbiłem spojrzenie w białowłosą brunetkę.
-Airis...To chyba nie twoja sprawka?-Zaczęły mi szczękać zęby.
-Jakby to powiedzieć,teoretycznie może być to moja wina,ale nie mam 100% pewności,więc nie odpowiem w pełni twierdząco,ani nie zaprzeczę.-Dziewczyna wbiła wzrok w skrzypiącą podłogę.
-Niech ci będzie.-Odpowiedziałem zrezygnowany.Wstałem i podałem jej rękę.-Chodźmy stąd.
Opuściliśmy lodowatą salę i wyszliśmy na zewnątrz. W pierwszej chwili,poczułem się,jakbym wszedł do jakiegoś nocnego klubu.Ilość dolatujących mnie dźwięków,zapachów i szczegółów po prostu zwalała z nóg. Jednak zaraz zorientowałem się,że po prostu stoję na ulicy. Wszystko było,jakby bogatsze w kolory i różne detale. Mimo,że nie było tutaj zbyt wiele ruchu,dźwięków było aż zanadto.Poza tym te różnorodne zapachy. Wszystko uderzyło mnie tak nagle,że moja głowa prawie pękała. Zacisnąłem dłoń na latarni ulicznej.
-Joe! Co ty robisz?!-Airis przyglądała mi się z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Widziałem,każdy najdrobniejszy szczegół na jej twarzy i najmniejsze kosmyki włosów.Słyszałem jej przyspieszony rytm serca, mimo,że stała ode mnie jakieś 5 metrów dalej. Pytanie skierowane do mnie,wydało mi się strasznie głośne,prawie,że ogłuszające w połączeniu z tymi wszystkimi odgłosami.
-Mów ciszej.-Mój własny głos,także mnie ogłuszał.Cholera.
-Ale zobacz,co ty zrobiłeś z tą METALOWĄ latarnią.- Dodała ciszej i wskazała palcem na słup,na którym wcześniej zacisnąłem dłoń.Był zgięty wpół. Natychmiast oderwałem się od niego.
-Airis,czy w tym energetyku były jakieś narkotyki,czy coś w tym stylu?-Szeptałem przerażony.
-Nie, to niemożliwe. Zresztą ty naprawdę zmiażdżyłeś ten słup.-Białowłosa podeszła do mnie i delikatnie dotknęła mojego ramienia,by mnie uspokoić. Jednak wraz z jej dotykiem przez mój umysł przeszła fala troski i przerażenia,a moje ramię zdrętwiało od ogarniającego je zimna pochodzącego od mojej towarzyszki.
-Proszę, nie dotykaj mnie. Jesteś zimna i... i ja mój mózg zaraz eksploduje od nadmiaru bodźców.-Szeptałem dalej i powoli się od niej odsuwałem. Byłem przerażony.Chyba pierwszy raz od wielu lat.Bałem się siebie.
-Airis... Co się z nami do cholery dzieje?-Usiadłem na chodniku,zamknąłem oczy i zatkałem uszy.Chciałem wyciszyć umysł. Mimo wszystko nadal odczuwałem zbyt wiele.
[Airis?]

19 czerwca 2015

Od Airis cd. Joe'go

Co miałam zrobić... W sumie jedynym wyjściem było udanie się do sali. Miejsce było opustoszałe. Zapach starości i skrzypiąca podłoga sprawiały, że miałam ochotę obejrzeć tu horror. No ale cóż trafiłam na melodramat. Ugh... To naprawdę nie był najlepszy pomysł. Jednak biorąc pod uwagę to jak bardzo zmęczona byłam może przynajmniej się prześpię. Wiem jestem wredna... Joe zapłacił za bilety, a ja będę spać. No dobra może trochę wyolbrzymiam i robię z igły widły, jednak gdzie mogłam się nauczyć wzdychania przy każdym pocałunku bohaterów skoro wychowałam się wśród dwumetrowych facetów wyglądających jak byki, a nie ludzie. W ogóle dziwne, że stamtąd wyjechałam. Prawdę mówiąc nigdy nie miałam przyjaciółek, z którymi mogłabym pisać pamiętniczki, żywić się żelkami i gadać o chłopakach. Patrząc na sposób i środowisko w jakim się wychowałam z mojej strony wypadałoby powiedzieć tylko i włącznie ,,żal". Mimo to trochę mi tego brakuje. Szczerze nie spodziewałam się, że pierwszy w życiu melodramat przyjdzie mi oglądać z facetem. I to do tego przyszłym przełożonym. Historia opowiadała o dziewczynie... i to była chyba jedyna z rzeczy, które były tu na sto procent pewne. Zajęliśmy miejsca mniej więcej na środku sali. Po krótkiej obserwacji okazało się, że znajduję się tu też, aktualnie śliniąca się parka grubych ludzi. Nie żebym coś do nich miała, jednak naprawdę nie wyglądał to estetycznie i jedyne co przychodziło mi w tym czasie na myśl to reszta śniadania, która miała wielką ochotę wydostać się na światło dzienne... nie tak bym tego nie nazwała. Świerze powietrze też nie pasuje... na wolność. Treść żołądka mająca ochotę wydostać się na wolność. W tym momencie dochodzę do wniosku, że wypowiedź ta jest godna umysłu psychopaty. Nie ważne. Wyjęłam z plecaka napój energetyczny i wzięłam duży łyk. Słodki napój rozlał się w moich ustach. Przełknęłam i włożyłam puszkę do otworu w podparciu fotela.
-Mogę łyka?-zapytał Joe zwracając się w moją stronę. Tęgi chłopak odwrócił się i krzyknął
-Rany boskie tutaj się film ogląda!- odwróciłam wzrok.
-Jasne- szepnęłam i podałam mu. Wziął łyk po czym odłożył ją na miejsce. Poczułam chłód, który ,,przepłynął" przez moje ciało. Ponownie otworzyłam plecak i założyłam czarną bluzę. Uczucie nie mijało. Przez moje ciało przeszły dreszcze.
-Przepraszam muszę do toalety- powiedziałam zwracając się do chłopaka przepraszającym tonem. Wstałam i wyszłam. Wystarczyło, że oddaliłam się o kilka metrów,a dziwne uczucie ustało. Czy to możliwe, że nagle obecność jakiegoś człowieka tak na mnie oddziałuje? Może tylko mi się wydawało. Oczywiście nie ma opcji by tak było i znowu zaczęłam się trząść.
-Airis, czy to możliwe, aby w takim ,,oświetleniu" kolor widziany zmienił się diametralnie? Tak samo jak hmmm... kształt albo faktura?
-Raczej nie... czemu pytasz?- Joe złapał za pojedynczy kosmyk na mojej głowie. Nie zwróciłam uwagi na to, że włosy zdecydowanie się wydłużyły. Były białe i falowane. Teraz zaczęłam podejrzewać o co chodziło z zimnem. Joe to moja ofiara i za pomocą jego mocy rozwijam się i ja.
-O boże- powiedziałam gładząc włosy.
-Morda w kubeł! Pogaduszki utniecie sobie potem.- wydarła się tym razem dziewczyna. Minęła połowa filmu.
<Joe?>

18 czerwca 2015

Od Joe'go c.d. Nicole

Udałem się do kuchni i zrobiłem szybki przegląd, tego co miałem w lodówce. Ok, mogę zrobić nam naleśniki z dżemem brzoskwiniowym. Niezbyt wyszukane,ale myślę,że na śniadanie się nadaje.
-Pomóc?-Nicole weszła do kuchni i uśmiechnęła się promiennie.
-Możesz mi podać mąkę z tej szafki nad tobą?-Wskazałem na odpowiedni mebel.
-Proszę bardzo.-Podała mi opakowanie.-Chcesz może jajka z lodówki?
-O jakbyś mogła... Daj 2 i podaj mi jeszcze mleko.-Białowłosa podsunęła mi produkty.
Zacząłem wszystko mieszać... przez co bardzo się ubieliłem od mąki,która wylądowała na mnie przy wsypywaniu jej do miski.
-Hahaha! Ale śmiesznie wyglądasz!-Nicole śmiała się w najlepsze. Obtarłem brudną buzię i zanurzyłem palec w cieście, po czym namalowałem wąsy niczego niespodziewającej się dziewczynie. Poczuła mój dotyk i przestała się śmiać. Usłużnie podałem jej wielką łyżkę,w której dostrzegła swoje odbicie.
-Ej, ja tylko się z ciebie śmiałam.-Szybko zmazała wąsy i spojrzała na mnie z zaciekawieniem.- A jeśli można wiedzieć,to co przygotowujesz na śniadanie?
-Naleśniki z dżemem brzoskwiniowym własnego przepisu.- Wyszczerzyłem zęby i zacząłem wlewać ciasto na patelnie. Po chwili naleśniki latały w powietrzu przekręcane na gorącym naczyniu.Na koniec ułożyłem ładnie na talerzu,obok wyłożyłem odrobinę dżemu i wręczyłem jeden talerz Nicole.
-Bon apetito!-Usiedliśmy przy niewielkim stoliku,który służył mi za stół do jadalni i zabrałem się za konsumowanie. Padałem z głodu.Spojrzałem na dziewczynę,która z wielką gracją jadła swoją porcję.
-Jak smakuje?-Uśmiechnąłem się ciepło,pochłaniając kolejnego naleśnika.
[Nicole?]

18 czerwca 2015

Od Joe'go c.d. Airis

Obejrzeć film? Czemu nie. W sumie dawno tego nie robiłem. Airis wyczekująco na mnie spoglądała.
-Dobry pomysł.-Przeciągnąłem się.-Wieki temu byłem ostatnio w kinie.
-To świetnie! Jedziemy?-Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i zerknęła w stronę mojego ducati scramblera.
-Oczywiście.Ale...-Pokręciłem głową i dodałem poważnym tonem-Na komedię romantyczną to ja się nie zgadzam.
-Ja też wolałabym coś w innym guście.-Airis podjęła mój styl mówienia "na poważnie".
-Może jakaś klasyka?-Przeczesałem włosy palcami.
-Masz jakiś konkretny film na myśli?-Brunetka uroczo zmarszczyła czoło,aż pojawiła się na nim niewielka zmarszczka.
-Ojciec chrzestny?-Zaryzykowałem rzucając tytuł swojego ulubionego filmu.
-W sumie,czemu nie? Mafia,strzelaniny i prawie 3 godziny dobrej akcji.Ale... Czy grają to w jakimś kinie?Jeszcze? -Uśmiechnąłem się na te słowa.Widać Airis chyba nie była jeszcze w miastowym kinie.
-Proszę cię, w Mieście jest jedno kino,w którym puszczają same stare filmy. Tutaj,przecież ledwo co można nazwać "nowoczesnym". -Moja towarzyszka wydawała się nieco zdziwiona,mimo to odparła:
-Mogłam się domyślić.-Wykrzywiła usta w lekkim uśmieszku.
-Dobra,dość gadania.Narobiłaś mi chęci na ten film. Jedziemy!-Klasnąłem w ręce i wskoczyłem na motor,założyłem kask i podałem drugi Airis.Ochoczo się do mnie dołączyła i ruszyłem z piskiem opon. Kino znajdowało się w centrum Miasta,gdzie znaleźliśmy się w kilka minut.Weszliśmy do opustoszałego budynku.
-Chyba niezbyt dużo tutaj ludzi chadzających na filmy...-Moja towarzyszka rozglądała się ciekawie po niewielkim korytarzu,na końcu którego znajdowała się kasa biletowa.Za okienkiem siedziała stara babcia,która raczej lata swoje młodości już dawno przeżyła... w ubiegłym stuleciu.Ciekawe,czy ona cokolwiek słyszy?Zaraz się przekonam...
-Ehem... -Puk,puk.Zastukałem w szybkę,a jakby drzemiąca staruszka się ocknęła i spojrzała na nas dość zaskoczona.
-DZIEŃ DOBRY!NA CO BILETY?-Wydarła się.Wiedziałem... Po prostu wiedziałem,że będzie głucha.
-Widać,że nie te lata,nie ten słuch.-Zerknąłem rozbawiony na równie wesołą Airis.
-DZIEŃ DOBRY! POPROSIMY DWA BILETY NA OJCA CHRZESTNEGO!-Tym razem to ja się wydarłem.
-PROSZĘ BARDZO!-Prawie nas ogłuszyła wręczając dwa bilety na...Śniadanie u Tiffany'ego.
-Airis...-Niepewnie spojrzałem na dziewczynę.-Dostaliśmy bilety na melodramat.
-Cooo?Jaki melodramat?-Koleżanka szerzej otworzyła oczęta ze zdziwienia.- Pokaż mi je!
Podałem jej bilety,ona szybko je przestudiowała i ze zmarszczonymi brwiami podeszła z powrotem do kasy.
-PRZEPRASZAM! CHCIELIŚMY BILETY NA OJCA CHRZESTNEGO!-Zero reakcji ze strony staruszki. Chyba już zasnęła.
-Szlag!-Airis patrzyła nienawistnym wzrokiem na bilety.- I co teraz?-Spojrzała na mnie pełna rezygnacji.
-Chodź,obejrzymy Śniadanie u Tiffany'ego.-Chwyciłem ją za rękę i zacząłem prowadzić w kierunku sali kinowej.- Jeszcze tego nie oglądałem, może mimo wszystko zacznę lubić melodramaty?- Spojrzałem na Airis, która na moje pytanie parsknęła śmiechem.
-Już to widzę.- Przewróciła oczyma.
-Żebyś nie była zdziwiona.- Mrugnąłem do niej i weszliśmy do sali.
[Airis?]

18 czerwca 2015

Event "Wielka powódź"

Witam. Z tej strony nowy admin NA - Tymbarkocholiczka. Jest pomysł, by zorganizować taki event na  blogu, który pozwoliłby na podniesienie naszej aktywności. Oto takie wprowadzenie,opis sytuacji w jakiej znalazłyby się nasze postacie podczas tego wydarzenia.
Przez wiele dni, w Levri, nieustająco padał deszcz,co spowodowało,że poziom wód się podniósł i cała kraina została  zalana. Ze wzburzonego morza wyłoniły się groźne i bardzo niebezpieczne Syreny, które dzięki powodzi przemieściły się w głąb lądu.Dotarły także do Miasta, gdzie wrogo nastawione, potrafią zaatakować każdego, kto wejdzie im w drogę. Na terenie całej Levri czyha wiele niebezpieczeństw związanych z powstałymi w niektórych miejscach głębokimi i wartkimi zalewiskami oraz licznymi przedstawicielami morskiej rasy, którzy mogą atakować w pojedynkę,a także w zorganizowanych grupach.
Tak mniej więcej wygląda zarys sytuacji, która byłaby punktem wyjściowym do pisania opowiadań podczas eventu. Ogólne zasady są takie, że piszemy ze wszystkimi (chodzi o to, by popisać z postaciami, z którymi dotychczas się nie pisało), możemy pisać grupowo sceny walk z Syrenami. Event może zacząć kilka postaci, które opiszą, że znalazły się w jakiejś dość niemiłej sytuacji - jakieś podtopienie, czy może otoczenie przez zgraje Syren (tylko nie wszyscy na raz). Wtedy reszta członków ruszy na pomoc. Na koniec może się odbyć jakaś duża bitwa z Syrenkami, w której wezmą udział wszystkie postacie.Oczywiście to moja luźna propozycja. Macie tydzień czasu, by zagłosować w sondzie,czy jesteście za tym pomysłem,czy jednak wolicie sobie odpuścić (po lewej stronie nad archiwum bloga,jakby ktoś nie zauważył). Po tym czasie, jeśli będziecie chętni uzgodnimy termin eventu. Na czas tego wydarzenia zostaną zawieszone dotychczasowe wątki,do których powrócimy po zakończeniu powodzi (oczywiście można jakoś zgrabnie wpleść wątek powodzi do opowiadań). Po wydarzeniu planowane jest dodanie nowej rasy, więc wydaje mi się, że warto to zorganizować.
Pozdrawiam
Gabrielle/Joe

17 czerwca 2015

Od Nicole cd. Joe'go

No, nareszcie sobie poszedł! Jaka ulga.
- Jasne, wpadnę, czemu nie? - uśmiechnęłam się. W sumie... Też jestem głodna, więc miło by było. Joe też się uśmiechnął.
- To chodźmy. - powiedział i ruszyliśmy do niego. Serio, bardzo miły był. Mało która osoba spotkana na ulicy jest tak przyjaźnie nastawiona. Ale dobrze, że trafiłam na miłego policjanta, a nie takiego, co nic nie mówi, tylko pytania zadaje i nawet się nie uśmiecha. Nienawidzę takich ludzi. I innych stworzeń też. Nieważne.
Zanim się obejrzałam, byliśmy już pod drzwiami jego mieszkania. Joe wyjął klucz i otworzył drzwi, gestem zapraszając mnie do środka. Uśmiechnęłam się na to i weszłam. Rozejrzałam się po domu.
- Ładne mieszkanko. - uśmiechnęłam się lekko. Naprawdę mi się podobało. Równie dobrze mógłby mieszkać w małym, brudnym i ciasnym mieszkanku, ale tak nie było. Chyba dobrze mu się żyło. Ale ja nie oceniam. W między czasie Joe chyba poszedł przygotowywać śniadanie. Poszłam więc tam, gdzie była kuchnia.
- Pomóc? - spytałam z delikatnym uśmiechem. Czemu ja się tak często uśmiecham?

<Joe?>

17 czerwca 2015

Od Isabelle cd. Elena

Wagon był opustoszały. W żadnym przedziale nie było zajęte więcej niż jedno miejsce.
Położyłam dywan na podłodze i przełykając resztę okropnego naleśnika, krzyknęłam całkiem już normalnym głosem:
-Dziękuje, Airis.
Niestety, nie zdążyłam zobaczyć jej reakcji. Pociąg odjechał z peronu.
Po chwili już jedynym co słyszałam było przeraźliwe wycie kół pociągu.
Otworzyłam torbę foliową ogromnych rozmiarów. Było w niej kilka kanapek, torebka Eleny i obecnie "wydzierżawiony" przeze mnie mały plecaczek. Było w nim tylko kilka drobiazgów z mojego domu, co dostatecznie zniechęciło mnie do otwierania go.
Ponieważ byłam już wypełniona jedzeniem, nie zostało mi już nic do roboty.
***
Bawiłam się właśnie suwakiem mojej bluzy, powieszonej na metalowym wieszaku, gdy nagle jakaś niewidzialna energia przygwoździła mnie do przeciwległej ściany przedziału.
Na początku oślepił mnie ból głowy. Później moje oczy pokryła czerwona maź.
Wytarłam oczy ręką. Spojrzałam przez okno. Pociąg się zatrzymał. Adrenalina sprawiła ,że zapomniałam o bólu.
Co to było? Czy to znowu Homunkulusy? Jak mnie znalazły? Czy jestem w stanie się przed nimi obronić? Czy przyszli mnie zabrać do laboratorium?
Od razu do mojej głowy napłynęły obrazy z przeszłości. Kolejna noc bez światła. Ból po kolejnej operacji. Martwa dziewczyna, wykończona modyfikacją genetyczną.
Nie chcę tam wrócić.
Wiedziona impulsem wepchnęłam dywan po siedzenia ,a sama weszłam między kaloryfer i fotel.
Po kilku głębokich oddechach usłyszałam krzyki. I płacz dziecka.
Upewniłam się ,że ani ja ani Elena nie jesteśmy widoczne. Zamarłam.
Po chwili usłyszałam ciężkie kroki. Drzwi otworzyły się.
Na podłodze pojawiło się sześć par butów.
-Na pewno nigdzie jej nie ma? -zapytał jakiś bas.
-Na pewno, Val. Zapach nieskrzydlatej zniknął w domu jej siostry.
-Wiem.-westchnienie.- Ale co z tą skrzydlatą? Przecież nie rozpłynęła się w powietrzu?!
Szelest papieru.
-Nie. Nie ma tego na liście jej mocy, którą dał nam Profesor.
-Wiem!- głos był nieźle zdenerwowany - To był sarkazm. Nie wiesz co to jest, głupku?!
Atmosfera się zagęściła.
-Nie denerwuj się tak. Nikt nie chce zawieść Doktora.
Zapadła cisza. Po kilku sekundach milczenie przerwał odległy głos.
-Mamy mutantkę!
Przeraziłam się. Czyżby jednak jakiś mnie zobaczył?
Stety lub nie tą mutantką nie byłam. To była jakaś inna dziewczyna.
Niestety z mojej pozycji zobaczyłam tylko niebieskie trampki i kawałek skrzydeł ważki.
-To nie ta idioto! -warknął ten sam bas.- To jakaś inna.
-To co z nią zrobimy?
-To nieistotne. Możecie ją zabić.- przerwał mu krótki pisk -Musimy mieć tamtą.
-I to żywą. - westchnął nowy głos.
Usłyszałam pomruki aprobaty.
-Dobra! Przestańcie się użalać. Bierzcie się do roboty. Przeszukajcie wszystkie przedziały jeszcze raz. Mogła próbować się ukryć.
Po chwili zostały tylko 2 pary butów.
-Oksana, masz z nas wszystkich najlepszy węch. Spróbuj ją wytropić.
-Ok, Val. Postaram się.
-Słuchaj to jest naprawdę ważne. Podobno mają już nawet przygotowany program operacji. Doktor mówił ,że to byłby idealny produkt. I wogóle...
-Okej, wiem. Postaram się. Ale teraz chodź, przeszukamy pociąg. Tak tu jedzie pleśnią ,że nie mogę się skupić.
Drzwi trzasnęły, a serce powróciło mi na normalną pozycje.
Szybko wygramoliłam się i chwyciłam torby i dywan.
Wyleciałam przez okno i biegem popędziłam w stronę swojej stacji. Widać na lepszy transport liczyć nie mogę.


***
Po siedmiu godzinach marszu z trzema torbami, staromodnym dywanem i kokonem z Eleną czułam się wyczerpana ponad granice możliwości. Peron minęłam trzy godziny temu i od tamtego czasu nie spotkałam żywego ducha. Nawet na wiejskich podwórkach nie było zwierząt.


***
obrazki.4ever.eu
Stałam przed starym, opuszczonym dworkiem. Nie pozostawiało wątpliwości ,że o to ten adres.
Na bramie przed dworem stał wielki szyld napisem "Teren prywatny", "Sprzedam", "Uwa (dalej litery były zamazane upływem czasu)" i napis z adresem z karteczki.

***
Widać było,że ktoś próbował odrestaurować dworek.
Wszędzie walały się meble opakowane folią, styropian i puszki z farbami.
Niektóre pokoje były nietknięte, inne wręcz przeciwnie gotowe do użytku.
Wybrałam jeden, chyba najmniejszy. Włożyłam dywan do szafy, a Elenę położyłam na wielkim łóżku w pokoju obok.


***
Homunkulusy ciągnęły mnie przez szary korytarz. Wiedziałam ,że ma sensu się stawać. I tak nie dałabym rady. Zamknęłam oczy. Pojemnik zapełnił się płynem.
Mój oddech stał się płytki i urywany.
Białe światło oślepiło mnie.
Ból zabrał mi świadomość.
Księżyc mówił do mnie.
Demony mojego życia stały przed pojemnikiem.
Ciemność pochłonęła cały świat.

***

Coś pociągnęło przez długość całą długość łóżka. Spadłam. Niewidzialna energia przycisnęła mnie do ściany. Serce ścisnęło mi się mocniej. Obudziłam się i bałam się znowu zasnąć.
Przyciągnęłam kolana do brzucha i zaczęłam płakać.
Ciemność mnie nie pocieszyła. Była tam po prostu. Nieczuła.

Wyczerpana koszmarami i płaczem, zasnęłam na podłodze.

(cd. Elena)




16 czerwca 2015

Od Joe'go c.d. Nicole

Nicole nalegała byśmy sobie poszli... Też bym chciał sobie tak po prostu pójść,ale to nie jest takie łatwe,jakby się mogło wydawać. Czemu? Ten przerażający koleś stoi nam na drodze i jakoś nie ma zamiaru nas tak łatwo przepuścić.
-Oj kolego wyluzuj.-Odparł na moje wściekłe spojrzenie.-I tak nie masz nadal ze mną szans,więc nawet nie chce mi się fatygować,by ci zrobić krzywdę... Z byle jakim słabeuszem nie będę walczył.-Bez większego zainteresowania zaczął rozglądać się po ulicy.Cóż, nie wyczuwałem,by kłamał.Mimo wszystko nadal patrzyłem się na niego z nienawiścią w oczach.
-A więc mogę sobie odejść?
-Głupie pytanie.Oczywiście,że nie...-Uśmiechnął się złośliwie.-Mam na imię Izaak i jeśli znajdziesz sobie wreszcie jakąś Ofiarę i przestaniesz być tak żałośnie słaby,to zgłoś się do mnie na walkę.
-Phi,niedoczekanie twoje.-Wkurzał mnie coraz bardziej.Na pewno się zgłoszę na mordobicie,a wcześniej oczywiście załatwię sobie Ofiarę-marzenie ściętej głowy.
-Czy ja wiem?A jeśli twojej towarzyszce coś by się przez przypadek stało,to byś jej nie pomógł?-Uniósł zadowolony brwi.
-Spróbuj jej coś zrobić,a pożałujesz!-Nie wiem,czy to nie są aby czcze słowa,bo na razie to ja jestem na straconej pozycji,ale nie pozwolę,by Nicole coś się stało.
-Nie mogę się doczekać.-Pomachał nam i zniknął, tak po prostu.
-Uff...Jak dobrze,że się stąd ulotnił,bo bym mu chyba coś zrobiła,jakby tu został chwilę dłużej.-Nicole odetchnęła z ulgą,a ja spojrzałem na nią zdziwiony. Miała jakieś mordercze myśli wobec tego świra?Matko,chyba świat upadł na głowę. Nigdy,bym nie podejrzewał o takie myśli tej delikatnej dziewczyny.Ale co ja tam wiem?Chyba już nic.Potarłem dłonią twarz.
-Dobra,chodźmy stąd.-Zaburczało mi w brzuchu.-Umieram z głodu.Wpadasz do mnie na śniadanie,czy już jadłaś?-Uśmiecham się ciepło,by trochę rozweselić ciężką atmosferę po spotkaniu Izaaka.
[Nicole?]

16 czerwca 2015

Od Airis cd. Joe'go

-Jest świetnie- odpowiedziałam zaspana. Przeciągnęłam się szeroko.- Mogę się jakoś odwdzięczyć?
-Za co? Za to, że odmalowałem Ci ścianę... na której wcześniej był mózg? No nie wiem...- odpowiedział uśmiechając się?-O jest jedna rzecz!- dodał szybko unosząc energicznie wskazujący palec, ale czekał, aż sama dopytam się o co chodzi.
-Tak?...
-Czy mogę się umyć?- zapytał i wydaje mi się, że był tą prośbą lekko speszony.
-Jasne tylko daj mi moment. Muszę zabrać stamtąd wściekłą bestię.- Joe uśmiechnął się kiedy wchodziłam z czarną bluzą, która posłużyła mi do złapania kota. Mimo, że zwykle nie potrzebowałam, aż takich środków ostrożności, kiedy zwierze było wściekłe uciekało nie zwracając uwagi na nic, więc lepiej się zabezpieczyć. Czarny materiał spadł na wierzgającą się szarą kulkę. W moje dłonie wbiły się ostre pazury dając mi, mało subtelnie znać, że stworzenie, do którego należą chce wydostać się. Położyłam Ivana (tak, to jest imię kota. Myślałam nad nim całe 5 sekund :D) na łóżku i pospiesznie zamknęłam drzwi.
-No to masz łazienkę wolną - powiedziałam szukając wody utlenionej, którą mogłabym zalać rany. Z łazienki zaczęły dobiegać odgłosy płynącej wody. Złapałam za książkę i zaczęłam ją czytać. Wczorajsza akcja skończyła się około północy i mimo, że aktualnie dobiegało dopiero osiemnastej byłam skrajnie wyczerpana. Przypomniałam sobie o dzisiejszych zajęciach z walki wręcz. Pięknie. Na pewno dam sobie radę po przespaniu czterech godzin. Woda przestała się lać.
-Joe!
-Co?
-Zawiózłbyś mnie dzisiaj na szkolenie?- wykrzyczałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nasza znajomość składa się prawie tylko z przysług jakie wyświadczamy sobie nawzajem. Przykre.
-Jasne nie ma sprawy- powiedział wychodząc z pomieszczenia.
****
Po zakończonych ćwiczeniach wyszłam z zaskoczeniem stwierdzając, że Joe czeka na mnie. Stał dwadzieścia metrów od wejścia do budynku. Palił papierosa.
-Co tu robisz?- zapytałam
-Myślałem, że może zajmiemy się śledztwem. 
-Proszę nie dzisiaj. - odpowiedziałam z błagalnym wyrazem twarzy.
-Paliłaś kiedyś?- zapytał z uśmiechem
-Nie- odpowiedziałam szczerze.
-Chciałabyś spróbować? -Zapytał trzymając jeden w dłoni.
-Ok- odpowiedziałam sięgając po niego niepewnie. Muszę przyznać, że za pierwszym wdechem, dostałam ataku kaszlu co wywołało głośny śmiech policjanta. Kiedy doszłam do Siebie postanowiłam o coś go zapytać.
-Może zrobimy poza pracą... wiesz zdałam sobie sprawę, że nasza znajomość obraca się tylko koło policji i przysług. Nie wiem może... Jakiś film?- palnęłam. Zależało mi na znalezieniu bliższych znajomych, w końcu nikogo przecież nie znałam.
-Spoko, może komedia romantyczna -zapytał ze złośliwym uśmiechem.
-Nawet na to nie licz - odparłam uśmiechając się.
<Joe? Przepraszam za to... coś, ale ten upośledzony twór wyszedł spod moich rąk podczas pisania referatów z muzyki i nauki exel'a>

11 czerwca 2015

Od Nicole cd. Joe'go

Byłam ciągnięta za rękę, z powodu jakiegoś gościa... Okej? Nieważne. Nagle Joe się zatrzymał. Nieznajomy serio wyglądał strasznie. Aż miałam ochotę po prostu uciec. Widać, że zdecydowanie temu drugiemu to sprawia radość. Popatrzyłam na niego mordującym wręcz wzrokiem, ale jemu to widocznie nic nie robiło.
- Kim ty jesteś? - spytałam bezgłośnie, więc prawdopodobnie nawet nie zwrócił uwagi na mnie.
Między mężczyznami chyba zaczęła się wymiana zdań. Nie wiem, za bardzo skupiłam się na kierowaniu w stronę nieznajomego złości. A było tak miło. Chociaż... Może tak powinno być? Może było zbyt miło? Dobra, nieważne. Ważne, że w razie czego jestem gotowa do ucieczki. A jak odetnie drogę lądową? Cóż... Od czego w końcu mam skrzydła? Albo zafunduję mu baaaaaaaaardzo 'przyjemną' kulkę. Dobra. Aż taka nie jestem... Ucieczka by wystarczyła. Pff...
Najchętniej bym sobie poszła, gdyby nie to, że Joe może mieć z tym Żołnierzem problemy. Przecież już go stłukł. Ma drugi raz? Nie. Nie pozwolę. Nikomu ma się nie stać krzywda. Albo zwariuję. Mam nadzieję, że jednak nie stanie się to drugie. Przewróciłam oczami. A zapowiadało się tak normalnie. Od razu nie polubiłam tego gościa. Joe chyba też nie.
- Może już pójdziemy? - spytałam cicho. Błagaaam, chodźmy stąd. Coraz bardziej boję się tego gościa... - Proszę? - dodałam po chwili. Ostatnią rzeczą, jaką bym chciała, to zostać tu. Pierwszą... Chyba pójść sobie stąd, a drugą - posłuchać muzyki. Zdecydowanie tak... No ale co zrobisz? Nic kuźwa nie zrobisz...

<Joe? Izaak?>

7 czerwca 2015

Od Joe'go c.d. Airis

No nie powiem Airis bardzo "miło" postąpiła wobec swoich koleżanek.
-Jak chcesz,chociaż trochę trudno zapomnieć takiej akcji.-Wzruszyłem ramionami.
-Nieważne, po prostu nie wracajmy do tego.- Ktoś tu chyba był zmęczony i zły.
-Może odwiozę cię do domu i się trochę prześpisz? Bo nie wyglądasz zbyt szczęśliwie.-Kobieta spojrzała na mnie z rezygnacją w oczach.
-Dobra.Sen to całkiem niezły pomysł...-Na potwierdzenie tych słów ziewnęła.-Ale jakoś tak ten mózg na ścianie do mnie nie przemawia.
Spojrzałem na nią zdziwiony.
-AA! Chodzi ci o tą krwawą plamę w przedpokoju?-Uśmiechnąłem się.- Spokojnie. Załatwię ten problem,jak będziesz spała. W końcu to ja rozwaliłem łeb tamtemu gościowi,czyli w sumie to moja wina.-Airis w odpowiedzi prychnęła.
-Jaka twoja wina?W końcu to nie ty ich tam sprowadziłeś,tylko moje...znajome.- Zawahała się przy nazwaniu tych dwóch dziewczyn swoimi znajomymi.Ciekawe,o co w tym wszystkim chodzi? Może kiedyś się dowiem.Dosiedliśmy mojego ducati i gnając przez miasto dotarliśmy do bloku Airis. W mieszkaniu spojrzałem krytycznym wzrokiem na krwawą ozdobę ściany.
-Kolor ma być ten sam co wcześniej,czy chcesz jakiejś metamorfozy?-Zerknąłem na padniętą brunetkę.
-Wszystko mi jedno...-Przeczesała włosy dłonią.-Niech zostanie ten sam.-Zadecydowała krótko i udała się na spoczynek. Ja tymczasem wyruszyłem do sklepu. W pobliżu znajdował się akurat taki, w którym można było zakupić farbę i pędzle. Wybrałem odpowiedni kolor,dobrałem resztę potrzebnych artykułów i zapłaciłem w kasie. Wróciłem do mieszkania i rozłożyłem folię malarską,by nie zachlapać wszystkiego dookoła. Sam podwinąłem rękawy mojej czerwonej koszuli w kratkę i zabrałem się do roboty. Najpierw zeskrobałem resztki zaschniętej krwi i mózgu,co prawdę mówiąc o mało nie przyprawiło mnie o zwrócenie treści żołądkowej.Następnie otworzyłem puszkę farby w kolorze limonki, zanurzyłem pędzel i z wielką dokładnością pokryłem całą ścianę. Zajęło mi to wszystko dobrą godzinę. Przy czym nawet zbytnio się nie ubrudziłem, jednak miałem ochotę na prysznic. Ale nie będę się wtarabaniał do cudzej łazienki bez pytania. Tak, więc oparłem się o kanapę, na której spała Airis i czekałem aż się obudzi. Zastanawia mnie nadal kto zabił tamtą babkę od flamenco, a także o co chodzi ze "znajomymi" brunetki... W końcu normalnych obywateli nie ściga banda homunkulusów.Moje przemyślania przerwała Airis,która lekko potargana i nie do końca rozbudzona stanęła nade mną i się na mnie patrzyła. Natychmiast poderwałem się na nogi i wskazałem na pomalowaną ścianę.
-Jak się podoba?-Zapytałem dumny z własnej roboty.
[Airis? Jakby co przez 5 dni nie będzie od 8.06 do 12.06,bo jadę na wycieczkę :P]

5 czerwca 2015

Od Airis cd. Eleny

Kolejna histeria rozgrywająca się na moich oczach. Spojrzałam ze smutkiem na zakrwawioną ścianę. Nie ma mowy,  abym w takiej sytuacji finansowej w jakiej się znalazłam przyszło mi płacić za malowanie. Lub chociaż za farby. Tak czy siak na nic mnie nie stać. Rzuciłam mężczyźnie porozumiewawcze spojrzenie. Złapałam za przód, a on za tył. Już po chwili kokon smacznie ,, spał" na łóżku Is. Czuła się nieco nieswojo. Pech. Nim się obejrzałam wszyscy spali. Została mi kanapa.
***
Piąta. Nie mamy czasu. Obudziłam wszystkich.
-Is możesz mi dać wasze pieniądze?
-Po co Ci?!- fuknęła.
-Wydaje mi się, że fioletowy kokonik zwróci czyjąś uwagę,  ale to twój wybór.
-No dobrze...-odrzuciła niechętnie dając mi pieniądze.
***
Obiektywie stwierdzę, że jazda na motorze w trzy osoby plus zwłoko podobne coś nie jest zbyt wygodnie... no,  ale cóż zrobić... nie można się rzucać w oczy kupiłam dywan, ale reszty nie oddałam. Należy mi się odszkodowanie za to.... co się stało.  Na dworcu udawałam kochaną ciotkę. Głaskałam Is po głowie. Wpychałam jej pudełka z naleśnikami owoce bułki,  banany i jajka. Termos z herbatą i kawą.  Koc i oczywiście wspaniały dywan. Dziewczyna wsiadła a ja wydałam z siebie westchnienie. Ulga.  Pociąg odjechał.
-Wreszcie.
-Jesteś wredna! -wydusił przez śmiech Joe,  przy okazji wybijając mi palce między zebra. Obróciłam się gwałtownie.
-Przepraszam za to wszystko. Najlepiej o tym zapomnijmy.
<Is kontynuujcie z Elcią swoją kokonową historię. Joe? >