Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

23 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

Patrzyłem na omlet, który pachniał z talerza. Dziewczyny już dawno zjadły i teraz Krys piła kawę, a Zmora przyglądała mi się badawczo wesoło machając nogami.
- No dalej... - mruknęła - ile się będziesz na niego gapił..
- Ma rację. - kobieta spojrzała na mnie - Na zimno nie jest taki dobry.
Nie byłem w stanie stwierdzić, czy w ogóle dotarło do mnie to co powiedziały. Nie chciało mi się jeść. Nie chciało mi się żyć. Z drugiej strony wiedziałem, że to strasznie nieodpowiedzialne z mojej strony. Narobiłem bałaganu i użalam się nad sobą zamiast go naprawiać. Jednak.. jakoś nie mogłem się przekonać do tego, by cokolwiek zrobić.
- Masz.. - brązowowłosa postawiła mi ciepłą herbatę przed nosem - ..rozgrzej się chociaż.. - westchnęła - ..głodzenie się i próba wykończenia swojego żołądka nie wpłynie pozytywnie na sytuację...
- A jest coś, co niby może wpłynąć pozytywnie...? - spytałem zawierając w tych słowach całą moją zebraną pretensjonalność. I żal do świata i do innych. Do siebie wyjątkowo również.
- Eh, Annnnnn.... - westchnęła, przysunęła taboret i usiadła obok mnie - ..wiem, że musisz się wycierpieć. Pozwolę ci na to, ale najpierw zjedź kolację... - pokręciłem głową - ..jak dziecko, jak dziecko.. - rozpostarła bezradnie ręce i przeszła za mnie - ..no chodź. - objęła mnie od tyłu i położyła głowę na ramieniu - Widzę, że tego potrzebujesz... - nagle poczułem, że Anna też mnie przytula.
- I co ja mam zrobić teraz..- mruknąłem - ..ino sznur i się wieszać.. - oczywiście dostałem w łeb.
- Ty od razu na skróty.. - ofuknęła mnie - ..życie nie polega na ciągłym planowaniu samobójstwa, człowieku, ogarnij się w końcu - westchnęła zrezygnowana. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi - ..kto...
- William? - spytała Anna retorycznie, ale we mnie nagle odrodziła się nadzieja, która od razu zgasła. To nie William. On nie wróciłby. Siedziałby tam gdzieś daleko jak napuszona primadonna czekając, aż przyjdę go błagać na kolana o wybaczenie... niedoczekanie jego..
Wstałem bez słowa od stołu i otworzyłem. Po drugiej stronie znajdował się jakiś śmieszny człowieczek, który przepraszając za najście wszedł do przedpokoju.
- Przepraszam, że tak późno, że tak nagle pana niepokoję.. - zginał się stale w pół z zakłopotaniem - ..ale mój pan kazał mi pana odnaleźć.
- Twój pan..? - rzekłem beznamiętnie - Masz.. pana?
- W pewnym sensie.. znaczy płaci mi! Może to złe określenie.. - zaśmiał się podenerwowany - ..przysyła mnie.. przysyła mnie.. pan burmistrz. - zamarłem.

<William?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz