Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

28 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantoma

Starałem się wziąć za siebie. Nie zacząłem od razu biegać i skakać, ale zacząłem jeść. Ograniczyłem też leki nasenne, ale nie pozbyłem się ich kompletnie, bez nich nie byłem w stanie głęboko spać.
Podnosiłem się coraz bardziej, zacząłem wychodzić z domu, razem z Bezimiennym. Odwiedzaliśmy kawiarnie i różne sklepy. Robiliśmy to tylko po to, żeby zająć czymś mój umysł. Nadal jednak przejmowałem się Phantomem, byłem na niego zły, ale też się martwiłem. Czy jest teraz beze mnie szczęśliwy?
Zacząłem pić też krew i robiłem to coraz częściej, czasem nawet kilka razy dziennie. Bezimienny okazał się nie tylko dobrym przyjacielem, ale też smakowitym krwiodawcą~!
Krew mnie odżywiła do reszty, skóra, oczy i włosy odzyskały dawny blask. Nie byłem już tak bardzo wychudzony i nabrałem sił.
Zacząłem przyjmować zlecenia od "mamy" (dawnej znajomej i chyba jednej z lepszych szefów mafii w tym mieście, zawsze mi wciska papierosy). Najpierw coś prostego potem coraz trudniejsze.
Tak właśnie wpadłem w wir pracy. Zająłem tym cały swój umysł, liczyło się teraz tylko zabijanie, picie krwi, spanie i czasem wychodzenie z Bezimiennym na kawę.
Pewnego dnia dostałem pewną propozycję.
- Masz.- mama podsunęła mi pod nos plik papierów.
- Co to?- zaciągnąłem się dymem z papierosa. W sumie to całe pomieszczenie było wręcz siwe. Wziąłem dokumenty i spojrzałem na nie.
- To z góry.- stwierdziła.- Usłyszeli że wróciłeś, to chcą ci dać ważne zadanie.
- Dobrze wiesz że pracuje dla siebie, a nie w jakiejś sprawie.- zaśmiałem się.
- Tylko że to jest raczej rozkaz, dobrze wiesz jacy oni są.
- Co mam zrobić?- strzepnąłem trochę popiołu i znów się zaciągnąłem.
- Chodzi o jakiś wirus.- powiedziała dziwnie poważnie.- Masz działać dla nich, podobno sporo płacą.
- Nie jestem przekonany.- westchnąłem.- I tak już jestem narażony na list gończy, to jak to mi dojdzie, to grozi mi kara śmierci.- zaśmiałem się.
- William.- spojrzała na mnie tym swoim wzrokiem, którym patrzyła na mnie jak byłem młody i dopiero zaczynałem zabijanie.- Co ci szkodzi?
- W sumie to nic.- uśmiechnąłem się pokazując kły i wyjmując telefon by do nich zadzwonić.

[Phantom?]

23 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

Patrzyłem na omlet, który pachniał z talerza. Dziewczyny już dawno zjadły i teraz Krys piła kawę, a Zmora przyglądała mi się badawczo wesoło machając nogami.
- No dalej... - mruknęła - ile się będziesz na niego gapił..
- Ma rację. - kobieta spojrzała na mnie - Na zimno nie jest taki dobry.
Nie byłem w stanie stwierdzić, czy w ogóle dotarło do mnie to co powiedziały. Nie chciało mi się jeść. Nie chciało mi się żyć. Z drugiej strony wiedziałem, że to strasznie nieodpowiedzialne z mojej strony. Narobiłem bałaganu i użalam się nad sobą zamiast go naprawiać. Jednak.. jakoś nie mogłem się przekonać do tego, by cokolwiek zrobić.
- Masz.. - brązowowłosa postawiła mi ciepłą herbatę przed nosem - ..rozgrzej się chociaż.. - westchnęła - ..głodzenie się i próba wykończenia swojego żołądka nie wpłynie pozytywnie na sytuację...
- A jest coś, co niby może wpłynąć pozytywnie...? - spytałem zawierając w tych słowach całą moją zebraną pretensjonalność. I żal do świata i do innych. Do siebie wyjątkowo również.
- Eh, Annnnnn.... - westchnęła, przysunęła taboret i usiadła obok mnie - ..wiem, że musisz się wycierpieć. Pozwolę ci na to, ale najpierw zjedź kolację... - pokręciłem głową - ..jak dziecko, jak dziecko.. - rozpostarła bezradnie ręce i przeszła za mnie - ..no chodź. - objęła mnie od tyłu i położyła głowę na ramieniu - Widzę, że tego potrzebujesz... - nagle poczułem, że Anna też mnie przytula.
- I co ja mam zrobić teraz..- mruknąłem - ..ino sznur i się wieszać.. - oczywiście dostałem w łeb.
- Ty od razu na skróty.. - ofuknęła mnie - ..życie nie polega na ciągłym planowaniu samobójstwa, człowieku, ogarnij się w końcu - westchnęła zrezygnowana. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi - ..kto...
- William? - spytała Anna retorycznie, ale we mnie nagle odrodziła się nadzieja, która od razu zgasła. To nie William. On nie wróciłby. Siedziałby tam gdzieś daleko jak napuszona primadonna czekając, aż przyjdę go błagać na kolana o wybaczenie... niedoczekanie jego..
Wstałem bez słowa od stołu i otworzyłem. Po drugiej stronie znajdował się jakiś śmieszny człowieczek, który przepraszając za najście wszedł do przedpokoju.
- Przepraszam, że tak późno, że tak nagle pana niepokoję.. - zginał się stale w pół z zakłopotaniem - ..ale mój pan kazał mi pana odnaleźć.
- Twój pan..? - rzekłem beznamiętnie - Masz.. pana?
- W pewnym sensie.. znaczy płaci mi! Może to złe określenie.. - zaśmiał się podenerwowany - ..przysyła mnie.. przysyła mnie.. pan burmistrz. - zamarłem.

<William?>

15 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantoma



- William!- ktoś darł mi się do ucha i potrząsał mną.
Nie potrafiłem utworzyć oczu, jedyne co to przekręciłem się na plecy i coś zamruczałem. Wtedy poczułem przeraźliwy ból na policzku i moja głowa poleciała w bok.
- Obudź się! Znów wziąłeś to świństwo?- ktoś tak mną trząsł że zaczynało mnie mdlić
- Zostaw mnie..- szepnąłem i powoli otworzyłem oczy. Ujrzałem niezadowoloną twarz Bezimiennego.
- Rusz się i w końcu ogarnij.- mruknął.- Od czterech dni leżysz tylko w łóżku i żresz te leki.
- Która jest godzina?- westchnąłem i przetarłem oczy.
- 13:00.- zrzucił mnie z łóżka i zaczął całą pościel wywalać na podłogę.
- Zostaw to..- spojrzałem na jego poczynania.
Ale on nie przerywał, czyżby się martwił? Odkąd się wyprowadziłem moje życie… Stanęło w miejscu, liczyło się tylko łóżko i żeby nie myśleć o Phantomie spałem, a żeby spać brałem leki.
- Nie. Od teraz masz zacząć coś ze sobą robić, Phantom nie wróci do ciebie jak zobaczy że jesteś taki zapuszczony i słaby.
- I tak nie wróci.- wstałem powoli.- Ma Krystynę.
- Przestań już tak gadać!- warknął.- Idź się umyć, zjedz coś w końcu i idź sobie załatwić jakąś robotę. Zaraz nie będzie pieniędzy na jedzenie.
Machnąłem ręką, wziąłem ciuchy i podreptałem do łazienki. Może Bezimienny ma trochę racji, powoli zaczynam przypominać siebie z czasów młodości. Małe wychudłe dziecko z niezdrowo bladą cerą, wyblakłymi oczami i włosami bez blasku. Faktycznie, Phantom nie zakochałby się teraz we mnie, Krys jest o wiele ładniejsza ode mnie.
- Nie myśl już o tym…- westchnąłem, zdjąłem koszulkę, bokserki i wrzuciłem je do prania.- Faktycznie trzeba się za siebie wziąć.
Wlazłem do wanny i włączyłem wodę. Aniołek ma dobry plan, zjem coś i znajdę jakieś zlecenie. Muszę odżyć i iść dalej przez życie z Phantomem, lub bez niego. Nie mogę się załamać. Wypiję też trochę krwi, czuję jak bardzo suchy mam język z powodu jej braku, nieprzyjemnie jest czuć w ustach posmak tabletek.
Pochłonę się pracą, odżyje, najem się, zarobię pieniądze, zmęczę, wybawię i dzięki temu nie będę o Nim myślał.

[Phantom?]

15 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

Leżałem tak już dłuższą chwilę. Wpełzłem pod kołdrę i odmówiłem jakichkolwiek kontaktów ze światem. Duch, który przyprowadził Krystynę, szwendał się teraz po domu wyraźnie podniecony całą sytuacją.
- Ale było śmiesznie... - usłyszałem jak mówi do Krystyny, która krzątała się po domu - ..ty, Phantom, Will i ten nowy..~!
- Nie było śmiesznie. - zganiła ją - Było tragicznie. Jeśli Ann wyewoluuje w mieszkającego pod kołdrą, wiecznie rozmemłanego pasożyta to ten cały Will mi za to zapłaci.. - burknęła -..co za dzieciak. - owinąłem się szczelniej kołdrą i nasunąłem ją na głowę.
- Hmmm... - zmora zamyśliła się - ..w sumie to  ich shipuję~! - zachichotała - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie za to zła..
- Nie wiem nawet dokładnie co to.. - westchnęła zrezygnowana i usłyszałem skwierczenie - ..w każdym razie przyprowadziłaś mnie tutaj, więc i tak jestem wdzięczna. Inaczej mogłabym już nigdy nie znaleźć tego łysiejącego zgreda.
- Co to..?
- Omlet. - skwierczenie nasiliło się - W mojej rodzinie gotowała mama, więc ja nigdy się nie nauczyłam. Obiecałam sobie, że jak będę z facetem, to na niego spadnie obowiązek gotowania.. - westchnęła - ..ale gdy po raz pierwszy zjadłam jajecznicę zrobioną przez Ana obiecałam sobie, że dla własnego bezpieczeństwa, jak i wszystkich w sąsiedztwie, nauczę się jednak gotować. Zapisałam się nawet na kurs, tak w sumie.. - umilkła - ..szkoda, że umarłam zanim się zaczął.
- E tam, umieranie nie jest takie złe! - Anna pewnie uśmiechnęła się w tej chwili - Ja jestem martwa odkąd pamiętam!
- Właśnie, chcesz trochę? - Krystyna zdawała się chcieć poczęstować ją posiłkiem.
- Yyy, yy. Jestem duchem. Choć potrafię macać rzeczy materialne, to nie jem.
- Rozumiem. - westchnęła i skwierczenie zaczęło stopniowo słabnąć - W sumie wolałam zapytać. Nigdy nie znałam żadnego ducha.
- Ale nie przestraszyłaś się, kiedy mnie zobaczyłaś..
- W wiosce, w której mieszkałam razem z Anem, świat metafizyczny jest szczególnie czczony. Wierzymy, że Yako, daleki przodek Ana, ma zwierzchnictwo nad naszą ziemią za to, że usługujemy jego potomkom. Yako był podły i niegodziwy, nie zważał na nikogo. Siła jego bystrego umysłu pozwalała mu na eliminowanie wszelkich wrogów. O taką właśnie siłę do dzisiaj modlą się mieszkańcy. - westchnęła - Jednak potomkowie Yako są bardzo tępieni przez świat zewnętrzny. - znowu umilkła - No, nie ważne! - usłyszałem stuknięcie talerza - Jemy. Idź po niego.. - nakazała - ..i wywlecz go choćby siłą...

<William?>

14 kwietnia 2016

Od Merry do Amadeusza

Rzuciłam swoją bluzę na ziemię, patrząc na swoje blizny sprzed kilku dni.
Przebrałam się szybko w stare dresy mojej kuzynki i zaplotłam włosy w warkocz.
Zmęczona całym dniem i własnymi rozmyślaniami wskoczyłam na kanapę i owinęłam się kocem. Zasnęłam w kilka sekund.

***
Obudziło mnie głośne przekleństwo, a ja od razu wiedziałam, że to jakaś grubsza  sprawa.
Szybko spojrzałam na zegarek stojący na drewnianym stoliku.
10:36
O tej godziny powinniśmy być już w drodze według "Optymalnego Planu Podróży do Magicznych Gór z domu Wielkiej Czarownicy i Twórczyni Zaklec Luizy"...
Phi, jakie ona ma o sobie mniemanie.
Wysoki pisk wyrwał mnie z zamyślenia.
Zerwałam się z łóżka, porwałam w rękę łuk i niewiele myśląc pokonałam schody na dol.
Wybiegłsa drzwiami frontowymi, które były zresztą otwarte.
-Wróć, nie wzięłam strza... - przerwałam.
Na dworze czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka, która sprawiła, że nawet sprawa kołczanu wyleciała mi z głowy.
W byłym miejscu naszego forda, była teraz półmetrowa, dymiącą dziura w drodze.
-Ch*lera. - powiedziałam upuszczając łuk z wrażenia.
Amadeusz, czy też John stał nad dziura z mina pełną wściekłości i niedowierzania.
Po chwilach pełnych milczenia i patrzenia wilkiem w stronę dziury, Catie postanowiła się odezwać.
- To może zostaniecie jeszcze na herbatkę? - zapytała niewinnym głosem,  uśmiechając się szeroko.
Westchnęłam głośno i spojrzałam na John'a.
Odpowiedział mi wymuszonym uśmiechem.
- Chętnie bym się czegoś napił.
***
Czas naszej "jednodniowej" wizyty przeciągnął się do tygodnia, co szczerze uradowało moją kuzynkę.
Sama czułam się dość nieswojo, nie mogłam dogadać się z John'em, tym bardziej, że podczas naszego pobytu w domku jednorodzinnym wybuchła dość gorąca dyskusja na temat Czarownic...
Najgorsze było, że był taki uparty...
Rozumiem, że jego siostra jest nieznośna, a matka również nie jest ideałem rodzica, ale...
Prychnęłam głośno i oparłam się niebieską budkę telefoniczną, niezwykłą ozdobę największej sypialni.
-Skąd to masz? -zapytałam głośno, żeby zwrócić uwagę Catie.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-To mojego przyjacie...
Głuchy huk zagłuszył resztę wypowiedzi, a ja miałam ogromną nadzieję, że to nie auto, dziś rano załatwiliśmy...

<cd. Amadeusz
Ten Twój pech jest straszny :') >


10 kwietnia 2016

Od Joe'go c.d. Larena

Już od dłuższego czasu nie miałem wieści ani od Eleny, ani od Airis. Cóż, widocznie mają swoje sprawy na głowie, więc nie będę wtykał nosa w nie swoje sprawy. Zadziwiająco szybko powróciłem do swojego zwykłego trybu życia. To znaczy, nie do końca zwyczajnego... W końcu jestem policjantem w Mieście pełnym różnych dziwnych stworów. Sam też nie jestem do końca normalny, ale przez brak kontaktu z Airis moje moce straciły na sile i nie jestem tak wrażliwy na zwykłe dźwięki, obrazy, czy inne odczucia zmysłowe. Owszem, coś tam lepiej widzę i słyszę, ale łeb mi od tego już nie pęka. Boli za to samotność w życiu. Oprócz Freda i mojego kochanego ducati, nie mam nikogo poza kolegami z pracy. Świetnie żółw i motor najbliższą mi rodziną. Oj, źle ze mną. Z takimi ponurymi myślami wstałem z łóżka i ruszyłem do łazienki, gdzie obmyłem twarz i wyszorowałem zęby. Przebrałem się w szary podkoszulek, sprane jeansy, skórzaną kurtkę i założyłem pod nią kaburę z pistoletem. Wypiłem kawę i rzuciłem liść sałaty Fredziowi do terrarium na śniadanie. Wbiłem stopy w glany i sięgnąłem po kluczyki z wieszaczka.
-Do zobaczenia wieczorem Fred!-Zamknąłem drzwi. Mój czerwony ducati czekał na mnie w garażu. Z przyjemnością pomknąłem ulicami Miasta na komisariat. Typowy poranek od kilku miesięcy. Zaczynało mnie to nudzić. Z nadzieją na jakieś intrygujące zadanie ruszyłem do działu administracji.
-Witam moja droga! - Uśmiechnąłem się olśniewająco do Lucy, która właśnie przerzucała papiery na swoim zagraconym biurku.
-Cześć Joe! - Odparła roztargniona, walcząc ze stertą papierzysk.
-Masz może jakieś ciekawe śledztwo dla swojego ulubionego kolegi z pracy? - Mrugnąłem oczkiem i zerknąłem na tablicę, gdzie były różnego rodzaju listy gończe oraz ważne informacje. Nic nie przykuło mojej uwagi.
-AA! Joe! No tak mam coś dla ciebie, co powinno ci się spodobać!- Lucy porzuciła swoją robotę i zanurkowała pod biurkiem. Widziałem jedynie jej pupę w obcisłej spódnicy. Nie był to zły widok, ale w pracy się w romansy nie mieszam. Po chwili wyłoniła się z powrotem i wręczyła mi spięty plik kartek A4.
- Co to? - Spojrzałem na pierwszą stronę, gdzie widniało zdjęcie jakiegoś mężczyzny.
-Koleś jest oskarżony o zamordowanie 2 osób i podobno kręci się gdzieś po okolicy. Chyba nie muszę mówić dalej, co masz robić?
-Oczywiście. Wystarczy, że go dostarczę i wsadzę za kratki. - Uśmiechnąłem się szeroko i ruszyłem w kierunku drzwi. - Dzięki Lucy! Jak zwykle ratujesz mnie od śmiertelnej nudy! - Pomachałem jej na odchodnym.
***
Po przeprowadzeniu śledztwa i przepytaniu paru osób powiązanych ze sprawą, zaznaczyłem sobie miejsca na mapie, w których poszukiwany mógłby się znajdować. Wsiadłem na motor i ruszyłem na Miasto. Kluczyłem po największych odludziach tego miasta. W końcu wędrując po uliczkach, wyczułem czyjąś obecność. Ruszyłem w kierunku, z którego dochodził mnie ten zapach. Nagle do wcześniejszego śladu dołączył tak dobrze znany mi duszący dym papierosowy. Przyspieszyłem kroku. Wyciągnąłem broń, kiedy moim oczom ukazała się ciemna postać odwrócona do mnie plecami. Wyczuwam, że to nie jest zwykły człowiek. Czy to na pewno osoba której poszukuje? Zaraz zobaczymy.
-Ręce do góry i odwróć się do mnie twarzą! - Wydałem rozkaz. - Jestem z policji!
[Laren?]

10 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantom'a

Stało się. Zostałem znów sam. No niby miałem kota i Bezimiennego, ale do niech się nie przytule, ani nie pocałuje. A nawet jeśli to nie zostanie to przyjęte z uśmiechem.
- Mówiłem że tak będzie.- stwierdził em idąc leśną ścieżką. Nie miałem już sił płakać, a miałem na to tak wielką ochotę..
- Wściekł się, nie dziw mu się.- stwierdził Bezimienny, który szedł obok mnie.
- On na mnie potrafi się tylko wściekać i spławiać.- westchnąłem.
- Ja też byłbym zły.- mruknął.- Wyniosłeś mu się z domu zamiast pogadać. Działasz zbyt pochopnie.
- Sam mnie wygonił.- warknąłem.- Koniec z dobrym i miękkim Williamem. Nienawidzę go.- przytuliłem do siebie kota.- Jeśli się do mnie zbliży to odstrzele mu łeb.
- Dobrze wiesz że nie dasz rady zrobić mu krzywdy.
- Dam.- mruknąłem.- I mam zamiar o nim zapomnieć!
- Walniesz sobie w łeb?
- Nie.- zaśmiałem się, w końcu śmiech, tak za nim tęskniłem.- Mam zamiar zając umysł czymś innym.
- Znajdziesz sobie kochanka?- parsknął.
- Nie... Jeszcze nie, na początek zjem lody, a potem... Pójdę do pracy.- zachichotałem.

Weszliśmy do domku i od razu zapaliłem wszystkie świece. Nie było tu prądu i żywej duszy. Idealne miejsce dla samotnego Willusia i Bezimiennego. Posprzątaliśmy trochę wnętrze i rozpakowaliśmy się. Od razu potem poszedłem wziąć prysznic.
- Will!- usłyszałem głos Aniołka z innego pokoju.- Tu jedno łóżko jest!
- To śpisz na podłodze!- zaśmiałem się.
Moje emocje przechodziły ze skrajności w skrajność. Siedziałem na tak wielkiej huśtawce że boję się że zaraz spadnę.
Zdmuchnąłem trochę piany z łapki i ona spokojnie opadła do wody.
Muszę jakoś zapomnieć.
Tylko jak?
Nie umiem.

Wyszedłem z łazienki w bokserkach i czarnej koszulce. Bezimienny podsunął mi pod nos ciepłą herbatę i kanapki.
- Dziękuje, ale nie mam ochoty.- uśmiechnąłem się.
- Musisz coś jeść.- stwierdził.
- Zjem rano~.- poszedłem do kuchni i otworzyłem szafkę. Były tam leki i bandaże. Zacząłem przeglądać każde pudełko i znalazłem leki nasenne. Wyjąłem dwie pastylki i od razu je połknąłem, dopiero potem przyszło mi do głowy żeby sprawdzić datę ważności.
- Ups.- parsknąłem i wyrzuciłem pudełko do kosza.- Do tego jestem już przyzwyczajony.- ruszyłem do sypialni.- Idę spać~!

[Phantom?]

10 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

- Co.. - jakoś tak nie dotarło do mnie w pierwszej chwili o co właściwie chodzi - co masz na myśli?
- To, że się wyprowadzam. - napuszył się - Zabieram ze sobą Mieczysława, Puchatego i bezimiennego. - blondyn wyszedł z walizką pod ręką - Tak więc życzę miłego, udanego życia z two..
- Zamknij ryj. - skrzywiłem się i wytarłem oczy - Zamknij się w końcu i idź już. - zamilknął - Idź, na co czekasz? - odwróciłem się do niego - Tak zrób to co zawsze. Uciekaj zamiast rozwiązywać. Ignoruj starania innych. - wyglądał jakby chciał coś powiedzieć - Wypierdalaj mówię! - wstałem krzycząc, a tamci cofnęli się zaskoczeni - Tak, miej w dupie wszystko. To do ciebie podobne. Zawsze tak jest. - skrzywiłem się z odrazą w oczach - Wykańczasz już mnie.
- Skoro tak.. - William spojrzał na mnie wściekle - ..nie szukaj mnie tylko, jak ci się znudzi ta wstrętna pinda.. - odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami, zupełnie zapominając o bezimiennym.
- Jakby co to będziemy w jakimś tam lesie. - spojrzał na mnie spokojnie - Ochłoń i te sprawy.
- Nie potrzebuję tego wiedzieć. - spojrzałem na niego wściekły - To twój pomysł na zemstę?
- Nie jestem ani tak młody, ani tak głupi jak ty aby bawić się w zemsty.. - uśmiechnął się - ..życzę miłego dnia. Tobie również, panienko. - posłał jej uroczy uśmiech i wyszedł za Willem.
- Oczywiście, jeszcze to.. - padłem na kolana i zwinąłem się - ..naprawdę to już koniec.
- Ann.. - Krys przysunęła się do mnie i przytuliła - ..może tak jest lepiej? Może od siebie odpoczniecie a potem porozmawiacie na spokojnie...
- Ty nagle nam kibicujesz? - uniosłem brew.
- Jeśli w ogóle się zastanawiasz czy wybrać jego czy mnie  - westchnęła - to naprawdę musisz go kochać. Usiadła i opadła się o mnie plecami - Kocham cię, Ann.. - zmieniłem się znowu w człowieka - ..miło znowu widzieć ciebie takiego.. - przekręciła się i zaczęła bawić się moimi włosami - ..ale nie smuć już się..
- Jak mam się nie smucić?! - drgnąłem wściekle - Wszystko się rozpadło.
- Ty zniszczyłeś, ty  naprawisz. - westchnęła - Jesteś dorosły, musisz być odpowiedzialny za to co robisz.

<William?>

10 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantoma

Wszystko się posypało i przelało mi się przez palce. To bolało, bo znalazłem kogoś kogo kocham, ale Phantom woli kogoś innego.
- Czy ja jestem aż tak zły?- zapytałem cicho Bezimiennego? Na razie się uspokoiłem, po płaczu zostały tylko spuchnięte i czerwone oczy. Trzęsły mi się trochę ręce, ale przynajmniej się już nie kiwałem jak sierota.
- Szczerze? Tak. Ale Phantom cię akceptował, to było widać podczas gry.
- Widocznie jest lepszym manipulatorem ode mnie.- pociągnąłem nosem.- Nie spodziewałem się tego po nim, chociaż powinienem..
- Dlaczego?- zapytał z ciekawości i znów objął mnie pocieszycielsko.
- Jeszcze przed tą grą Phantomowi wróciła pamięć z czasów przynależności do sekty, okazało się że miał coś w mózgu co sprawiało że jego pamięć została wyczyszczona. W tym stanie poznał mnie. A jak odzyskał wspomnienia to próbował mnie zabić.
- Heee?- zapytał, zdziwiony.- To wszystko wygląda trochę podejrzanie.
- Niestety tak.- westchnąłem.- Próbował mnie zabić, ale nie zrobił tego bo podobno nie dał rady, że mnie kocha i nie chce mnie zabijać. Przestałem mu ufać, ale nadal go kochałem więc dałem mu drugą szansę.
- I potem trafiliście do mojej gry?
- Tak.- przytaknąłem lekkim ruchem głowy.- Wzięliśmy w tym udział by sekta się od nas odczepiła. I znów mu zaufałem. Chyba źle zrobiłem.- spojrzałem na Bezimiennego.- Mam wrażenie że wykorzystał mnie do tego by to wygrać i odzyskać Krystynę. Nie sądziłem że jestem taki naiwny...- szepnąłem.
- Myślisz że tak może być? W sumie to porawdopodobne i logiczne, ale przecież jego cel może być kompletnie inny.
Westchnąłem. Bezimienny ma rację, prawda może być inna, ale chyba już nie chce jej znać. Już nie chce mi się o to walczyć i tak pewnie nie wygram. Krystyna jest wielką miłością Phantoma, a ja tylko marną gnidą bez przeszłości i przyszłości.
- Nie obchodzi mnie to, podjąłem już decyzję, wyprowadzam się.- wstałem i podszedłem do szafy, muszę się spakować. Nie chce tu zostawiać żadych rzeczy.
- Gdzie?
- Do domków w lesie, kiedyś tam mieszkaliśmy, teraz stoją puste.
- Zamieszkać z tobą?- zapytał ostrożnie.
- Jak chcesz.- powiedziałem obojętnie.- Miejsca jest tam dużo.
- No to pomogę ci się spakować.- uśmiechnął się lekko.- Nie chcę mieszkać z samym Phantomem. A chcesz mu powiedzieć?
- Mogę powiedzieć, w sumie co za różnica.- wzruszyłem ramionami i ruszyłem do drzwi. Ciekawe w jakiej sytuacji ich zastanę. Słyszałem jak Bezimienny podnosi się i idzie za mną. To miłe że mi pomaga i próbuje mnie pocieszyć. Nie wiem czy mi to jakoś pomoże, sam muszę się z tym uporać w swojej głowie, lub o tym zapomnieć. Ale to wiązałoby się też z zapomnieniem o moim ojcu, o mamie i o tych miłych chwilach spędzonych z Phanem. Bo jednak było ich sporo.
Wyszedłem z pokoju i zastałem ich w ciekawej pozie. W sumie nie obchodzi mnie co robili i o czym gadali.
Oboje spojrzeli na mnie, nie uraczyłem ich tym zaszczytem. Minąłem ich i wziąłem na ręce Puchatego.
- Spokojnie, nie będę przeszkadzał.- powiedziałem, odwróciłem się do nich i dopiero teraz nasze spojrzenia się spotkały.- Wyprowadzam się.

[Phantom?]

10 kwietnia 2016

Od Larena



      Przecząc zdrowemu rozsądkowi, wyszedłem na nocny spacer, wdychając to zatęchłe wilgotne powietrze, jakby całe to zabite deskami miasto było jednym wielkim pulsującym grzybem, naroślą na grzbiecie jakiegoś paskudnego stwora z dawno zapomnianych legend. Na ulicach nie było nikogo, wszyscy już dawno zdążyli się pochować do skromnych domów. Warto podkreślić iż z zwyczajnych ludzi mieszkali tu tylko desperacji którzy nie mogli pozwolić sobie na lepsze warunki. Ci właśnie, już od dobrych trzech godzin dokładnie pozamykali okna i drzwi, kuląc się w strachu przed każdym dźwiękiem dochodzącym z zewnątrz.
     Życie w wiecznym strachu, w niedoli i żałości, jak szczury zamknięte w nigdy niekończącym się labiryncie… to miejsce mnie dusiło, sprawiało że każdy kolejny haust powietrza zdawał się trujący, jakoby miał wyżreć mi płuca, uśmiechnąłem się lekko, sam do siebie. Był to uśmiech pełen ironii, przez który być może prześwitywało widoczne szaleństwo, możliwe że i nie był potrzebny nawet uśmiech a sam fakt wyjścia na spacerek w tym zapomnianym przez boga przeklętym miejscu. I jedyne co mi towarzyszyło, to cisza, nawet psy nie szczekały, jakby i one odczuwały strach, skoro nawet zwierzęta się bały, to dlaczego nie ja?
     Skręcałem w kolejne owiane pustką uliczki i nic, nikogo. W takich chwilach, ucho zaczynało wyłapywać dźwięki, których nawet nie było, ciche kroki, sapnięcie, czyjś oddech. Wszystko to dla zachowania choćby pozorów równowagi umysłowej. Z jakiegoś powodów psychika za każdym razem ma problem z ciszą zupełną, jakby umysł nie chciał dopuścić do siebie myśli że właśnie w tej chwili jesteśmy zupełnie sami… Przymknąłem oczy i przystanąłem, wbijając wzrok w niebo, było dziś pełne gwiazd, włożyłem rękę do kieszeni i wymacałem gdzieś papierosy oraz zapałki, zapaliłem jednego, dalej stojąc i zatracając swój wzrok w niebie. Być może bez celu, lub by uspokoić własne myśli, szalejący umysł. W pewnym momencie jednak ciszę przerwał jakiś dźwięk, który niezbyt umiałem określić, pewne było dla mnie tylko tyle, że za mną ktoś stał i nie wróżyło to nic dobrego
   
[Ktokolwiek ? Byle nie sterowano moją postacią bo nie zdzierżę, o wszelakie odpowiedzi/ reakcje można zawsze zapytać, najlepiej na gg/gmail tam odpowiem najszybciej.]

10 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

- To... - Krystyna spojrzała na mnie - ..co teraz? Wytłumaczysz mi co się stało?
- Oczywiście. Zastanawia mnie tylko po co on tam poszedł.. ale może i lepiej? Chociaż facet mnie nienawidzi, więc nie zdziwiłbym się, gdyby w tej chwili próbował nawrócić Willa przeciwko mnie?
- Czemu cię nienawidzi? - spytała zdziwiona - To czemu tu jest?
- Zasadniczo prawie go zabiłem... ale to dłuższa historia.
- No to opowiedz. - spojrzała na mnie jak na dziecko - Zaczniesz w końcu gadać czy mam ci pomóc?
- Ale William.. - wskazałem w stronę drzwi.
- Do cholery, zostaw już tego gówniarza! - brew jej drgnęła - Nie widzisz, że już tamten do niego poszedł? Poza tym jest obrażony, nie będzie cię słuchał. To ja potrzebuję teraz wyjaśnień. No chyba, że ten dzieciak jest dla ciebie ważniejszy.. - spojrzała na mnie oskarżycielsko. I jak tu się bronić...
- Zasadniczo zaczęło się od tego, że dostałem w ręce artefakt, zażyczyłem sobie, by wszyscy, których kocham powrócili, no i właśnie dlatego tu jesteś.. - wiedziałem, że to jej nie wystarczy, ale łudziłem się, że może odpuści.
- A jak to się stało, że w twoje ręce dostał się artefakt..? - pozostawała nieugięta.
- Ehmm.. - westchnąłem przegrany - ..wzięliśmy z Williamem udział w takiej jakby grze.. - spojrzałem na nią, ale już sam jej wzrok mówił, że mam rozwinąć - ..musieliśmy wziąć w niej udział, aby odczepiła się ode mnie pewna sekta.. - znowu ten sam wzrok - ..dołączyłem do niej po twojej śmierci.. nie ważne!
- Jak nie ważne, jaka znowu sekta, gadaj! W co on cię wpakował?!
- To nie on, wtedy jeszcze go nie znałem! To chęć pomszczenia cię - spojrzała na mnie pytająco - ..widzisz, twoja śmierć nie była wypadkiem. To przeciwnicy mojego ojca cię zabili.. - rozszerzyła oczy ze zdziwienia - ..więc pod wpływem wyrzutów sumienia postanowiłem cię pomścić..
- Ann, Ann.. - pokręciła głową - ..ale ty jesteś głupi..
- Trochę... - przyznałem - ..ale uwierz mi, że wtedy to było jedyne wyjście jakie widziałem. W każdym razie jeśli już mam ci coś wyjaśniać szczegółowiej, to zrobię to później, jeśli pozwolisz.. - kiwnęła głową - ..no więc żeby pozbyć się sekty ja i Will wzięliśmy udział w grze tego tam blondyna - wskazałem drzwi za którymi zniknął - ..kazał nam robić straszne rzeczy, ale główną nagrodą był artefakt spełniający życzenia. I ostatecznie skończyło się tak jak widzisz.
- Co kazał wam robić? I jak się wygrywało?
- Kazał nam wykonywac zadania: były dwie drużyny i za każdym razem jeden z przegranej ginął. William też zginął. No i na końcu zostałem ja i Seion.. znaczy się taka dziewczyna, smok. I ją pokonałem za pomocą skopiowania nieśmiertelności tego blondyna, bo on jest nieśmiertelny i... em.. dałem mu śmiertelność i prawie zginął i wiesz..
- Nie, nie wiem. - pokręciła głową - Jesteś strasznie chaotyczny.
- W każdym razie poświęciłem całą ludzkość Levrii dla tego artefaktu, żeby wypowiedzieć życzenie..
- Staph, wat? - przerwała mi - Jak poświęciłeś całą ludzkość..
- No bo.. - przekląłem się w duchu - ..ta dziewczyna miała życzenie, żeby ludzie nigdy nie odnaleźli Lev... - spojrzała na mnie pytająco - ..nie wiesz co to Levria, prawda? - pokręciła głową - Niech to.. - westchnąłem  - ..no w każdym razie być może zrobiłem coś dość złego, żeby pozyskać to pióro. I dzięki niemu ożywiłem Willa.
- Willa?
- No i ciebie przy okazji... - rzekłem z rozpędu, ale zaraz ugryzłem się w język - ..czekaj! Zły dobór słów. Ożywiłem wszystkich, których kocham, nie że..
- Ah, czyli ja tak przy okazji?! - zmarszczyła czoło - Tak tylko, o, chciałeś ożywić Willa ale tak ci przyszło do głowy, że wypadałoby pomyśleć też o innych.
- W sumie tak... ale nie do końca... - zrobiłem wymijający ruch oczami - Znaczy się pierwotnie chciałem ożywić Willa, ale wtedy przypomniałem sobie o tobie..
- To miło, że ci się przypomniało.. - chyba miała łzy w oczach.
- Cały czas byłem z Willem, to o nim pamiętałem w pierwszej kolejności, tak?! - mój głos zaczynał piszczeć - Nie że on jest waż.. znaczy się... eh. - znowu zaczynałem się sam w sobie gubić - Kocham was oboje..
- Nie interesuje mnie trójkąt. - wiedziałem o tym. - Skoro byłeś z nim i nie miałeś zamiaru z niego zrezygnować, to czemuś w końcu mnie tu wrócił? Nie pamiętam jak było po drugiej stronie.. ale nie powiem, bym wróciła z jakimś uczuciem nieszczęścia w sobie. Było więc chyba dobrze. A ty to zaburzyłeś i ożywiłeś mnie.... dlaczego?
- Krysia.. - próbowałem dobrać słowa - ..nie obraź się, ale.. w sumie nie chciałem, aby doszło do naszego spotkania.. - znowu byłem czerwony. Na pewno.- Chciałem po prostu abyś wróciła i żyła. Może to trochę egoistyczne... - to było cholernie egoistyczne - ..ale całe życie marzyłem, żeby cię ponownie zobaczyć. No i w pewnym sensie pozbyć się wyrzutów. Chciałem abyś była szczęśliwa, ale tam gdzieś daleko, żeby Will się nie dowiedział.
- Ah.. - pokiwała głową - ..więc miałam być twoją prywatną, wstydliwą tajemnicą.. ale wiesz.. - spojrzała zamyślona w stronę okna - ..specjalnie nie aspiruję na to miejsce. - spojrzała na mnie i w ciągu jednej sekundy z obojętności przeszła we wściekłość - Wiedziałeś przecież, że cię nie zostawię i będę cię szukać! Coś ty sobie myślał?! - rąbnęła mnie pięścią w twarz, ale nie zamierzałem się zasłaniać - Wiedziałeś, że przyjdę, Ann.. - po policzkach zaczęły jej spływać łzy - ..że będę cię szukać, choćbyś mi uciekał przez całą wieczność.. - głos jej się już załamywał. - ..i że cię kurwa znajdę i dopadnę choćby na krańcu świata, żeby z tobą być.. - wyrzuty.
Wyrzuty powróciły. Ale inne. Większe.
Bo nie miałem żadnych wątpliwości, że  ożywiłem ją z poczucia własnej wygody. Nie zrobiłem tego dla niej. To ja chciałem, aby żyła. A teraz wygląda na to, że będę musiał jej wszystko odebrać. Cały znajomy jej świat.
- Powinnam była odejść wtedy i już nie wracać.. - płakała - ..i ze spokojem umrzeć z poczuciem, że byłam kochana, a nie powrócić tylko po to, żebyś mi powiedział, że już mnie nie chcesz bo jesteś z jakimś gówniarzem, że mam sobie iść gdzieś daleko, i zostawić cię, i żyć sobie jak jakieś zwierzątko dla twojej wygody.. - choć się skuliła u moich stóp, objęła kolana ramionami i wtuliła w nie twarz, to ja nadal stałem patrząc na nią z góry. Poczułem, że łzy ściekają mi po policzkach, ale mimo to nie byłem w stanie schylić się i jej objąć.
Jestem złym człowiekiem. Teraz tak naprawdę.
Ludzie mówili mi to wielokrotnie, ale nie zauważałem.
Wtedy gdy zabiłem Seion, ale i dużo razy wcześniej. Zawsze tak naprawdę działam dla siebie.
Kreuję rzeczywistość według własnych zachcianek. Nie zabiłem Seion dla Willa. Zrobiłem to dla siebie. Aby już nie być samotny.
A teraz, aby zadośćuczynić sobie samemu, ożywiłem Krystynę. I co mam z nią zrobić? Wystawić ją za próg, wrócić do Willa i okłamać go, że już po wszystkim?
Nigdy nie powinienem był kłamać..
- Wiesz, Krys.. - przykucnąłem obok niej - ..zawsze dziwiło mnie w bajkach, że mimo, że łotry mając w zasadzie wszystko, byli w zasadzie bardzo rozczarowali życiem. A główny bohater, który gówno miał, zawsze ich pokonywał. Ale teraz w zasadzie zaczynam rozumieć ten sens.. - spojrzała na mnie spuchniętymi oczami -..i rozumiem już to, co powiedział Bezimienny. Że mimo, że na początku było świetnie, to z czasem jest coraz gorzej... ludzie nie powinni mieć do dyspozycji czegoś takiego jak moce, ani życzenia, bo to zawsze się źle kończy.. powinienem pogodzić się w twoją śmiercią już dawno temu... ale nigdy nie potrafiłem tego zrobić. Wolałem gonić za zemstą i jakimiś mistycznymi pierdołami, zamiast skupić się na chwili obecnej.. - zapadła cisza - ..wiesz..? - uśmiechnąłem się przez łzy - Chyba właśnie przegrałem swoje życie.

<William?>

8 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantoma

Coraz bardziej myślałem o tym, że byłem tylko czymś tymczasowym, na pocieszenie. Z każdą minutą, łez przybywało i zaczynałem się trząść. Nie wiem czy ze stresu, czy ze strachu. Siedziałem pod ścianą i kiwałem się na boki jak takie sieroce dziecko. Wtedy drzwi się otworzyły, sądziłem że to Phantom, przyszedł mnie przytulić albo cokolwiek innego, ale okazało się że to Bezimienny.
- William...- zamknął za sobą drzwi.
- Idź stąd.- jęknąłem i skuliłem się. - Nie chce z tobą gadać.
- A ja jednak myślę, że chcesz.- poczułem że siada obok mnie i mnie obejmuje.
- On woli Krystynę..- znów się rozpłakałem, cały zasmarkany byłem.- I ma racje, jestem beznadziejny, nic mu nie dam, dosłownie nic! Do tego ona jest kobietą, a Phan woli dziewczyny.
- Nie możesz tak mówić.- westchnął i pogłaskał mnie bo głowie.- On cię kocha, uwierz, w końcu żyjesz, prawda?
- Nie określił się co do miłości, a ona ma kilka rodzajów. Miłość do rodziny, do przyjaciół, do partnera, do zwierzęcia... Być może kocha mnie tą ostatnią.
- Ale z ciebie miękka klucha...- parsknął.- Zawsze taki byłeś?
Przytaknąłem powoli ruchem głowy. Zawsze tak miałem, od najmłodszych lat.
- Muszę się stąd wynieść.- pociągnąłem nosem.
- Dlaczego? Ej nie podejmuj teraz takich decyzji! Przecież z tobą nie zerwał ani nic. Pomyśl trochę, on raczej nie chciał doprowadzić do tego spotkania, chciał się wynieść.
- By spotykać się z nią potajemnie.- mruknąłem i znów wybuchnąłem płaczem.
- Ja rozumiem że czujesz się zraniony, Phan głupio zrobił, ale nie działaj pod wpływem chwili i emocji.
- Ale ty nie rozumiesz, że nic się nie zmieni? Znam go, będzie coraz więcej o niej myślał, będzie się z nią spotykał a ja tak czy siak trafię na ulicę. Lepiej teraz niż później.
- William...- Przytulił mnie mocniej. Chyba zdał sobie sprawę że ze mną nie wygra, a na pewno nie teraz. Może nawet pomoże mi się spakować, ale wyniosę się jutro z samego rana, tak żeby ten kłamca jeszcze spał i nie prawił mi morałów.- I jak? Zamierzasz się poddać, oddać Phantoma bez walki i wycofać się?
- Tak.- mruknąłem.- To ona najpierw z nim była, ona nadal jest jego narzeczoną, nie będę im przeszkadzał w szczęściu.- westchnąłem i zamknąłem oczy.- Serio wolałbym teraz leżeć w trumnie pod ziemią. Byłoby łatwiej.
- Życie nie jest łatwe niestety i nie rób nic głupiego. Bo wtedy na nic się nie przydasz.

[Phantom?]

8 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

Oczywiście. Will zrobił co to zwykle. Niczego innego się po nim nie spodziewałem. Żadnego uspokojenia się, żadnej próby nawiązania porozumienia. Tylko dzikie dąsy i fochy.
- Uhhh... - zadygotałem z zaciśniętymi pięściami - ..co za człowiek.. nie da się z nim dogadać.. - odwróciłem się do Krystyny. - Jak widzisz... - uśmiechnąłem się - ..nie mam łatwo.
- No.. - zrobiła wymijający zwrot oczami - ...widzę. - zapadła cisza.
W sumie to muszę przyznać, że to było takie uczucie, jak gdy spotyka się osobę z dzieciństwa. Co z tego, że kiedyś byliśmy sobie tak zażyli. Teraz stał między nami niewidzialny mur.
- Krys.. - przerwałem milczenie - ..wiesz.. - spojrzała na mnie pytająco - ..naprawdę się cieszę, że cię widzę. - spuściłem wzrok. - Nawet jeśli mam teraz problemy z nim, to i tak się cieszę, że jesteś... - nagle poczułem jak ktoś mnie obejmuje i wtula się we mnie.
- Ja też się cieszę. - usłyszałem stłumiony głos - Bo wiesz.. ja teraz już kompletnie niczego nie ogarniam! - odkleiła twarz od mojej piersi i spojrzała na mnie zaszklonymi oczyma - Ostatnie wspomnienia jakie posiadam, to te z wypadku.... a potem obudziłam się w trumnie, kilka stóp pod ziemią, w grobie! Rozumiesz, jak bardzo się bałam? Zamurowali mnie. A ja musiałam wrzeszczeć jak nigdy, żeby ktoś mnie usłyszał.. - przeszedł mnie dreszcz. No tak! Przecież ci wszyscy, których kocham, byli pochowani. Nie pomyślałem o tym.. - ..a teraz, kiedy cię w końcu znalazłam, to okazuje się, że skombinowałeś sobie jakiegoś faceta na moje miejsce - spojrzała na mnie gromowładnie - ..nie mam nic przeciwko temu, że mnie zastąpiłeś.. - skuliła się lekko, tak że już myślałem, że się rozpłacze, ale nagle poczułem mocne uderzenie w okolicy splotu słonecznego - ALE TEGO, ŻE MNIE OŻYWIŁEŚ PO TO ŻEBYM BYŁA CZĘŚCIĄ JAKIEGOŚ ZJEBANEGO TRÓJKĄTA TO CI NIE WYBACZĘ!! - ból, ból, ból, ból, ból, ból. Za każdym razem kiedy uderzała w to swoje ulubione miejsce do bicia.
- Krys... nie ...o ...to.. chodziło.. - próbowałem coś do niej wychrypieć, ale wydawała się naprawdę wkurzona.
- W dodatku nadal wyglądasz jak ten dziwak.. natychmiast wracaj do swojej postaci, ale już. - przestała uderzać i spojrzała na mnie władczo.
- Przepraszam, ale nie mogę.. - spojrzałem na nią z gorzkim uśmiechem - ..gdyby przyszło mu coś do głowy, nie byłbym w stanie go powstrzymać.
- No właśnie... - naburmuszyła się - ..mamy sprawę do obgadania.. kto to znowuż jest w ogóle?
- Em.. ma na imię William i w sumie mieszkamy ze sobą.. - zacząłem.
- Ale że tylko mieszkacie? Bo ja mam wrażenie, że to coś bliższego..
- Ehsmm.. oczywiście, że bliższego, no.. - poczułem, jak robię się czerwony - ..jest moim.. em.. - nie wiedziałem jak to nazwać - ..partnerem, chłopakiem, jakkolwiek by to... - każda nazwa wydawała mi się w tej chwili nieodpowiednia. Mówiąc tak kolokwialnie miałem wrażenie, że jestem nie fer wobiec Willa, ale z drugiej strony nie mogłem powiedzieć "ktoś kogo kocham", albo "moja druga połówka", bo jakby nie patrzeć... Krystynę nadal kochałem.
- Rozumiem. Więc jesteście parą. - podsumowała z zamyśleniem. - W takim razie, Phatuś, nadeszła ta chwila. - spojrzała na mnie poważnie. - On, albo ja.
- Kobieto, zlituj się, widzę cię pierwszy raz od tylu lat a ty już chcesz mi.. zmieniać... życie. - "zmieniać" było ładniejsze od rozpierdalać.
- Więc nie jest to coś, czego byłbyś pewny? - powiedziała z pewnego rodzaju oburzeniem - Jestem twoją narzeczoną, do jasnej.
- Praktycznie rzecz biorąc... byłaś.. - starałem się brzmieć elokwentnie, ale coś nie teges - ..znaczy się... jesteś, bo nie zerwaliśmy zaręczyn, ale byłaś, bo ciebie już nie było, kiedy poznałem Willa..
- Ale teraz już jestem. - przypomniała - I w ogóle jak to się stało, że tu jestem?! Co za życzenie...
- Mam wrażenie, że nie powinno mnie tu być - nagle usłyszeliśmy trzeci głos w rozmowie - ..może ja pójdę pocieszyć to dziecko, zanim zrobi coś złego.. - bezimienny podniósł się i ruszył w stronę drzwi sypialni - ..a ty sobie przegrzebałeś, chłopczyku. - spojrzał na mnie.
Wiem, pomyślałem.

<William?>

5 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantoma

Aż mnie w środku skręcało od bólu jaki mi właśnie zadał. Coraz bardziej upewniałem się w tym że jestem tylko czymś przejściowym. Zaraz pewnie wyląduje na ulicy, kompletnie sam.
- Ty widzisz tylko moje wady!- warknąłem. Jestem jaki jestem, ale zawsze myślałem że Phantom to akceptuje.- Co ty dla mnie znaczysz? Zastanów się trochę! Tak bardzo narzekasz że byłeś samotny, że ci źle w życiu było, ale masz chociaż rodzinę, masz przyjaciół! Ja nie mam nikogo oprócz ciebie. Potrafisz to zrozumieć? Nie mam rodziców! Wszyscy mnie nienawidzą i chcą mnie zabić gdy tylko się zbliże. Mój były zostawił mnie na śmierć tylko dla tego że chciał pieniądze! Tylko ty mnie zaakceptowałeś takim jakim jestem!- chciało mi się płakać.- Ale widać myliłem się.- mruknąłem.- Jesteś dla mnie wszystkim.- spojrzałem mu w oczy.- Modliłem się podczas tej chorej gry, żeby to mnie wybrali na egzekucje, a w tej pieprzonej trumnie waliłem pięściami w to wieko tylko i wyłącznie dla ciebie. Nie zależało mi na tym piórku, chciałem tylko żeby ta organizacja zostawiła ciebie w spokoju. Żeby nic ci się tylko nie stało! Gdyby nie ty to wtedy odbyłby się mój pogrzeb, bo po co niby miałbym walczyć?- po moich policzkach zleciały łzy.
- William...- spojrzał na mnie trochę zdziwiony.
- Nie chcę cię już słuchać i tak wyjdzie że to ja jestem ten zły i to ja jestem gnida i menda. O, no i że jestem egoistą.- odwróciłem się i ruszyłem w stronę sypialni.- Droga wolna, powróciła Krysia, mnie można odstawić i wiesz co?- spojrzałem na niego.- Wolałbym nie żyć.
Wszedłem do sypialni i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Dopiero wtedy zacząłem płakać tak porządnie, zakryłem sobie usta by nie wydać tylko żadnego dźwięku. Powinienem się tego spodziewać, zawsze tak jest. Wszyscy myślą że jestem odporny na przykrości, ale widocznie nie na te które sprawia ukochana osoba.
Na prawdę teraz będzie koniec? Odstawi mnie? Przecież przeżył tyle lat z Krystyną, tak cierpiał po jej śmierci... Poza tym ona jest kobietą, nie będzie wstydu się z nią pokazywać lub dać jej całusa. Będzie mógł mieć z nią ślub i ona da mu dzieci. Ułoży z nią sobie spokojną i stabilną przyszłość.
A ja co mogę mu dać? Wstyd, udrękę, zagrożenie życia, krzyki i wieczne wypowiadanie słowa "ja".
To prawda. Gdy o tym myślałem to coraz bardziej płakałem, usiadłem pod ścianą i nadal zakrywając sobie usta myślałem co mam dalej robić.

[Phantom?]

5 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

Dość. Już dość tego. Nie miałem zamiaru dalej się temu przyglądać. W pierwszej chwili byłem przerażony. Ale teraz już przypomniałem sobie, że gdzieś tam w środku przepełnia mnie bezgraniczna radość.
- William. - wstałem i spojrzałem na niego poważnie - Odłóż to. Krystyna jest naszym gościem.
- To mnie zmuś! - spojrzał na mnie wściekły - Ty zepsuty, kłamliwy, obłudny hipokryto!
- William, dość. - zmierzyłem go zimnym spojrzeniem - Nie naprawisz sytuacji drąc się na całą kamienicę.
- Nic bym nie musiał naprawiać, gdybyś ty nie zepsuł! - zjeżył się - Po jaką cholerę ożywiłeś tego zawszonego babsztyla?! Nadal kochasz ją bardziej ode mnie? Mimo tego co razem przeszliśmy? Mimo, że jesteśmy ze sobą tak długo?! - znowu chyba planował mnie uderzyć, ale zatrzymałem jego pięść otwartą dłonią i użyłem mojej mocy. Spojrzałem w górę na moją twarz i zobaczyłem pretensjonalny żal - Jeszcze tego brakowało.
- Wszystko wytłumaczę, na spokojnie.. - westchnąłem - ...ale masz mi nie przer..
- W dupie mam twoje wytłumaczenie! - wyrwał pięść z mojego uścisku - W dupie mam ciebie, ją i każdego innego! To ty nie możesz zrozumieć, że jesteśmy razem i tak..
- Wiesz co, też mam cię teraz w dupie. - zmarszczyłem czoło - Nigdy nie słuchasz, masz wiecznie problemy i kompleksy. Wszędzie tylko tobie ma być dobrze. A jak już jest pod górkę to: Phantom, jak mogłeś! To twoja wina! Gówno mnie obchodzą twoje powody i uczucia, ale co teraz będzie ZE MNĄ?! - spojrzałem na niego poirytowany całą sytuacją - No i to twoje bezcenne darcie mordy przy każdej okazji..
- Yhg.. - Will wyglądał na naprawdę wściekłego w tej chwili.
- Świat rozszerza się dlatego, że próbuje doścignąć rozmiary twojego ego.. - spojrzałem na niego łagodniej - ..wiesz, Kryśka nigdy nie miała takich problemów. - teraz to naprawdę miał mord w oczach - Jest o wiele bardziej wyrozumiała od ciebie i szuka rozwiązań zamiast kolejnych problemów. Ale z kolei..! - wskazałem ją palcem oskarżycielsko - Sama ma ego dościgające twoje i notorycznie wydaje płytkie osądy i szufladkuje ludzi. - Kryśka spojrzała na mnie naburmuszona. - Oboje jesteście siebie warci... - westchnąłem bezradnie. - ..jeśli chcecie wiedzieć, jak to się w końcu stało, że Krys jest tu z nami, to może powiem czego dotyczyło moje życzenie..
- ..jakie znowu życzenie.. - wtrąciła dziewczyna.
- Cicho, potem dopowiem.. - spojrzałem na nią karcąco i wróciłem wzrokiem do Willa - ..zażyczyłem sobie, aby "wszystkie osoby, które darzę miłością, powróciły". Siłą rzeczy powróciliście oboje, bo kocham was obojga, jeśli mam być szczery...
- Wiedziałem. - wysyczał - Mimo tego czasu który spędziliśmy razem ty nadal..
- Ja pierdole William, weźże pomyśl zanim coś powiesz. - krzyknąłem - Zamierzasz stale przytaczać argumenty "ojej, jesteśmy ze sobą tak długo"? Mam ci powiedzieć ile lat przeżyłem z Krystyną, ile lat poświęciłem na pomszczenie jej i ile lat spędziłem w samotności przywołując jej obraz każdego dnia? Nie? No to jeśli już masz być o coś wściekły niech to będzie przynajmniej miało jakiś sens...
- Czyli już w ogóle nie mam żadnego znaczenia dla ciebie?! - wrzasnął.
- Powiedziałem "wszystkie osoby, które darzę miłością". Jeśli szukasz dowodu na to, że cię kocham, to fakt, że tu stoisz jednak o tym świadczy... - brewka mi tyknęła -..poza tym znowu "czy JA nie mam znaczenia". A jakie ja mam dla ciebie znaczenie, co? Istnieję tylko po to, zeby zaspokajać wszystkie twoje zachcianki?

<William?>

5 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantoma

Nie mogłem w to uwierzyć... Co się w ogóle tutaj teraz działo?
- Jak mogłeś...- warnąłem i złapałem go za szyję.- To dlatego tak szybko chciałeś się przeprowadzić i byłeś taki miły?- podniosłem go do góry jedną ręką i zacząłem dusić.
W tamtym momencie zrozumiałem też swój sen, czy Phantom mnie właśnie związał? A może już jestem w trumnie i czekam na zakopanie? I dlaczego kurwa nie ma tego jebanego wieka?! Byłoby łatwiej.
Skoro on ożywił też Krystynę to znaczy że mnie nie kocha i być może ożywił mnie przypadkiem.
- Jesteś oszustem.- warknąłem i ścisnąłem mocniej jego gardło, widziałem jak robi się siny.- Nie... Jesteś pierdolonym kłamcą!- rzuciłem go na ziemię, a on zaczął łapczywie łapać powietrze.- Gorszym niż ja.
- William...- chrząknął.- Ja ci wszystko wyt...
- Po co ją ożywiłeś?!- krzyknąłem.- Po jaką cholerę w takim razie ożywiłeś mnie? Gadaj!- kopnąłem go.
- Zostaw go już!- usłyszałem jej piskliwy głosik. Już prawie zapomniałem, że ona za mną stoi, a odezwała się i moja wściekłość wzrosła. Uśmiechnąłem się szeroko i odwróciłem do niej.
- Musimy pogadać.- powiedziałem miło i zbliżyłem się do niej z nietarulaną szybkością.
- Nie ma o czym rozmawiać.- stwierdziła.- Phantom jest mój, tylko mnie kocha i możesz już iść.
- Po pierwsze: zamknij ryj.- zachichotałem, niby mój głos był miły, ale przerażający, nawet Bezimienny się wzdrygnął.- Po drugie: Umarłaś, nie żyjesz, jesteś przeszłością, wspomnieniem. Phantom jest teraz ze mną, kocha mnie i jest mój. Tobie jedynie możemy znicz postawić.
Chciała coś powiedzieć, ale nadal się uśmuechając zamachnąłem się i uderzyłem. Specjalnie nie trafiłem w jej twarz tylko w ścianę, w której zostało spore wgniecenie.
- Powiedziałem że masz się przymknąć. Nie skończyłem.
Widziałem że się bała, ale nie chciała tego pokazać. Spojrzała błagalnie na Phantoma.
- Ann.. Zrób coś kochanie.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na mężczyznę z mordem w oczach.
- Zostań!- warknąłem.- Nie waż się zareagować bo wylecisz stąd przez okno i nigdy nie wrócisz.- odwrociłem głowę do Krystyny i znów się uśmiechnąłem.- Mam jeszcze jedną sprawę szmato, zaczekaj tu momencik.
Odwróciłem się i poszedłem do sypialni, moje skarbie na coś w końcu się przyda. Wyjąłem go i wyszedłem z pokoju.
- Po trzecie.- pewniej złapałem karabin maszynowy i wycelowałem w Krystynę.- Wypierdalaj stąd.

4 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

- A co, łapki odjęło? - spojrzałem na niego. Miałem inne rzeczy do roboty niż robienie mu w tej chwili śniadania. Szukałem w gazecie jakiegoś szybkiego sposobu na zarobek i wyniesienie się stąd - Szukam pracy..
- Naprawdę~? - spojrzał na mnie zaskoczony i spojrzał na gazetę - I masz coś ciekawego?
- Jedynie wyprowadzanie psów.. ale to nie starczy na szybką przeprowadzkę..
- Naprawdę chcesz się tak szybko przenosić? - spytał - Coś się stało?
- Przecież ci mówiłem. - odwróciłem wzrok i łyknąłem herbaty - Bruno może chcieć się zemścić za to, że nie dostał artefaktu..
- Czy tylko o to chodzi? - spytał William poważnie - Dziwnie się zachowujesz od kiedy..
- A myślisz, że mogę zachowywać się normalnie po tym co się stało?! - spojrzałem na niego udajac wściekłość i przelewając w to całe zdenerwowanie - Zginąłeś! Myślisz, że chcę to powtórzyć?!  - William przyglądał mi się ni to wystraszony ni to zamyślony.
- Co to, co to...?  -nagle w naszym domu rozległ się chichot - Zwady jakieś..
- Nie, tylko nie to dziecko.. - wywróciłem oczami - ...proszę, niech ktoś ją stąd wyniesie.
- Dlaczego..? - zmora opadła zwinnie na podłogę, zupełnie znikąd  - Poza tym nie ważne. Ktoś was szukał. - moje serce zamarło - Dziewczyna szukała fioletowowłosego mężczyzny.. - poczułem, jak robi mi się gorąco - ..o imieniu Phantom.
- Dziewczyna..? - Will i bezimienny spytali jednocześnie.
- Coś ty zrobiła.. - spojrzałem ze szczerą zawiścią na dziewczynkę - ..gdzie ona jest?! - odrzuciłem gazetę i przewróciłem kubek, z którego trysnęła niedopita herbata - Błagam, nie mów, że ją tu przyprowadziłaś?
- Stoi przed drzwiami.. - spojrzała na mnie niewinnie - ..czy to.. źle? - poczułem, jak robi mi się słabo.
- Phan... - Will spojrzał na mnie podejrzliwie - ..jaka znowu dziewczyna.
- Żadna... - ruszyłem w stronę drzwi - ..myślę, że może chodzić o Oksanę.. - znowu kłamstwo. - Zasłońcie okna, zabarykadujmy drzwi, niech Anna wyjdzie i powie, że to tylko żart...
- Uh, nie! - Anna zaczerwieniła się ze złości tak bardzo, jak tylko martwi potrafią - Powiedziała, że ma na imię Krystyna! - krzyknęła na całe gardło. I nastała długa, kłopotliwa cisza.
- Sądzicie, że was tam nie słychać przed drzwiami..? - nagle moim oczom ukazał się duch przeszłości - To się mylicie. - napotkałem parę naburmuszonych oczu - Słychać i to mocno. Jakiej to znowu Oksany się spodziewasz... - spojrzeliśmy sobie w oczy - ..Ann? - Krystyna uśmiechnęła się.
- ... - w tej chwili nie byłem w stanie się poruszyć. Nie miało dojść do tej chwili. Nie chciałem jej zobaczyć. Bo wiedziałem, że to się stanie.
- Patrzysz jakbyś zobaczył ducha... - spuściła oczy zakłopotana - ...choć w sumie patrząc na tę dziewczynkę.. i na mnie... nic dziwnego. - dalej nie byłem w stanie odpowiedzieć. Nie widziałem jej od tamtej felernej nocy. Gdy zginęła.
Ratunek, ratunek, ratunek, ratunek!  Było bardzo źle. Nagle napięcie powróciło. Właśnie Krysia znalazła się w jednym pokoju z Willem. Przeszłość i przyszłość złączyły się! To się skończy śmiercią kogoś i tym kimś na pewno będę ja. Amnezja, amnezja! Mogę udać, że nie znam Krystyny... jednak Will ją znał. Opowiadałem mu o niej. To nie wchodziło w grę.. więc pozostało mi jedynie..
- Krystyna..? - wybełkotałem - C-co ty tu robisz... k-kim jesteś i dlaczego wyglądasz jak ona?! - dodałem drżącym głosem - Kim jesteś!? - zawyłem wściekły.
- Nie wychodzi ci. - jej obojętny wzrok nadal na mnie spoczywał. W sumie to wyglądała trochę jakby obserwowała niedorozwinięte dziecko starające się zrobić coś kompletnie bez sensu - Przecież wiesz, że to ja.
- A-ale..! - nadal usiłowałem pokazać, że absolutnie nie wiem nic o jej powstaniu z martwych. - Przecież ty nie żyj...
- Zaczynasz mnie  wkurzać. - nagle poczułem tęgie uderzenie w splot słoneczny - Przestań udawać.. - nadal mnie tłukła, a mnie złapał bezdech - ..bo to głupie. A ty nie jesteś głupi, Ann. Może trochę nieudolny społecznie, ale przecież nie ma niczego, nad czym nie moglibyśmy popracować.. - brewka jej dygnęła, ale w końcu przestała mnie okładać, a ja zastygłem w przykucu słowiańskim.
- Rozumiem.. - jęknąłem - ..więc żadne drastyczne..
- Oj bo z tobą się inaczej nie da. - westchnęła - Paplałeś pierdoły to ci przerwałam, to wszystko. Z resztą. - spojrzała na mnie z uśmiechem wyrażającym tym razem bardziej czułość niż sadystyczną chęć skrzywdzenia mnie - Naprawdę miło cię znowu widzieć, Ann... - i tak oto, w przeciągu jednej setnej sekundy, naiwnie podnosząc głowę do góry, zostałem oficjalnie zabity przez Willa. Co z tego, że się ruszałem. Byłem martwy. Tak. Martwy bardziej niż Krystyna przez te wszystkie lata. Jej usta złączyły się z moimi, a ja poczułem, jak wszystkie moje instynkty samozachowawcze wyją.
- C-czekaj! - moja szybkość odsunięcia się pod ścianę była zniewalająca - Czekaj, czekaj, czekaj, czekaj!
- Co to ma niby znaczyć... - nagle usłyszałem męski głos, od którego serce mi zamarło - ..co ty sobie myślisz, lampucerny szlaufie! - przez moment aż spojrzałem na niego dziwnie. Co w ogóle te słowa oznaczają. Nie zdążyłem jednak nawet się zastanowić, bo jego but wylądował na mojej twarzy. Skuliłem się pod ścianą jeszcze mocniej niż poprzednio. Jeszcze mi tego brakowało, nosz zero wsparcia.
- Kim jesteś? - Krysia spojrzała na niego z nutką zaskoczenia - Że pierzesz mojego faceta?
- Twojego?! - William odwrócił się do niej z wojowniczą miną - Nie pozwalaj sobie babsztylu! Phan to mój chłopak..
- Ah! - nagle doznała jakby olśnienia - To ty jesteś tym facetem, którym Ann się zaspokajał pod moją nieobecność.. - teraz to naprawdę umarłem - ...jestem zaskoczona tym, że w ogóle jeszcze tutaj jesteś. Ja na twoim miejscu uciekłabym z płaczem, gdybym tylko zobaczyła, że pod jednym dachem z moim kochankiem jest jego była, którą nadal kocha bardziej od ciebie.. - byłem na krawędzi zemdlenia. Nigdy bym nie przypuszczał, że będzie tak źle. Aż tak źle. To najprawdopodobniej najgorszy scenariusz jaki kiedykolwiek mógł powstać - ..aczkolwiek jestem ci wdzięczna za lekkie ucywilizowanie go.. - uśmiechnęła się - ..jednak sądzę, że od tej pory sobie.. poradzimy bez żadnych pomocy dodatkowych.. - spojrzała na niego z niechęcią.
To był ten jedyny moment kiedy mogłem zareagować, powiedzieć prawdę, zatrzymać Willa, cokolwiek byle nie rzucili się na siebie.
- Czekajcie, ja to wytł.. - poderwałem się, ale w tej samej chwili zostałem ponownie uderzony przez Willa, tym razem pięścią w twarz. Masz ci babo placek. Ja tu chcę dobrze..
- Ty wstrętna świnio! - kopnął mnie, babok jeden. - Ją też ożywiłeś, tak?!

<William?>

3 kwietnia 2016

Od Williama c.d Phantoma

Znów tam leżałem, byłem związany i otaczały mnie drewniane ścianki, które potem zamieniały się w ściany ziemi. Widziałem jednak niebo które było nade mną.
- Phan..?- szepnąłem trochę zdezorientowany.
Pokazał się. Zobaczyłem jego uśmiechniętą twarz, nachylał się nad grobem.
- Wyciągnij mnie stąd..- jęknąłem błagalnie.
Wtedy wyprostował się i znikł, chciałem usiąć żeby zobaczyć gdzie poszedł ale na moją twarz zrzucił ktoś grudę czarnej ziemi.
Wyplułem piach i krzyknąłem przestraszony:
- Phaaantom!
- Śpij William, śpij.- Zaśmiał się i kolejne grudy ziemi poleciały na mnie.

Obudziłem się z krzykiem, byłem cały spocony i trzęsłem się. Dotknąłem swojej twarzy by upewnić się że nie mam na niej żadnej ziemi.
- Will? Co jest?- poczułem jak mężczyzna mnie obejmuje. Musiałem go obudzić swoim krzykiem.
Spojrzałem na niego przerażony, jednak wtedy upewniłem się że to na pewno nie sen.
- Przepraszam...- szepnąłem i otarłem twarz.- Śnił mi się po prostu zły sen.
- To tylko sen.- uśmiechnął się lekko i przytulił mnie mocniej.
- Oby tak było.- pociągnąłem nosem.
- Dasz radę zasnąć?
- Myślę że tak.
Położyliśmy się i fioletowowłosy pocałował mnie czule. Wtuliłem się w jego ciało i zamknąłem oczy, dopuki nie zasnąłem to czułem jak mnie głaskał.

Obudziłem się dopiero o jedenastej. Phantoma w łóżku jeż nie było. Na szczęście nie śnił mi się już żaden koszmar, a tamten był naprawdę dziwny... Dlaczego akurat Phantom mnie zakopywał? I dlaczego drumna nie miała wieka?
Zwlokłem się z łóżka i podszedłem do szafy.
- To może oznaczać wiele rzeczy...- stwierdziłem do siebie.
Wyjąłem ciuchy i zacząłem się ubierać.
- Na przykład to, że Phan chce się mnie pozbyć i nie dba o to czy będę to widział i czy będzie to dobrowolne.- przygryzłem wargę i założyłem różowe skarpetki.- Albo się spieszył i nie przemyślał tego co zrobił lub chce zrobić...
Nie powinienem się nad tym zastanawiać, równie dobrze to może być głupi sen.
Ubrany już wyszedłem z pokoju, Phantom  czytał gazetę przy herbacie, a Bezimienny siedział przy stosie książek które chyba chciał posegregować, lub po prostu przeczytać.
- Doberek~.- uśmiechnąłem się szeroko.- Jest jakieś śniadanie dla mnie?

[Phantom?]

2 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

Ciężko powiedzieć po jakie licho się zgodziłem na to. Nie miałem absolutnie ochoty. Cieszyłem się, że William żyje i najchętniej bym go teraz wymacał za wszystkie czasy, ale była inna kwestia, która nie dawała mi spokoju. Kwestia tego, że niedługo możemy mieć gościa, którego Will źle przyjmie.
Umyłem się szybko i wyszedłem z łazienki, prawie rozbijając twarz Bezimiennemu. Spojrzał na mnie pretensjonalnie, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia: wyminąłem go i podszedłem do okna, zasłaniając je całkowicie. Zaczynało zmierzchać i lampy na ulicy zapaliły się. W powietrzu unosił się aromat z pobliskiej kawiarni.
- Masz jakieś problemy..? - blondyn porzucił pomysł na umycie się i patrzył na mnie zainteresowany, trzymając w rękach stary ręcznik, który byliśmy mu w stanie zapewnić - ..czyżby związane z życzeniem?
- Zamknij się. - spojrzałem na niego wrogo. Dlaczego on w ogóle tu był? Kto go tu wpuścił - I jeśli jeszcze raz powiesz coś sprzecznego z tym co mówię... - zmarszczył czoło.
- Rozumiem, rozumiem. - pokiwał głową zadowolony - Więc to życzenie zrobiło coś złego..
- Nie. - uciąłem - To życzenie przywróciło wszystko do normy.. - spojrzałem jeszcze raz niespokojnie, rozchylając zasłonkę - ..gdyby Seion wypowiedziała swoje życzenie, nie byłoby tu teraz tego miasta. Nikt by nie zginął.
- W porównaniu do niej zachowałeś się dość egoistycznie, nie sądzisz? - spojrzał na mnie - Poświęciłeś szczęście wielu osób, a i tak sam nie jesteś szczęśliwy. Zadziwiasz mnie.. - pokręcił głową.
- Wcale nie. To Seion była ślepa. - odsłoniłem okno aby widać było kawiarnie - Widzisz ich? - spytałem wskazując na pary siedzące na ganku - Kochają się. Poznaliby się, gdyby nie Levria? Najprawdopodobniej nie. Nie narodziłyby się też ich dzieci. Może i uratowałaby niektórych, ale zabiłaby innych. Niektórzy są szczęśliwi, że jest tak jak jest. Przeszłości się nie zmienia. Jeśli się to robi to zazwyczaj wychodzi źle.
- Więc skąd to życzenie..? - uniósł brew - Jesteś masochistą lubiącym popadać w kłopoty?
- Nie. - zasłoniłem okno - Ale są ludzie, których kocham, a których nigdy nie byłoby mi dane już zobaczyć. Jest osoba, którą kocham, ale nie pamiętam już nawet jej twarzy. Dlatego chcę aby dostały drugą szansę i ułożyły sobie życie. Ale beze mnie.
- Toś wymyślił.. -westchnął przewracając oczami.

<William?>

2 kwietnia 2016

Od Williama c.d Pahntoma

Phantom dziwnie się zachowywał, pewnie coś przeskrobał i nie chce się przyznać.
- Phantom... Ale nie mamy pieniędzy na nowe mieszkanie.- powiedziałem i dotknąłem jego policzka swoją ziemistą łapką.
Trochę nie podoba mi się że zostałem zabity , ale najważniejsze jest to że Phanek mnie uratował i jesteśmy cali.
- To wymyślimy coś żeby wynieść się z tej klitki.- w końcu na dłużej spojrzał mi w oczy.
- Kocham cię.- podciągnąłem się troszkę i zacząłem go całować po ustach.
- Smakujesz ziemią..- szepnął, ale nie przestawał.
- A ty krwią.- uśmiechnąłem się lekko i wsunąłem język do jego ust.
Całowaliśmy się tak chwilę gdy tą uroczą scenę przerwał Bezimienny.
- Możemy już iść?
- Ta.- Phan oderwał się ode mnie i spojrzał na niego.
- Poniesie mnie ktoś?- zrobiłem słodkie oczęta.- Trochę nie mam siły.
- Też jestem zmęczony.- Mruknął i wzruszył ramionami.- Wstawaj.- sam się podniósł i pomógł mi wstać. Miałem tak zdrętwiałe kończyny że szok.
- No dobra.- wziąłem mężczyznę za rękę. Ruszyliśmy powoli w stronę domu.

Z racji tego że co jakiś czas musiałem odpocząć to w mieszkaniu znaleźliśmy się pod wieczór. Pierwsze co to poszedłem do łazienki. Byłem cały czarny i ukleiony od krwi. Włączyłem wodę żeby wanna się napełniła i zacząłem się rozbierać. Powoli sobie przypominałem dlaczego mam grudkę ziemi w bokserkach.
- Pogrzebali mnie.- powiedziałem i spojrzałem w lustro. Wyglądałem gorzej niż okropnie, nawet przypominałem zombie.
Gdy wanna była już pełna to śmiało do niej wskoczyłem. Tak dawno nie czułem tego ciepła.. W końcu miałem szansę porządnie się umyć i nie zamarznąć jednoczenie.
Prawie zasnąłem, ale gdy głowa mi opadała na bok to do środka wszedł Phan.
- Żyjesz?- zapytał i zajął się jakąś rzeczą. Chyba wymieniał ręczniki.
- Hm? Tak.- mruknąłem i roztarłem powieki.- Już wychodzę.- wypełzłem ospale z wanny i otuliłem się miękkim, wielkim różowym ręcznikiem.- Porobimy coś przed snem?- zapytałem wyjmując korek z wanny.
- Co masz na myśli?- zapytał i zdjął koszulę.
- Seks.- stwierdziłem i ziewnąłem.
- Jasne.- zaśmiał się.- Muszę się tylko umyć.
- To ja idę do pokoju.- wyszedłem z łazienki. Nadal byłem tylko opatulony w ręcznik i miałem kompletnie gdzieś że Bezimienny był w domu.
Podreptałem do sypialni i położyłem się na łóżku.
- Poczekam na niego.- stwierdziłem.
I nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

[Phantom?]

1 kwietnia 2016

Od Phantom'a c.d. Williama

- Co  ty wyprawiasz? - rzuciłem do Willa - Nie możemy przygarnąć tego gościa.
- Czemu? - spojrzał na mnie - Zamierzasz się mną wiecznie wysługiwać w gotowaniu? Nie ma mowy!
- Nie o to chodzi... - spojrzałem wrogo na blondyna, który wydawał się niewzruszony. - Jak niby zamierzasz ukryć te skrzydła?
- Zarzucę coś na siebie.. a potem będę rzadko wyłaził z domu. - wzruszył ramionami - Nie ciągnie mnie do brudnych ludzi na ulicy...
- Jeśli nie ciągnie cię do brudu, nie radzę wchodzić do naszego domu.. - zauważyłem.
- Ważniejszą kwestią jest to, co tu się właściwie stało! - William wrócił do niewygodnego tematu - Natychmiast gadać..!
- Nie stało się nic ważnego. - spojrzałem na niego wręcz z matczyną czułością w oczach -  Już wszystko jest dobrze. Możemy spokojnie wracać do domu. Już nigdy nie zrobimy nic, co by zagroziło..
- Zginąłeś. - Bezimienny przerwał mi - Ale już żyjesz. Phan przywrócił cię do życia dzięki życzeniu.
- Niemożliwe.. - spojrzał na mnie, a ja uniknąłem jego wzroku. Spojrzałem ze szczerą nienawiścią w oczach na tego bezmózgiego aniołka. Jeśli William by się dowiedział co ja zrobiłem... - ..Phatuś! - chłopak rzucił się na mnie z radością - Czy to prawda, czy to prawda~?
- Tak. - opuściłem głowę - Oczywiście, przecież widzisz...
- Jesteś wspaniały, a ja już się bałem, że nie dasz rady i zginiemy.. - westchnął z ulgą i przeciągnął się - dzisiaj nasz wielki dzień! - rozejrzał się - Sam wszystkich załatwiłeś?
- Tak jakby.
- Dla mnie~? -  spytał cały w skowronkach.
- A niby.. dla kogo? - spytałem cały czas wodząc oczami w lewo i w prawo, nie chcąc na niego spojrzeć.
- Masz rację, głupie pytanie! - zaśmiał się i uderzył w czoło - Niemniej mógłbyś na mnie spojrzeć! - rzucił mi karcące spojrzenie - Co tak biegasz tymi oczami? Coś jest ze mną nie tak?
- Nie, nie.. - pokręciłem głową z uśmiechem. - ..wszystko jest wreszcie w porządku.
- "Wreszcie w porządku"? - spojrzał na mnie pytająco - Co to niby ma znaczyć?
- No, że wreszcie znowu widzę cię żywego~! - uśmiechnąłem się szczerze - Nawet nie wiesz co ja tu przeżywałem, gdy cię nie było. Gdy bliska ci osoba odchodzi... - znowu spoważniałem - ..to nawet po upływie lat, gdy wszystko się zaciera, nadal chcesz aby wróciła choć na moment. A co dopiero gdy to stało się kilka chwil temu! - William wydawał się zadowolony tą odpowiedzią. Jeśli coś mu nie pasowało: nie okazywał tego wprost. Najprawdopodobniej nigdy już nie wrócimy do tego tematu. - Myślę jednak, że powinniśmy zmienić miejsce zamieszkania... - spojrzał na mnie pytająco - ..Bruno, Oksana i cała reszta... tym razem oni być może będą chcieli się nas pozbyć. Proponuję przenieść się daleko od Miasta. Może do innej miejscowości? Nie wiem..

<William?>

1 kwietnia 2016

Od Is cd. Eleny

Byłam pewna, że pożałuje mojej decyzji, ale mimo to sięgnęła po następne ciasteczko. Szczerze mówiąc wcześniej nie jadłam zbyt wielu słodkości, a teraz czułam, że był to czas stracony.
Zresztą, obecnie nie miałam zbyt dużego wyboru...
W okolicznych wioskach wszystkie puby czy oberże podawały jedynie mięso i ziemniaki w dowolnej kolejności.
Z tego co zdążyłam zauważyć żadnemu z stałych klientów to nie przeszkadzało,tym bardziej z jedynym napojem było tanie piwo, smakujace jak  woda z octem i spirytusem.
Zresztą, czego możnaby się spodziewać po tak barwnych postaciach?
Wystarczyło, że Elena poszła do toalety, żeby jakiś pijany facet zapronowal mi szybka przygodę bez zobowiązań.
Muszę przyznać ze czułam się bardzo nieswojo w tego typu miejscu, ale Elena chyba wyczuła wszystko swoim  instynknem i w porę wróciła z odsieczą.
Od tej przygody żywilam się głównie wypiekami Barry'ego, co jedynie polepszalo jego dość zepsuty humor.

***
Jednak na szczęście dla mojego żołądka, jeszcze tego samego dnia Barry dostał zaproszenie na rodzinną imprezę w ramach  "przepicia" nowego  małżeństwa.
Mimo, że cel ten nie wydał mi się zbyt rozsądny, zgodziłam się być osoba towarzysząca.
Elena uznała ze mimo wszystko zostanie, ale zachęcała nas obojga do spędzania do spędzenia nocy u kuzynów.
Mimo,  że Barry na początku się opierał, został pokonany przez retoryczne argumenty.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie moglibyśmy zabrać z nami Jamey'go i mimo że Elen uznała to za dobry pomysł, chłopak nie zgodził się belkoczac coś jedynie o swoim bracie.
Mimo że martwilam się trochę o starego kumpla mojej przyjaciółki, uznałam, że  zostaje w dobrych rękach wiec z ledwie lekkim niepokojem odjechałam na imprezę poślubną.

{cd. Elena
Mam nadzieję że się podoba ;-)}