-Dziękuję.
Amadeusz uśmiechnął, a zaraz po tym oblał go rumieniec.
-To... to ja przyjdę za chwilkę.
Juz chciał zamknąć drzwi, ale go powstrzymałam.
-Kiedy jedziemy?
-Dziś wieczorem.
Kiwnęłam głową i weszłam do malutkiej łazienki.
W mojej torbie były moje ulubione sukienki, ale wiedziałam, że założenie ich tym stanie byłoby torturą.
W końcu zdecydowałam się na czarny top i krótkie, jeansowe spodenki.
Odłożyłam je na półkę i weszłam pod lodowatą wodę, przynosząc ulgę poparzeniom.
Owinęłam włosy ręcznikiem i Spojrzałam w lustro.
Na udach widziały poparzenia od zupy, Miałam przypalone łydki i ręce.
Najgorzej jednak przedstawiał się brzuch.
To było... straszne? Obrzydliwe?
Prawa strona była praktycznie czarna.
Z rany unosił się obrzydliwy skąd spalenizny i krwi.
Zdecydowałam się na jeszcze jedna kąpiel.
Po założeniu ubrań z dezaprobatą popatrzyłam na najgorszą ranę.
Przydałoby się ją zasłonić, ale męka normalnego T-shirtu nie była zbyt kusząca.
Wyszłam do pokoju gościennego i wygrzebałam z torby czarną bluzę, na wypadek, gdybym musiała pokazać się w miejscu publicznym.
Zgarnęłam wszystkie rzeczy i zaczęłam pakowanie.
***
Wyszłam z pokoju w bluzie.
Przed drzwiami stał rudy kot i jego właściciel.
Ten drugi miał zaniepokojoną minę, która zniknęła dopiero po chwili.
-Co tyle tam robiłaś? Zacząłem się ju...- przerwał i zmierzył wzrokiem moją torbę. -Aha.
Mruknęłam coś cicho.
Chyba chciał wziąść moją torbę z kurtuazji, ale niechcący zachaczył o moją rękę, na co odpowiedział głośnym sykiem.
Zabolało.
Blondyn patrzył na mnie przez chwilę.
-Chodź, trzeba cię opatrzyć.
Przez chwilę się opierałam, ale w końcu dałam spokój.
Miałam nadzieję, że nieszybko będzie chciał zająć rękoma. To by oznaczało ,ze musiałabym zdjąć bluzę.
Ugh.
Ta rana była naprawdę okropna.
<cd. Amadeusz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz